Rozdział 8
Nila
Podróż to przemieszczenie się z punktu A do punktu B. Tak powinna wyglądać nasza podróż, ale u nas było jeszcze kilka punktów. Po przyjeździe na stację, udaliśmy się do baru. Byłam dziwnie rozstrzęsiona. Nie chciałam iść do Obozu Herosów, bo tak mi ojciec kazał, ale nie miałam wyboru. Jak nie Obóz to co? Na ulicy nie chciałam mieszkać, a do Nowego Rzymu nie chciałam wracać. Jeszcze 4 dni temu bardzo chciałam dojechać w końcu do NY, ale po tym jak się dowiedziałam o mojej matce, nie śpieszyło mi się tam. Kiedy szłam ze szklanką wody do stolika naszły mnie takie rozmyślenia. Już miałam postawić szklankę na blat, kiedy nagle drgnęła mi ręka i cała zawartość naczynia wylała się, niestety trochę poleciało na Chloe.
-Ej, co to ma niby być - oburzyła się moja przyjaciółka. Zaczęła się wycierać chusteczkami, kiedy ja cicho się śmiałam.
-Hmm, pomyślmy -chciałam ją troszkę zdenerwować - jest mokre, nie ma koloru i ja panuję nad tym. No trudne, co nie? - uśmiechnęłam się do niej.
- No nie wiem, na pewno nie mózg - nie była mi dłużna. Odkąd pamiętam docinałyśmy sobie kiedy tylko można było.
- Dobra dziewczyny, koniec tych potyczek słownych - zaczął Logan - zastanówmy się co teraz robimy. Do Long Island nie jest daleko, więc możemy zwiedzić trochę miasto. Co wy na to?
- Jesteśmy za - powiedziałyśmy obie. Wyszłyśmy na zewnątrz. Był początek czerwca, więc było dość ciepło. Uzgodniliśmy, że 3 h wystarczą i rozdzieliliśmy się. Chloe poszła razem z Loganem, a mi się nie chciało iść z nimi i poszłam sama. Doszłam do Empire State Building. Jak jeszcze byłam w Obozie Jupiter, słyszałam, że właśnie nad tym budynkiem znajduje się siedziba bogów. Zastanawiałam się czy jest tam mój ojciec i co on w ogóle robi. Nie miałam ochoty tego sprawdzić i poszłam dalej. Byłam zła na Posejdona, że nie uratował mojej matki. Zdenerwowana poszłam nad ocean, nie miałam innego pomysłu co ze sobą zrobić. Prawie nikt nie chodził po plaży, co było jak dla mnie bardzo korzystne. Usiadłam na piachu i wpatrywałam się w ocean. Zawsze mnie to uspokajało. Wzięłam do ręki piach i znowu go wypuściłam. Pomyślałam, że chciałabym kiedyś mieszkać w domu z widokiem na morze lub ocean. Nie zauważyłam kiedy minęły 2 h. Szybko wstałam, otrząsnęłam z piachu i ruszyłam w stronę portu. Kiedy przechodziłam obok statku wycieczkowego, ktoś złapał mnie za ramię. Był to ten sam facet, którego spotkałam w pociągu i opowiedział mi o matce.
-Jesteś już tutaj? - zapytał się mnie. Pokiwałam głową na potwierdzenie.
- Czy nie chciałabyś wrócić do domu ? Znaczy tam gdzie mieszkała twoja mama?
- O moja mama nie pochodziła ze Stanów? - zdziwiłam się, myślałam że jak zostałam oddana do domu dziecka w USA to z tam tąd pochodzę. Mężczyzna tylko się uśmiechnął.
-Nie moja droga, twoja mama była Włoszką. Przyleciała do Stanów za pracą, chciała wrócić, ale niestety nie zdąrzyła.
-Może i kiedyś bym chciała- powiedziałam. Wtedy facet wyjął z kieszeni spodni bilet. Podał mi go z uśmiechem.
-Mam nadzięję, że wszystko się uda. Spojrzałam na bilet. Był to bilet na statek, do ... Włoch! Statek wypływa za godzinę. Odwróciłam papierek, ale nie znalazłam biletu na powrót.
-Dziękuję, ale niby jak mam później wrócić? - zapytałam się ale mężczyzny już nie było. Rozejrzałam się, ale nikogo obok mnie nie było. Schowałam bilet do kieszeni. Trochę mnie kusiło, aby popłynąć do Włoch, ale nie chciałam zostawić Chloe i Logana. Ale możemy zmienić plany. Pobiegam na miejsce spotkania. Przyjaciele już na mnie czekali.
Nila
Podróż to przemieszczenie się z punktu A do punktu B. Tak powinna wyglądać nasza podróż, ale u nas było jeszcze kilka punktów. Po przyjeździe na stację, udaliśmy się do baru. Byłam dziwnie rozstrzęsiona. Nie chciałam iść do Obozu Herosów, bo tak mi ojciec kazał, ale nie miałam wyboru. Jak nie Obóz to co? Na ulicy nie chciałam mieszkać, a do Nowego Rzymu nie chciałam wracać. Jeszcze 4 dni temu bardzo chciałam dojechać w końcu do NY, ale po tym jak się dowiedziałam o mojej matce, nie śpieszyło mi się tam. Kiedy szłam ze szklanką wody do stolika naszły mnie takie rozmyślenia. Już miałam postawić szklankę na blat, kiedy nagle drgnęła mi ręka i cała zawartość naczynia wylała się, niestety trochę poleciało na Chloe.
-Ej, co to ma niby być - oburzyła się moja przyjaciółka. Zaczęła się wycierać chusteczkami, kiedy ja cicho się śmiałam.
-Hmm, pomyślmy -chciałam ją troszkę zdenerwować - jest mokre, nie ma koloru i ja panuję nad tym. No trudne, co nie? - uśmiechnęłam się do niej.
- No nie wiem, na pewno nie mózg - nie była mi dłużna. Odkąd pamiętam docinałyśmy sobie kiedy tylko można było.
- Dobra dziewczyny, koniec tych potyczek słownych - zaczął Logan - zastanówmy się co teraz robimy. Do Long Island nie jest daleko, więc możemy zwiedzić trochę miasto. Co wy na to?
- Jesteśmy za - powiedziałyśmy obie. Wyszłyśmy na zewnątrz. Był początek czerwca, więc było dość ciepło. Uzgodniliśmy, że 3 h wystarczą i rozdzieliliśmy się. Chloe poszła razem z Loganem, a mi się nie chciało iść z nimi i poszłam sama. Doszłam do Empire State Building. Jak jeszcze byłam w Obozie Jupiter, słyszałam, że właśnie nad tym budynkiem znajduje się siedziba bogów. Zastanawiałam się czy jest tam mój ojciec i co on w ogóle robi. Nie miałam ochoty tego sprawdzić i poszłam dalej. Byłam zła na Posejdona, że nie uratował mojej matki. Zdenerwowana poszłam nad ocean, nie miałam innego pomysłu co ze sobą zrobić. Prawie nikt nie chodził po plaży, co było jak dla mnie bardzo korzystne. Usiadłam na piachu i wpatrywałam się w ocean. Zawsze mnie to uspokajało. Wzięłam do ręki piach i znowu go wypuściłam. Pomyślałam, że chciałabym kiedyś mieszkać w domu z widokiem na morze lub ocean. Nie zauważyłam kiedy minęły 2 h. Szybko wstałam, otrząsnęłam z piachu i ruszyłam w stronę portu. Kiedy przechodziłam obok statku wycieczkowego, ktoś złapał mnie za ramię. Był to ten sam facet, którego spotkałam w pociągu i opowiedział mi o matce.
-Jesteś już tutaj? - zapytał się mnie. Pokiwałam głową na potwierdzenie.
- Czy nie chciałabyś wrócić do domu ? Znaczy tam gdzie mieszkała twoja mama?
- O moja mama nie pochodziła ze Stanów? - zdziwiłam się, myślałam że jak zostałam oddana do domu dziecka w USA to z tam tąd pochodzę. Mężczyzna tylko się uśmiechnął.
-Nie moja droga, twoja mama była Włoszką. Przyleciała do Stanów za pracą, chciała wrócić, ale niestety nie zdąrzyła.
-Może i kiedyś bym chciała- powiedziałam. Wtedy facet wyjął z kieszeni spodni bilet. Podał mi go z uśmiechem.
-Mam nadzięję, że wszystko się uda. Spojrzałam na bilet. Był to bilet na statek, do ... Włoch! Statek wypływa za godzinę. Odwróciłam papierek, ale nie znalazłam biletu na powrót.
-Dziękuję, ale niby jak mam później wrócić? - zapytałam się ale mężczyzny już nie było. Rozejrzałam się, ale nikogo obok mnie nie było. Schowałam bilet do kieszeni. Trochę mnie kusiło, aby popłynąć do Włoch, ale nie chciałam zostawić Chloe i Logana. Ale możemy zmienić plany. Pobiegam na miejsce spotkania. Przyjaciele już na mnie czekali.
-Hej, wiecie
co, mam pewien pomysł – powiedziałam kiedy do nich podeszłam – może pojedziemy
gdzieś sobie. Niekoniecznie musimy jechać do tego Obozu Herosów, pewnie znowu
będzie tam taka dyscyplina jak w Obozie Jupiter. Codzienne ćwiczenia, walki,
zero czasu wolnego, cały dzień zaplanowany i każdy wygląda tak samo. Nie chcę
tak, chcę żyć tak jak chcę, bez żadnych wytycznych i itp.
-Nila, nie
możemy. Musimy jechać do tego Obozu. Kazał nam twój ojciec, więc pewnie jest to
coś ważnego – powiedziała Chloe. Burknęłam pod nosem. Do rozmowy włączył się
Logan.
-Chloe ma
rację, jak któryś z bogów coś nakazuje to trzeba to wypełnić. Trzeba być
posłusznym.
-Ja niby mam
być posłuszna dla kogoś, kto nie interesuje się mną? No chyba kpisz ze mnie! –
oburzyłam się trochę. I chyba nie tylko ja.
-Nila słuchaj,
jesteśmy herosami, musimy być posłuszni i robić to co nam każą. Nasze życie
nigdy nie będzie miłe i przyjemna, za długie pewnie też nie, ale za to
posiadamy pewne moce. Ja mam czaromowę, a ty panujesz nad wodą, źle ci? Wiesz,
że nigdy nie będziesz mieć ojca i zrozum to w końcu! – wybuchła Chloe.
-Ale mi nie
chodzi o to żeby mieć ojca, nawet nie chcę takiego. Chodzi mi o to że jest to
niesprawiedliwe. Nie zamierzam być na każde skinienie palca.
-Ale będziesz!
-Właśnie, że
nie. Wy jedźcie do Obozu. Nara wam – powiedziałam i odwróciłam się. Ruszyłam
biegiem znowu w stronę portu. Wtedy wiedziałam gdzie miałam iść. Weszłam na
pokład statku. Kiedy ruszyliśmy, usłyszałam w głowie głos Posejdona : Nie
popłyniesz do Włoch. To było coś w rodzaju rozkazu, ale ja przyjęłam to jako
wyzwanie. „Właśnie że popłynę”- odpowiedziałam i poszłam w kierunku dziobu.
Kiedy tam doszłam i spojrzałam na morze, wiedziałam, że nie będzie to spokojny
rejs. Zbierało się na sztorm.
Chloe
Szczerze byłam wściekła na Nile, no po tym jak
ochłonęłam to zostało już tylko zakłopotanie. To zdecydowanie działo się zbyt
szybko, nie do końca rozumiem co się stało. Nie ważne nie to nie, jestem jej
przyjaciółką nie opiekunką.
- Yyy chyba
trzeba za nią biec.- otrząsną mnie Logan.
- Nie.
- Ale -
protestował- jak to nie, i co mamy iść bez niej.- Po kiwałam głową-No i jak ty
sobie to wyobrażasz?
- Normalnie,
zamierzam dojść do obozu, jesteśmy w NY tak blisko long island że jeśli jednak
królewna się namyśli to sama tam się
pofatyguje.
- To chyba nie
jest najlepszy pomysł........
- Tak? to może
masz lepszy Panie wspaniały co może mamy biegać po NY w poszukując jej,
świetnie tylko z tego co się orientuje to bardzo duże miasto a my go nie
znamy.- Przerwałam mu, i zachowałam się nie w porządku wobec niego ale ta całe
sytuacja nie była dla mnie taka łatwa -
Logan przepraszam cię, ale my nie mamy
innego wyjścia, nie znajdziemy jej teraz. Musimy iść dalej. Da sobie radę a na
razie sama musi sobie to po układać.
Zrozumiał, chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy na long
island. W porównaniu do tego ile przeszliśmy z przeszliśmy z łowczyniami nie
była ani długa ani męcząca. Nie mam zielonego pojęcia ile czasu zajęła nam
droga, ale słońce powoli się już chyliło ku zachodowi.
- I w końcu po
tym wszystkim jesteśmy w domu.-
Zdziwiona słowami chłopaka spojrzałam na niego pytająco. Przed nami było to samo co widzieliśmy do tej pory,
drzewa i wzgórza.
- Yyy Logan?
kochanie ja wiem że w twoich czasach to być może jako żołnierz musiałeś spać w szałasach czy lepiankach... - Uśmiech
który gościł na jego twarzy zmienił się
w grymas .
- Ej mieszkałem
w koszarach nie w szałasach, i obóz jest dokładnie za tym wzgórzem.
- Och to było tak od razu. Koszary szałas jedno
to samo.- Powiedziałam drocząc się z nim
po czym ruszyłam przed siebie. Gdy dotarliśmy na wzgórze ujrzałam coś
niezwykłego. Było stąd wszystko widać plaże, zatokę long island, pola truskawek, arenę, amfiteatr,
smoka, jadalnie, domki obozowe i wielki dom. Jedyne co mnie w tym
przerażało to ten smok, ale najwyraźniej
nie był nami zainteresowany.
- No no to
chyba może być mój dom.- Wyszczerzyłam
zęby do chłopaka, który wciąż spoglądał
przed siebie .
- yhm, zmieniło
się tu od mojego ostatniego pobytu.
- No wiesz
minęło sporo lat, a dokładnie z jakieś ponad siedemdziesiąt.
- Nie
przypominaj mi.- ruszył w dół wzgórza, a ja podążył am zanim. Lecz
zatrzymał nas kobiecy głos.
- Hej-
Odwróciliśmy się . Przed nami stały może dwudziesto letnie uśmiechające się
dziewczyny, jedna o ciemnej karnacji , może indianka? Ubrana była w
pomarańczową obozową koszulkę i krótkie postrzępione dżinsowe spodenki, druga
lekko opalona blondynka o szarych oczach,również miał tą samą koszulkę i
niebieskie spodenki.- Nazywam się Piper a to jest Annabeth, jesteśmy starszym
obozowymi i grupowymi, ja dziesiątki
czyli domku Afrodyty, a Annabeth szóstki czyli Ateny.
- Tak, a wy
zapewne jesteście nowymi obozowiczami, tylko ciekawi mnie gdzie wasz satyr?-
Ocho zaczęła podejrzliwie blondynka, no ale to są osoby które poznałam jako
pierwsze na obozie, moja genialna starsza siostra, duma naszej matki, i jej
przyjaciółka, wspaniałe wybawicielki
świata.
Nila
Normalni
ojcowie, jak ich córki uciekną albo zrobią coś co się im nie podoba to dadzą
szlaban, albo zabiorą telefon. No ale jak twoim ojcem jest bóg i to w dodatku
Posejdon to masz przewalone.
-Sztorm?! Serio
tato?! – powiedziałam w morze. Nie podobało mi się to, ani trochę. Jeszcze
jakoś zrozumiałabym, żeby coś mi zrobił, ale nie bezbronnym ludziom ! Musiałam
szybko coś zrobić. Jakby nas zatopił to mi nic by nie było, umiem oddychać
nawet i pod wodą, ale bym miała tych wszystkich śmiertelników na sumieniu.
Próbowałam coś wymyślić, ale niestety nic. Została mi ostateczność, musiałam
schować dumę głęboko.
-Tato, proszę.
Chyba nie chcesz zabić tych śmiertelników, nie powinniśmy ich krzywdzić –
błagałam. Sztorm z każdą chwilą się wzmagał. Chyba nie dał się ubłagać. Za sobą
usłyszałam krzyki pasażerów, płacz małych dzieci i uspakajające je matki.
Potężna fala uderzyła o burtę statku, wszyscy co stali, upadli.
-Pomocy! –
usłyszałam obok siebie krzyk. Jakaś mała dziewczynka trzymała się barierki, a
jej nogi dyndały na burtą. Jej małe rączki pobladły i wyglądało na to że długo
nie wytrzyma. Okrętem strasznie rzucało, nikt nie umiał utrzymać równowagi.
Wstałam, ale od razu upadłam na twarz. Dziewczynka krzyczała, widziałam łzy w
jej oczach. Musiałam jakoś jej pomóc, mogłaby nie przeżyć upadku do oceanu.
