poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 7



Rozdział 7
Chloe
   Znów trafiamy tam gdzie są problemy, i to jak zwykle w dość nie typowe nieporozumienie.
    Gdy dotarliśmy do Charleston była 1:30 w nocy, i bardzo liczyliśmy na to że będziemy mieć w miarę jak najszybciej pociąg do New York. Niestety my nie zawsze mamy szczęście do takich spraw, w sumie to ta cała podróż która normalnie powinna zająć chwilę nam zajmuje wieczność.
- Musimy czekać na pociąg piętnaście godzin!?- Spytała się oburzona tą sytuacją Nila.
- No niestety tak,- Usiadłam na krześle mając, mając tym samym swoich przyjaciół przed sobą.- To troszkę dziwne że pociągi tak wolno kursują, no nie?
- Nie wiem, u mnie bywało gorzej.- Logan nie był tym wcale przejęty, i w sumie wcale mu się nie dziwię. Razem z moją przyjaciółką która po tych słowach burknęła pod nosem '' No co ty'', za czeli się rozglądać. Ja zobaczyła gazetę na siedzeniu obok, więc jeśli i tak nie mieliśmy nic do roboty, to postanowiłam poczytać o tym coś się dzieje w Charleston. No cóż skończyłam na nagłówku pierwszej stronie, a tylko dlatego że znalazłam odpowiedź na swoje pytanie.- Hej wiecie co, już wiem co jest z tymi pociągami- pokazałam im co przeczytałam.
- No a ja chciałam zaproponować by przejście się i pozwiedzać te miasto.- Powiedziała Nila.
- No ba idziemy tam gdzie jest rozróba.
- Oszalałaś- Podsumowała córka Posejdona.
- Czemu nie, co mamy do roboty?
- No może nic przez jakieś parę godzin- moja przyjaciółka sądziła że jej przerwę więc sama wolała mi pozwolić się wtrącić, ale nie tym razem dam jej dokończyć- ale przez parę dobrych dni mam same problemy, więc może nie mieszajmy się również w cudze niezgodności.
Spojrzałam na Logana by mnie wspomógł, ale on tylko zrobił wielkie oczy po czym dodał.
- Yyy, no wiesz ja chyba również sądzę że to nie najlepszy pomysł.
- Oj no weźcie, co może być tam niebezpiecznego dla herosa, to tylko głupia sprzeczka śmiertelników.
Moi przyjaciele wymienili spojrzenia, po czym poprawiła mnie Nila
- Sprzeczka, barykady, dym, ogień, ty to nazywasz sprzeczką.
- No mniej więcej.- posłałam jej szeroki uśmiech.
- Ja mam lepsze pytanie, Odpuścisz? Czy i tak pójdziesz?- spytał się mnie Logan.
- Nie. Nie ma takiej opcji.
-  A więc idziemy, ale w nic się nie ładujemy.- moja przyjaciółka posłał mu pytające spojrzenie.- Bez sensu jest się z nią teraz o to kłócić, i tak nie da za wygraną. Chyba że chcesz by poszła sama.
- O dobrze gada. Więc idziemy zobaczyć z bliska co się dzieje w tym mieście.
  No od razu nie ruszyliśmy, zaczekaliśmy do rana. Problemu z odnalezieniem tego gdzie są rozróby nie mielibyśmy nawet bez tej gazety. W sumie to troszkę dziwnie z tym wyszło....... bo szybko można było się spostrzec że albo ludzie walczą za co innego albo w ogóle nie wiedzą za co. W sumie bez sensowność tej bijatyki przeraziła Logana, a Nile nie wzruszyło, stwierdziła że to nic nowego. Ale mnie znów się tu coś nie podobało.
- Chloe nie będziemy się w to mieszać.- powstrzymywali mnie.
- Ale coś tu nie gra- upierałam się.
- Więc tym bardziej wracamy stąd, gdzieś gdzie nie ma takiego......
- Chaosu- głos który to wypowiedział był takie nie typowy, budził we mnie tyle emocji naraz.- Nie jest piękny? Śmiertelnicy są jeszcze bardziej podatni na niezgodę niż bogowie, co mnie osobiście zaskoczyło, rozumieć duma, ego i te sprawy.
- Kim jesteś jeśli łaska wiedzieć.- No dobra wcale nie mówiła tego z ironią w glosie ale właśnie wpadliśmy w jakieś bagno a ja nie mam ochoty mieć jeszcze na pieńku z jakimś bogiem, a wydaje mi się że nim jest.
- Ja?- uniosła brwi.- Ja jestem tylko bliźniaczym cieniem mego lepszego brata. I jestem na urlopie dlatego zabawiam się tymi głupimi śmiertelnikami, rzucając pomiędzy nich.....
- Jabłko Niezgody- przerwałam zwracając jej zainteresowanie na siebie.- Jesteś Eris, bliźniacza siostra Aresa  bogini niezgody, chaosu i nieporządku.
- No no a jedna ktoś jeszcze o mnie pamięta.
- Ach więc widzę że czujesz się nie doceniona, i dlatego to wywołałaś.- wtrąciła się Nila.
- Och bez obaw przecież wy tu jesteście więc im pomożecie.
- Słucham? My mamy im pomóc, ty wywołałaś tę kłótnię więc ty ją zakończ.
- No no Nilo widzę że masz charakter, ale to dobrze, może jednak nie będziesz tak bez użyteczna i przydasz się swojemu ojcu.- chciała nas zdenerwować, pobudzić do kłótni, bo taką już ma naturę, wie że moja przyjaciółka i na mamy różne zdania a tymi słowami utwierdzała ją w jej przekonaniach.
- Nie jestem......
- Nie ważne mów dlaczego to niby my mamy coś z tym zrobić.- przerwałam jej by ochłonęła i nie wchodziła w dalszą dyskusję.
- Och to proste, ponieważ jesteście Herosami. Waszym zadaniem jest ratować śmiertelników i sprzątać po nas gdy my się bawimy.- zaczyna i mnie już wkurzać, a kątem oka widziałam że moją przyjaciółkę tym bardziej.- No to jak co wybierasz.- dobrze wiem o jakie jej wybór chodzi, miała ochotę odwrócić się i zostawić to za sobą.
- Co mamy zrobić?- Stanowczo do rozmowy włączył się Logan, tym razem to z nim nie ma się co spierać, i tak im pomoże. To dobrze, tylko on zachował zimną krew w rozmowie z Eris.
- No a więc, to nie do końca tak że sama wywołałam tę awanturę. Ale chodźcie za mną, wytłumaczę wam to na miejscu.- po tych słowach odwróciła się i ruszyła przed siebie, a my za nią.
   Było widno ale droga pomiędzy kamienicami i tak była ponura i troszkę przerażająca. Po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy do celu, znaczy prawie ponieważ zostało jeszcze zejść schodami, do jakiejś piwnicy jak sądzę, za boginią chaosu i niezgody, która była lekko nie zrównoważona, jak dla mnie. Na szczęście to tylko parę stopni i korytarz mierzący może jakieś trzy metry, zakończony drzwiami. Tyle że pojawił się mały problem, ja szłam przed ostatnia za mną była Eris, była bo gdy się odwróciłam to za mną nikogo nie było.
- Yyyy mamy problem.- zwróciłam uwagę swoich przyjaciół.
- Gdzie ona jest.- spytała z pogardą w głosie Nila.- zaprowadziła nas tu i co?
- Nie wiem ale raczej sugestia jest jasna.- podeszłam do drzwi i bez pukani szarpnęłam za klamkę.
  Drzwi były otwarte, więc weszliśmy do środka. Wnętrze było ponure, promienie słoneczne wpadały przez brudne lufciki, które znajdowały się pod sufitem, który nisko. Betonowe ściany i parę starych obdartych mebli wraz z łóżkiem, które oznaczało że ktoś musi tu mieszkać.
- Witam.- odskoczyłam do tyłu, rozejrzałam się po pomieszczeniu lecz jej nie zauważyłam.- Czego potrzebujecie?
- Yyyyy no właśnie nie wiemy.- cóż powiedziałam jej prawdę. Nie miałam pojęcia czego od niej chce, nawet nie wiedziałam kim ona jest.- Przysłała nas tu Eris...
- Och a więc inaczej. Powiedzcie czego chce od was moja matka a ja spróbuje wam pomóc.- posłała nam ciepły uśmiech, a ja jej zaczęłam współczuć rodziców.
- No chodzi o te rozróby w mieście.
- Ochhh, no to nie powinno sprawić wam problemu- podeszła do szafy, i wyciągnęła z niej dolną szufladę, po czym postawiła ją na stole. A mnie zatkało gdy zobaczyłam jej zawartość.- No ale tak w ogóle jestem Malka, pomagam herosom, co do wyposażenia, oczywiście za pewną cenę, ale jeśli was przysyła Eris to raczej nie wypada mi pobierać opłat.
- Yyyy mamy strzelać do śmiertelników!!- oburzyłam się.
- Nie nie, to broń na spiżowe kule, zabij tylko potwory.
- Wow, tego jeszcze nie widziałam, wiesz miecze, włócznie, łuki, ale nie pistolet.
- Tak rozumiem to też mam, no i więcej tego, tyle że tam.- wskazała palcem za siebie gdzie znajdowały drzwi.- No ale dorzeczy, nie było by takiej wielkiej afery gdyby do zabawy mojej matki nie wtrąciła się Lamia, która uwodzi mężczyzn, by ich zjeść zazwyczaj, no lecz teraz stało się troszkę inaczej.
- Aha i my mamy ją zabić i wszystko będzie okej?- podsumowała Nila.
- No resztę rozprostuje Eris.
- Niby dlaczego ma to zrobić.- spytała.
- Bogowie nigdy nie okazują że herosi są im potrzebni, wywołała spory konflikt. No może nie taki jak wojna Trojańska przez którą teraz pracuje u Hermesa w dziale obsługi klienta, ale znów narozrabiała i musi to szybko posprzątać.
- No okej, ale dlaczego sama, tam nam tego nie powiedziała tylko zaciągnęła do ciebie.
-  Bo jak już mówiła oni nie proszą o pomoc, a zresztą Lamię nie tak łatwo zabić, radzę wam to zrobić z odpowiedniej odległości, no i radzę nie zbliżać się do niej temu przystojniaczkowi.- Załadowała magazynek do broni wsunęła w kaburę, po czym dodała.- Mam nadzieję że umiecie się posługiwać bronią polną. No a teraz idźcie stąd.
Wzięłam broń po czym wyszliśmy stamtąd. Na zewnątrz oddałam ją Loganowi ponieważ zapewne strzelał lepiej niż my, po czym ruszyliśmy w stronę naszego problemu. Musieliśmy odnaleźć  potwora, zabić go, i zdążyć na pociąg który mieliśmy za cztery godziny, a to niewiele.  

Nila
Jak  dostaliśmy broń, od razu zwróciliśmy się w kierunku wyjścia. Chloe i Logan poszli przed mną. Kiedy i ja miałam wychodzić, dziewczyna złapała mnie za rękę. Odwróciłam się do niej i popatrzyłam na nią. Miała indiańskie rysy twarzy, złote oczy. Kogoś mi przypominała tylko nie pamiętałam kogo. Patrzyła mi się prosto w oczy. Nagle jej usta wykrzywiły się w uśmiech.
-Jesteś córką Posejdona, jednego z Wielkiej Trójki? – było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
-Tak, a co i ty chcesz mnie zabić? Jak tak to ustaw się w kolejce, bo kilka osób też chce się mnie pozbyć – powiedziałam, ściągając brwi. Malka roześmiała się cicho.
-Nie, no coś ty. Zastanawiam się tylko jak to jest mieć tak ważnego ojca – odpowiedziała. Prychnęłam.
-Chyba gorzej być nie mogło ... – chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale się powstrzymałam – nieważne. Dziewczyna przyjrzała mi się uważnie i znów wstąpił na jej twarz uśmiech.
-Nie denerwuje cie czasem postawa bogów wobec ich dzieci? Że nie interesują się nami póki nie jesteśmy im potrzebni – nie odpowiedziałam, co ona odebrała za przyznanie jej racji, więc kontynuowała – Pomyśl jaki świat byłby lepszy, gdybyśmy to my nim rządzili, co ty na to ? – powiedziała podnosząc jedną brew do góry. Przez chwilę pomyślałam, że to kusząca propozycja, ale zaraz zmieniłam zdanie.
-Raczej nie, dzięki ale muszę już spadać, do zobaczenia – powiedziałam wychodząc. Pobiegłam szybko po schodach do swoich przyjaciół. Usłyszałam jeszcze za sobą krótkie pa, ale bez żadnej życzliwości. Kiedy do nich dotarłam poszliśmy szukać tej całej Lamii.
-Dałam dla Logana ten pistolet. Z naszej trójki to raczej tylko on umie strzelać – powiedziała Chloe. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Nie trudno było znaleźć tego potwora. Po jakiś 10 min zobaczyliśmy, że ludzie biegnął z jakiegoś placu krzycząc coś o jakieś kobiecie.
-To pewnie tam – powiedział Logan.
-Nie, no co ty – powiedziała z sarkazmem moja przyjaciółka i pobiegła w stronę tego placu. My też pobiegliśmy. Na środku placu stała kobieta. Była wysoka, miała długie włosy w kolorze ciemnego blondu, szare oczy. Trzeba było przyznać, była piękna. Musieliśmy wymyślić jakiś plan. Zaciągnęłam ich za jakiś budynek i nachyliłam się do nich.
-No więc tak, Lamia działa w szczególności na mężczyzn, więc Logan musi stać jak najdalej od niej. Ty Chloe będziesz go pilnować, a ja w tym czasie spróbuję ją jakoś zabić – powiedziałam szeptem – jakieś pytania?
-Czy to kolejny twój akt samobójczy, Nila?- zapytała mnie Chloe. Popatrzyłam na nią spode łba.
-Haha, śmieszne bardzo – powiedziałam – jak nie będę sobie radzić – wtedy zwróciłam się do Logana – strzelisz w nią z pistoletu, dasz radę – popatrzyłam na chłopaka.
-A jak nie trafię ? – zapytał. To było niestety możliwe.
-No to wtedy ułatwisz sprawę dla Hadesa – uśmiechnęłam się blado.
-Jak ja kocham twoje poczucie humoru – powiedziała Chloe. Nie mieliśmy dużo czasu, za niecałe 4 godziny mamy pociąg. Wyszłam za budynek i uświadomiłam sobie, że nie miałam żadnej strategii.
Zobaczyłam jak wabi do siebie jakiegoś młodego chłopaka. Nie przyglądałam się mu bardziej, bo nie było na to czasu. Lamia chciała go zabić. Puściłam się biegiem w jej kierunku. Po drodze zdjęłam spinkę, która zmieniła się w mój miecz. Chłopak był kilka kroków od niej. Trzymała w ręku krótki miecz. Wskoczyłam między nimi w ostatniej chwili i zablokowałam atak. Lamia zaskoczona odeszła o krok. Chłopak, który był niedoszłą ofiarą otrząsnął się szybko. Popatrzył na nas i stał.
-Uciekaj! Już ! – warknełam. Na szczęście posłuchał i pobiegł wraz z innymi osobami. Niestety chwilę mojej nieuwagi wykorzystała Lamia. Popchnęła mnie i straciłam równowagę. Usłyszałam za sobą jej śmiech. Szybko poderwałam się na nogi i zaatakowałam. Nie spodziewała się tego i zablokowała cios dopiero przy twarzy, więc patrzyłyśmy sobie w oczy. Wykrzywiła swoje w usta w uśmiech. Zwiększyła nacisk na mój miecz i odepchnęła mnie.
-O córeczka Posejdona – powiedziała – Hmhmhm, wiesz co twój ojciec jest całkiem, całkiem, jakby nie siedział cały czas w wodzie to byłoby z niego niezłe ciacho – ciągnęła. Tego było już za wiele. To, że nie przepadam za swoim ojcem, nie oznacza, że chcę słuchać takich uwag. Nie wiele myśląc, rzuciłam się na Lamie. Szybko odskoczyła i przecięłam powietrze mieczem. Próbowałam trafić ją w brzuch, a najlepiej w serce, ale była szybsza i unikała moich ciosów albo z łatwością je odparowywała.  Chociaż była w długiej sukience, to poruszała się z taką łatwością, jakby w ogóle nie krępowała jej ruchów. Nie wiem ile trwała ta walka, ale byłam cała zlana potem. Moja przeciwniczka była wciąż pełna sił. Popatrzyłam na zegarek. Była już 16, czyli za 30 min mieliśmy pociąg. Musiałam szybko działać. Pobiegłam na nią z wymierzonym mieczem. Niestety domyśliła się co zamierzam zrobić. Wytrąciła mi z ręki broń i popchnęłam tak, że upadłam znowu, teraz na plecy. Siła uderzenia była dość silna i jęknęłam. Nie podniosłam się sama. Podeszła do mnie Lamia i popatrzyła z góry.
-Szkoda, że muszę cię zabić – uśmiechnęła się złośliwie – Oj czekaj, nie wcale nie szkoda. Złapała mnie za szyję, wbiła długie paznokcie i skórę i pociągnęła do góry. Nie wyglądała na silną, ale dała radę podnieść mnie tak na 40 cm nad ziemią. Próbowałam się uwolnić, ale miała mocny uścisk. Zaczynało mi brakować powietrza, którego domagały się moje płuca. Kopnęłam ja w brzuch i na chwilę rozluźniła uścisk, więc łapczywie wciągnęłam powietrze. Nie miałam szans, aby ją wtedy pokonać. Pomyślałam wtedy, że to koniec. Zamknęłam oczy. Wtedy usłyszałam świst, coś jakby pocisk przy moim lewym uchu. Upadłam i otworzyłam oczy. W miejscu w którym przed chwilą stała Lamia, była tylko kupka złotego pyłu i pocisk ze spiżu. Kompletnie zapomniałam, że Logan ma pistolet. Odwróciłam się w kierunku moich przyjaciół, wciąż ciężko oddychając. Zobaczyłam Chloe, która krzyczała na Logana. Ale nie to przykuło moją uwagę. W ręku trzymała pistolet. Czyli to ona strzelała. Próbowałam wstać, ale nogi miałam ja z waty i znowu wylądowałam na ziemi. Zmusiłam się jednak do podejścia do nich. Usłyszałam końcówkę ich sprzeczki.
-Co ty sobie wyobrażasz ?! Kazałam ci przecież siedzieć jak najdalej od niej, co nie ?! – krzyczała Chloe. Logan tym razem nie stał bezradnie.
-Musiałem się przecież wychylić! Chciałem pomóc Nili! – powiedział podniesionym głosem.
-Taa, sam przy tym złapać się w jej sidła. No brawo za pomysł, jesteś lepszy niż ona biegnąca na Piekielnego Ogara!
-Ej, ja tu jestem – powiedziałam strasznie cicho, ale na szczęście mnie zobaczyli. Chloe popatrzyła jeszcze na zegar. Była 16:20. Mało czasu.
-Mamy mało czasu, więc ruchy – powiedziała córka Afrodyty i ruszyła w kierunku dworca. Wyglądałam chyba jakbym miała zaraz zemdleć czy coś, bo Logan wciąż stał przy mnie i patrzył na mnie.
-Dasz radę iść ? –zapytał się. Popatrzyłam w jego oczy. Może i był na swój sposób pociągający, ale nie w moim typie. Nie wiadomo czemu miałam słabość do chłopaków w okularach. Zmusiłam się do uśmiechu.
-Spoko, dam radę – i na potwierdzenie zrobiłam krok do przodu. I oczywiście przeceniłam swoje możliwości i o mało się nie wywróciłam, gdyby nie złapał mnie Logan w ostatniej chwili.
-No widać, że dasz radę – uśmiechnął się do mnie i wziął na barana. Tym razem skorzystałam z pomocy. Idąc do przyjaciół wzięłam miecz i wtedy przypięłam go w postaci spinki do włosów. Szybko dogoniliśmy Chloe. Kiedy nas zobaczyła, ściągnęła brwi, ale nic nie powiedziała. Chyba nie podobało jej się, że Logan mnie niesie. Ten z kolei próbował złapać jej spojrzenie. „Co się dzieję między tą dwójką”- pomyślałam. Wpadliśmy do pociągu w ostatniej chwili. Zajęliśmy wolny przedział i usiedliśmy.
-Dzięki Logan, miło z twojej strony – podziękowałam mu. Ten tylko kiwnął głową.
-Chloe, możemy pogadać ? – zapytał łagodnie. Ta tylko prychnęła i odwróciła się od niego. Nie chciałam się mieszać.
-Chloe, ty strzeliłaś wtedy do Lamii, prawda? – zapytałam przyjaciółki.
-Tak, a co ? Dobrze strzelam, nie ? – rozchmurzyła się chociaż na chwilę. Oczywiście byłam dumna z niej, że tak bezbłędnie, prawie, strzeliła. Ale nie powiedziałabym jej tego.
-Taa, o mało mi ucha nie rozwaliłaś – powiedziałam z uśmiechem. Potem rozmawialiśmy na temat Obozu Herosów.
-Ciekawie jak wygląda – rozmyślała Chloe.
-Podobno będziemy mieszkać, każdy w swoim domku, znaczy każdy bóg ma swój domek, w którym mieszkają ich dzieci – powiedziałam. Logan pokiwał głową, na znak że mam rację.
-Uhhh, czyli będę z jakimiś lalusiami – westchneła moja przyjaciółka – Chociaż, lepsze takie towarzystwo, niż żadne. – tu popatrzyła na mnie.
-Ej, przecież mam podobno brata – oburzyłam się.
-A no przecież, jakiś wielki heros. Ciekawe jaki jest – powiedziała Chloe. Rozmawialiśmy jeszcze co będziemy robić jak tam trafimy. Byłam strasznie zmęczona, więc położyłam się spać. Śniły mi się znów te same sny, ale coraz bardziej wyraźnie. Chloe obudziła mnie jak byliśmy już w New York. Była może 4 czy 5 rano. Słonce właśnie wschodziło. Zaszliśmy na śniadanie na dworzec. Przy posiłku, śmialiśmy, rozmawialiśmy, żartowaliśmy itp.
-No to nasza podróż już się kończy – powiedziała Chloe. Nie wiedziała jak bardzo się myli. Popatrzyłam przez okno i czułam, że tak szybko nie pojawię się w Obozie. I jak zwykle miałam rację, niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz