niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 2

Rozdział 2
Nila
 Skierowałyśmy się do San Diego. Czemu? Sama nie wiem, miałam jakieś dziwne przeczucie, że powinnyśmy się tam udać. Podróż nie zajęła tak dużo czasu. Kiedy ja prowadziłam samochód pustą autostradą, Chloe spała na tylnym siedzeniu. Miałam więc czas dla siebie. Włączyłam cicho radio i oddałam się przemyśleniu, nie tracąc koncentracji przy prowadzeniu. Zastanawiałam się nad ostatnim wydarzeniem – spotkanie Nico di Angelo. Zaintrygowała mnie jego osoba. Myślę, że mógłby mi pomóc dojść, po co mam udać się na drugi koniec kraju.  Pamiętam, że tylko raz spotkałam ojca, po jakiś 2 miesiącach od przybycia do Obozu Jupiter. „ Jak każdego dnia, cały dzień spędziłam na ćwiczeniach. Nie chciałam wracać już do  baraków, gdzie czułam się gorsza od innych, ze względu na mojego ojca. Byłam jedynym dzieckiem Posejdona. Czemu akurat on, a nie jakieś pomniejsze bóstwo? Nigdzie nie mogłam znaleźć Chloe. Tylko ona się od mnie nie odwróciła. Postanowiłam więc przejść się po obozie. Zaszłam aż nad Tyber. Usiadłam nad brzegiem, jak najdalej od ludzi. Zaczęłam „bawić” się wodą. To chyba jedyna zaleta bycia dzieckiem Posejdona, mogę władać wodą. Jeszcze nie do końca potrafię ją wykorzystać, ale uczę się i robię postępy. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą wysokiego mężczyznę o ciemnych włosach i morskich oczach. Był ubrany w hawajską koszulę i bermudy. Patrzyłam na pana mórz, na mojego ojca w ludzkiej postaci. Uklękłam przed nim, gdyż wypadało oddać szacunek dla boga.
-Wstań Nila.- powiedział Posejdon. Posłusznie wstałam i popatrzyłam w oczy takiego samego koloru co moje. Kiedy przyjrzał się mi, jego kąciki warg lekko się uniosły.
-Mam coś dla ciebie- wyjął z kieszeni spodni małą niebieską spinkę. Podał mi ją i wtedy zobaczyłam, że ma mały trójząb, zrobiony prawdopodobnie z pereł. Kiedy dotknęłam go, spinka zmieniła się w miecz. Był doskonale wyważony i pasował do ręki, a na dodatek świecił lekko na niebiesko. Patrzyłam z podziwem na broń. Dotknęłam znowu na trójząb, a miecz zmienił się z powrotem w spinkę, którą przypięłam do włosów. Popatrzyłam na ojca z wdzięcznością.
-Dziękuję-zdołałam tylko powiedzieć.
-Mam nadzieję, że będzie ci dobrze służyć.-odpowiedział.
-Posejdonie?
-Tak Nilo?
-Chciałam się zapytać o moją matkę, kim ona była?-zdałam się na odwagę, aby o to zapytać.
-Kiedyś dowiesz się całej prawdy, ale jeszcze nie dziś. Będę miał dla ciebie pewne zadanie i będę wymagać od ciebie pełnego posłuszeństwa. Ale na razie żegnaj córko.
-Nie, czekaj-ale on już zniknął. Opowiedziałam o spotkaniu z Posejdonem dla Chloe lecz przemilczałam nasz dialog.” Do San Diego zostało kilka kilometrów, a była jeszcze noc. Zjechałam samochodem na jakiś pusty parking. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki i poszłam spać. Śniło mi się, że byłam w Hadesie, ale tylko jako obserwator. Stałam przed ogromnymi czarnymi drzwiami. Popchnęłam je i weszłam do środka. Znajdowałam się w Sali tronowej. Przed mną stał tron, a na nim siedział władca Podziemia – Hades. Był ubrany w czarne spodnie i taka samą koszulę. Przed nim stał Nico. Podeszłam bliżej, aby usłyszeć o czym mówili.
-Na pewno to ją mam zabić?-zapytał się syn.
-Tak, w przepowiedni chodzi o dziecko jednego z Wielkiej Trójki, a tylko ona nie skończyła jeszcze 19 lat.
-Ale, czy musimy ją zabijać? Może Posejdon ma rację, że jej ufa. Nie będzie tak źle jak ci się wydaje ojcze.
-Nie! Tylko ja dochowałem przysięgi, a Posejdon po raz kolejny ją złamał, musi za to zapłacić-oburzył się bóg.
-Ale w ten sposób nic nie osiągniesz, tylko zabiję niewinną dziewczynę.
-A co cię obchodzi ta dziewczyna? Nic, jest kolejnym problemem!
-To siostra Percy’ego! Nie mogę tego zrobić!
-Czasem zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby, gdyby Bianca żyła.- Po tych słowach Nico wyszedł z sali, a mój sen się rozwiał. Otworzyłam oczy i oślepiły mnie promienie wschodzącego słońca. Czy ten sen to była tylko wyobraźnia, czy to się działo naprawdę? Obudziłam Chloe i poprosiłam, aby teraz to ona poprowadziła. Ja przesiadłam się na tył i próbowałam się zdrzemnąć.

Chloe
   Ja nie potrafię prowadzić? Ja jestem świetnym kierowcą, no dobra może raz, rozbiłam auto wypadając z drogi, bo skręciłam nie w tą stronę, ale to i tak była wina Nili, zamyśliłam się to prawda, ale żeby od razy się drzeć, bo wskoczyłam na nie ten pas. No cóż ale przynajmniej mogłam się przespać. No dla herosa może to nie jest wspaniały wypoczynek, ale ten dzień był naprawdę wykańczający. Śniło mi się to samo już od dobrego miesiąca, las, wilki i klif. Widziałam też siebie biegnącą, ale samą a jeśli herosi mają prorocze sny, to gdzie była Nila? Nie ważne, co będzie to będzie, teraz jesteśmy …...... ? W San Diego?!
-Yyyy, Nila czy my jesteśmy w San Diego?
-Yhm, tak jakoś wyszło-odpowiedziała starając się wyciągnąć, co było dosyć trudne ze względu na to że auto nie było za duże.
-Ale wiesz że jedziemy w odwrotnym kierunku- ciągnęłam- lub na około.
-Spokojnie, wiem gdzie jest San Diego, to ty tu jesteś od mylenia kierunków - Nila wysiadła z samochodu i otworzyłam tylne drzwi po czym dodała patrząc gdzieś w oddalony punkt nie obecnym wzrokiem- niech stracę, teraz ty prowadzisz, no droga jest już dosyć prosta kilka kilometrów autostradą i jesteśmy w mieście.
No nie czy ona zawsze będzie mi to już wypominać, raz jeden raz mi się zdarzyło. No ale nie dopytywałam dlaczego akurat tędy jedziemy do NY, wiedziałam że Nila musiała mieć jakiś powód by obrać właśnie taką drogę tylko co...........?
-Na bogów Chloe czy ty nawet na minutę nie możesz utrzymać skupienia?!- Wyrwała mnie z zamyślenia, po czym szybko wygramoliłam się z auta i u siadłam na miejscu kierowcy. Hmmmm przypomniało mi się że powinnyśmy coś zjeść do póki mamy taką sposobność. Widocznie Nila pomyślała o tym samym bo gdy usiadła na przednim miejscu dla pasażera podała mi kanapkę i kawę, którą kupiła w barze obok stacji benzynowej. Gdy byłyśmy już gotowe wyruszyłyśmy w stronę San Diego, panowała cisza, więc postanowiłam włączyć radio. Dotarcie do miasta zajęło dwadzieścia minut, nie do końca wiedziałam gdzie mam jechać więc postanowiłam, że się zatrzymam i dowiem się co my w ogóle tu robimy.-Dobra jesteśmy na miejscu, tylko zboczyłyśmy z  kursu ale okej niech będzie że ci ufam nie ? A więc co teraz mamy tu zrobić.-Po czym zauważyła że moja przyjaciółka śpi, więc wartowało by ją zbudzić.-NILA POBUDKA!!!!-Krzyczałam trzęsąc nią. Po czym szarpnęła się uderzając głową w szybę- Co się dzieje?!-zapytała zdezorientowana, po czym widząc mój uśmiech na twarzy dodała- Ha ha bardzo śmieszne, ciesz się że nie użyłam mojej spinki.
-Ciesz się że nie użyłam mojej spinki.-powtórzyłam drwiącym głosem- Tak tak wiem, uważaj bo cię kiedyś przedziurawię, nie ważne, jesteśmy w San Diego tylko po co ?
-Nie wiem- Nila wyszła z samochodu i ruszyła przed siebie. Zdziwiona tą odpowiedzią ruszyłam w jej ślady, pytając- Nie rozumiem, chcesz mi powiedzieć że od tak tu jesteśmy? By sobie pozwiedzać, tak?
-Nie do końca, po prostu miałam takie przeczucie
-Yhmm, czyli nie mamy celu- rozglądałam się wypatrując...... Tylko czego?-Niech będzie że ci ufam, więc co teraz czujesz gdy już jesteśmy w San Diego,
-To dziwne, ale ja po prostu wiem gdzie mam iść.
-A nie mogłaś wiedzieć gdzie jechać,-zaproponowałam- Było by szybciej jechać niż iść za twoim przeczuciem.
-Och proszę nie marudź Chloe, niby gdzie ci się tak śpieszy?
-Yyyy, no nie wiem ale mówiłaś że ten cały.... no jak mu tam Nikolas?
-Nico
-No właśnie ten, zresztą nie ważne chodzi o to, ostrzegł nas że chyba ktoś chce nas zabić?
-Tak, tylko bo widzisz..-stanęła po czym się do mnie odwróciła- Sądzę że najpierw musimy dowiedzieć się dlaczego nas ścigają i zrobić coś by dali nam spokój, bo obawiam się że tam gdzie zmierzamy możemy nie mieć przez to zbyt ciepłego powitania.
Ruszyłyśmy dalej, nie komentowałam tego co powiedział moja przyjaciółka, bo w głębi duszy obawiałam się że ma rację. W tym momencie nie za bardzo mnie interesowało dokąd zmierzamy, Nila po prostu szła, a ja  za nią. Nie podziwiałam budynków i tak dalej, dla mnie było zwykłym Amerykańskim miastem, nie za bardzo interesowała mnie architektura i te sprawy. Przez ile tak przemierzałyśmy te ruchliwe ulice zanim znalazłyśmy się w jakimś parku, nie wiem może z godzinę.
-No i klops- Nila wypowiedziała to nie obecnym głosem.
Rozejrzałam się dookoła po czym postanowiłam usiąść na pobliskiej ławce, i zaczekać na to co postanowi moja przyjaciółka. Stwierdziłam że najlepiej będzie jeśli nie będę się mieszać, bo to są jej przeczucia. Po czym córka Posejdona poszła w moje ślady i usiadła obok mnie chowając twarz w dłoniach.
- Nie wiem nic już nie czuję,- powiedziała, ze spuszczoną głową- jak mogłam być taka głupia przecież to mogła być pułapka.
-  Wiesz co, nie chcę cię dołować, ale jeśli coś każe herosowi gdzieś iść to zawsze coś musi tam być, i wolałabym nie brać pod uwagę zasadzki.
Zaczęłam się rozglądać, niepewnie po okolicy, ale tu niczego nie było. Żadnych niepokojących śmiertelników, którzy mogli się okazać potworami bądź wrogimi półbogami. I nagle coś ujrzałam niby nic takiego, zwykły kawałek papieru który leżał na ławce naprzeciwko. Podeszłam tam po czym ją podniosłam, była nie naturalnie biała, jak na zostawiony papier. Rozprostowałam ją, tekst który zawierała nie była napisany zwyczajnym tuszem, lśnił, kojarząc mi się ze spiżem. Czując na sobie spojżenie swojej przyjaciółki zaczęłam czytać:
W mieście Efyrze, w zakątku
 Argos, gdzie dobrej nie braknie paszy dla koni,
żył Syzyf najprzebieglejszy wśród ludzi, syn Ajolosa.
Ów Syzyf miał także syna Glaukosa, a zaś z Glaukosa zrodzony był Bellerofont bez skazy.
Tego pięknością bogowie i pełną powabu siłą obdarowali.
Mina Nili mówiłam wyraźnie ''Co?!''. No cóż może była tą ''mądrzejszą'', ale czasem ciężko było jej logicznie łączyć fakty,  z tym że w naszym świecie ta logika była troszkę inna i może dlatego mi to lepiej wychodziło.
-Znasz mit o Syzyfie?- zapytałam
-No tak były ludzkim ulubieńcem bogów, przez co był często zapraszany na ich uczty.......
-Bla bla bla.- przerwałam jej patrząc wymownie w niebo- Tak zapewne tak było Wikipedio, ale chodzi mi o sam koniec tej historii, o to że za kare miała wnosić ten kamień na szczyt góry.
-No dobra, ale co to ma do tego on nie był nieśmiertelny.
-Och, kiedy ty się nauczysz że nasze życie jest zaskakujące, a zresztą może on i nie ale z tego co pamiętam Belleryfont został nieśmiertelnym herosem.
-Czyli co ? Mamy go odnaleźć i dowiedzieć się po co nas tu wezwał tak? San Diego jest dosyć dużym miastem więc może szybciej by było skorzystać z naszego pożyczonego samochodu.  
-Dokładnie.- po czym wymacałam kieszenie i nie wyczułam kluczyków od auta, przypomniała mi się że po prostu z niego wysiadłam nie zamykając go. Na bogów, znów będzie mi to teraz wypominać, ale czym jest wypożyczenie auta dla córki Afrodyty?- Nila, ale wiesz co sądzę że musimy sobie znaleźć inny samochód.

Nila
No może jestem ta ,,mądrzejsza", ale czasem zdarza mi się nie myśleć. Miałam przeczucie, że powinnyśmy udać się do San Diego, ale wiadomo, jak jest się herosem, to podążanie za nim nie wróży nic dobre. Ale i tak pojechałam. Bogini mądrości nie byłaby ze mnie dumna. Chociaż ja nie zapominam zamknąć samochodu i wziąć kluczyków...
-Brawo Chloe, bardzo mądrze-lekko się wkurzyłam.
-Oj, nie czepiaj się mnie, każdemu może się zdarzyć- usprawiedliwiła się Chloe. Westchnęłam.
-Dobra, na razie będziemy poruszały się pieszo i środkami komunikacji miejskiej. Auto znajdziemy, kiedy będziemy wracać- i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam kogo ani czego szukać. Znaczy wiedziałam, że mam szukać Syzyfa, ale co on nam może pomóc? Cicho jęknęłam. Jak ja mogłam być tak głupia ? Chodziłyśmy po mieście kilka godzin i nic nie wyczułam. Załamana usiadłam przy jednym ze stolików jakiejś kawiarni.
-Przepraszam Chloe za to że cię tu zabrałam. Tylko zboczyłyśmy z kursu.
-Nic się nie stało- odburknęła córka Afrodyty- idę poszukać jakiegoś samochodu, spróbuj w tym czasie nie zginąć ani nic- i poszła. No dobra schrzaniłam trochę, ale żeby od razu się tak zachowywać. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Przed mną rozciągał się ocean. Zapatrzyłam się w horyzont. „Ojcze, może pomógł byś mi albo dał jakąś wskazówkę”. Ukryłam twarz w dłoniach. Nie zauważyłam kiedy przysiadł się do mnie jakiś facet. Miał około 20 lat, wysoki o czarnych włosach i oczach koloru podobnego do moich, tylko trochę bardziej zielonych. Uśmiechnął się do mnie. Nie znałam go, więc powoli się podniosłam, kiedy ów mężczyzna złapał mnie za rękę. Przestraszyłam się trochę, bo o co mu chodzi jak nie o ... . Zaczęłam się szarpać. W okolicy nie było prawie żywej duszy.
-Spokojnie Nila, nie zrobię ci krzywdy, chcę tylko zaproponować ci pewien układ-powiedział czarnowłosy. Może to co potem zrobiłam było głupie, ale usiadłam z powrotem na krzesło. Przyjrzałam się bliżej mężczyźnie i musiałam przyznać, że był przystojny. Kojarzyłam go teraz, ale nie pamiętam skąd. Te oczy, pewnie jest synem Posejdona, hmmm kto był jeszcze synem pana mórz?
-Jestem Bellerofont. Też jestem synem Posejdona-powiedział. Ha, zgadłam, chociaż część. Ale wciąż nie wiedziałam co od mnie chciał.
-Wiem kim jesteś, ale co chcesz od mnie?
-Pamiętasz chyba historię Syzyfa ?-zapytał. Kiedy pokiwałam głową na znak, że pamiętam, kontynuował-No więc, to on tak jakby pokierował cię tutaj. Chce złożyć ci pewną propozycję. Nie może osobiście, rozumiesz, wciąż wtacza ten głaz na górę. No więc, przysłał mnie do ciebie. Układ jest taki : ty wyruszasz do San Francisco, odnajdziesz Nereusa i przekażesz mu tą karteczkę z pytaniem-tu wyjął z kieszeni spodni białą karteczkę i położył na stole-i nakażesz mu napisać odpowiedź na niej. Nie będzie to trudne zadanie, uwierz mi, sam bym je wykonał, ale Syzyf uparł się na ciebie. To co zgadzasz się?
-No nie wiem, a co będę mieć z tego?- zapytałam.
-Mądra dziewczynka-uśmiechnął się do mnie, a ja lekko się zaczerwieniłam. Nie wiem sama czemu się to stało, może i był przystojny, ale nie w moim typie i w dodatku, to tak jakby mój ... brat?-no więc, jak wykonasz zadanie, uzyskasz odpowiedź, dlaczego i kto najbardziej chce cię zabić. Co ty na to? -zaproponował. Hmmm, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Z jednej strony co się mogło stać. Chyba nic się nie stanie, jak trochę opóźnię dotarcie do Obozu Herosów.
-Dobra, zgadzam się, ale jak ja mam niby uzyskać odpowiedź?
-To nie będzie takie trudne. Jednym ze sposobów może być walka, a jak go pokonasz będziesz miała prawo do jednego pytania, wtedy dasz mu tą karteczkę-przysunął kawałek papieru bliżej mnie-i przyniesiesz odpowiedź dla mnie, a ja wtedy powiem ci to co obiecałem. Teraz już wszystko jasne?
- Co do umowy to tak. Ale mam takie pytanie.
-No słucham.
-Czy ty nie powinieneś być martwy?- może to pytanie było nie na miejscu, wyglądał przecież jak normalny żywy mężczyzna.
-Teoretycznie powinienem, ale różnie bywa w naszym świecie. Ty też nie powinnaś była się urodzić.
-Co?- jakie inteligentne pytanie Nila ...
-To chyba nie ja powinienem ci odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno dowiesz się w swoim czasie-odpowiedział. Na super kolejna osoba mnie zbywa i nie chce mi odpowiedzieć na pytanie. Skrzyżowałam ręce na piersi, a moje usta wykrzywiły się w grymas. Bellerofont zaczął się ze mnie śmiać. Miał zaraźliwy śmiech i po chwili sama się śmiałam.
-Masz ochotę na coś do picia? -zaproponował. Wtedy mój brzuch zaczął burczeć. Od rana nic nie jadłam, a słońce powoli zachodziło. Posłałam przepraszające spojrzenie.
-Przyniosę coś do picia i jedzenia-i poszedł zamówić. Rozglądałam się za Chloe, ale nigdzie jej nie widziałam. Byłam o nią spokojna, nie da się łatwo zabić. Jak na córkę Afrodyty to była bardzo waleczna. Postanowiłam poszukać jej jak tylko zjem. Kiedy przyszedł Bellerofont, położył na stole dwie kanapki i soki. Od razu zaczęłam jeść. Oczywiście najpierw podziękowałam. Rozmawialiśmy na różne tematy. Żadko przebywałam w towarzystwie innym niż Chloe, miałam kilka koleżanek, ale i one czasem się do mnie nie przyznawały. Przechodnie pewnie widzieli dwójkę ludzi, dziewczynę o długich kręconych ciemnych włosach i morskich oczach i przystojnego chłopaka. Pomyśleli pewnie, że jesteśmy parą albo rodzeństwem. Na pewno nie, że jesteśmy herosami, których życie nie jest ani proste ani przyjemne. Słońce chyliło się ku zachodowi kiedy usłyszałam za sobą dobrze mi znany głos.
-Ja szukam po całym mieście jakiś wskazówek, a ty tu sobie z jakimś chłopakiem flirtujesz?- to była Chloe. Była łagodnie mówiąc lekko zdenerwowana.
-Hej Chloe. Nie jest tak jak myślisz. To jest Bellerofont. Na pewno kojarzysz jego historię.
-Przepraszam dziewczęta, ale ja muszę uciekać. Pamiętaj o układzie- wcisnął mi do ręki karteczkę-Życzę powodzenia. Do zobaczenia Nila i ty też Chloe. - po tych słowach odszedł. Wzięłam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam w stronę parkingu, gdyż z własnej woli nie chciała się ruszyć. Po drodze opowiedziałam jej o wszystkim.
-No teraz to rozumiem-powiedziała kiedy dotarłyśmy na miejsce- no to kierunek San Francisco. Tylko jest jeden problem, nie mamy samochodu.
-Czy to nie nasz samochód?-zapytałam wskazując ręką na czarne auto.
-Serio?! Aż się dziwię, że nikt go nie zabrał.- Wsiadłyśmy do samochodu, teraz ja prowadziłam.
-Kiedy już nie dam rady prowadzić, to zjadę na pobocze i się zdrzemnę. Tylko nie strasz mnie ani nie budź gwałtownie, rozumiesz?-zwróciłam się do przyjaciółki.
-Bo użyję swojej spinki i cię przedziurawię-przedrzeźniała mnie Chloe po czym zaczęła się śmiać. Czy ona umie być poważna ? Próbowałam udawać obrażoną, ale nie udało mi się. Opuściłyśmy San Diego w dobrych humorach.
               
       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz