Rozdział
7
Chloe
Znów trafiamy tam gdzie są problemy, i to
jak zwykle w dość nie typowe nieporozumienie.
Gdy dotarliśmy do Charleston była 1:30 w
nocy, i bardzo liczyliśmy na to że będziemy mieć w miarę jak najszybciej pociąg
do New York. Niestety my nie zawsze mamy szczęście do takich spraw, w sumie to
ta cała podróż która normalnie powinna zająć chwilę nam zajmuje wieczność.
- Musimy czekać na pociąg
piętnaście godzin!?- Spytała się oburzona tą sytuacją Nila.
- No niestety tak,- Usiadłam
na krześle mając, mając tym samym swoich przyjaciół przed sobą.- To troszkę
dziwne że pociągi tak wolno kursują, no nie?
- Nie wiem, u mnie bywało
gorzej.- Logan nie był tym wcale przejęty, i w sumie wcale mu się nie dziwię.
Razem z moją przyjaciółką która po tych słowach burknęła pod nosem '' No co
ty'', za czeli się rozglądać. Ja zobaczyła gazetę na siedzeniu obok, więc jeśli
i tak nie mieliśmy nic do roboty, to postanowiłam poczytać o tym coś się dzieje
w Charleston. No cóż skończyłam na nagłówku pierwszej stronie, a tylko dlatego
że znalazłam odpowiedź na swoje pytanie.- Hej wiecie co, już wiem co jest z
tymi pociągami- pokazałam im co przeczytałam.
- No a ja chciałam
zaproponować by przejście się i pozwiedzać te miasto.- Powiedziała Nila.
- No ba idziemy tam gdzie
jest rozróba.
- Oszalałaś- Podsumowała
córka Posejdona.
- Czemu nie, co mamy do
roboty?
- No może nic przez jakieś
parę godzin- moja przyjaciółka sądziła że jej przerwę więc sama wolała mi
pozwolić się wtrącić, ale nie tym razem dam jej dokończyć- ale przez parę
dobrych dni mam same problemy, więc może nie mieszajmy się również w
cudze niezgodności.
Spojrzałam na Logana by mnie
wspomógł, ale on tylko zrobił wielkie oczy po czym dodał.
- Yyy, no wiesz ja chyba
również sądzę że to nie najlepszy pomysł.
- Oj no weźcie, co może być
tam niebezpiecznego dla herosa, to tylko głupia sprzeczka śmiertelników.
Moi przyjaciele wymienili
spojrzenia, po czym poprawiła mnie Nila
- Sprzeczka, barykady,
dym, ogień, ty to nazywasz sprzeczką.
- No mniej więcej.- posłałam
jej szeroki uśmiech.
- Ja mam lepsze pytanie,
Odpuścisz? Czy i tak pójdziesz?- spytał się mnie Logan.
- Nie. Nie ma takiej opcji.
- A więc idziemy, ale w nic się nie ładujemy.-
moja przyjaciółka posłał mu pytające spojrzenie.- Bez sensu jest się z nią
teraz o to kłócić, i tak nie da za wygraną. Chyba że chcesz by poszła sama.
- O dobrze gada. Więc idziemy
zobaczyć z bliska co się dzieje w tym mieście.
No od razu nie ruszyliśmy, zaczekaliśmy do
rana. Problemu z odnalezieniem tego gdzie są rozróby nie mielibyśmy nawet bez
tej gazety. W sumie to troszkę dziwnie z tym wyszło....... bo szybko można było
się spostrzec że albo ludzie walczą za co innego albo w ogóle nie wiedzą za co.
W sumie bez sensowność tej bijatyki przeraziła Logana, a Nile nie wzruszyło,
stwierdziła że to nic nowego. Ale mnie znów się tu coś nie podobało.
- Chloe nie będziemy się w to
mieszać.- powstrzymywali mnie.
- Ale coś tu nie gra-
upierałam się.
- Więc tym bardziej wracamy
stąd, gdzieś gdzie nie ma takiego......
- Chaosu- głos który to
wypowiedział był takie nie typowy, budził we mnie tyle emocji naraz.- Nie jest
piękny? Śmiertelnicy są jeszcze bardziej podatni na niezgodę niż bogowie, co
mnie osobiście zaskoczyło, rozumieć duma, ego i te sprawy.
- Kim jesteś jeśli łaska
wiedzieć.- No dobra wcale nie mówiła tego z ironią w glosie ale właśnie
wpadliśmy w jakieś bagno a ja nie mam ochoty mieć jeszcze na pieńku z jakimś
bogiem, a wydaje mi się że nim jest.
- Ja?- uniosła brwi.- Ja
jestem tylko bliźniaczym cieniem mego lepszego brata. I jestem na
urlopie dlatego zabawiam się tymi głupimi śmiertelnikami, rzucając pomiędzy
nich.....
- Jabłko Niezgody- przerwałam
zwracając jej zainteresowanie na siebie.- Jesteś Eris, bliźniacza siostra
Aresa bogini
niezgody, chaosu i nieporządku.
-
No no a jedna ktoś jeszcze o mnie pamięta.
-
Ach więc widzę że czujesz się nie doceniona, i dlatego to wywołałaś.- wtrąciła się
Nila.
-
Och bez obaw przecież wy tu jesteście więc im pomożecie.
-
Słucham? My mamy im pomóc, ty wywołałaś tę kłótnię więc ty ją zakończ.
-
No no Nilo widzę że masz charakter, ale to dobrze, może jednak nie będziesz tak
bez użyteczna i przydasz się swojemu ojcu.- chciała nas zdenerwować, pobudzić
do kłótni, bo taką już ma naturę, wie że moja przyjaciółka i na mamy różne
zdania a tymi słowami utwierdzała ją w jej przekonaniach.
-
Nie jestem......
-
Nie ważne mów dlaczego to niby my mamy coś z tym zrobić.- przerwałam jej by
ochłonęła i nie wchodziła w dalszą dyskusję.
- Och to proste,
ponieważ jesteście Herosami. Waszym
zadaniem jest ratować śmiertelników i sprzątać po nas gdy my się bawimy.-
zaczyna i mnie już wkurzać, a kątem oka widziałam że moją przyjaciółkę tym
bardziej.- No to jak co wybierasz.- dobrze wiem o jakie jej wybór chodzi, miała
ochotę odwrócić się i zostawić to za sobą.
-
Co mamy zrobić?- Stanowczo do rozmowy włączył się Logan, tym razem to z nim nie
ma się co spierać, i tak im pomoże. To dobrze, tylko on zachował zimną krew w
rozmowie z Eris.
-
No a więc, to nie do końca tak że sama wywołałam tę awanturę. Ale chodźcie za
mną, wytłumaczę wam to na miejscu.- po tych słowach odwróciła się i ruszyła
przed siebie, a my za nią.
Było widno ale droga pomiędzy kamienicami i
tak była ponura i troszkę przerażająca. Po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy
do celu, znaczy prawie ponieważ zostało jeszcze zejść schodami, do jakiejś
piwnicy jak sądzę, za boginią chaosu i niezgody, która była lekko nie zrównoważona,
jak dla mnie. Na szczęście to tylko parę stopni i korytarz mierzący może jakieś
trzy metry, zakończony drzwiami. Tyle że pojawił się mały problem, ja szłam
przed ostatnia za mną była Eris, była bo gdy się odwróciłam to za mną
nikogo nie było.
-
Yyyy mamy problem.- zwróciłam uwagę swoich
przyjaciół.
-
Gdzie ona jest.- spytała z pogardą w głosie Nila.- zaprowadziła nas tu i
co?
-
Nie wiem ale raczej sugestia jest jasna.- podeszłam do drzwi i bez pukani
szarpnęłam za klamkę.
Drzwi były otwarte, więc weszliśmy do środka.
