Chloe
Jedna osoba jedno pytanie. Nila swoje już ma- w sumie to kartkę od Syzyfa, i mam nadzieje że nagroda będzie tego warta. No ale jeszcze zostałam ja, tylko jest mały problem odpowiedź uzyska ten który pokona Nereusa. Sądzę że herosi nie przychodzą i nie ustawiają się w kolejkę by walczyć z nim o pytanie.....
- Co jest?- zapytała się mnie Nila, czyli znów musiałam robić głupie miny zastanawiając się nad tym problemem, albo co gorsza zaczęłam coś gadać do siebie.
- Nic, myślałam tylko.....
- Uhuhu, ty myślałaś-przerwała mi z uśmiechem na twarzy, gdy tylko zyskała sposobność by mi dopiec.
- Tak, ja właśnie intensywnie myślałam nad......
-Ohoho, i to intensywnie- no i chyba nie miała ochoty mi darować- jak nad zapamiętywaniem no na przykład o zamykaniu auta.
- Dobra daruj sobie, zastanawiałam się nad tym jakby tu złapać tego dziada z San Francisco by mieć dwa pytania.- Może i zabrzmiałam jak jędza, ale w tym momencie nie miałam ochoty słuchać jej docinek, co u nas było normalnością.
-Och nie wiem ile się nad tym już głowisz, ale uświadomię cię, a raczej przypomnę że nie ma dwóch pytań- Ciągnęła temat, wyczuwając że jestem nie w humorze- Jedna osoba jedno pytanie.....- Kończąc te zdanie pojęła o co mi chodzi, no cóż niektórzy ludzie muszą wszystko powoli sobie tłumaczyć.- Och, już rozumiem o co ci chodzi.
- No nareszcie.- Powiedziałam to patrząc wymownie w niebo, och musiałam- a więc wracając do tematu tabu, zastanawiam się jak to zrobić byś my mogły obydwie zadać pytania.
-Hmmm, odnalezienie go nie sprawi nam problemu, wiesz wytropię go....
-Och tak, dobra psina szukaj morskiego śmierdziela.- No dobra może i nie miałam ochoty na takie słowne docinki, ale przecież to aż się prosiło by dodać do tego jakiś komentarz.
-Hej, sądzę że pachnę podobnie jak ten staruszek a ja nie śmierdzę.
-No tak ja cię od psów wyzywam, a ty się martwisz że śmierdzisz wodorostami.
- Nie ważne, ale widzę że humorek wraca.
- Po prostu tego nie można było odpuścić.-kontynuowałam, nie dając jej się wtrącić dopóki nie skończę.- wracając do tego twojego tropienia morskich bogów, to da nam nad nim przewagę no nie? A jeśli pytanie jest uzależnione od wygranej a tak sobie myślę, że gdy razem go zaatakujemy, a inaczej nie ma sensu ponieważ zapewne jednego dnia dwa razy powalić się nie pozwoli, a my nie mamy czasu by przez parę dni biegać zanim po mieście, uzyskamy jedno pytanie. Ale chyba nie zaszkodzi spróbować.
- Och więc co, jak chcesz wyciągnąć od niego po pytaniu na łebek- Mówiła to z wyraźnym zakłopotaniem- mamy się na niego zaczaić, złapać i wyciągnąć dwa pytania?
- No właśnie, jakoś mi się nie chce bawić w podchody z jakimś starym byłym panem mórz, więc tak przyszpilimy go gdzieś, tyle że wcale nie będziemy się skradać.
Właśnie wjeżdżałyśmy do San Francisco, Nila nie ciągnęła tematu więc uznałam to za zgodę na na mój plan, lecz po jej wyrazie twarzy można rozpoznać że nie jest przekonana, ale nie dziwię się jej sama uznałam że próba zmuszenia go będzie niewypałem, pewnie gdy każemy mu odpowiedzieć na dwa pytania zmieni się w wodorosty i z naszego zadania wyjdzie fiasko. Było środek nocy, początek dnia 26 maja, z Obozu Jupitera wyruszyłyśmy trzy dni temu, a my nawet nie opuściłyśmy jeszcze Kalifornii. Postanowiłyśmy zatrzymać się na parkingu jakiejś stacji benzynowej i tam się przespać, ponieważ byłyśmy wykończone, a zresztą staruszek i tak pewnie chrapie teraz gdzieś pod jakimś molo. Tyle nad tym myślałam i jak mogłam na to nie wpaść.
-Nila jedź na plażę, i włączaj swoje radary.
-Ale, jest druga nad ranem, Chloe co ty chcesz zrobić o tej porze.
-Zaskoczymy go– wyciągnęłam mapę ze schowka by odnaleźć najszybszą drogę nad ocean- Bo bogowie chyba też śpią no nie?
-No raczej, i co uważasz że takim sposobem uzyskamy dwa pytania?
-Nie wiem, ale co mamy do stracenia, jeśli nawet się nam to nie uda to przynajmniej od razu wykonamy zadanie Syzyfa i rano będziemy mogły opuszczać te miasto.
Jak zwykle cisza, czyli niechętna zgoda. Pokazałam drogę na mapie dla Nili. Znajdowałyśmy się nieopodal od plaży więc droga zajęła nam jakieś dwadzieścia minut.
Wysiadłyśmy z auta i ruszyłyśmy przed siebie, widziałam skupienie na twarzy mojej przyjaciółki, więc wolałam jej nie przeszkadzać. No zajęło nam to zdecydowanie dłużej niż znalezienie się nad oceanem, przeszłyśmy spory kawał, a po piachu źle się chodzi, szczególnie w środku nocy.
-Mam, czuję gdzieś blisko tego wodorosta.
-Yhm, jak blisko.- Stanęłam pokazując na molo, no bo gdzie może spać morski bóg.
-Och, no bardzo blisko.
-Więc, może lepiej go nie budźmy, na razie.- Nila skinęła głową na znak pełnej zgody. Po cichu zakradłyśmy się, w wyznaczone miejsce. Widok był trochę inny niż się spodziewałam, na piachu leżał, no coś na wzór bezdomnego staruszka w szlafroku. Spojrzałam na moją przyjaciółkę by się upewnić czy nie napadniemy na jakiegoś biednego człowieka, ale Nila była pewna że to on. No cóż z bogami się nie dyskutuje. Wydawał się mocno pogrążony we śnie, więc po prostu do niego podeszłyśmy, po czym obydwie z całych sił go przyszpiliłyśmy do podłoża. Biedaka musiało to bardzo zaskoczyć bo zmienił się w fokę, a może nie był śliski przez co nie dałyśmy rady go trzymać.
-Och dziewczęta przecież ja widzę przyszłość...- powiedział zmieniając się z powrotem w człowieka- nie da się mnie zaskoczyć w tak błachy sposób.
-No tak, a to jest logiczne.- Wtrąciła się moja przyjaciółka.
-No widzisz twój brat, parę lat temu załatwił sobie pytanie w bardziej nieprzewidywalny pomysł.
-Znów mój brat...-powiedziała poirytowana- wiem o nim od trzech dni, ale zdaje mi się że jest kimś ważnym, no nie?
-To syn Wielkiej Trójki, obrońca Olimpu no jeden z przepowiedni wielkiej siódemki.
No tak, coś tam mówiono w obozie o Franku, Hazel, paru grekach i Gai. Tyle nas rzadko interesowało siedzenie i słuchanie o legendach, więc nie wiele z tego kojarzę, z tej opowieści wyłapałam tylko to w skład tych siedmiu najsilniejszych herosów wchodziła moja siostra, co było raczej rzadkim zjawiskiem dla dzieci Afrodyty szczególnie u jej córek. Ale nie wgłębiałam się w to za bardzo, bo stwierdziłam że ja też nie jestem taka jak reszta więc to nic wielkiego, wiedziałam przynajmniej że nie tylko ja nie jestem taka jak reszta mojego rodzeństwa.
-No dobra dość gadania, znacie zasady chcecie odpowiedź, to musicie mnie pokonać.
Po tych słowach Nereus- i dziwo nie w stronę wody- rzucił się do ucieczki. Staruszek wbrew pozorom był całkiem sprawny w bieganiu po piachu, co nam nie zbyt dobrze wychodziło. Ta cała sytuacja była żenująca, och i może mój plan nie wypalił by go zaskoczyć, to cieszyłam cię że jest środek nocy. Biegałyśmy jak głupie próbując złapać bezdomnego w szlafroku, gdybyśmy robiły to za dnia zapewne ktoś by zadzwonił po policję. To nie ma sensu, trzeba coś wymyślić, ilekroć już mamy go złapać on zamienia się w oślizgłą fokę, przez co nie możemy przytrzymać. Obok mnie stanęła Nila.
- No ty na pewno nie śmierdzisz jak on- powiedziałam zdyszana do niej biorąc głęboki wdech.
- To bóg wód nie?- wyprostowała się nie tracąc wzroku z uciekającego staruszka.
- No tak, a potwierdzeniem tego jest to że co raz zmienia się w fokę.
- Świetnie, ale dlaczego na lądzie.
- Nie wiem, ale jeśli nie chce do wody to właśnie tam powinnyśmy go posłać.- Zrozumiałam o co chodzi mojej przyjaciółce, Nereus przecież wie że ona jest córką Posejdona oraz siostrą tego cwaniaczka co go pokonał parę lat temu czyli, nie miał by z nią szans w wodzie nawet jeśli on sam jest starym bogiem oceanów. Tylko co ze mną ja w wodzie sobie nie za dobrze radzę, więc mam nadzieję, że Nila ma jakiś dobry pomysł.
- Właśnie, więc słuchaj musimy zagonić go z powrotem w stronę molo, a potem, się zobaczy.
Nie bardzo mi się podoba ty '' potem się zobaczy '', ale nie ma czasu na obmyślenie lepszego planu, ponieważ Nereus nie zamierza na nas czekać. Ruszyłyśmy za nim, gdy się zbliżyłyśmy moja przyjaciółka odbiła na lewo by zagrodzić mu drogę, ja również odbiegłam tak by ten dziadek mógł tylko i wyłącznie zacząć uciekać w przeciwnym kierunku, może i był jasno widzem ale tym razem nie przewidział naszego planu.
Goniłyśmy go blisko niego ale tym razem nie próbowałyśmy go złapać. Tuż przy samym molo odskoczy tak że Nereus się zachwiał, i nie upadł tylko dlatego że zanim stała moja przyjaciółka, która odepchnęła go wpadając razem z nim do wody. Staruszek znów zamienił się w fokę, przez co dał nam trochę czasu przez to że musiał się troszkę podciągnąć do takiego poziomu wody by mógł spokojnie odpłynąć. Ja biegłam wzdłuż molo tóż nad nimi. Gdy Nila złapała Nereusa, wyskoczyłam przez barierkę, wpadając do wody ta by móc złapać się tej okropnej foki. Moja przyjaciółka użyła prądów morskich tak by szybko wyrzuciły nas na brzeg. Złapałyśmy go po może jakiś dwóch godzinach biegania za nim, jestem wykończona. Nila w wodzie odzyskiwała siły, a ja nie, na dodatek teraz byłam cała przemoczona, a ona nie. Nie lubię gdy musimy walczyć w jej żywiole.
Nila
Dobrze, że udałyśmy się na poszukiwanie Nereusa w nocy, bo dość dziwnie wyglądałybyśmy goniąc jakiegoś starego bezdomnego, który był dawnym bogiem mórz, przed moim ojcem. Mimo że on widzi przyszłość i wie wszystko, to udało nam się go złapać, choć nie było to łatwe zadanie.
-No dobra, dobra. Pokonałyście mnie, więc macie prawo do jednego pytania-poddał się w końcu bóg mórz-no to która najpierw?- Wyciągnęłam z kieszeni spodni karteczkę. Nadal była biała, podałam ją dla Nereusa.
-To jest moje pytanie i odpowiedź poproszę też na tej kartce.- Przyjrzał się kartce po czym rozwinął ją i przeczytał pytanie. Oczywiście nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy wcześniej nie zobaczyły jakie pytanie na Syzyf. Chce się dowiedzieć czy i kiedy bogowie zniosą jego karę. Współczuję mu trochę, ale trzeba trzymać język za zębami. Zwróciłam wzrok na starca, który zmarszczył brwi. Pewnie patrzył w przyszłość. Nagle przyszło mi do głowy, że nie mam długopisu ani nic, aby Nereus napisał odpowiedź. Spojrzałam na Chloe. Wyraz jej twarzy mówił, że też dopiero o tym pomyślała. Posłałam jej pytające spojrzenie, na które pokręciła przecząco głową. No super i cała wyprawa na marne. Jak można być tak głupim i nie pomyśleć o długopisie? Brawo Nila... Tak pochłonęło mnie to rozmyślanie, że nie zauważyłam, gdy Nereus podał mi kartkę.
-Nie martw się, mam swoje sposoby, aby napisać odpowiedź bez posiadania długopisu- powiedział, a ja wzięłam kartkę, która teraz pachniała jak ... wodorosty, które za długo leżały na słońcu. Jak ja też tak pachnę to muszę sobie kupić jakieś perfumy. Teraz bóg zwrócił się do mojej przyjaciółki.
-A ty jakie masz pytanie?- Chloe poprawiła ręką włosy. Zawsze tak robi jak się denerwuje, bądź stresuje. Popatrzyła mi w oczy. Kiwnęłam zachęcająco głową. Wzięła głęboki wdech.
-Kim był mój ojciec?-zapytała. Nie dziwiłam się jej. Obie nie znamy swoich śmiertelnych rodziców, a ci boscy to za bardzo się nami nie interesują, no chyba że coś chcą tak jak mój ojciec. Te nasze odwieczne pytanie, hmmm. W końcu jedna z nas uzyska na nie odpowiedź. Ja niestety na swoja kolej muszę poczekać. Ile ? Tego już nie wiem.
-Raczej kim JEST. Jest wojskowym w siłach zbrojnych USA.- No to by się zgadzało dlaczego Chloe, jako córka Afrodyty jest dość bojowa. Ale to znaczy, że jej ojciec gdzieś jest i co najważniejsze ŻYJE. Zawsze myślałyśmy, że nasi drudzy rodzice nie żyją, a tu nagle takie coś. To może i moja matka też żyje. Mała iskierka nadziei we mnie zajaśniała. Chloe wyglądała na zaskoczoną, tak jak ja. Podeszłam do niej i przytuliłam, a ta tylko stała i patrzyła w jakiś nieokreślony punk na horyzoncie. Właśnie wschodziło słońce. Uśmiechnęłam się do niej.
-Chloe, twój ojciec żyje-żadnej reakcji-nie cieszysz się?- Nic nie odpowiedziała tylko odwróciła się i pobiegła w stronę miasta. Dlaczego tak zareagowała?
-Dziękujemy- powiedziałam do Nereusa.
-Miałyście do tego prawo. Życzę powodzenia córko Posejdona, przed tobą ważne zadanie i poważna decyzja, która może mieć niemiłe konsekwencje.- Kiwnęłam tylko głową i pobiegłam za przyjaciółką. Było może gdzieś przed 6, więc nie było zbyt duże tłumu co ułatwiało mi znalezienie jej. Niestety przez jakieś 30 min, nie znalazłam choćby wskazówki gdzie ukrywa się Chloe. Stałam właśnie przed jakimś pakiem. Na tabliczce była jego nazwa. Trochę mi zajęło rozczytanie Golden Gate Park. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł gdzie może być córka Afrodyty. Wbiegłam do parku i patrzyłam na drzewa. Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam. Przebiegłam kilkanaście metrów. Jest ! Chloe siedziała na najwyższej gałęzi jakiegoś kauczukowca czy coś takiego. Jeden z jej sztyletów był wbity w korę drzewa.
-Chloe złaź natychmiast!- krzyknełam. Żadnej reakcji –Bo wejdę po ciebie!- Szczerze to nie umiem chodzić po drzewach. Kilka razy próbowałam, ale zawsze spadałam. No ale teraz to nie mam wyboru i zaczęłam wspinać się w górę. Po kilku długich minutach, w końcu wdrapała się na górę. Byłam cała zlana potem. Oparłam się placami pnia. No Nila, musisz popracować nad kondycją. Popatrzyłam na przyjaciółkę. Jej twarz niczego nie wyrażała. Nie było sensu zadawać pytań, bo i tak by nie odpowiedziała. Jak chce pogadać to sama zacznie. Chyba. Po 15 min milczenia zaproponowałam,żebyśmy poszły coś zjeść. Odpowiedziała kiwnięciem głowy. Zeszłyśmy i udałyśmy się do najbliższej budki z jedzeniem. Usiadłyśmy na ławce i jadłyśmy. W końcu Chloe coś powiedziała.
-Rozumiesz co to oznacza?-zapytała mnie.
-Tak, twój ojciec żyje, powinnaś się cieszyć.
-No tak, ale dlaczego wychowywałam się w domu dziecka?
-Nie pomyślałam o tym. Ale na pewno jest jakiś powód dlaczego to zrobił.
-A co może być tak ważne, aby zostawić własne dziecko? No widzisz i jak mam się cieszyć?-ścisnęła mocno swój kubek, z którego wylała się woda. Postanowiłam nie drążyć tematu. Posiedziałyśmy kilka minut i ruszyłyśmy w kierunku miejsca gdzie zostawiłyśmy samochód. Nie dziwię się teraz, że Chloe tak zareagowała. Podróż do samochodu upłynęła w milczeniu. Dobrze że nie dostałyśmy żadnego mandatu, za parkowanie na plaży. Chloe już chciała wsiąść do samochodu na miejsce kierowcy, ale to nie byłby dobry pomysł.
-Chloe, może lepiej ja będę prowadzić-złapałam ją za rękę, którą trzymała klamkę.
-A co, ty też uważasz mnie za jakąś gorszą czy coś?!-oburzyła się- Przepraszam Nila, racja ty lepiej prowadź.- I poszła usiąść z tyłu. Wsiadłam do samochodu i ruszyłyśmy do San Diego, aby uzyskać zapłatę za zadanie.
* * *
W San Diego byłyśmy koło południa.
-Dobra, mamy odpowiedź dla Syzyfa, tylko jak teraz ją przekazać?-zapytała się Chloe.
-Yyy...-zaczęłam. Uświadomiłam sobie, że nie wiem. Super, kolejny raz nie pomyślałam o czymś oczywistym.
-Nie mów, że nie wiesz?
-No niestety, ale coś wymyślę.
-I ty mnie się czepiasz, tak ?
-Oj zamknij się-i poszłam przed siebie. Hmmm, jak tu znaleźć tego Bellerofonta? Może, jak jest synem Posejdona to go wyczuję. Stanęłam na środku chodnika i próbowałam coś wyczuć. Usłyszałam przy uchu szept przyjaciółki : No szukaj piesku, niuchaj, niuchaj. To było wredne. Walnęłam ją łokciem w brzuch.
-Ała, to bolało-powiedziała trzymając się za brzuch. Najwyraźniej poprawił jej się humor.
-Bo miało. Teraz chodź, chyba wiem gdzie szukać. Poszłyśmy nad molo. Ale nigdzie go nie widziałam. Czyżbym się pomyliła. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
-Byłabyś dobrym psem myśliwskim-powiedział Bellerofont. Chloe zaczęła się śmiać. Posłałam jej mordercze spojrzenie, a ona nic. Spojrzałam z powrotem na chłopaka. Próbowałam mieć obrażony wyraz twarzy.
-Oj nie wściekaj się tak, złość piękności szkodzi-powiedział.
-Oj chyba już za późno-dodała moja przyjaciółka.
-Chloe, zabiję cię kiedyś, a teraz zamknij się !-czy ona zawsze musi dodać swoje trzy grosze?
-Dobra koniec tych potyczek słownych-przybrał bardziej opanowany wyraz twarzy – Macie odpowiedź? –zapytał. Wyciągnęłam karteczkę i podałam mu. On schował ją do kieszeni spodni.
-Świetnie się spisałyście- znowu się uśmiechnął.
-No dobra zdobyłam tą odpowiedź, teraz twoja część umowy. Dlaczego i kto chce mnie zabić?
-Och, już ci mówię. Moja droga, zbliża się wojna, takiej jakiej jeszcze nie było. Grecy sami jej nie wygrają. Może rozpętać się za rok, a może za siedem lat, ale chodzi o to, że nie wszystkim podoba się to jaką rolę macie do odegrania. A szczególnie ty Nila. Takie są Fata, kochane.-po tych słowach zniknął. Tak po prostu zniknął. Stałyśmy tak chwile nic nie mówiąc. Jaka wojna? I dlaczego to niby my mamy odegrać tam jakąś ważną role? Przecież jest tylu walecznych herosów. No jeszcze zrozumiem Chloe, ona umie walczyć i poświęci wszystko dla wygranej, ale ja? Nie dałabym rady zabić człowieka. Czy na pewno jestem córką Posejdona? Powinnam być odważna, bezwzględna i silna. Z tych zamyśleń wyrwała mnie moja przyjaciółka.
-Nila, ziemia do Nili-machała mi przed oczami ręką.
-Tak, tak, coś mówiłaś?-zapytałam troszkę jeszcze rozkojarzona.
-A czepiasz się mnie jak odpływam. Mniejsza z tym, słyszałaś co powiedział, znaczy czego nie powiedział. Wciąż nie wiemy kto chce nas, a najbardziej ciebie.
-Nie martw się, nic mi się nie stanie.
-Mam taką nadzieję. To teraz gdzie jedziemy?
-Nie wiem, na razie przed siebie.- Nie miałyśmy żądnego konkretnego celu, więc przeszłyśmy się po molo. Był koniec maja, więc słońce grzało nam plecy. Zeszłam na plażę i weszłam do wody. Mało osób spacerowało brzegiem. A gdyby tak... . Niewiele myśląc wbiegłam do wody i zanurkowałam. Czułam się jak nowo narodzona. Woda zmyła wszystkie moje troski i problemy. Mogłabym tu zostać na zawsze. No ale nie mogłam i w końcu wyszłam. Słońce właśnie zachodziło. Pod woda straciłam rachubę czasu. Znalazłam Chloe, która siedziała na piasku. Podeszłam do niej ociekając wodą. Mogłam kontrolować, czy moje ubrania mokną lub nie.
-No w końcu, ile można siedzieć pod wodą? Myślałam już czy cie tam nikt nie zabił czy coś. Chociaż tam rządzi twój ojciec, więc teoretycznie nie pozwoliłby ci zginąć. Ale jak widzę nic ci nie jest, na szczęście.
-Ta mój ojciec, super jest normalnie-może i to nie było grzeczne, ale cóż-i ty narzekasz na swojego, to popatrz na mojego.
-Jak dla mnie to mógłby nie żyć. Po pierwsze to twój ojciec jest bogiem, a mój śmiertelnikiem.
-Dobra, nie wracajmy już do tego tematu.
-Też tak myślę. A teraz chodźmy już mój wodorostku.- Nie sprzeczałam się z nią, tylko poszłyśmy do samochodu. Najpierw oczywiście przebrałam się w suche ubrania. Związałam włosy w kok i położyłam się z tyłu, dając prowadzić dla Chloe. Chociaż woda dodaje mi sił, to i tak po kilkunastu minutach zasnęłam. Znów byłam w Hadesie. Na tronie siedział władca podziemi, obok niego stały Erynie i Nico.
-Musimy się śpieszyć. Dziewczyna nie może dotrzeć do Obozu Herosów. – powiedział Hades, którego głos odbijał się echem po sali.
-Oczywiście panie, co mamy zrobić?-powiedziała jedna z Erynii.
-To przecież jasne. Macie ją zabić.
-W jakiś konkretny sposób?-zapytała kolejna ze służących.
-Nie, macie wolną rękę. Dziewczyna podróżuje z przyjaciółką, córką Afrodyty – Erynie zaczęły chichotać- nie jest ona jak reszta, umie walczyć i to dobrze. Będzie próbować ją ochronić, więc i ją zabijcie, ona też ma odegrać jakąś rolę.
-Oczywiście panie, już wyruszamy.
-Niee!-krzyknął Nico – Nie zabijaj jej, znaczy ich!-tego to chyba nigdy nie ogarnę. Najpierw był gotów mnie zabić, a teraz mnie broni. Dziwny jakiś.
-Znowu mi się sprzeciwiasz? Czemu nie zabiłeś jej wtedy w Los Angeles, byłoby już po sprawie.
-Może jakbyś mi powiedział o co ci chodzi, to może i bym się ci nie sprzeciwiał! – chyba jednak wolę, tę wersje kiedy nie chce mojej śmierci.
-Kiedyś ci powiem synu, ale nie teraz. Powinieneś być mi posłuszny mimo wszystko.
-Ale ty chcesz zabić bezbronną dziewczynę!
-Czasem te najmniej sensowne decyzje przynoszą największe korzyści.
-No chyba tylko dla ciebie-powiedział szeptem Nico.
-Idźcie zabić tą dziewczynę. JUŻ! – rozkazał Eryniom Hades. Mój sen zaczął się rozmywać. Obiecałam sobie, że jak spotkam syna Hadesa, to wypytam się niego o wszystko. Otworzyłam oczy. Słońce powoli wstawało. Przetarłam twarz i jeszcze sennym głosem powiedziałam .
-Gdzie jesteśmy?- stałyśmy na jakimś pustym parkingu. Chloe siedziała na miejscu kierowcy.
-Nawet nie wiem – odpowiedziała. No brawa dla Chloe.
-To gdzie teraz jedziemy? –zapytałam. Przyjaciółka rozejrzała się po okolicy, coś tam dostrzegła, ale nie wiem co. Uśmiechnęła się i odwróciła do mnie.
-Co powiesz na Las Vegas?-powiedziała. Wyszczerzyłam do niej zęby.
-Podróżować przez całe stany i nie zajechać do Las Vegas? Nieee –odpowiedziałam.
-No to Las Vegas, kotku- i ruszyłyśmy w dalszą podróż.