Wiedziałam, że na nogach nie dojdę, więc poszłam do niej na czworakach.
-Nie martw się,
już ci pomagam – powiedziała kiedy do niej doszłam. Złapałam ją i wciągnęłam na
pokład. Mała przytuliła się do mnie i zaczęła płakać.
-Dziękuję ci,
jesteś bardzo odważna – powiedziała z twarzą w mojej koszuli. Zaraz podeszli do
mnie rodzice tej dziewczynki, dziękując mi za uratowanie ich córki. Wszystko
się skończyło szczęśliwie, no może nie dla mnie. Jakby tego było mało. Morze trochę
się uspokoiło. Pomyślałam, że Posejdon dał mi spokój, ale to była cisza przed
burzą. Kapitan kazał wszystkim schować się pod pokład, dla bezpieczeństwa.
Miałam wejść jako ostatnia, wolałam wszystkich przepuścić, kiedy kolejna fala
uderzyła w statek. Siła uderzenia była tak ogromna, że fiknęła do tyłu koziołka
i leciałam w stronę burty. Próbowałam się czegoś złapać. Akurat przy ręce był
tylko leżak, ale jak to się mówi, tonący brzytwy się łapię, więc i ja złapałam
za nóżkę leżaka. Ale jak zawsze jak coś mi nie idzie to po całości. Nie dość,
że leżak jakimś cudem wyleciał za burtę szybciej od mnie to jeszcze walną mnie
w bok i rozciął dość poważnie nogę. Zobaczyłam tylko krew mieszającą się z
kroplami deszczu na mojej skórze. Rana szła od połowy uda do tak kilka
centymetrów od kolana w dół. Strasznie piekła, ale nie to był mój główny
problem. Nogi miałam już za burtą. W ostatniej chwili złapałam się barierki,
która była mokra i wciąż wyślizgiwała się mi. Fala uderzyła we mnie. Krzyknęłam
z bólu. Miałam świadomość, że długo nie wytrzymam. Pomyślałam, że dziwne jest
zginąć w czymś nad czym panujesz. Właśnie! Kiedy tak wisiałam dostała
olśnienia. Przecież panuję nad wodą. Próbowałam się skupić, ale nie pozwalał mi
na to ból w nodze. Kazałam wodzie wepchnąć na statek. Udało mi się, leżałam na
mokrych deskach okrętu. Oddychałam ciężko i najlepiej leżałabym tam aż do
Włoch, ale wiedziałam że mam zadanie. Pobiegłam do drzwi, na mapie statku
odnalazłam jak dojść na najniższy pokład. Ruszyłam biegiem. Kiedy znalazłam się
najniżej jak mogłam stanęłam i skupiłam się. Próbowałam uspokoić morze. Na
początku nic to nie dawało, ale po jakimś czasie sztorm się uspokajał. Pewnie
ojciec pomyślał, że nie zawróci mnie w taki sposób. Kiedy morze było całkowicie
spokojne, opadłam z sił, a nogi załamały się pod mną. Byłam zmęczona, ale
szczęśliwa. Musiałam jakoś dać uciec emocjom. Zaczęłam się śmiać, dość
histerycznie, potem śmiech zmienił się w płacz. Zakryłam twarz dłońmi i
pozwoliłam płynąć łzom. Dlaczego to wszystko musi mnie spotykać, czemu nie może
mnie zostawić? Nie dość, że zabrał mi matkę to jeszcze chce mojej śmierci.
Zaczęłam się trząść. Nagle ktoś położył mi dłoń
na ramieniu. Był to jakiś chłopak z obsługi statku. Uśmiechnął się do
mnie przyjaźnie, wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam ją i wstałam. Zaprowadził
mnie do mojej kabiny. Po drodze rozmawialiśmy trochę. Zapytał mnie dlaczego
płynę do Włoch. Odpowiedziałam że chcę wrócić do kraju skąd pochodzę. Kiedy
doszliśmy życzył mi miłej podróży i szczęścia. Kiedy weszłam do kajuty,
uświadomiłam sobie, że nie rozmawiałam po angielsku tylko po włosku. Rzadko
używałam tego języka. Od urodzenia umiałam mówić po włosku, sama nie wiem jak.
Położyłam się na łóżko, wcześniej przebrawszy się w suche ciuchy. Nie spałam
długo, wolałam pójść na pokład i patrzeć na ocean, piękny a za razem groźny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz