niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 3

Rozdział 3
Chloe
  Jedna osoba jedno pytanie. Nila swoje już ma- w sumie to kartkę od Syzyfa, i mam nadzieje że nagroda będzie tego warta. No ale jeszcze zostałam ja, tylko jest mały problem odpowiedź uzyska ten który pokona Nereusa. Sądzę że herosi nie przychodzą i nie ustawiają się w kolejkę by walczyć z nim o pytanie.....
- Co jest?- zapytała się mnie Nila, czyli znów musiałam robić głupie miny zastanawiając się nad tym problemem, albo co gorsza zaczęłam coś gadać do siebie.
- Nic, myślałam tylko.....
- Uhuhu, ty myślałaś-przerwała mi z uśmiechem na twarzy, gdy tylko zyskała sposobność by mi dopiec.
- Tak, ja właśnie intensywnie myślałam nad......
-Ohoho, i to intensywnie- no i chyba nie miała ochoty mi darować- jak nad zapamiętywaniem no na przykład o zamykaniu auta.
- Dobra daruj sobie, zastanawiałam się nad tym jakby tu złapać tego dziada z San Francisco by mieć dwa pytania.- Może i zabrzmiałam jak jędza, ale w tym momencie nie miałam ochoty słuchać jej docinek, co u nas było normalnością.
-Och nie wiem ile się nad tym  już głowisz, ale uświadomię cię, a raczej przypomnę że nie ma dwóch pytań- Ciągnęła temat, wyczuwając że jestem nie w humorze- Jedna osoba jedno pytanie.....- Kończąc te zdanie pojęła o co mi chodzi, no cóż niektórzy ludzie muszą wszystko powoli sobie tłumaczyć.- Och, już rozumiem o co ci chodzi.
- No nareszcie.- Powiedziałam to patrząc wymownie w niebo, och musiałam- a więc wracając do tematu tabu, zastanawiam się jak to zrobić byś my mogły obydwie zadać pytania.
-Hmmm, odnalezienie go nie sprawi nam problemu, wiesz wytropię go....
-Och tak, dobra psina szukaj morskiego śmierdziela.- No dobra może i nie miałam ochoty na takie słowne docinki, ale przecież to aż się prosiło by dodać do tego jakiś komentarz.
-Hej, sądzę że pachnę podobnie jak ten staruszek a ja nie śmierdzę.
-No tak ja cię od psów wyzywam, a ty się martwisz że śmierdzisz wodorostami.
- Nie ważne, ale widzę że humorek wraca.
- Po prostu tego nie można było odpuścić.-kontynuowałam, nie dając jej się wtrącić dopóki nie skończę.- wracając do tego twojego tropienia morskich bogów, to da nam nad nim przewagę no nie? A jeśli pytanie jest uzależnione od wygranej a tak sobie myślę, że gdy razem go zaatakujemy, a inaczej nie ma sensu ponieważ zapewne jednego dnia dwa razy powalić się nie pozwoli, a my nie mamy czasu by przez parę dni biegać zanim po mieście, uzyskamy jedno pytanie. Ale chyba nie zaszkodzi spróbować.
- Och więc co, jak chcesz wyciągnąć od niego po pytaniu na łebek- Mówiła to z wyraźnym zakłopotaniem- mamy się na niego zaczaić, złapać i wyciągnąć dwa pytania?
- No właśnie, jakoś mi się nie chce bawić w podchody z jakimś starym byłym panem mórz,  więc tak przyszpilimy go gdzieś, tyle że wcale nie będziemy się skradać.
Właśnie wjeżdżałyśmy do San Francisco, Nila nie ciągnęła tematu więc uznałam to za zgodę na na mój plan, lecz po jej wyrazie twarzy można rozpoznać że nie jest przekonana, ale nie dziwię się jej sama uznałam że próba zmuszenia go będzie niewypałem, pewnie gdy każemy mu odpowiedzieć na dwa pytania zmieni się w wodorosty i z naszego zadania wyjdzie fiasko. Było środek nocy, początek dnia 26 maja, z Obozu Jupitera wyruszyłyśmy trzy dni temu, a my nawet nie opuściłyśmy jeszcze Kalifornii. Postanowiłyśmy zatrzymać się na parkingu jakiejś stacji benzynowej i tam się przespać, ponieważ byłyśmy wykończone, a zresztą staruszek i tak pewnie chrapie teraz gdzieś pod jakimś molo. Tyle nad tym myślałam i jak mogłam na to nie wpaść.
-Nila jedź na plażę, i włączaj swoje radary.
-Ale, jest druga nad ranem, Chloe co ty chcesz zrobić o tej porze.
-Zaskoczymy go– wyciągnęłam mapę ze schowka by odnaleźć najszybszą drogę nad ocean- Bo bogowie chyba też śpią no nie?
-No raczej, i co uważasz że takim sposobem uzyskamy dwa pytania?
-Nie wiem, ale co mamy do stracenia, jeśli nawet się nam to nie uda to przynajmniej od razu wykonamy zadanie Syzyfa i rano będziemy mogły opuszczać te miasto.
Jak zwykle cisza, czyli niechętna zgoda. Pokazałam drogę na mapie dla Nili. Znajdowałyśmy się nieopodal od plaży więc droga zajęła nam jakieś dwadzieścia minut.
Wysiadłyśmy z auta i ruszyłyśmy przed siebie, widziałam skupienie na twarzy mojej przyjaciółki, więc wolałam jej nie przeszkadzać. No zajęło nam to zdecydowanie dłużej niż znalezienie się nad oceanem, przeszłyśmy spory kawał, a po piachu źle się chodzi, szczególnie w środku nocy.
-Mam, czuję gdzieś blisko tego wodorosta.
-Yhm, jak blisko.- Stanęłam pokazując na molo, no bo gdzie może spać morski bóg.
-Och, no bardzo blisko.
-Więc, może lepiej go nie budźmy, na razie.- Nila skinęła głową na znak pełnej zgody. Po cichu zakradłyśmy się, w wyznaczone miejsce. Widok był trochę inny niż się spodziewałam, na piachu leżał, no coś na wzór bezdomnego staruszka w szlafroku. Spojrzałam na moją przyjaciółkę by się upewnić czy nie napadniemy na jakiegoś biednego człowieka, ale Nila była pewna że to on. No cóż z bogami się nie dyskutuje. Wydawał się mocno pogrążony we śnie, więc po prostu do niego podeszłyśmy, po czym obydwie z całych sił go przyszpiliłyśmy do podłoża. Biedaka musiało to bardzo zaskoczyć bo zmienił się w fokę, a może nie był śliski przez co nie dałyśmy rady go trzymać.
-Och dziewczęta przecież ja widzę przyszłość...- powiedział zmieniając się z powrotem w człowieka- nie da się mnie zaskoczyć w tak błachy sposób.
-No tak, a to jest logiczne.- Wtrąciła się moja przyjaciółka.
-No widzisz twój brat, parę lat temu załatwił sobie pytanie w bardziej nieprzewidywalny pomysł.
-Znów mój brat...-powiedziała poirytowana- wiem o nim od trzech dni, ale zdaje mi się że jest kimś ważnym, no nie?
-To syn Wielkiej Trójki, obrońca Olimpu no jeden z przepowiedni wielkiej siódemki.
No tak, coś tam  mówiono w obozie o Franku, Hazel, paru grekach i Gai. Tyle nas rzadko interesowało siedzenie i słuchanie o legendach, więc nie wiele z tego kojarzę, z tej opowieści wyłapałam tylko to w skład tych siedmiu najsilniejszych herosów wchodziła moja siostra, co było raczej rzadkim zjawiskiem dla dzieci Afrodyty szczególnie u jej córek. Ale nie wgłębiałam się w to za bardzo, bo stwierdziłam że ja też nie jestem taka jak reszta więc to nic wielkiego, wiedziałam przynajmniej że nie tylko ja nie jestem taka jak reszta mojego rodzeństwa.
-No dobra dość gadania, znacie zasady chcecie odpowiedź, to musicie mnie pokonać.
Po tych słowach Nereus- i dziwo nie w stronę wody- rzucił się do ucieczki. Staruszek wbrew pozorom był całkiem sprawny w bieganiu po piachu, co nam nie zbyt dobrze wychodziło. Ta cała sytuacja była żenująca, och i może mój plan nie wypalił by go zaskoczyć, to cieszyłam cię że jest środek nocy. Biegałyśmy jak głupie próbując złapać bezdomnego w szlafroku, gdybyśmy robiły to za dnia zapewne ktoś by zadzwonił po policję. To nie ma sensu, trzeba coś wymyślić, ilekroć już mamy go złapać on zamienia się w oślizgłą fokę, przez co nie możemy przytrzymać. Obok mnie stanęła Nila.
- No ty na pewno nie śmierdzisz jak on- powiedziałam zdyszana do niej biorąc głęboki wdech.
- To bóg wód nie?- wyprostowała się nie tracąc wzroku z uciekającego staruszka.
- No tak, a potwierdzeniem tego jest to że co raz zmienia się w fokę.
- Świetnie, ale dlaczego na lądzie.
- Nie wiem, ale jeśli nie chce do wody to właśnie tam powinnyśmy go posłać.- Zrozumiałam o co chodzi mojej przyjaciółce, Nereus przecież wie że ona jest córką Posejdona oraz siostrą tego cwaniaczka co go pokonał parę lat temu czyli, nie miał by z nią szans w wodzie nawet jeśli on sam jest starym bogiem oceanów. Tylko co ze mną ja w wodzie sobie nie za dobrze radzę, więc mam nadzieję, że Nila ma jakiś dobry pomysł.
- Właśnie, więc słuchaj musimy zagonić go  z powrotem w stronę molo, a potem, się zobaczy.
Nie bardzo mi się podoba ty '' potem się zobaczy '', ale nie ma czasu na obmyślenie lepszego planu, ponieważ Nereus nie zamierza na nas czekać. Ruszyłyśmy za nim, gdy się zbliżyłyśmy  moja przyjaciółka odbiła na lewo by zagrodzić mu drogę, ja również odbiegłam tak by ten dziadek mógł tylko i wyłącznie zacząć uciekać w przeciwnym kierunku, może i był jasno widzem ale tym razem nie przewidział naszego planu.
Goniłyśmy go blisko niego ale tym razem nie próbowałyśmy go złapać. Tuż przy samym molo odskoczy tak że Nereus się zachwiał, i nie upadł tylko dlatego że zanim stała moja przyjaciółka, która odepchnęła go wpadając razem z nim do wody. Staruszek znów zamienił  się w fokę, przez co dał nam trochę czasu przez to że musiał się troszkę podciągnąć do takiego poziomu wody by mógł spokojnie odpłynąć. Ja biegłam wzdłuż molo tóż nad nimi. Gdy Nila złapała Nereusa, wyskoczyłam przez barierkę, wpadając do wody ta by móc złapać się tej okropnej foki. Moja przyjaciółka użyła prądów morskich tak by szybko wyrzuciły nas na brzeg. Złapałyśmy go po może jakiś dwóch godzinach biegania za nim, jestem wykończona. Nila w wodzie odzyskiwała siły, a ja nie, na dodatek teraz byłam cała przemoczona, a ona nie. Nie lubię gdy musimy walczyć w jej żywiole.

Nila
Dobrze, że udałyśmy się na poszukiwanie Nereusa w nocy, bo dość dziwnie wyglądałybyśmy goniąc jakiegoś starego bezdomnego, który był dawnym bogiem mórz, przed moim ojcem. Mimo że on widzi przyszłość i wie wszystko, to udało nam się go złapać, choć nie było to łatwe zadanie.
-No dobra, dobra. Pokonałyście mnie, więc macie prawo do jednego pytania-poddał się w końcu bóg mórz-no to która najpierw?- Wyciągnęłam z kieszeni spodni karteczkę. Nadal była biała, podałam ją dla Nereusa.
-To jest moje pytanie i odpowiedź poproszę też na tej kartce.- Przyjrzał się kartce po czym rozwinął ją i przeczytał pytanie. Oczywiście nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy wcześniej nie zobaczyły jakie pytanie na Syzyf. Chce się dowiedzieć czy i kiedy bogowie zniosą jego karę. Współczuję mu trochę, ale trzeba trzymać język za zębami. Zwróciłam wzrok na starca, który zmarszczył brwi. Pewnie patrzył w przyszłość. Nagle przyszło mi do głowy, że nie mam długopisu ani nic, aby Nereus napisał odpowiedź. Spojrzałam na Chloe. Wyraz jej twarzy mówił, że też dopiero o tym pomyślała. Posłałam jej pytające spojrzenie, na które pokręciła przecząco głową. No super i cała wyprawa na marne. Jak można być tak głupim i nie pomyśleć o długopisie? Brawo Nila... Tak pochłonęło mnie to rozmyślanie, że nie zauważyłam, gdy Nereus podał mi kartkę.
-Nie martw się, mam swoje sposoby, aby napisać odpowiedź bez posiadania długopisu- powiedział, a ja wzięłam kartkę, która teraz pachniała jak ... wodorosty, które za długo leżały na słońcu. Jak ja też tak pachnę to muszę sobie kupić jakieś perfumy. Teraz bóg zwrócił się do mojej przyjaciółki.
-A ty jakie masz pytanie?- Chloe poprawiła ręką włosy. Zawsze tak robi jak się denerwuje, bądź  stresuje. Popatrzyła mi w oczy. Kiwnęłam zachęcająco głową. Wzięła głęboki wdech.
-Kim był mój ojciec?-zapytała. Nie dziwiłam się jej. Obie nie znamy swoich śmiertelnych rodziców, a ci boscy to za bardzo się nami nie interesują, no chyba że coś chcą tak jak mój ojciec. Te nasze odwieczne pytanie, hmmm. W końcu jedna z nas uzyska na nie odpowiedź. Ja niestety na swoja kolej muszę poczekać. Ile ? Tego już nie wiem.
-Raczej kim JEST. Jest wojskowym w siłach zbrojnych USA.- No to by się zgadzało dlaczego Chloe, jako córka Afrodyty jest dość bojowa. Ale to znaczy, że jej ojciec gdzieś jest i co najważniejsze ŻYJE. Zawsze myślałyśmy, że nasi drudzy rodzice nie żyją, a tu nagle takie coś. To może i moja matka też żyje. Mała iskierka nadziei we mnie zajaśniała. Chloe wyglądała na zaskoczoną, tak jak ja. Podeszłam do niej i przytuliłam, a ta tylko stała i patrzyła w jakiś nieokreślony punk na horyzoncie. Właśnie wschodziło słońce. Uśmiechnęłam się do niej.
-Chloe, twój ojciec żyje-żadnej reakcji-nie cieszysz się?- Nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się i  pobiegła w stronę miasta. Dlaczego tak zareagowała?
-Dziękujemy- powiedziałam do Nereusa.
-Miałyście do tego prawo. Życzę powodzenia córko Posejdona, przed tobą ważne zadanie i poważna decyzja, która może mieć niemiłe konsekwencje.- Kiwnęłam tylko głową i pobiegłam za przyjaciółką. Było może gdzieś przed 6, więc nie było zbyt duże tłumu co ułatwiało mi znalezienie jej. Niestety przez jakieś 30 min, nie znalazłam choćby wskazówki gdzie ukrywa się Chloe. Stałam właśnie przed jakimś pakiem. Na tabliczce była jego nazwa. Trochę mi zajęło rozczytanie  Golden Gate Park. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł gdzie może być córka Afrodyty. Wbiegłam do parku i patrzyłam na drzewa. Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam. Przebiegłam kilkanaście metrów. Jest ! Chloe siedziała na najwyższej gałęzi jakiegoś kauczukowca czy coś takiego. Jeden z jej sztyletów był wbity w korę drzewa.
-Chloe złaź natychmiast!- krzyknełam. Żadnej reakcji –Bo wejdę po ciebie!- Szczerze to nie umiem chodzić po drzewach. Kilka razy próbowałam, ale zawsze spadałam. No ale teraz to nie mam wyboru i zaczęłam wspinać się w górę. Po kilku długich minutach, w końcu wdrapała się na górę. Byłam cała zlana potem. Oparłam się placami pnia. No Nila, musisz popracować nad kondycją. Popatrzyłam na przyjaciółkę. Jej twarz niczego nie wyrażała. Nie było sensu zadawać pytań, bo i tak by nie odpowiedziała. Jak chce pogadać to sama zacznie. Chyba. Po 15 min milczenia zaproponowałam,żebyśmy poszły coś zjeść. Odpowiedziała kiwnięciem głowy. Zeszłyśmy i udałyśmy się do najbliższej budki z jedzeniem. Usiadłyśmy na ławce i jadłyśmy. W końcu Chloe coś powiedziała.
-Rozumiesz co to oznacza?-zapytała mnie.
-Tak, twój ojciec żyje, powinnaś się cieszyć.
-No tak, ale dlaczego wychowywałam się w domu dziecka?
-Nie pomyślałam o tym. Ale na pewno jest jakiś powód dlaczego to zrobił.
-A co może być tak ważne, aby zostawić własne dziecko? No widzisz i jak mam się cieszyć?-ścisnęła mocno swój kubek, z którego wylała się woda. Postanowiłam nie drążyć tematu. Posiedziałyśmy kilka minut i ruszyłyśmy w kierunku miejsca gdzie zostawiłyśmy samochód. Nie dziwię się teraz, że Chloe tak zareagowała. Podróż do samochodu upłynęła w milczeniu. Dobrze że nie dostałyśmy żadnego mandatu, za parkowanie na plaży. Chloe już chciała wsiąść do samochodu na miejsce kierowcy, ale to nie byłby dobry pomysł.
-Chloe, może lepiej ja będę prowadzić-złapałam ją za rękę, którą trzymała klamkę.
-A co, ty też uważasz mnie za jakąś gorszą czy coś?!-oburzyła się- Przepraszam Nila, racja ty lepiej prowadź.- I poszła usiąść z tyłu. Wsiadłam do samochodu i ruszyłyśmy do San Diego, aby uzyskać zapłatę za zadanie.

 * * *

W San Diego byłyśmy koło południa.
-Dobra, mamy odpowiedź dla Syzyfa, tylko jak teraz ją przekazać?-zapytała się Chloe.
-Yyy...-zaczęłam. Uświadomiłam sobie, że nie wiem. Super, kolejny raz nie pomyślałam o czymś oczywistym.
-Nie mów, że nie wiesz?
-No niestety, ale coś wymyślę.
-I ty mnie się czepiasz, tak ?
-Oj zamknij się-i poszłam przed siebie. Hmmm, jak tu znaleźć tego Bellerofonta? Może, jak jest synem Posejdona to go wyczuję. Stanęłam na środku chodnika i próbowałam coś wyczuć. Usłyszałam przy uchu szept przyjaciółki : No szukaj piesku, niuchaj, niuchaj. To było wredne. Walnęłam ją łokciem w brzuch.
-Ała, to bolało-powiedziała trzymając się za brzuch. Najwyraźniej poprawił jej się humor.
-Bo miało. Teraz chodź, chyba wiem gdzie szukać. Poszłyśmy nad molo. Ale nigdzie go nie widziałam. Czyżbym się pomyliła. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-Byłabyś dobrym psem myśliwskim-powiedział Bellerofont. Chloe zaczęła się śmiać. Posłałam jej mordercze spojrzenie, a ona nic. Spojrzałam z powrotem na chłopaka. Próbowałam mieć obrażony wyraz twarzy.
-Oj nie wściekaj się tak, złość piękności szkodzi-powiedział.
-Oj chyba już za późno-dodała moja przyjaciółka.
-Chloe, zabiję cię kiedyś, a teraz zamknij się !-czy ona zawsze musi dodać swoje trzy grosze?
-Dobra koniec tych potyczek słownych-przybrał bardziej opanowany wyraz twarzy – Macie odpowiedź? –zapytał. Wyciągnęłam karteczkę i podałam mu. On schował ją do kieszeni spodni.
-Świetnie się spisałyście- znowu się uśmiechnął.
-No dobra zdobyłam tą odpowiedź, teraz twoja część umowy. Dlaczego i kto chce mnie zabić?
-Och, już ci mówię. Moja droga, zbliża się wojna, takiej jakiej jeszcze nie było. Grecy sami jej nie wygrają. Może rozpętać się za rok, a może za siedem lat, ale chodzi o to, że nie wszystkim podoba się to jaką rolę macie do odegrania. A szczególnie ty Nila. Takie są Fata, kochane.-po tych słowach zniknął. Tak po prostu zniknął. Stałyśmy tak chwile nic nie mówiąc. Jaka wojna? I dlaczego to niby my mamy odegrać tam jakąś ważną role? Przecież jest tylu walecznych herosów. No jeszcze zrozumiem Chloe, ona umie walczyć i poświęci wszystko dla wygranej, ale ja? Nie dałabym rady zabić człowieka. Czy na pewno jestem córką Posejdona? Powinnam być odważna, bezwzględna i silna. Z tych zamyśleń wyrwała mnie moja przyjaciółka.
-Nila, ziemia do Nili-machała mi przed oczami ręką.
-Tak, tak, coś mówiłaś?-zapytałam troszkę jeszcze rozkojarzona.
-A czepiasz się mnie jak odpływam. Mniejsza z tym, słyszałaś co powiedział, znaczy czego nie powiedział. Wciąż nie wiemy kto chce nas, a najbardziej ciebie.
-Nie martw się, nic mi się nie stanie.
-Mam taką nadzieję. To teraz gdzie jedziemy?
-Nie wiem, na razie przed siebie.- Nie miałyśmy żądnego konkretnego celu, więc przeszłyśmy się po molo. Był koniec maja, więc słońce grzało nam plecy. Zeszłam na plażę i weszłam do wody. Mało osób spacerowało brzegiem. A gdyby tak... . Niewiele myśląc wbiegłam do wody i zanurkowałam. Czułam się jak nowo narodzona. Woda zmyła wszystkie moje troski i problemy. Mogłabym tu zostać na zawsze. No ale nie mogłam i w końcu wyszłam. Słońce właśnie zachodziło. Pod woda straciłam rachubę czasu. Znalazłam Chloe, która siedziała na piasku. Podeszłam do niej ociekając wodą. Mogłam kontrolować, czy moje ubrania mokną lub nie.
-No w końcu, ile można siedzieć pod wodą? Myślałam już czy cie tam nikt nie zabił czy coś. Chociaż tam rządzi twój ojciec, więc teoretycznie nie pozwoliłby ci zginąć. Ale jak widzę nic ci nie jest, na szczęście.
-Ta mój ojciec, super jest normalnie-może i to nie było grzeczne, ale cóż-i ty narzekasz na swojego, to popatrz na mojego.
-Jak dla mnie to mógłby nie żyć. Po pierwsze to twój ojciec jest bogiem, a mój śmiertelnikiem.
-Dobra, nie wracajmy już do tego tematu.
-Też tak myślę. A teraz chodźmy już mój wodorostku.- Nie sprzeczałam się z nią, tylko poszłyśmy do samochodu. Najpierw oczywiście przebrałam się w suche ubrania. Związałam włosy w kok i położyłam się z tyłu, dając prowadzić dla Chloe. Chociaż woda dodaje mi sił, to i tak po kilkunastu minutach zasnęłam. Znów byłam w Hadesie. Na tronie siedział władca podziemi, obok niego stały Erynie i Nico.
-Musimy się śpieszyć. Dziewczyna nie może dotrzeć do Obozu Herosów. – powiedział Hades, którego głos odbijał się echem po sali.
-Oczywiście panie, co mamy zrobić?-powiedziała jedna z Erynii.
-To przecież jasne. Macie ją zabić.
-W jakiś konkretny sposób?-zapytała kolejna ze służących.
-Nie, macie wolną rękę. Dziewczyna podróżuje z przyjaciółką, córką Afrodyty – Erynie zaczęły chichotać- nie jest ona jak reszta, umie walczyć i to dobrze. Będzie próbować ją ochronić, więc i ją zabijcie, ona też ma odegrać jakąś rolę.
-Oczywiście panie, już wyruszamy.
-Niee!-krzyknął Nico – Nie zabijaj jej, znaczy ich!-tego to chyba nigdy nie ogarnę. Najpierw był gotów mnie zabić, a teraz mnie broni. Dziwny jakiś.
-Znowu mi się sprzeciwiasz? Czemu nie zabiłeś jej wtedy w Los Angeles, byłoby już po sprawie.
-Może jakbyś mi powiedział o co ci chodzi, to może i bym się ci nie sprzeciwiał! – chyba jednak wolę, tę wersje kiedy nie chce mojej śmierci.
-Kiedyś ci powiem synu, ale nie teraz. Powinieneś być mi posłuszny mimo wszystko.
-Ale ty chcesz zabić bezbronną dziewczynę!
-Czasem te najmniej sensowne decyzje przynoszą największe korzyści.
-No chyba tylko dla ciebie-powiedział szeptem Nico.
-Idźcie zabić tą dziewczynę. JUŻ! – rozkazał Eryniom Hades. Mój sen zaczął się rozmywać. Obiecałam sobie, że jak spotkam syna Hadesa, to wypytam się niego o wszystko. Otworzyłam oczy. Słońce powoli wstawało. Przetarłam twarz i jeszcze sennym głosem powiedziałam .
-Gdzie jesteśmy?- stałyśmy na jakimś pustym parkingu. Chloe siedziała na miejscu kierowcy.
-Nawet nie wiem – odpowiedziała. No brawa dla Chloe.
-To gdzie teraz jedziemy? –zapytałam. Przyjaciółka rozejrzała się po okolicy, coś tam dostrzegła, ale nie wiem co. Uśmiechnęła się i odwróciła do mnie.
-Co powiesz na Las Vegas?-powiedziała. Wyszczerzyłam do niej zęby.
-Podróżować przez całe stany i nie zajechać do Las Vegas? Nieee –odpowiedziałam.
-No to Las Vegas, kotku- i ruszyłyśmy w dalszą podróż.

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 2

Rozdział 2
Nila
 Skierowałyśmy się do San Diego. Czemu? Sama nie wiem, miałam jakieś dziwne przeczucie, że powinnyśmy się tam udać. Podróż nie zajęła tak dużo czasu. Kiedy ja prowadziłam samochód pustą autostradą, Chloe spała na tylnym siedzeniu. Miałam więc czas dla siebie. Włączyłam cicho radio i oddałam się przemyśleniu, nie tracąc koncentracji przy prowadzeniu. Zastanawiałam się nad ostatnim wydarzeniem – spotkanie Nico di Angelo. Zaintrygowała mnie jego osoba. Myślę, że mógłby mi pomóc dojść, po co mam udać się na drugi koniec kraju.  Pamiętam, że tylko raz spotkałam ojca, po jakiś 2 miesiącach od przybycia do Obozu Jupiter. „ Jak każdego dnia, cały dzień spędziłam na ćwiczeniach. Nie chciałam wracać już do  baraków, gdzie czułam się gorsza od innych, ze względu na mojego ojca. Byłam jedynym dzieckiem Posejdona. Czemu akurat on, a nie jakieś pomniejsze bóstwo? Nigdzie nie mogłam znaleźć Chloe. Tylko ona się od mnie nie odwróciła. Postanowiłam więc przejść się po obozie. Zaszłam aż nad Tyber. Usiadłam nad brzegiem, jak najdalej od ludzi. Zaczęłam „bawić” się wodą. To chyba jedyna zaleta bycia dzieckiem Posejdona, mogę władać wodą. Jeszcze nie do końca potrafię ją wykorzystać, ale uczę się i robię postępy. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą wysokiego mężczyznę o ciemnych włosach i morskich oczach. Był ubrany w hawajską koszulę i bermudy. Patrzyłam na pana mórz, na mojego ojca w ludzkiej postaci. Uklękłam przed nim, gdyż wypadało oddać szacunek dla boga.
-Wstań Nila.- powiedział Posejdon. Posłusznie wstałam i popatrzyłam w oczy takiego samego koloru co moje. Kiedy przyjrzał się mi, jego kąciki warg lekko się uniosły.
-Mam coś dla ciebie- wyjął z kieszeni spodni małą niebieską spinkę. Podał mi ją i wtedy zobaczyłam, że ma mały trójząb, zrobiony prawdopodobnie z pereł. Kiedy dotknęłam go, spinka zmieniła się w miecz. Był doskonale wyważony i pasował do ręki, a na dodatek świecił lekko na niebiesko. Patrzyłam z podziwem na broń. Dotknęłam znowu na trójząb, a miecz zmienił się z powrotem w spinkę, którą przypięłam do włosów. Popatrzyłam na ojca z wdzięcznością.
-Dziękuję-zdołałam tylko powiedzieć.
-Mam nadzieję, że będzie ci dobrze służyć.-odpowiedział.
-Posejdonie?
-Tak Nilo?
-Chciałam się zapytać o moją matkę, kim ona była?-zdałam się na odwagę, aby o to zapytać.
-Kiedyś dowiesz się całej prawdy, ale jeszcze nie dziś. Będę miał dla ciebie pewne zadanie i będę wymagać od ciebie pełnego posłuszeństwa. Ale na razie żegnaj córko.
-Nie, czekaj-ale on już zniknął. Opowiedziałam o spotkaniu z Posejdonem dla Chloe lecz przemilczałam nasz dialog.” Do San Diego zostało kilka kilometrów, a była jeszcze noc. Zjechałam samochodem na jakiś pusty parking. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki i poszłam spać. Śniło mi się, że byłam w Hadesie, ale tylko jako obserwator. Stałam przed ogromnymi czarnymi drzwiami. Popchnęłam je i weszłam do środka. Znajdowałam się w Sali tronowej. Przed mną stał tron, a na nim siedział władca Podziemia – Hades. Był ubrany w czarne spodnie i taka samą koszulę. Przed nim stał Nico. Podeszłam bliżej, aby usłyszeć o czym mówili.
-Na pewno to ją mam zabić?-zapytał się syn.
-Tak, w przepowiedni chodzi o dziecko jednego z Wielkiej Trójki, a tylko ona nie skończyła jeszcze 19 lat.
-Ale, czy musimy ją zabijać? Może Posejdon ma rację, że jej ufa. Nie będzie tak źle jak ci się wydaje ojcze.
-Nie! Tylko ja dochowałem przysięgi, a Posejdon po raz kolejny ją złamał, musi za to zapłacić-oburzył się bóg.
-Ale w ten sposób nic nie osiągniesz, tylko zabiję niewinną dziewczynę.
-A co cię obchodzi ta dziewczyna? Nic, jest kolejnym problemem!
-To siostra Percy’ego! Nie mogę tego zrobić!
-Czasem zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby, gdyby Bianca żyła.- Po tych słowach Nico wyszedł z sali, a mój sen się rozwiał. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie promienie wschodzącego słońca. Czy ten sen to była tylko wyobraźnia, czy to się działo naprawdę? Obudziłam Chloe i poprosiłam, aby teraz to ona poprowadziła. Ja przesiadłam się na tył i próbowałam się zdrzemnąć.

Chloe
   Ja nie potrafię prowadzić? Ja jestem świetnym kierowcą, no dobra może raz, rozbiłam auto wypadając z drogi, bo skręciłam nie w tą stronę, ale to i tak była wina Nili, zamyśliłam się to prawda, ale żeby od razy się drzeć, bo wskoczyłam na nie ten pas. No cóż ale przynajmniej mogłam się przespać. No dla herosa może to nie jest wspaniały wypoczynek, ale ten dzień był naprawdę wykańczający. Śniło mi się to samo już od dobrego miesiąca, las, wilki i klif. Widziałam też siebie biegnącą, ale samą a jeśli herosi mają prorocze sny, to gdzie była Nila? Nie ważne, co będzie to będzie, teraz jesteśmy …...... ? W San Diego?!
-Yyyy, Nila czy my jesteśmy w San Diego?
-Yhm, tak jakoś wyszło-odpowiedziała starając się wyciągnąć, co było dosyć trudne ze względu na to że auto nie było za duże.
-Ale wiesz że jedziemy w odwrotnym kierunku- ciągnęłam- lub na około.
-Spokojnie, wiem gdzie jest San Diego, to ty tu jesteś od mylenia kierunków - Nila wysiadła z samochodu i otworzyłam tylne drzwi po czym dodała patrząc gdzieś w oddalony punkt nie obecnym wzrokiem- niech stracę, teraz ty prowadzisz, no droga jest już dosyć prosta kilka kilometrów autostradą i jesteśmy w mieście.
No nie czy ona zawsze będzie mi to już wypominać, raz jeden raz mi się zdarzyło. No ale nie dopytywałam dlaczego akurat tędy jedziemy do NY, wiedziałam że Nila musiała mieć jakiś powód by obrać właśnie taką drogę tylko co...........?
-Na bogów Chloe czy ty nawet na minutę nie możesz utrzymać skupienia?!- Wyrwała mnie z zamyślenia, po czym szybko wygramoliłam się z auta i u siadłam na miejscu kierowcy. Hmmmm przypomniało mi się że powinnyśmy coś zjeść do póki mamy taką sposobność. Widocznie Nila pomyślała o tym samym bo gdy usiadła na przednim miejscu dla pasażera podała mi kanapkę i kawę, którą kupiła w barze obok stacji benzynowej. Gdy byłyśmy już gotowe wyruszyłyśmy w stronę San Diego, panowała cisza, więc postanowiłam włączyć radio. Dotarcie do miasta zajęło dwadzieścia minut, nie do końca wiedziałam gdzie mam jechać więc postanowiłam, że się zatrzymam i dowiem się co my w ogóle tu robimy.-Dobra jesteśmy na miejscu, tylko zboczyłyśmy z  kursu ale okej niech będzie że ci ufam nie ? A więc co teraz mamy tu zrobić.-Po czym zauważyła że moja przyjaciółka śpi, więc wartowało by ją zbudzić.-NILA POBUDKA!!!!-Krzyczałam trzęsąc nią. Po czym szarpnęła się uderzając głową w szybę- Co się dzieje?!-zapytała zdezorientowana, po czym widząc mój uśmiech na twarzy dodała- Ha ha bardzo śmieszne, ciesz się że nie użyłam mojej spinki.
-Ciesz się że nie użyłam mojej spinki.-powtórzyłam drwiącym głosem- Tak tak wiem, uważaj bo cię kiedyś przedziurawię, nie ważne, jesteśmy w San Diego tylko po co ?
-Nie wiem- Nila wyszła z samochodu i ruszyła przed siebie. Zdziwiona tą odpowiedzią ruszyłam w jej ślady, pytając- Nie rozumiem, chcesz mi powiedzieć że od tak tu jesteśmy? By sobie pozwiedzać, tak?
-Nie do końca, po prostu miałam takie przeczucie
-Yhmm, czyli nie mamy celu- rozglądałam się wypatrując...... Tylko czego?-Niech będzie że ci ufam, więc co teraz czujesz gdy już jesteśmy w San Diego,
-To dziwne, ale ja po prostu wiem gdzie mam iść.
-A nie mogłaś wiedzieć gdzie jechać,-zaproponowałam- Było by szybciej jechać niż iść za twoim przeczuciem.
-Och proszę nie marudź Chloe, niby gdzie ci się tak śpieszy?
-Yyyy, no nie wiem ale mówiłaś że ten cały.... no jak mu tam Nikolas?
-Nico
-No właśnie ten, zresztą nie ważne chodzi o to, ostrzegł nas że chyba ktoś chce nas zabić?
-Tak, tylko bo widzisz..-stanęła po czym się do mnie odwróciła- Sądzę że najpierw musimy dowiedzieć się dlaczego nas ścigają i zrobić coś by dali nam spokój, bo obawiam się że tam gdzie zmierzamy możemy nie mieć przez to zbyt ciepłego powitania.
Ruszyłyśmy dalej, nie komentowałam tego co powiedział moja przyjaciółka, bo w głębi duszy obawiałam się że ma rację. W tym momencie nie za bardzo mnie interesowało dokąd zmierzamy, Nila po prostu szła, a ja  za nią. Nie podziwiałam budynków i tak dalej, dla mnie było zwykłym Amerykańskim miastem, nie za bardzo interesowała mnie architektura i te sprawy. Przez ile tak przemierzałyśmy te ruchliwe ulice zanim znalazłyśmy się w jakimś parku, nie wiem może z godzinę.
-No i klops- Nila wypowiedziała to nie obecnym głosem.
Rozejrzałam się dookoła po czym postanowiłam usiąść na pobliskiej ławce, i zaczekać na to co postanowi moja przyjaciółka. Stwierdziłam że najlepiej będzie jeśli nie będę się mieszać, bo to są jej przeczucia. Po czym córka Posejdona poszła w moje ślady i usiadła obok mnie chowając twarz w dłoniach.
- Nie wiem nic już nie czuję,- powiedziała, ze spuszczoną głową- jak mogłam być taka głupia przecież to mogła być pułapka.
-  Wiesz co, nie chcę cię dołować, ale jeśli coś każe herosowi gdzieś iść to zawsze coś musi tam być, i wolałabym nie brać pod uwagę zasadzki.
Zaczęłam się rozglądać, niepewnie po okolicy, ale tu niczego nie było. Żadnych niepokojących śmiertelników, którzy mogli się okazać potworami bądź wrogimi półbogami. I nagle coś ujrzałam niby nic takiego, zwykły kawałek papieru który leżał na ławce naprzeciwko. Podeszłam tam po czym ją podniosłam, była nie naturalnie biała, jak na zostawiony papier. Rozprostowałam ją, tekst który zawierała nie była napisany zwyczajnym tuszem, lśnił, kojarząc mi się ze spiżem. Czując na sobie spojżenie swojej przyjaciółki zaczęłam czytać:
W mieście Efyrze, w zakątku
 Argos, gdzie dobrej nie braknie paszy dla koni,
żył Syzyf najprzebieglejszy wśród ludzi, syn Ajolosa.
Ów Syzyf miał także syna Glaukosa, a zaś z Glaukosa zrodzony był Bellerofont bez skazy.
Tego pięknością bogowie i pełną powabu siłą obdarowali.
Mina Nili mówiłam wyraźnie ''Co?!''. No cóż może była tą ''mądrzejszą'', ale czasem ciężko było jej logicznie łączyć fakty,  z tym że w naszym świecie ta logika była troszkę inna i może dlatego mi to lepiej wychodziło.
-Znasz mit o Syzyfie?- zapytałam
-No tak były ludzkim ulubieńcem bogów, przez co był często zapraszany na ich uczty.......
-Bla bla bla.- przerwałam jej patrząc wymownie w niebo- Tak zapewne tak było Wikipedio, ale chodzi mi o sam koniec tej historii, o to że za kare miała wnosić ten kamień na szczyt góry.
-No dobra, ale co to ma do tego on nie był nieśmiertelny.
-Och, kiedy ty się nauczysz że nasze życie jest zaskakujące, a zresztą może on i nie ale z tego co pamiętam Belleryfont został nieśmiertelnym herosem.
-Czyli co ? Mamy go odnaleźć i dowiedzieć się po co nas tu wezwał tak? San Diego jest dosyć dużym miastem więc może szybciej by było skorzystać z naszego pożyczonego samochodu.  
-Dokładnie.- po czym wymacałam kieszenie i nie wyczułam kluczyków od auta, przypomniała mi się że po prostu z niego wysiadłam nie zamykając go. Na bogów, znów będzie mi to teraz wypominać, ale czym jest wypożyczenie auta dla córki Afrodyty?- Nila, ale wiesz co sądzę że musimy sobie znaleźć inny samochód.

Nila
No może jestem ta ,,mądrzejsza", ale czasem zdarza mi się nie myśleć. Miałam przeczucie, że powinnyśmy udać się do San Diego, ale wiadomo, jak jest się herosem, to podążanie za nim nie wróży nic dobre. Ale i tak pojechałam. Bogini mądrości nie byłaby ze mnie dumna. Chociaż ja nie zapominam zamknąć samochodu i wziąć kluczyków...
-Brawo Chloe, bardzo mądrze-lekko się wkurzyłam.
-Oj, nie czepiaj się mnie, każdemu może się zdarzyć- usprawiedliwiła się Chloe. Westchnęłam.
-Dobra, na razie będziemy poruszały się pieszo i środkami komunikacji miejskiej. Auto znajdziemy, kiedy będziemy wracać- i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam kogo ani czego szukać. Znaczy wiedziałam, że mam szukać Syzyfa, ale co on nam może pomóc? Cicho jęknęłam. Jak ja mogłam być tak głupia ? Chodziłyśmy po mieście kilka godzin i nic nie wyczułam. Załamana usiadłam przy jednym ze stolików jakiejś kawiarni.
-Przepraszam Chloe za to że cię tu zabrałam. Tylko zboczyłyśmy z kursu.
-Nic się nie stało- odburknęła córka Afrodyty- idę poszukać jakiegoś samochodu, spróbuj w tym czasie nie zginąć ani nic- i poszła. No dobra schrzaniłam trochę, ale żeby od razu się tak zachowywać. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Przed mną rozciągał się ocean. Zapatrzyłam się w horyzont. „Ojcze, może pomógł byś mi albo dał jakąś wskazówkę”. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie zauważyłam kiedy przysiadł się do mnie jakiś facet. Miał około 20 lat, wysoki o czarnych włosach i oczach koloru podobnego do moich, tylko trochę bardziej zielonych. Uśmiechnął się do mnie. Nie znałam go, więc powoli się podniosłam, kiedy ów mężczyzna złapał mnie za rękę. Przestraszyłam się trochę, bo o co mu chodzi jak nie o ... . Zaczęłam się szarpać. W okolicy nie było prawie żywej duszy.
-Spokojnie Nila, nie zrobię ci krzywdy, chcę tylko zaproponować ci pewien układ-powiedział czarnowłosy. Może to co potem zrobiłam było głupie, ale usiadłam z powrotem na krzesło. Przyjrzałam się bliżej mężczyźnie i musiałam przyznać, że był przystojny. Kojarzyłam go teraz, ale nie pamiętam skąd. Te oczy, pewnie jest synem Posejdona, hmmm kto był jeszcze synem pana mórz?
-Jestem Bellerofont. Też jestem synem Posejdona-powiedział. Ha, zgadłam, chociaż część. Ale wciąż nie wiedziałam co od mnie chciał.
-Wiem kim jesteś, ale co chcesz od mnie?
-Pamiętasz chyba historię Syzyfa ?-zapytał. Kiedy pokiwałam głową na znak, że pamiętam, kontynuował-No więc, to on tak jakby pokierował cię tutaj. Chce złożyć ci pewną propozycję. Nie może osobiście, rozumiesz, wciąż wtacza ten głaz na górę. No więc, przysłał mnie do ciebie. Układ jest taki : ty wyruszasz do San Francisco, odnajdziesz Nereusa i przekażesz mu tą karteczkę z pytaniem-tu wyjął z kieszeni spodni białą karteczkę i położył na stole-i nakażesz mu napisać odpowiedź na niej. Nie będzie to trudne zadanie, uwierz mi, sam bym je wykonał, ale Syzyf uparł się na ciebie. To co zgadzasz się?
-No nie wiem, a co będę mieć z tego?- zapytałam.
-Mądra dziewczynka-uśmiechnął się do mnie, a ja lekko się zaczerwieniłam. Nie wiem sama czemu się to stało, może i był przystojny, ale nie w moim typie i w dodatku, to tak jakby mój ... brat?-no więc, jak wykonasz zadanie, uzyskasz odpowiedź, dlaczego i kto najbardziej chce cię zabić. Co ty na to? -zaproponował. Hmmm, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Z jednej strony co się mogło stać. Chyba nic się nie stanie, jak trochę opóźnię dotarcie do Obozu Herosów.
-Dobra, zgadzam się, ale jak ja mam niby uzyskać odpowiedź?
-To nie będzie takie trudne. Jednym ze sposobów może być walka, a jak go pokonasz będziesz miała prawo do jednego pytania, wtedy dasz mu tą karteczkę-przysunął kawałek papieru bliżej mnie-i przyniesiesz odpowiedź dla mnie, a ja wtedy powiem ci to co obiecałem. Teraz już wszystko jasne?
- Co do umowy to tak. Ale mam takie pytanie.
-No słucham.
-Czy ty nie powinieneś być martwy?- może to pytanie było nie na miejscu, wyglądał przecież jak normalny żywy mężczyzna.
-Teoretycznie powinienem, ale różnie bywa w naszym świecie. Ty też nie powinnaś była się urodzić.
-Co?- jakie inteligentne pytanie Nila ...
-To chyba nie ja powinienem ci odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno dowiesz się w swoim czasie-odpowiedział. Na super kolejna osoba mnie zbywa i nie chce mi odpowiedzieć na pytanie. Skrzyżowałam ręce na piersi, a moje usta wykrzywiły się w grymas. Bellerofont zaczął się ze mnie śmiać. Miał zaraźliwy śmiech i po chwili sama się śmiałam.
-Masz ochotę na coś do picia? -zaproponował. Wtedy mój brzuch zaczął burczeć. Od rana nic nie jadłam, a słońce powoli zachodziło. Posłałam przepraszające spojrzenie.
-Przyniosę coś do picia i jedzenia-i poszedł zamówić. Rozglądałam się za Chloe, ale nigdzie jej nie widziałam. Byłam o nią spokojna, nie da się łatwo zabić. Jak na córkę Afrodyty to była bardzo waleczna. Postanowiłam poszukać jej jak tylko zjem. Kiedy przyszedł Bellerofont, położył na stole dwie kanapki i soki. Od razu zaczęłam jeść. Oczywiście najpierw podziękowałam. Rozmawialiśmy na różne tematy. Żadko przebywałam w towarzystwie innym niż Chloe, miałam kilka koleżanek, ale i one czasem się do mnie nie przyznawały. Przechodnie pewnie widzieli dwójkę ludzi, dziewczynę o długich kręconych ciemnych włosach i morskich oczach i przystojnego chłopaka. Pomyśleli pewnie, że jesteśmy parą albo rodzeństwem. Na pewno nie, że jesteśmy herosami, których życie nie jest ani proste ani przyjemne. Słońce chyliło się ku zachodowi kiedy usłyszałam za sobą dobrze mi znany głos.
-Ja szukam po całym mieście jakiś wskazówek, a ty tu sobie z jakimś chłopakiem flirtujesz?- to była Chloe. Była łagodnie mówiąc lekko zdenerwowana.
-Hej Chloe. Nie jest tak jak myślisz. To jest Bellerofont. Na pewno kojarzysz jego historię.
-Przepraszam dziewczęta, ale ja muszę uciekać. Pamiętaj o układzie- wcisnął mi do ręki karteczkę-Życzę powodzenia. Do zobaczenia Nila i ty też Chloe. - po tych słowach odszedł. Wzięłam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam w stronę parkingu, gdyż z własnej woli nie chciała się ruszyć. Po drodze opowiedziałam jej o wszystkim.
-No teraz to rozumiem-powiedziała kiedy dotarłyśmy na miejsce- no to kierunek San Francisco. Tylko jest jeden problem, nie mamy samochodu.
-Czy to nie nasz samochód?-zapytałam wskazując ręką na czarne auto.
-Serio?! Aż się dziwię, że nikt go nie zabrał.- Wsiadłyśmy do samochodu, teraz ja prowadziłam.
-Kiedy już nie dam rady prowadzić, to zjadę na pobocze i się zdrzemnę. Tylko nie strasz mnie ani nie budź gwałtownie, rozumiesz?-zwróciłam się do przyjaciółki.
-Bo użyję swojej spinki i cię przedziurawię-przedrzeźniała mnie Chloe po czym zaczęła się śmiać. Czy ona umie być poważna ? Próbowałam udawać obrażoną, ale nie udało mi się. Opuściłyśmy San Diego w dobrych humorach.
               
       

poniedziałek, 3 marca 2014

Seria I Long way to home Rozdział 1


Chloe
  Odwieczne pytania ''kim jestem, a może czym jestem?'' ''skąd jestem?'' i ''dokąd zmierzam?''.
Często zadawane, lecz odpowiedź zawsze była ta sama ''nie wiem'', lecz cztery lata temu gdy trafiłam to Obozu Jupitera, gdy spotkałam Reyne, która była pretorem Nowego Rzymu, wtedy po raz pierwszy usłyszałam chodź część prawdy o mnie i o tym czym jestem. Nazywam się Chloe Hunt i jestem herosem, czyli człowiekiem pół krwi, pół śmiertelniczką, pół grecką boginią. Po 13 latach przyznała się do mnie moja matka Wenus a raczej Afrodyta, bogini miłości,piękna,kwiatów i pożądania. Czyli wszystkiego w co nie wierzę, w skrócie nie podzielam ideałów mojej matki. Skąd jestem? Nie wiem ale na pewno nie z Obozu Jupitera, jestem inna ,nie pasuje tam, może dlatego że jestem dzieckiem greków a nie rzymian. Wcześniej przebywałam w domu dziecka, wraz z moją przyjaciółką Nilą, córką Posejdona władcy mórz i oceanów, do czasu gdy skończyłyśmy osiem lat. Od tam tej pory co raz częściej napotykamy przeróżne potwory. Teraz zawsze trzymamy się razem, przemierzając Stany Zjednoczone. Po czterech latach spędzonych w obozie znów odchodzimy, tak jak mówiłam Nowy Rzym nigdy nie był moim domem, zawsze czułam się tam obca. Frank drugi pretor wiele nam opowiadał o Grekach, i o Obozie Herosów. Ale czym te miejsce będzie dla nas? A więc dokąd zmierzamy?
Nie wiem, ale wiem że teraz znów się chowamy bo tuż za nami jest Empuza, wampirzyca  mająca ogniste włosy i dwie różne nogi. Więc co teraz? Teraz możemy zrobić jedno, możemy ją wysłać do Tartaru.
Nila
  Kim jestem? Przez 13 lat szukałam na to pytanie odpowiedzi.Jedyne co wiem, to że nazywam się Nila Russo. Sądziłam,ze jestem sama,że nikogo nie mam, gdyż wychowywałam się w domu dziecka z Chloe. Moje życie nigdy nie było spokojne. Widziałam różne dziwne stworzenia, miałam koszmary. Moja przyjaciółka też tak miała. Kiedy dotarłyśmy do Obozu Jupiter, poznałam część prawdy,której się nie spodziewałam. Reyna-pretor Rzymu, powiedziała nam że jesteśmy herosami, pół ludźmi, pół bogami. Opowiedziała nam o obozie i jak wygląda życie w nim. Okazało się później że jestem córką Neptuna, a raczej Posejdona. Rzymianie lekko mówiąc nie przepadają za panem mórz i za jego dziećmi. Więc życie w obozie nie było łatwe, wszyscy albo się mnie bali, albo traktowali mnie bez szacunku. Chloe, córka Afrodyty, ta to miała dobrze, każdy ją lubił i w dodatku była ładna, jak jej boska matka. A ja? W niczym nie przypomniałam ojca, byłam spokojna i chętna do pomocy, kompletne przeciwieństwa Posejdona. Spędziłam w obozie 4 lata. Kiedy usłyszałam w głowie głos ojca odeszłam i wyruszyłam do Obozu Herosów, greckiego odpowiednika obozu Jupiter. Chloe poszła ze mną. "Znajdź Obóz Herosów, tam jest twoje miejsce córko"-to były słowa mojego ojca. Też mi ojciec, 17 lat się mną nie interesował, a teraz każe mi szukać jakiegoś obozu. Ale lepsze to niż Nowy Rzym, nie pasuję do niego. Chociaż nauki które zdobyłam w nim pomogą mi w pokonaniu Empusy, przed którą właśnie się ukrywamy.
Chloe
   Niestety półbogowie śmierdzą.........
 Już przed laty wytłumaczono nam że przed potworami się nie ukryjemy. Każdy heros ma swój specyficzny zapach, więc te obrzydliwe bestie nas wyczuwają. Dlatego Rzymianie uczą że z takiego spotkania cało wychodzi jeden. Teraz miałyśmy problem właśnie tego typu. Ja, Nila i Empuza, i jakoś wcale nie podoba mi się opcja by odpaść na starcie. Nie wiem co zobaczą śmiertelnicy przez Mgłę, ale wolę nie ryzykować że ujrzą jak zabijamy ''biedną'' sklepową. W Los Angeles jakoś rzadko bywałyśmy na przepustkach,  Nowy Rzym nam w zupełności wystarczał, więc nie za bardzo się w nim orientowałyśmy. Nie miałyśmy szans na to by uciekać, Empuza była szybka nawet bardzo szybka. Zaułek, potrzebny nam zaułek. Bogom dzięki, zaplecze sklepu będzie idealne. Szarpnęłam Nile skręcając w stronę tyłów sklepu, po czym prawie wrzuciłam ją do śmietnika, nie za bardzo spodobał jej się mój pomysł, ale innej opcji nie miała.  Stanęłam pod ścianą twarzą w twarz  z wampirzycą:
- Sądzisz że jestem na tyle głupia by tak łatwo mnie zabić.-Mówiąc nerwowo rozglądała wypatrując Nili, powili zmierzała ku bocznej ścianie sklepu. Sądzę że wie o tym że córka Posejdona zamierza zrobić jej plecy, lecz i tak nie była zbyt bystra. Gdy zorientowała się że moja przyjaciółka może być tylko w śmietniku odwróciła się do mnie plecami. Albo była tak głupia albo nie widziała we mnie żadnego zagrożenia, a to był jej największy błąd. Zostało mi już tylko jedno szybkim ruchem wbić jej sztylet między łopatki, a Nila jeszcze  bardzie mi to ułatwiła. Wezwała wodę przez co klapy śmietnika z hukiem się otwarły, wyrzucając ją w powietrze. Zaskoczona całą sytuacją wampirzyca cofnęła się do tyłu wpadając prosto w mój uścisk.
-Tak, sądzę że jesteś tak głupia, może moje rodzeństwo nie przepada za walką, ale ja jestem inna, jestem lepsza.-po tych słowach wbiłam jej sztylet w mostek. Empuza rozsypała się w popiół.
-Dzięki za zbliżenie trzeciego stopnia z czyimś obiadem.- burknęła Nila zdejmując  makaron z ramienia-Musimy jechać na wschód, i raczej najszybsze opcje odpadają.
-Tak, samolot odpada, poruszać się cały czas jednym środkiem transportu nie możemy-zgodziłam się z przyjaciółką, po czym zmrużyłam oczy i wydęłam usta, grymas na twarzy Nili zmienił cię na lekki uśmiech i potaknęła- O tak sądzę że pożyczenie jakiegoś sportowego auta będzie na miejscu.
Znałyśmy się tak długo że nie potrzebowałyśmy słów by wiedzieć co zamierzamy zrobić.
-Yhm, ładnie prosząc nie powinnam mieć z tym problemu.  

Nila
  Czemu to akurat ja musiałam wylądować w śmietniku?! Grrr... Może to był dobry pomysł, ale spotkanie z czyimś obiadem... Fuuu. Po pokonaniu Empusy, ruszyłyśmy „pożyczyć” samochód, bo najszybszy środek transportu, czyli samolot odpada. Jak jest się córką Posejdona to nie należy wzbijać się w powietrze. Udałyśmy się do najbliższej wypożyczalni aut. Znalazłyśmy właściciela i postanowiłyśmy, że Chloe załatwi samochód, bo ja tak troszkę śmierdziałam jeszcze. Moja przyjaciółka podeszła do faceta w średnim wieku i zaczęła te swoje „czary”.
- Dzień dobry panu. Chciałabym wypożyczyć auto.-zaczęła trzepocząc swoimi długimi rzęsami. Mężczyzna, jak każdy inny, uległ jej czaromowie.
-Oczywiście panienko. Sądzę, że ten się spodoba.- i wskazał ręką na czarny sportowy samochód. Nie pytajcie mnie o markę, nie znam się na tym. W tym czasie jak mężczyzna pokazywał Chloe auto, ja poszłam się rozejrzeć i poszukać może coś do jedzenia. Zastanawiałam się nad słowami ojca. O co mu chodziło? Idąc ulicą, czułam że ktoś mnie obserwuje. Sprawdziłam, czy mam przy sobie mój miecz, który jest pod postacią niebieskiej spinki. Jest to prezent od mojego ojca. Szukam jej na głowie. Bogowie, gdzie ona jest? Durne włosy. O mam, znalazłam w końcu. Rozejrzałam się jeszcze raz. „Hmmm, nikogo podejrzanego nie widzę. Może tylko mi się zdawało.”-pomyślała i poszłam przed siebie. I to był mój największy błąd. Skręciłam w jakąś ulicę. Ślepy zaułek. Kurde. Już miałam się odwrócić, gdy ktoś mnie popchnął. Upadłam na brzuch. Szybko się podniosłam i sięgnęłam po spinkę. Po chwili trzymałam w ręku miecz. Spojrzałam na przeciwnika. Przed mną stał wysoki, chudy chłopak o czarnych włosach i takich samych oczach. Wyglądał jak... trup? Tak to określenie jest adekwatne do niego. Chłopak zaatakował pierwszy. Muszę przyznać, że był dobry, nawet bardzo. Broniłam się i atakowałam. Powoli opadałam z sił. Byłam cała oblana potem. Chłopak pchnął mnie i znowu upadłam. Widać było, że chce mnie zabić. Ale po co ? Wiedziałam, że nie uda mi się go pokonać. Postanowiłam użyć mocy dziecka pana mórz. Skupiłam się na jakiejkolwiek wodzie która mnie otacza. Poczułam lekkie mrowienie w palcach. Przeciwnik już unosił miecz, gotowy wykonać ostateczny ruch. Wtedy skierowałam cała wodę na niego. Poleciał kilka metrów od mnie. Nie miałam siły dźwignąć się, ale wiedziałam, że nie na długo powstrzymałam chłopaka. Chwiejnie się podniosłam po czym oparłam się o ścianę. Ciężko dyszałam. Oparłam się plecami i zsunęłam się na ziemię. Nie zauważyłam kiedy czarnowłosy podszedł do mnie. Uniosłam miecz gotowa się bronić. Ale on tylko podał mi rękę. Nieśmiało złapałam ją, a on pociągnął mnie, pomagając mi wstać. Przyjrzałam się mu uważnie.
-Czego chcesz od mnie?-próbowałam brzmieć groźnie.
-Jestem Nico di Angelo. Też jestem herosem. Moim ojcem jest Hades.-przedstawił się.
-No okeej... A ja jestem Nila Russo. Jestem córką ...
-Posejdona. Domyśliłem się po tym jak mnie załatwiłaś-wpadł mi w słowo, po czym uśmiechnął się do mnie.
-Aha, ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie dlaczego do cholery chciałeś mnie zabić?!-podniosłam trochę głos. Najczęściej jestem spokojna, ale jak można być spokojnym w takiej sytuacji?
-To wszystko przez ojca. Kazał mi zabić jakiegoś herosa. Chodzi o jakąś przepowiednie. Niestety nie powiedział mi o kogo chodzi. Kiedy cię zobaczyłem, poczułem jakąś wielką moc. Pomyślałem, ze chodzi o ciebie. Ale wiesz co, oszczędzę cię. Ze względu na Percy’ego.
-Kto to Percy? –dopytywałam.
-Dowiesz się kiedyś pewnie. Radzę ci, uważaj bo może ci się coś stać.
-Ktoś jeszcze chce mnie zabić?-zapytałam trochę już wkurzona.
-Oj, uwierz mi, dużo osób. Nawet się nie domyślasz, ile chciałoby zabić kolejne zakazane dziecko Wielkiej Trójki. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem. Już chciałam zadać kolejne pytanie, ale on zniknął. Jakby wtopił się w cień. Rozejrzałam się wokół siebie lecz nie było śladu po Nico. Poszłam więc po Chloe, zachodząc po drodze do sklepu. Kiedy przyszłam do wypożyczalni z zakupami, córka Afrodyty czekała już przy samochodzie. Zapakowałam torby do bagażnika i usiadłam na miejscu kierowcy.
-Ej, ja chciałam prowadzić!-oburzyła się zielonooka.
-Chciałabym dojechać do Obozu Herosów żywa. A ty czasem mylisz kierunki- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Oj, raz czy dwa mi się zdarzyło ''odpłynąć''. No dobra teraz ty prowadzisz, ale później się zmienimy- po tych słowach usiadła na miejscu pasażera. Słońce chyliło się ku zachodowi kiedy wyjeżdżałyśmy z LA. Opowiedziałam Chloe moje spotkanie z Nico. Postanowiłyśmy bardziej uważać, gdzie chodzimy.