Wnętrze było ponure, promienie słoneczne wpadały przez brudne lufciki, które
znajdowały się pod sufitem, który nisko. Betonowe ściany i parę starych
obdartych mebli wraz z łóżkiem, które oznaczało że ktoś musi tu mieszkać.
-
Witam.- odskoczyłam do tyłu, rozejrzałam się po pomieszczeniu lecz jej nie
zauważyłam.- Czego potrzebujecie?
-
Yyyyy no właśnie nie wiemy.- cóż powiedziałam jej prawdę. Nie miałam pojęcia
czego od niej chce, nawet nie wiedziałam kim ona jest.- Przysłała nas tu Eris...
-
Och a więc inaczej. Powiedzcie czego chce od was moja matka a ja spróbuje wam
pomóc.- posłała nam ciepły uśmiech, a ja jej zaczęłam współczuć rodziców.
-
No chodzi o te rozróby w mieście.
-
Ochhh, no to nie powinno sprawić wam problemu- podeszła do szafy, i wyciągnęła
z niej dolną szufladę, po czym postawiła ją na stole. A mnie zatkało gdy
zobaczyłam jej zawartość.- No ale tak w ogóle jestem Malka, pomagam herosom, co
do wyposażenia, oczywiście za pewną cenę, ale jeśli was przysyła Eris to raczej
nie wypada mi pobierać opłat.
-
Yyyy mamy strzelać do śmiertelników!!- oburzyłam się.
-
Nie nie, to broń na spiżowe kule, zabij tylko potwory.
-
Wow, tego jeszcze nie widziałam, wiesz miecze, włócznie, łuki, ale nie
pistolet.
-
Tak rozumiem to też mam, no i więcej tego, tyle że tam.- wskazała palcem za
siebie gdzie znajdowały drzwi.- No ale dorzeczy, nie było by takiej wielkiej
afery gdyby do zabawy mojej matki nie wtrąciła się Lamia, która uwodzi
mężczyzn, by ich zjeść zazwyczaj, no lecz teraz stało się troszkę inaczej.
-
Aha i my mamy ją zabić i wszystko będzie okej?- podsumowała Nila.
-
No resztę rozprostuje Eris.
-
Niby dlaczego ma to zrobić.- spytała.
-
Bogowie nigdy nie okazują że herosi są im potrzebni, wywołała spory konflikt.
No może nie taki jak wojna Trojańska przez którą teraz pracuje u Hermesa w
dziale obsługi klienta, ale znów narozrabiała i musi to szybko posprzątać.
-
No okej, ale dlaczego sama, tam nam tego nie powiedziała tylko zaciągnęła do
ciebie.
- Bo jak już mówiła oni nie proszą o pomoc, a
zresztą Lamię nie tak łatwo zabić, radzę wam to zrobić z odpowiedniej
odległości, no i radzę nie zbliżać się do niej temu przystojniaczkowi.-
Załadowała magazynek do broni wsunęła w kaburę, po czym dodała.- Mam nadzieję
że umiecie się posługiwać bronią polną. No a teraz idźcie stąd.
Wzięłam
broń po czym wyszliśmy stamtąd. Na zewnątrz oddałam ją Loganowi ponieważ
zapewne strzelał lepiej niż my, po czym ruszyliśmy w stronę naszego problemu.
Musieliśmy odnaleźć potwora, zabić go, i
zdążyć na pociąg który mieliśmy za cztery godziny, a to niewiele.
Nila
Jak dostaliśmy broń, od razu zwróciliśmy się w
kierunku wyjścia. Chloe i Logan poszli przed mną. Kiedy i ja miałam wychodzić,
dziewczyna złapała mnie za rękę. Odwróciłam się do niej i popatrzyłam na nią. Miała
indiańskie rysy twarzy, złote oczy. Kogoś mi przypominała tylko nie pamiętałam
kogo. Patrzyła mi się prosto w oczy. Nagle jej usta wykrzywiły się w uśmiech.
-Jesteś
córką Posejdona, jednego z Wielkiej Trójki? – było to bardziej stwierdzenie niż
pytanie.
-Tak,
a co i ty chcesz mnie zabić? Jak tak to ustaw się w kolejce, bo kilka osób też
chce się mnie pozbyć – powiedziałam, ściągając brwi. Malka roześmiała się
cicho.
-Nie,
no coś ty. Zastanawiam się tylko jak to jest mieć tak ważnego ojca – odpowiedziała.
Prychnęłam.
-Chyba
gorzej być nie mogło ... – chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale się
powstrzymałam – nieważne. Dziewczyna przyjrzała mi się uważnie i znów wstąpił na
jej twarz uśmiech.
-Nie
denerwuje cie czasem postawa bogów wobec ich dzieci? Że nie interesują się nami
póki nie jesteśmy im potrzebni – nie odpowiedziałam, co ona odebrała za
przyznanie jej racji, więc kontynuowała – Pomyśl jaki świat byłby lepszy,
gdybyśmy to my nim rządzili, co ty na to ? – powiedziała podnosząc jedną brew
do góry. Przez chwilę pomyślałam, że to kusząca propozycja, ale zaraz zmieniłam
zdanie.
-Raczej
nie, dzięki ale muszę już spadać, do zobaczenia – powiedziałam wychodząc. Pobiegłam
szybko po schodach do swoich przyjaciół. Usłyszałam jeszcze za sobą krótkie pa,
ale bez żadnej życzliwości. Kiedy do nich dotarłam poszliśmy szukać tej całej
Lamii.
-Dałam
dla Logana ten pistolet. Z naszej trójki to raczej tylko on umie strzelać –
powiedziała Chloe. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Nie trudno było
znaleźć tego potwora. Po jakiś 10 min zobaczyliśmy, że ludzie biegnął z
jakiegoś placu krzycząc coś o jakieś kobiecie.
-To
pewnie tam – powiedział Logan.
-Nie,
no co ty – powiedziała z sarkazmem moja przyjaciółka i pobiegła w stronę tego
placu. My też pobiegliśmy. Na środku placu stała kobieta. Była wysoka, miała
długie włosy w kolorze ciemnego blondu, szare oczy. Trzeba było przyznać, była
piękna. Musieliśmy wymyślić jakiś plan. Zaciągnęłam ich za jakiś budynek i
nachyliłam się do nich.
-No
więc tak, Lamia działa w szczególności na mężczyzn, więc Logan musi stać jak
najdalej od niej. Ty Chloe będziesz go pilnować, a ja w tym czasie spróbuję ją
jakoś zabić – powiedziałam szeptem – jakieś pytania?
-Czy
to kolejny twój akt samobójczy, Nila?- zapytała mnie Chloe. Popatrzyłam na nią
spode łba.
-Haha,
śmieszne bardzo – powiedziałam – jak nie będę sobie radzić – wtedy zwróciłam
się do Logana – strzelisz w nią z pistoletu, dasz radę – popatrzyłam na
chłopaka.
-A
jak nie trafię ? – zapytał. To było niestety możliwe.
-No
to wtedy ułatwisz sprawę dla Hadesa – uśmiechnęłam się blado.
-Jak
ja kocham twoje poczucie humoru – powiedziała Chloe. Nie mieliśmy dużo czasu,
za niecałe 4 godziny mamy pociąg. Wyszłam za budynek i uświadomiłam sobie, że
nie miałam żadnej strategii.
Zobaczyłam
jak wabi do siebie jakiegoś młodego chłopaka. Nie przyglądałam się mu bardziej,
bo nie było na to czasu. Lamia chciała go zabić. Puściłam się biegiem w jej
kierunku. Po drodze zdjęłam spinkę, która zmieniła się w mój miecz. Chłopak był
kilka kroków od niej. Trzymała w ręku krótki miecz. Wskoczyłam między nimi w
ostatniej chwili i zablokowałam atak. Lamia zaskoczona odeszła o krok. Chłopak,
który był niedoszłą ofiarą otrząsnął się szybko. Popatrzył na nas i stał.
-Uciekaj!
Już ! – warknełam. Na szczęście posłuchał i pobiegł wraz z innymi osobami. Niestety
chwilę mojej nieuwagi wykorzystała Lamia. Popchnęła mnie i straciłam równowagę.
Usłyszałam za sobą jej śmiech. Szybko poderwałam się na nogi i zaatakowałam. Nie
spodziewała się tego i zablokowała cios dopiero przy twarzy, więc patrzyłyśmy
sobie w oczy. Wykrzywiła swoje w usta w uśmiech. Zwiększyła nacisk na mój miecz
i odepchnęła mnie.
-O
córeczka Posejdona – powiedziała – Hmhmhm, wiesz co twój ojciec jest całkiem,
całkiem, jakby nie siedział cały czas w wodzie to byłoby z niego niezłe ciacho
– ciągnęła. Tego było już za wiele. To, że nie przepadam za swoim ojcem, nie
oznacza, że chcę słuchać takich uwag. Nie wiele myśląc, rzuciłam się na Lamie. Szybko
odskoczyła i przecięłam powietrze mieczem. Próbowałam trafić ją w brzuch, a
najlepiej w serce, ale była szybsza i unikała moich ciosów albo z łatwością je
odparowywała. Chociaż była w długiej
sukience, to poruszała się z taką łatwością, jakby w ogóle nie krępowała jej
ruchów. Nie wiem ile trwała ta walka, ale byłam cała zlana potem. Moja
przeciwniczka była wciąż pełna sił. Popatrzyłam na zegarek. Była już 16, czyli
za 30 min mieliśmy pociąg. Musiałam szybko działać. Pobiegłam na nią z
wymierzonym mieczem. Niestety domyśliła się co zamierzam zrobić. Wytrąciła mi z
ręki broń i popchnęłam tak, że upadłam znowu, teraz na plecy. Siła uderzenia
była dość silna i jęknęłam. Nie podniosłam się sama. Podeszła do mnie Lamia i
popatrzyła z góry.
-Szkoda,
że muszę cię zabić – uśmiechnęła się złośliwie – Oj czekaj, nie wcale nie
szkoda. Złapała mnie za szyję, wbiła długie paznokcie i skórę i pociągnęła do
góry. Nie wyglądała na silną, ale dała radę podnieść mnie tak na 40 cm nad
ziemią. Próbowałam się uwolnić, ale miała mocny uścisk. Zaczynało mi brakować
powietrza, którego domagały się moje płuca. Kopnęłam ja w brzuch i na chwilę
rozluźniła uścisk, więc łapczywie wciągnęłam powietrze. Nie miałam szans, aby
ją wtedy pokonać. Pomyślałam wtedy, że to koniec. Zamknęłam oczy. Wtedy
usłyszałam świst, coś jakby pocisk przy moim lewym uchu. Upadłam i otworzyłam
oczy. W miejscu w którym przed chwilą stała Lamia, była tylko kupka złotego
pyłu i pocisk ze spiżu. Kompletnie zapomniałam, że Logan ma pistolet. Odwróciłam
się w kierunku moich przyjaciół, wciąż ciężko oddychając. Zobaczyłam Chloe,
która krzyczała na Logana. Ale nie to przykuło moją uwagę. W ręku trzymała
pistolet. Czyli to ona strzelała. Próbowałam wstać, ale nogi miałam ja z waty i
znowu wylądowałam na ziemi. Zmusiłam się jednak do podejścia do nich. Usłyszałam
końcówkę ich sprzeczki.
-Co
ty sobie wyobrażasz ?! Kazałam ci przecież siedzieć jak najdalej od niej, co
nie ?! – krzyczała Chloe. Logan tym razem nie stał bezradnie.
-Musiałem
się przecież wychylić! Chciałem pomóc Nili! – powiedział podniesionym głosem.
-Taa,
sam przy tym złapać się w jej sidła. No brawo za pomysł, jesteś lepszy niż ona
biegnąca na Piekielnego Ogara!
-Ej,
ja tu jestem – powiedziałam strasznie cicho, ale na szczęście mnie zobaczyli.
Chloe popatrzyła jeszcze na zegar. Była 16:20. Mało czasu.
-Mamy
mało czasu, więc ruchy – powiedziała córka Afrodyty i ruszyła w kierunku
dworca. Wyglądałam chyba jakbym miała zaraz zemdleć czy coś, bo Logan wciąż
stał przy mnie i patrzył na mnie.
-Dasz
radę iść ? –zapytał się. Popatrzyłam w jego oczy. Może i był na swój sposób
pociągający, ale nie w moim typie. Nie wiadomo czemu miałam słabość do
chłopaków w okularach. Zmusiłam się do uśmiechu.
-Spoko,
dam radę – i na potwierdzenie zrobiłam krok do przodu. I oczywiście przeceniłam
swoje możliwości i o mało się nie wywróciłam, gdyby nie złapał mnie Logan w
ostatniej chwili.
-No
widać, że dasz radę – uśmiechnął się do mnie i wziął na barana. Tym razem
skorzystałam z pomocy. Idąc do przyjaciół wzięłam miecz i wtedy przypięłam go w
postaci spinki do włosów. Szybko dogoniliśmy Chloe. Kiedy nas zobaczyła,
ściągnęła brwi, ale nic nie powiedziała. Chyba nie podobało jej się, że Logan
mnie niesie. Ten z kolei próbował złapać jej spojrzenie. „Co się dzieję między
tą dwójką”- pomyślałam. Wpadliśmy do pociągu w ostatniej chwili. Zajęliśmy
wolny przedział i usiedliśmy.
-Dzięki
Logan, miło z twojej strony – podziękowałam mu. Ten tylko kiwnął głową.
-Chloe,
możemy pogadać ? – zapytał łagodnie. Ta tylko prychnęła i odwróciła się od
niego. Nie chciałam się mieszać.
-Chloe,
ty strzeliłaś wtedy do Lamii, prawda? – zapytałam przyjaciółki.
-Tak,
a co ? Dobrze strzelam, nie ? – rozchmurzyła się chociaż na chwilę. Oczywiście
byłam dumna z niej, że tak bezbłędnie, prawie, strzeliła. Ale nie
powiedziałabym jej tego.
-Taa,
o mało mi ucha nie rozwaliłaś – powiedziałam z uśmiechem. Potem rozmawialiśmy
na temat Obozu Herosów.
-Ciekawie
jak wygląda – rozmyślała Chloe.
-Podobno
będziemy mieszkać, każdy w swoim domku, znaczy każdy bóg ma swój domek, w
którym mieszkają ich dzieci – powiedziałam. Logan pokiwał głową, na znak że mam
rację.
-Uhhh,
czyli będę z jakimiś lalusiami – westchneła moja przyjaciółka – Chociaż, lepsze
takie towarzystwo, niż żadne. – tu popatrzyła na mnie.
-Ej,
przecież mam podobno brata – oburzyłam się.
-A
no przecież, jakiś wielki heros. Ciekawe jaki jest – powiedziała Chloe. Rozmawialiśmy
jeszcze co będziemy robić jak tam trafimy. Byłam strasznie zmęczona, więc
położyłam się spać. Śniły mi się znów te same sny, ale coraz bardziej wyraźnie.
Chloe obudziła mnie jak byliśmy już w New York. Była może 4 czy 5 rano. Słonce
właśnie wschodziło. Zaszliśmy na śniadanie na dworzec. Przy posiłku, śmialiśmy,
rozmawialiśmy, żartowaliśmy itp.
-No
to nasza podróż już się kończy – powiedziała Chloe. Nie wiedziała jak bardzo
się myli. Popatrzyłam przez okno i czułam, że tak szybko nie pojawię się w
Obozie. I jak zwykle miałam rację, niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz