Rozdział 4
Chloe
Las Vegas, miasto hazardu. Może czasu było nie wiele- w sumie to tego powiedzieć nie mogę ponieważ nie wiadomo kiedy rozpęta się ta cała wojna- i niezwłocznie musiałyśmy znaleźć się w tym obozie, bo wiecie ktoś, znaczy Hades próbuje nam to uniemożliwić czyli po prostu chce nas zabić, ale miałyśmy te miasto po drodze i nie zamierzamy zabawić tu dłużej niż jedną noc. Mam już naprawdę dosyć spania w aucie na zmiany, gdy jedna prowadzi druga śpi. Nie mam zbyt wygórowanych potrzeb, chcę tylko kolacji, ciepłej kąpieli i wygodnego łóżka. A jeśli jesteśmy tu w miarę wcześnie to przy okazji możemy się trochę zabawić. Jak tak siebie słucham to co raz bardziej mi się wydaję że się usprawiedliwiam, bo coś wewnątrz mnie mówi mi że Las Vegas to złe miejsce, ale głos matki w głowie mówi mi ''Daj spokój złociutka, zabaw się!!!''. Och wspaniale, no nie? goni mnie coś lub ktoś by mnie zabić, a moja matka mówi mi ''daj spokój, masz czas a jak nie to trudno''. Trudno, jedna noc w hotelu i ruszamy dalej w drogę ku Long Island. No dobra jedziemy przez miasto, mijając przeróżne dziwne, neonowe budynki.
- Powinnyśmy zatrzymać się w pierwszym lepszym hotelu, a najlepiej, pierwszym lepszym motelu na uboczu miasta.- zagadnęłam do Nili przerywając ciszę, przez ostatnie dni dzieje się tyle że rozmawiamy tyko wtedy gdy musimy coś zrobić razem.
-Nie rozumiem, coś się dzieje?- Zapytała zaniepokojona, nie trudno było odkryć że coś się mnie gryzie, po czym pokrótce dodała.- Znaczy czy coś czujesz nie po kojącego?
-Hmm, wiesz co, nie wiem, może po prostu chodzi o to że to Las Vegas, a może ostatnio za dużo się dzieje, a do tego jeszcze głos mojej matki.
-Czekaj, czekaj, co ci mówi twoja matka tego mi na pewno nie mówiłaś.
-''Daj spokój złociutka, zabaw się!!!', usłyszałam to gdy wjeżdżałyśmy do miasta.
-Hahaha, tak w sumie to Afrodyta no nie?
-Tak tylko jak teraz o tym pomyślę to nie wiem czy to była przestroga czy raczej zachęta.
-Nie rozumiem.
-No bo wiesz, może tylko mi się tak wydaję bo przez ostatnie dni musiałyśmy uważać by nie zginąć śmiercią tragiczną, bądź na zawał przez staruszka z San Francisco, ale ona mogła to mówić z ironią w głosie.
-No cóż, to bogini, jaka by nie była, no może trochę, no wiesz, jakby to ująć....
-Ykhym, była byś łaskawa przejść do płęty, zanim cię strzelę.- Och, dobrze wie jak irytuję mnie to jaka jest moja matka i to jak ktoś to wypomina. Nie znosiłam tego w obozie, tego że każdy sądził że jestem bezbronna, tego że dziewczyny widziały we mnie potencjalne zagrożenie bo jak przystało na córkę Afrodyty jestem ładna, och i również tego że ludzie przychodzili do mnie po poradę jak poderwać dziewczynę/chłopaka, jakbym byłą swatką czy coś, no i również tego że gdy próbowałam udowodnić że potrafię walczyć i mam mózg, to coraz większa część osobników płci przeciwnej do mojej, zaczynała się mną interesować. Prawda ze znalezieniem towarzystwa nie miałam problemu, co raz ktoś się za mną szwendał. Wydaje mi się że ona tego nie rozumiała, i uważała to za moje fochy, ale ja naprawdę nie potrzebowałam tłumu adoratorów i masy pustych ''psiapsiułek'', wystarczała mi Nila.
-Żółte, Żółte, oj czerwone, CHLOE CZERWONE!!!!- i właśnie darła mi się do ucha, gdy przejeżdżałam przez dosyć spore i ruchliwe skrzyżowanie, no cóż jak zawszę udało mi się przejechać- Och bogowie, i po czerwonym.
-To czego mi się drzesz.- powiedziałam lekko znudzonym głosem. I właśnie teraz czułam na sobie tą minę jakby zaskoczoną lub zirytowaną, w sumie to te dwie naraz.
-JAJA SOBIE ZEMNIE ROBISZ!!!
-Och daj spokój, żyjesz? Żyjesz, to o co ci chodzi co?
-No może o to że......
-Dobra, bla bla bla, ale powtórz to co mówiłaś- przerwałam jej pokazując dłonią paplanie, och byle by nie zaczęła znów o tym samym.- Tyle że jak łaska, to już omiń tą wzmiankę o mojej matce.
-Nie wytrzymam z tobą, jak tak dalej pójdzie, i chyba wolę dostać od ciebie kuksańca niż dostać epilepsji serca.
-No dobra, fajnie tylko musimy się gdzieś zatrzymać, no nie?
-No to może i coś w tym jest, ale musimy odpocząć- no tu się z nią w pełni zgadzam- a sądzę że lepiej będzie ukryć się na noc w zgiełku miasta.
-A jutro z samego rana wyruszamy.
-Tak.
Skręciłam jeszcze parę razy aż znalazłyśmy się pod kasynem i hotelem Lotos, jak każdy......yyyy w sumie to wszystko w Las Vegas posiada kolorowe i bijące w oczy neony, a tu nad wejściem znajdował się wielki świecący kwiat lotosu. Wyszłyśmy z auta, i zobaczyłyśmy że zmierza do nas mężczyzna.
-Witam, Lotosie.- Powiedział, uprzejmie uśmiechając się- Czy mogę prosić o kluczyki od samochodu, odstawię go do naszego parkingu podziemnego.
-Jasne, misiaczku.- rzuciłam mu kluczyki, odchodząc lekceważąco.
-Jesteśmy tu przelotem, ale proszę nie zwracaj się do każdego: misiaczku, złociutki, staruszku i tak dalej.- Poprosiła Nila.
Weszłyśmy do środka. Muszę przyznać że wnętrze hotelu było świetne. Po lewej stronie była ściana wspinaczkowa oraz bungee, to było trochę nie spotykane zjawisko jak dla mnie. Zaczynam się zastanawiać czy w Las Vegas to częste zjawisko, czy po prostu to będzie najdroższa noc w całym mieście, bo na pewno w moim życiu. Nagle za plecami usłyszałam miły i ciepły głos mężczyzny.
- Mam nadzieję że się podoba, drogie panie.
-Och,... tak.- Wydukała moja przyjaciółka, no to na pewno teraz weźmie nas pod lupę, wyczuwając że takie luksusy to dla nas nowość. Ale recepcjonista, a na niego wyglądał, tylko się roześmiał, po czym dodał:
-No i właśnie na taką reakcję liczymy, od naszych klientów.- Czyli chyba nie każdy hol tak wygląda.- Zapewne jesteście zmęczone, a więc proszę, to jest magnetyczna karta do waszego pokoju numer 397a, oraz wasze karty kredytowe na wszystko czego tylko zapragniecie.
-Chwileczkę ale ile to będzie kosztować, zamierzamy ...
-Och, o to proszę się nie martwić, wszystko została już opłacone. A teraz pozostawię was same, niestety mam też innych klijętów, życzę dobrej zabawy.- Po tym recepcjonista oddalił się od nas w kierunku jakiegoś boja. Nila spojrzała na plastiki które przed chwilą dostała, po czym zagadnęła:
-Opłacone? Ale niby kto to opłacił?
-Nie wiem, mam nadzieję że po prostu nas z kimś pomylili.
-A więc trzeba to wykorzystać, byle szybko zanim się spostrzegłam że nie jesteśmy ty za kogo nas biorą.
Ruszyłyśmy w stronę wind. Droga na ostatnie piętro zajęła nam chwilkę, w której zostałam upewniona iż ile by to nie był gwiazdkowy hotel muzyka w windzie i tak jest irytująca. Drzwi się rozsunęły, więc ruszyłyśmy wzdłuż korytarza w poszukiwaniu naszego pokoju. Gdy weszłyśmy do środka, to trochę nas zatkało.
-Wow, ten ktoś musi byś bogaty.- Przerwała Nila.
-To mnie, jeszcze bardziej upewnia w przekonaniu że z samego rana trzeba stąd znikać.
-Tak, ale na razie idę się rozejrzeć po naszym apartamencie oraz wziąć prysznic.
Kiwnęłam głową, na znak pełnej zgody, po czym weszłam do jednego z pokoi. Na środku pod ścianą stało sporych rozmiarów łóżko, po lewej stronie stała tylko szafa w której znajdowały się ubrania, po prawej były drzwi do łazienki i komoda. Postanowiłam że nic się nie stanie jak wezmę sobie nowe ciuchy z tych które wisiały, bo moje cóż były po przejściach, jeśli tak to można nazwać.
Wzięłam długi prysznic, na pewno to nie to samo co łaźnie w Nowym Rymie, ale zdawał się równie przyjemny, i to pewnie dlatego że od czterech dni jakoś nie miałam na niego czasy. Chwila normalności, wzięłam miskę z chipsami i usiadłam na kanapie przed telewizorem. Przelatując przez masę kanałów, zatrzymałam się na ''hiszpańskiej telenoweli''. No tak tego typu rozrywka jest najlepsza, szybko się połapiesz o co chodzi, no i to jest tak głupie że aż zabawne. Po dwóch odcinkach stwierdziłam że pójdę po denerwować Nilę, która jak zwykle spędzała wieczność od wodą. Weszłam do jej pokoju, po czym podeszłam pod drzwi do łazienki w które uderzałam krzycząc:
-HEJ, GLONIE WYŁAŹ BO DO RESZTY ROZMOKNIESZ!!!!-po drugiej stronie nic oprócz lania się wody- NO WEŹ SIĘ, PRYSZNIC I TAK CI JUŻ NIE POMOŻE, ŚMIERDZĄCA ALGO- no i to był raczej zły pomysł, drzwi nagle się otworzyły na oścież przewracając mnie. Mój biedny nos, no ale w sumie to sama się prosiłam.
-Bolało??- spytała się mnie, odchodząc by zakręcić wodę- bo mam taką nadzieję
-Oj znudziło mi się oglądanie telenowel.
-Znów te głupie seriale- przewróciła oczami stojąc nade mną w hotelowym szlafroku.- Jak ty to możesz oglądać.
-Nie ważne, co robimy?-zapytałam.
-Możemy zejść na dół, i rozejrzeć się po kasynie.
-A może będzie lepiej jak pójdziemy spać.
-Oj daj spokój, to ja tu jestem od takich rad.
-No niech ci będzie.- Wyszłam z jej pokoju by mogła się ubrać, po czym zawołałam sprzed drzwi od naszego apartamentu- Nie będę na ciebie czekać, i tak pewnie się gdzieś rozłączymy, widzimy się tutaj tylko nie za późno, rano musimy stąd wyjechać!!
-Dobrze, mamo!!- Zawołał do mnie, nie wieżę że to ja jestem ta sztywna, ale w tym mieście naprawdę coś mi nie pasuje.
***
W normalnych okolicznościach zapewne oblegała bym ściankę do wspinaczki, ale jestem na to za bardzo zmęczona. Przeszłam się po całym kasynie. Jest w nim pełno gier, no jak przystało na porządny hotel w Las Vegas. Choć nie lubię tego typu rozrywki muszę przyznać że te automaty naprawdę wyglądały interesująco, im więcej ich widziałam tym stawały się one coraz ciekawsze i tym większą miała ochotę w coś zagrać. Zaczynałam mieć wrażenie jakby te symulatory dopasowywały się do mnie, ale od tego jest zapewne sztab ludzi który odpowiada za to wszystko tu pochłaniało człowieka. Postanowiłam przejść się do baru, no może w tak ekskluzywnym miejscu nosi to jaką lepszą nazwę, ale jak zwał tak zwał. Za dużo pieniędzy nie mam, w sumie ta ja już ich wcale nie mam. Przez te całe ganianie za Bellerofontem i Nereusem gdzieś mi zniknęły, ale ciiii Nila nie musi o tym wiedzieć. No, wracając do tematu to w sumie jestem córką Afrodyty i uważam że mogę to teraz wykorzystać, tylko muszę odpowiednio wybrać cel. Nie chcę używać czaromowy tylko dziedziczny wdzięk który odziedziczyłam po mamusi. Nie miałam ochoty siedzieć z bez mózgiem wykonującym moje polecenia, miałam ochotę znaleźć kogoś z kim będę mogła porozmawiać. Och i oczywiście kogoś kto postawi mi drinka, o nie powrót osiemnaście lat kończę dopiero za cztery miesiące, więc tego tematy nie było. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym dostrzegłam mężczyznę siedzącego przy barze. Zwróciło na mnie uwagę to jak był ubrany, nie wyglądał na pracownika, a resztą było by więcej osób ubranych jak on. Jest dosyć dobrze zbudowany, męskiej budowy mężczyzna z fryzurą wojskowego, czyli nie długie i wygolone po bokach, ciemne włosy. Miał na sobie białą koszulę, ale nie taką zwykłą z daleka widać było że jest z innego materiału co te normalne, nie miała nawet normalnego kołnierzyka, włożona była w spodnie, na pewno to nie dżinsy, są materiałowe, koloru zgniłej zieleni, z czerwonym paskiem po bokach. Och no i buty, jakby czarne oficerki do połowy łydki. W jednym zdaniu, wyglądał jak żołnierz z II lub I wojny światowej. No cóż za intrygowało mnie, nie wyglądał na najszczęśliwszą osobę w ty pomieszczeniu ale co mi tam. Usiadłam obok niego po czym zagadnęłam, od razu z grubej rury, no cóż ja nie zawszę myślę nad tym co mówię i robię- No hej, co to za strój?- Spojrzał na mnie marszcząc brwi, więc już wiedziałam że wtopiłam, on jest pracownikiem a ja wyszłam na idiotkę, więc wolałam poczekać aż on coś powie bym mogła jeszcze to jakoś naprawić. Odsuną swoją szkocką z lodem, wyciągną spod koszuli swój nieśmiertelnik, trzymając go dwoma palcami i przenosząc znów wzrok na mnie tym razem lekko się uśmiechał więc może jeszcze nie wszystko zaprzepaszczone. Muszę przyznać że był całkiem przystojny, szczególnie gdy tak się uśmiechał, miał niebieskie oczy, a jego włosy z bliska nie były tak ciemne, były ciemnego blondu, wyglądało na to że jest w podobnym wieku co ja.
- Jestem żołnierzem.- powiedział, puszczając nieśniertelnik, by mogły swobodnie zwisać.
- Sam? Nie widziałam tu żadnych innych osób podobnych do ciebie.
- Nie, moi przyjaciele są w na mieście- wyglądał przyjaźnie, i tak jakby nie był mną jakoś bardziej zafascynowany, i dobrze, z wyborem osoby to był strzał w dziesiątkę- Nie dostajemy przepustek z koszar pojedynczo.- Dodał, co było niepokojące, on był prawdziwym żołnierzem? Ale dlaczego był tak ubrany. Ale nie mogę go tak od razu o wszystko wypytywać bo się spłoszy, i uzna mnie za wariatkę.
- Och ale przepraszam, jestem Chloe Hunt, zapomniałam się chyba przedstawić przedstawić.
-Hunt? Mój dowódca się tak nazywa, chyba nie chcesz mi powiedzieć że to twój ojciec?!-powiedział to lekko zdenerwowany, a mnie wkurzyło że znów o nim słyszę, ale to zabawne że chodź nie chcę to wydaję mi się że jestem co raz bliżej spotkania go.
-Wychowałam się w domu dziecka ale wiem że mój ojciec jest wojskowym.- Gdy to mówiłam nie mogłam spojrzeć w jego oczy które zapewne mówiły '' Och współczuje, sierotko'' nie znoszę gdy ludzie mi współczują.
-Nie.- Powiedział stanowczo, również przekręcając się w stronę baru.- Wiem że mój dowódca ma żonę i dwójkę dzieci w podobnym wieku co ja, więc to na pewno nie on, więc bogom dziękuje- znów spojrzał na mnie, po czym dodał- ja jestem Logan McGrey.-Czy on powiedział '' bogom dziękuję'', czyżbym spotkała herosa?- Co jest?- Zapytał z mieszany, zapewne moją miną, więc postanowiłam nie owijać, cóż niech stracę jeśli się mylę.- Logan czy wierzysz w mitologię Grecką? W Bogów? Herosów? I inne stworzenie mityczne.- Spojrzał na mnie nie pewnie po czym się przybliżył i wyszeptał.- A ty? Kim jesteś Chloe?- po tych słowach byłam już pewna i mogła odkryć wszystkie karty.-Jestem córką Afrodyty.- Uśmiechną się po czym uzupełnił swoje dane:
- A ja jestem synem Hermesa.
- Więc jeśli już się na tyle poznaliśmy, mogę cię dokładnie wypytać, o wszystko co mnie interesuje.
-Niech będzie. - rozłożył ręce, i dodał- co chcesz wiedzieć.
- Po pierwsze żołnierze już nie noszą ciuchów jak z czasów II Wojny Światowej.-No i trawiłam, te pytanie go na tyle zaskoczyło że przez chwile panowała cisza.
- Jak to z czasów II Wojny Światowej? Przecież ona właśnie się zaczyna. Jest szósty września 1939 roku.- Ohoho teraz to on mnie zwalił z nóg, ale pozbierałam się w miarę szybko, położyłam swoje dłonie na jego twarzy i powiedziałam- W tym świecie nic już mnie nie zdziwi, a więc uwierz mi że ja urodziłam się w 2002 roku a teraz jest 2020, mamy dwudziesty pierwszy wiek.
-Ale jak to jest możliwe? Ja tu jestem góra tydzień.
- Nie wiem, ale musimy od szukać tu taj moją przyjaciółkę i się stąd wynosić.
- No dobra, ale dokąd? Jak zakończyła się wojna? I …-Przerwałam mu, domyślałam się ile musi mieć pytań a my teraz nie mieliśmy na to czasu, więc weszłam mu w zdanie.- Wszystko ci opowiem jak tylko się stąd wydostaniemy, tu jest coś nie tak z upływem czasu.- Chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy w poszukiwania Nili, był wojskowym więc uznałam że to mogę mu powiedzieć teraz- Wygrali alianci, Hitler został pokonany w 1945 roku.
Nila
Myślałam, że Las Vegas będzie dobrym pomysłem. No ale komuś to nie pasowało. Pojeździłyśmy trochę po mieście, aż w końcu postanowiłyśmy zatrzymać się w kasynie , hmmm jak ono się nazywało... Aaa Lotos, przeklęte miejsce. Na początku bałam się, że nas z niego wyrzucą. Nigdy nie byłyśmy w tak luksusowym miejscu. Hol był przepiękny, zachowany w tonacji brązu i złota. Kiedy podszedł do nas ktoś z obsługi, pomyślałam, że pomylił nas z jakimiś bogatymi bachorami. No ale co złego się może stać jakbyśmy tu chwilę zostały i odpoczęły ? No właśnie. Nic złego. Było gorzej... Dostałyśmy z Chloe apartament i to jaki. Dwie sypialnie, jedną łazienkę, pełny barek przeróżnych słodyczy, napojów itp. No i oczywiście taras z panoramą na miasto. Mogłabym tu zostać na zawsze i mało brakowało a tak by się stało. Poszłam do swojego pokoju. Był ogromny. Najbardziej uwagę przyciągał kolor ścian, taki jakbym patrzyła na ocean. Wtedy poczułam, że o czymś zapomniałam, ale o czym ? Zignorowałam to uczucie. W szafie znalazłam pasujące na mnie ubrania, trochę dziwne, no ale okej. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam lusterko. Przez ostatnie dni nie miałam czasu na takie sprawy jak wygląd i nie wiedziałam jak wyglądam. Podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje odbicie.
-O bogowie ! - krzyknęłam. Twarz miałam w jakimś czarnym i złotym pyle, worki pod oczami itp. Ogólnie wyglądałam jak chodzące nieszczęście.
- Nila, co się stało?- Chloe wbiegła do pokoju.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś?
-Ale co ?- a mnie się czepia, że ja jej toku myślenia nie ogarniam
-No że tak wyglądam! Wyglądam jak nie wiadomo co ! -oburzyłam się.
- Ale ty zawsze tak wyglądasz- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Jak ja mam czasem ochotę ją walnąć. Popatrzyłam na nią. Gdyby wzrok mógł zabijać, moja przyjaciółka leżałaby już martwa. Wypchnęłam ją z pokoju i zamknęłam jej drzwi przed nosem. Usłyszałam szum wody w łazience, czyli Chloe poszła się myć. Nie trwało to długo. Wzięłam z szafy pierwsze lepsze ubranie ( koszulę w kratę i rybaczki ) i weszłam do łazienki, mijając przyjaciółkę w drzwiach. Ostatnio mało rozmawiamy. Pogadam z nią przy najbliższej okazji. Zdjęłam z siebie stare ubranie i weszłam pod prysznic. Czułam się jak nowo narodzona. Wraz z brudem, spływały ze mnie wszystkie troski i kłopoty. Słyszałam pukanie i słowa Chloe które były do mnie. Jak jeszcze raz nazwie mnie glonem to nie ręczę za siebie. Oczywiście walnęłam ją drzwiami. W skrócie to chciała mnie poinformować, że się nudzi i idzie do kasyna. Grrr, jakby nie mogła pójść bez informowania mnie. Wróciłam pod prysznic. Kiedy wyszłam, rozczesałam włosy i znów spojrzałam na lustro. Uśmiechała się do mnie dziewczyna, po której nie było widać, że jest z nią coś nie tak. Nie miałam co robić, więc spakowałam jakieś ubranie, jedzenie i wodę do plecaka. Coś wciąż nie dawało mi spokoju. Kolokwialnie mówiąc olałam to. Nie chciało mi się iść do kasyna, to nie dla mnie. Wzięłam z lodówki coś do jedzenia i wyszłam na taras. Widok był niesamowity, kasyna oświetlone milionami lampek, tłumy ludzi, którzy się śmiali. W oddali widać było bezkres pustyni. Tylko jedno było dziwne. Kiedy przyjechałyśmy był ranek, a teraz niebo stało się ciemne i świecą gwiazdy. Ile czasu tu spędziłyśmy.
-"Nila!" - usłyszałam w głowie głos. Na początku nie mogłam go skojarzyć. Hmmm... Ojciec, to był głos Posejdona. -" Co ty wyprawiasz. Kazałem ci udać się do NY. W tym miejscu nie odczuwasz upływu czasu. Wynoś się stąd!" Tym razem posłuchałam. Wzięłam w rękę plecak i wybiegłam z pokoju. Weszłam do windy, w której stał chłopak w ubraniu jak z lat 80.
- No hej lala, co byś powiedziała na jakieś tańce czy coś?- no i jeszcze mówił jakby był z tego okresu. Miał może 18 lat.
- Ej, jaki jest teraz rok ? - zapytałam jak jakaś idiotka.
-Jak powiem to umówisz się ze mną? - miał tyle żelu na włosach, że ojeju.
- Zobaczę, no więc jaki jest teraz rok ?
-No przecież 1985. Ta i formacja mnie przeraziła. Wtedy usłyszałam charakterystyczne dzyń i wybiegłam z windy jak poparzona. Chłopak jeszcze coś za mną krzyczał, ale ja miałam inne rzeczy na głowie. Musiałam znaleźć Chloe i uciekać stąd. Wszystkie rzeczy dookoła mnie rozpraszały, a jej nigdzie nie było widać. Jest! Znalazłam ją z jakimś chłopakiem. Pewnie znowu jakiegoś poderwała pobiegłam do niej.
-Chloe, musimy uciekać i to natychmiast- wzięłam ją za rękę i udałam się w stronę wyjścia. Przy drzwiach zatrzymał nas facet z obsługi.
-Już wyjeżdżacie ? Właśnie otwieramy nową część, z rozrywką wodną.- prawie się skusiłam. Powiedziałam krótkie do widzenia i popchnęłam drzwi. To było trochę niegrzeczne, no ale cóż, bywa i tak. Wciąż była noc. Podeszłam do pierwszego lepszego kiosku i poprosiłam o dzisiejszą gazetę. Spojrzałam szybko na datę. Był ten sam rok. Ufff, ale 3 czerwca. Spędziłyśmy w kasynie, tyle dni, jak to możliwe? Podeszłam do Chloe, która tłumaczyła coś temu chłopakowi z którym była w Lotosie. Po co ona go zabrała i tak już dużo czasu zmarnowałyśmy i w dodatku Hades chce nas zabić. Nie chce narażać nikogo więcej na niebezpieczeństwo i tak już narażam przyjaciółkę. Trzeba było samej uciec, a nie zabierać kogoś. Jak się jej coś stanie, nie wybaczę sobie tego. Popatrzyłam na nowego kolegę Chloe. Po stroju można było stwierdzić, że nie jest z naszej epoki.
-Logan, to jest moja przyjaciółka Nila, córka Posejdona. Nila to jest Logan, syn Hermesa.- przedstawiła nas Chloe.
-Miło mi poznać- i pocałował wierzch mojej dłoni. Hęęę? Na pewno nie jest z naszej epoki.
-Hej, ciebie też miło poznać. Chloe, mogę na słówko? I pociągnęłam ją za kiosk.
-Co ty zamierzasz z nim zrobić? - zapytałam.
-Zabierzemy go do Obozu Herosów. A co ?
- Co ty sobie wyobrażasz? Nie chcę być odpowiedzialna za jego życie, wystarczy mi być za twoje!
-Oj spokojnie, na razie polują na ciebie,ma nie na mnie. Jak mnie ktoś zaatakuje to wtedy będziemy się martwić. Wyluzuj.- i poszła do Logana. Poczłapałam za nią. Po mojej minie, można było stwierdzić, że nie jestem zachwycona nowym towarzystwem. Tak też pomyślał Logan.
- Chyba moja obecność nie jest niczym dobrym, więc może odejdę po prostu.
-Nie, nie spoko, chodźmy już.-powiedziałam i skierowałam się do samochodu. Chloe prowadziła, a obok miejsca kierowcy usiadł Logan. Polubiłam go, ale bez entuzjazmu przyjęłam nowe towarzystwo. Usiadłam z tyłu i oddałam się przemyśleniom. Dlaczego musimy być posłuszni bogom, jeżeli całe życie się nami nie interesują, tylko jak czegoś chcą to odezwą się do nas? Nie chcę tak, chciałabym uciec stąd, gdzieś daleko, gdzieś gdzie nikt mnie nie będzie szukał.
Chloe
Las Vegas, miasto hazardu. Może czasu było nie wiele- w sumie to tego powiedzieć nie mogę ponieważ nie wiadomo kiedy rozpęta się ta cała wojna- i niezwłocznie musiałyśmy znaleźć się w tym obozie, bo wiecie ktoś, znaczy Hades próbuje nam to uniemożliwić czyli po prostu chce nas zabić, ale miałyśmy te miasto po drodze i nie zamierzamy zabawić tu dłużej niż jedną noc. Mam już naprawdę dosyć spania w aucie na zmiany, gdy jedna prowadzi druga śpi. Nie mam zbyt wygórowanych potrzeb, chcę tylko kolacji, ciepłej kąpieli i wygodnego łóżka. A jeśli jesteśmy tu w miarę wcześnie to przy okazji możemy się trochę zabawić. Jak tak siebie słucham to co raz bardziej mi się wydaję że się usprawiedliwiam, bo coś wewnątrz mnie mówi mi że Las Vegas to złe miejsce, ale głos matki w głowie mówi mi ''Daj spokój złociutka, zabaw się!!!''. Och wspaniale, no nie? goni mnie coś lub ktoś by mnie zabić, a moja matka mówi mi ''daj spokój, masz czas a jak nie to trudno''. Trudno, jedna noc w hotelu i ruszamy dalej w drogę ku Long Island. No dobra jedziemy przez miasto, mijając przeróżne dziwne, neonowe budynki.
- Powinnyśmy zatrzymać się w pierwszym lepszym hotelu, a najlepiej, pierwszym lepszym motelu na uboczu miasta.- zagadnęłam do Nili przerywając ciszę, przez ostatnie dni dzieje się tyle że rozmawiamy tyko wtedy gdy musimy coś zrobić razem.
-Nie rozumiem, coś się dzieje?- Zapytała zaniepokojona, nie trudno było odkryć że coś się mnie gryzie, po czym pokrótce dodała.- Znaczy czy coś czujesz nie po kojącego?
-Hmm, wiesz co, nie wiem, może po prostu chodzi o to że to Las Vegas, a może ostatnio za dużo się dzieje, a do tego jeszcze głos mojej matki.
-Czekaj, czekaj, co ci mówi twoja matka tego mi na pewno nie mówiłaś.
-''Daj spokój złociutka, zabaw się!!!', usłyszałam to gdy wjeżdżałyśmy do miasta.
-Hahaha, tak w sumie to Afrodyta no nie?
-Tak tylko jak teraz o tym pomyślę to nie wiem czy to była przestroga czy raczej zachęta.
-Nie rozumiem.
-No bo wiesz, może tylko mi się tak wydaję bo przez ostatnie dni musiałyśmy uważać by nie zginąć śmiercią tragiczną, bądź na zawał przez staruszka z San Francisco, ale ona mogła to mówić z ironią w głosie.
-No cóż, to bogini, jaka by nie była, no może trochę, no wiesz, jakby to ująć....
-Ykhym, była byś łaskawa przejść do płęty, zanim cię strzelę.- Och, dobrze wie jak irytuję mnie to jaka jest moja matka i to jak ktoś to wypomina. Nie znosiłam tego w obozie, tego że każdy sądził że jestem bezbronna, tego że dziewczyny widziały we mnie potencjalne zagrożenie bo jak przystało na córkę Afrodyty jestem ładna, och i również tego że ludzie przychodzili do mnie po poradę jak poderwać dziewczynę/chłopaka, jakbym byłą swatką czy coś, no i również tego że gdy próbowałam udowodnić że potrafię walczyć i mam mózg, to coraz większa część osobników płci przeciwnej do mojej, zaczynała się mną interesować. Prawda ze znalezieniem towarzystwa nie miałam problemu, co raz ktoś się za mną szwendał. Wydaje mi się że ona tego nie rozumiała, i uważała to za moje fochy, ale ja naprawdę nie potrzebowałam tłumu adoratorów i masy pustych ''psiapsiułek'', wystarczała mi Nila.
-Żółte, Żółte, oj czerwone, CHLOE CZERWONE!!!!- i właśnie darła mi się do ucha, gdy przejeżdżałam przez dosyć spore i ruchliwe skrzyżowanie, no cóż jak zawszę udało mi się przejechać- Och bogowie, i po czerwonym.
-To czego mi się drzesz.- powiedziałam lekko znudzonym głosem. I właśnie teraz czułam na sobie tą minę jakby zaskoczoną lub zirytowaną, w sumie to te dwie naraz.
-JAJA SOBIE ZEMNIE ROBISZ!!!
-Och daj spokój, żyjesz? Żyjesz, to o co ci chodzi co?
-No może o to że......
-Dobra, bla bla bla, ale powtórz to co mówiłaś- przerwałam jej pokazując dłonią paplanie, och byle by nie zaczęła znów o tym samym.- Tyle że jak łaska, to już omiń tą wzmiankę o mojej matce.
-Nie wytrzymam z tobą, jak tak dalej pójdzie, i chyba wolę dostać od ciebie kuksańca niż dostać epilepsji serca.
-No dobra, fajnie tylko musimy się gdzieś zatrzymać, no nie?
-No to może i coś w tym jest, ale musimy odpocząć- no tu się z nią w pełni zgadzam- a sądzę że lepiej będzie ukryć się na noc w zgiełku miasta.
-A jutro z samego rana wyruszamy.
-Tak.
Skręciłam jeszcze parę razy aż znalazłyśmy się pod kasynem i hotelem Lotos, jak każdy......yyyy w sumie to wszystko w Las Vegas posiada kolorowe i bijące w oczy neony, a tu nad wejściem znajdował się wielki świecący kwiat lotosu. Wyszłyśmy z auta, i zobaczyłyśmy że zmierza do nas mężczyzna.
-Witam, Lotosie.- Powiedział, uprzejmie uśmiechając się- Czy mogę prosić o kluczyki od samochodu, odstawię go do naszego parkingu podziemnego.
-Jasne, misiaczku.- rzuciłam mu kluczyki, odchodząc lekceważąco.
-Jesteśmy tu przelotem, ale proszę nie zwracaj się do każdego: misiaczku, złociutki, staruszku i tak dalej.- Poprosiła Nila.
Weszłyśmy do środka. Muszę przyznać że wnętrze hotelu było świetne. Po lewej stronie była ściana wspinaczkowa oraz bungee, to było trochę nie spotykane zjawisko jak dla mnie. Zaczynam się zastanawiać czy w Las Vegas to częste zjawisko, czy po prostu to będzie najdroższa noc w całym mieście, bo na pewno w moim życiu. Nagle za plecami usłyszałam miły i ciepły głos mężczyzny.
- Mam nadzieję że się podoba, drogie panie.
-Och,... tak.- Wydukała moja przyjaciółka, no to na pewno teraz weźmie nas pod lupę, wyczuwając że takie luksusy to dla nas nowość. Ale recepcjonista, a na niego wyglądał, tylko się roześmiał, po czym dodał:
-No i właśnie na taką reakcję liczymy, od naszych klientów.- Czyli chyba nie każdy hol tak wygląda.- Zapewne jesteście zmęczone, a więc proszę, to jest magnetyczna karta do waszego pokoju numer 397a, oraz wasze karty kredytowe na wszystko czego tylko zapragniecie.
-Chwileczkę ale ile to będzie kosztować, zamierzamy ...
-Och, o to proszę się nie martwić, wszystko została już opłacone. A teraz pozostawię was same, niestety mam też innych klijętów, życzę dobrej zabawy.- Po tym recepcjonista oddalił się od nas w kierunku jakiegoś boja. Nila spojrzała na plastiki które przed chwilą dostała, po czym zagadnęła:
-Opłacone? Ale niby kto to opłacił?
-Nie wiem, mam nadzieję że po prostu nas z kimś pomylili.
-A więc trzeba to wykorzystać, byle szybko zanim się spostrzegłam że nie jesteśmy ty za kogo nas biorą.
Ruszyłyśmy w stronę wind. Droga na ostatnie piętro zajęła nam chwilkę, w której zostałam upewniona iż ile by to nie był gwiazdkowy hotel muzyka w windzie i tak jest irytująca. Drzwi się rozsunęły, więc ruszyłyśmy wzdłuż korytarza w poszukiwaniu naszego pokoju. Gdy weszłyśmy do środka, to trochę nas zatkało.
-Wow, ten ktoś musi byś bogaty.- Przerwała Nila.
-To mnie, jeszcze bardziej upewnia w przekonaniu że z samego rana trzeba stąd znikać.
-Tak, ale na razie idę się rozejrzeć po naszym apartamencie oraz wziąć prysznic.
Kiwnęłam głową, na znak pełnej zgody, po czym weszłam do jednego z pokoi. Na środku pod ścianą stało sporych rozmiarów łóżko, po lewej stronie stała tylko szafa w której znajdowały się ubrania, po prawej były drzwi do łazienki i komoda. Postanowiłam że nic się nie stanie jak wezmę sobie nowe ciuchy z tych które wisiały, bo moje cóż były po przejściach, jeśli tak to można nazwać.
Wzięłam długi prysznic, na pewno to nie to samo co łaźnie w Nowym Rymie, ale zdawał się równie przyjemny, i to pewnie dlatego że od czterech dni jakoś nie miałam na niego czasy. Chwila normalności, wzięłam miskę z chipsami i usiadłam na kanapie przed telewizorem. Przelatując przez masę kanałów, zatrzymałam się na ''hiszpańskiej telenoweli''. No tak tego typu rozrywka jest najlepsza, szybko się połapiesz o co chodzi, no i to jest tak głupie że aż zabawne. Po dwóch odcinkach stwierdziłam że pójdę po denerwować Nilę, która jak zwykle spędzała wieczność od wodą. Weszłam do jej pokoju, po czym podeszłam pod drzwi do łazienki w które uderzałam krzycząc:
-HEJ, GLONIE WYŁAŹ BO DO RESZTY ROZMOKNIESZ!!!!-po drugiej stronie nic oprócz lania się wody- NO WEŹ SIĘ, PRYSZNIC I TAK CI JUŻ NIE POMOŻE, ŚMIERDZĄCA ALGO- no i to był raczej zły pomysł, drzwi nagle się otworzyły na oścież przewracając mnie. Mój biedny nos, no ale w sumie to sama się prosiłam.
-Bolało??- spytała się mnie, odchodząc by zakręcić wodę- bo mam taką nadzieję
-Oj znudziło mi się oglądanie telenowel.
-Znów te głupie seriale- przewróciła oczami stojąc nade mną w hotelowym szlafroku.- Jak ty to możesz oglądać.
-Nie ważne, co robimy?-zapytałam.
-Możemy zejść na dół, i rozejrzeć się po kasynie.
-A może będzie lepiej jak pójdziemy spać.
-Oj daj spokój, to ja tu jestem od takich rad.
-No niech ci będzie.- Wyszłam z jej pokoju by mogła się ubrać, po czym zawołałam sprzed drzwi od naszego apartamentu- Nie będę na ciebie czekać, i tak pewnie się gdzieś rozłączymy, widzimy się tutaj tylko nie za późno, rano musimy stąd wyjechać!!
-Dobrze, mamo!!- Zawołał do mnie, nie wieżę że to ja jestem ta sztywna, ale w tym mieście naprawdę coś mi nie pasuje.
***
W normalnych okolicznościach zapewne oblegała bym ściankę do wspinaczki, ale jestem na to za bardzo zmęczona. Przeszłam się po całym kasynie. Jest w nim pełno gier, no jak przystało na porządny hotel w Las Vegas. Choć nie lubię tego typu rozrywki muszę przyznać że te automaty naprawdę wyglądały interesująco, im więcej ich widziałam tym stawały się one coraz ciekawsze i tym większą miała ochotę w coś zagrać. Zaczynałam mieć wrażenie jakby te symulatory dopasowywały się do mnie, ale od tego jest zapewne sztab ludzi który odpowiada za to wszystko tu pochłaniało człowieka. Postanowiłam przejść się do baru, no może w tak ekskluzywnym miejscu nosi to jaką lepszą nazwę, ale jak zwał tak zwał. Za dużo pieniędzy nie mam, w sumie ta ja już ich wcale nie mam. Przez te całe ganianie za Bellerofontem i Nereusem gdzieś mi zniknęły, ale ciiii Nila nie musi o tym wiedzieć. No, wracając do tematu to w sumie jestem córką Afrodyty i uważam że mogę to teraz wykorzystać, tylko muszę odpowiednio wybrać cel. Nie chcę używać czaromowy tylko dziedziczny wdzięk który odziedziczyłam po mamusi. Nie miałam ochoty siedzieć z bez mózgiem wykonującym moje polecenia, miałam ochotę znaleźć kogoś z kim będę mogła porozmawiać. Och i oczywiście kogoś kto postawi mi drinka, o nie powrót osiemnaście lat kończę dopiero za cztery miesiące, więc tego tematy nie było. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym dostrzegłam mężczyznę siedzącego przy barze. Zwróciło na mnie uwagę to jak był ubrany, nie wyglądał na pracownika, a resztą było by więcej osób ubranych jak on. Jest dosyć dobrze zbudowany, męskiej budowy mężczyzna z fryzurą wojskowego, czyli nie długie i wygolone po bokach, ciemne włosy. Miał na sobie białą koszulę, ale nie taką zwykłą z daleka widać było że jest z innego materiału co te normalne, nie miała nawet normalnego kołnierzyka, włożona była w spodnie, na pewno to nie dżinsy, są materiałowe, koloru zgniłej zieleni, z czerwonym paskiem po bokach. Och no i buty, jakby czarne oficerki do połowy łydki. W jednym zdaniu, wyglądał jak żołnierz z II lub I wojny światowej. No cóż za intrygowało mnie, nie wyglądał na najszczęśliwszą osobę w ty pomieszczeniu ale co mi tam. Usiadłam obok niego po czym zagadnęłam, od razu z grubej rury, no cóż ja nie zawszę myślę nad tym co mówię i robię- No hej, co to za strój?- Spojrzał na mnie marszcząc brwi, więc już wiedziałam że wtopiłam, on jest pracownikiem a ja wyszłam na idiotkę, więc wolałam poczekać aż on coś powie bym mogła jeszcze to jakoś naprawić. Odsuną swoją szkocką z lodem, wyciągną spod koszuli swój nieśmiertelnik, trzymając go dwoma palcami i przenosząc znów wzrok na mnie tym razem lekko się uśmiechał więc może jeszcze nie wszystko zaprzepaszczone. Muszę przyznać że był całkiem przystojny, szczególnie gdy tak się uśmiechał, miał niebieskie oczy, a jego włosy z bliska nie były tak ciemne, były ciemnego blondu, wyglądało na to że jest w podobnym wieku co ja.
- Jestem żołnierzem.- powiedział, puszczając nieśniertelnik, by mogły swobodnie zwisać.
- Sam? Nie widziałam tu żadnych innych osób podobnych do ciebie.
- Nie, moi przyjaciele są w na mieście- wyglądał przyjaźnie, i tak jakby nie był mną jakoś bardziej zafascynowany, i dobrze, z wyborem osoby to był strzał w dziesiątkę- Nie dostajemy przepustek z koszar pojedynczo.- Dodał, co było niepokojące, on był prawdziwym żołnierzem? Ale dlaczego był tak ubrany. Ale nie mogę go tak od razu o wszystko wypytywać bo się spłoszy, i uzna mnie za wariatkę.
- Och ale przepraszam, jestem Chloe Hunt, zapomniałam się chyba przedstawić przedstawić.
-Hunt? Mój dowódca się tak nazywa, chyba nie chcesz mi powiedzieć że to twój ojciec?!-powiedział to lekko zdenerwowany, a mnie wkurzyło że znów o nim słyszę, ale to zabawne że chodź nie chcę to wydaję mi się że jestem co raz bliżej spotkania go.
-Wychowałam się w domu dziecka ale wiem że mój ojciec jest wojskowym.- Gdy to mówiłam nie mogłam spojrzeć w jego oczy które zapewne mówiły '' Och współczuje, sierotko'' nie znoszę gdy ludzie mi współczują.
-Nie.- Powiedział stanowczo, również przekręcając się w stronę baru.- Wiem że mój dowódca ma żonę i dwójkę dzieci w podobnym wieku co ja, więc to na pewno nie on, więc bogom dziękuje- znów spojrzał na mnie, po czym dodał- ja jestem Logan McGrey.-Czy on powiedział '' bogom dziękuję'', czyżbym spotkała herosa?- Co jest?- Zapytał z mieszany, zapewne moją miną, więc postanowiłam nie owijać, cóż niech stracę jeśli się mylę.- Logan czy wierzysz w mitologię Grecką? W Bogów? Herosów? I inne stworzenie mityczne.- Spojrzał na mnie nie pewnie po czym się przybliżył i wyszeptał.- A ty? Kim jesteś Chloe?- po tych słowach byłam już pewna i mogła odkryć wszystkie karty.-Jestem córką Afrodyty.- Uśmiechną się po czym uzupełnił swoje dane:
- A ja jestem synem Hermesa.
- Więc jeśli już się na tyle poznaliśmy, mogę cię dokładnie wypytać, o wszystko co mnie interesuje.
-Niech będzie. - rozłożył ręce, i dodał- co chcesz wiedzieć.
- Po pierwsze żołnierze już nie noszą ciuchów jak z czasów II Wojny Światowej.-No i trawiłam, te pytanie go na tyle zaskoczyło że przez chwile panowała cisza.
- Jak to z czasów II Wojny Światowej? Przecież ona właśnie się zaczyna. Jest szósty września 1939 roku.- Ohoho teraz to on mnie zwalił z nóg, ale pozbierałam się w miarę szybko, położyłam swoje dłonie na jego twarzy i powiedziałam- W tym świecie nic już mnie nie zdziwi, a więc uwierz mi że ja urodziłam się w 2002 roku a teraz jest 2020, mamy dwudziesty pierwszy wiek.
-Ale jak to jest możliwe? Ja tu jestem góra tydzień.
- Nie wiem, ale musimy od szukać tu taj moją przyjaciółkę i się stąd wynosić.
- No dobra, ale dokąd? Jak zakończyła się wojna? I …-Przerwałam mu, domyślałam się ile musi mieć pytań a my teraz nie mieliśmy na to czasu, więc weszłam mu w zdanie.- Wszystko ci opowiem jak tylko się stąd wydostaniemy, tu jest coś nie tak z upływem czasu.- Chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy w poszukiwania Nili, był wojskowym więc uznałam że to mogę mu powiedzieć teraz- Wygrali alianci, Hitler został pokonany w 1945 roku.
Nila
Myślałam, że Las Vegas będzie dobrym pomysłem. No ale komuś to nie pasowało. Pojeździłyśmy trochę po mieście, aż w końcu postanowiłyśmy zatrzymać się w kasynie , hmmm jak ono się nazywało... Aaa Lotos, przeklęte miejsce. Na początku bałam się, że nas z niego wyrzucą. Nigdy nie byłyśmy w tak luksusowym miejscu. Hol był przepiękny, zachowany w tonacji brązu i złota. Kiedy podszedł do nas ktoś z obsługi, pomyślałam, że pomylił nas z jakimiś bogatymi bachorami. No ale co złego się może stać jakbyśmy tu chwilę zostały i odpoczęły ? No właśnie. Nic złego. Było gorzej... Dostałyśmy z Chloe apartament i to jaki. Dwie sypialnie, jedną łazienkę, pełny barek przeróżnych słodyczy, napojów itp. No i oczywiście taras z panoramą na miasto. Mogłabym tu zostać na zawsze i mało brakowało a tak by się stało. Poszłam do swojego pokoju. Był ogromny. Najbardziej uwagę przyciągał kolor ścian, taki jakbym patrzyła na ocean. Wtedy poczułam, że o czymś zapomniałam, ale o czym ? Zignorowałam to uczucie. W szafie znalazłam pasujące na mnie ubrania, trochę dziwne, no ale okej. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam lusterko. Przez ostatnie dni nie miałam czasu na takie sprawy jak wygląd i nie wiedziałam jak wyglądam. Podeszłam do lustra i spojrzałam w swoje odbicie.
-O bogowie ! - krzyknęłam. Twarz miałam w jakimś czarnym i złotym pyle, worki pod oczami itp. Ogólnie wyglądałam jak chodzące nieszczęście.
- Nila, co się stało?- Chloe wbiegła do pokoju.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś?
-Ale co ?- a mnie się czepia, że ja jej toku myślenia nie ogarniam
-No że tak wyglądam! Wyglądam jak nie wiadomo co ! -oburzyłam się.
- Ale ty zawsze tak wyglądasz- powiedziała z uśmiechem na twarzy. Jak ja mam czasem ochotę ją walnąć. Popatrzyłam na nią. Gdyby wzrok mógł zabijać, moja przyjaciółka leżałaby już martwa. Wypchnęłam ją z pokoju i zamknęłam jej drzwi przed nosem. Usłyszałam szum wody w łazience, czyli Chloe poszła się myć. Nie trwało to długo. Wzięłam z szafy pierwsze lepsze ubranie ( koszulę w kratę i rybaczki ) i weszłam do łazienki, mijając przyjaciółkę w drzwiach. Ostatnio mało rozmawiamy. Pogadam z nią przy najbliższej okazji. Zdjęłam z siebie stare ubranie i weszłam pod prysznic. Czułam się jak nowo narodzona. Wraz z brudem, spływały ze mnie wszystkie troski i kłopoty. Słyszałam pukanie i słowa Chloe które były do mnie. Jak jeszcze raz nazwie mnie glonem to nie ręczę za siebie. Oczywiście walnęłam ją drzwiami. W skrócie to chciała mnie poinformować, że się nudzi i idzie do kasyna. Grrr, jakby nie mogła pójść bez informowania mnie. Wróciłam pod prysznic. Kiedy wyszłam, rozczesałam włosy i znów spojrzałam na lustro. Uśmiechała się do mnie dziewczyna, po której nie było widać, że jest z nią coś nie tak. Nie miałam co robić, więc spakowałam jakieś ubranie, jedzenie i wodę do plecaka. Coś wciąż nie dawało mi spokoju. Kolokwialnie mówiąc olałam to. Nie chciało mi się iść do kasyna, to nie dla mnie. Wzięłam z lodówki coś do jedzenia i wyszłam na taras. Widok był niesamowity, kasyna oświetlone milionami lampek, tłumy ludzi, którzy się śmiali. W oddali widać było bezkres pustyni. Tylko jedno było dziwne. Kiedy przyjechałyśmy był ranek, a teraz niebo stało się ciemne i świecą gwiazdy. Ile czasu tu spędziłyśmy.
-"Nila!" - usłyszałam w głowie głos. Na początku nie mogłam go skojarzyć. Hmmm... Ojciec, to był głos Posejdona. -" Co ty wyprawiasz. Kazałem ci udać się do NY. W tym miejscu nie odczuwasz upływu czasu. Wynoś się stąd!" Tym razem posłuchałam. Wzięłam w rękę plecak i wybiegłam z pokoju. Weszłam do windy, w której stał chłopak w ubraniu jak z lat 80.
- No hej lala, co byś powiedziała na jakieś tańce czy coś?- no i jeszcze mówił jakby był z tego okresu. Miał może 18 lat.
- Ej, jaki jest teraz rok ? - zapytałam jak jakaś idiotka.
-Jak powiem to umówisz się ze mną? - miał tyle żelu na włosach, że ojeju.
- Zobaczę, no więc jaki jest teraz rok ?
-No przecież 1985. Ta i formacja mnie przeraziła. Wtedy usłyszałam charakterystyczne dzyń i wybiegłam z windy jak poparzona. Chłopak jeszcze coś za mną krzyczał, ale ja miałam inne rzeczy na głowie. Musiałam znaleźć Chloe i uciekać stąd. Wszystkie rzeczy dookoła mnie rozpraszały, a jej nigdzie nie było widać. Jest! Znalazłam ją z jakimś chłopakiem. Pewnie znowu jakiegoś poderwała pobiegłam do niej.
-Chloe, musimy uciekać i to natychmiast- wzięłam ją za rękę i udałam się w stronę wyjścia. Przy drzwiach zatrzymał nas facet z obsługi.
-Już wyjeżdżacie ? Właśnie otwieramy nową część, z rozrywką wodną.- prawie się skusiłam. Powiedziałam krótkie do widzenia i popchnęłam drzwi. To było trochę niegrzeczne, no ale cóż, bywa i tak. Wciąż była noc. Podeszłam do pierwszego lepszego kiosku i poprosiłam o dzisiejszą gazetę. Spojrzałam szybko na datę. Był ten sam rok. Ufff, ale 3 czerwca. Spędziłyśmy w kasynie, tyle dni, jak to możliwe? Podeszłam do Chloe, która tłumaczyła coś temu chłopakowi z którym była w Lotosie. Po co ona go zabrała i tak już dużo czasu zmarnowałyśmy i w dodatku Hades chce nas zabić. Nie chce narażać nikogo więcej na niebezpieczeństwo i tak już narażam przyjaciółkę. Trzeba było samej uciec, a nie zabierać kogoś. Jak się jej coś stanie, nie wybaczę sobie tego. Popatrzyłam na nowego kolegę Chloe. Po stroju można było stwierdzić, że nie jest z naszej epoki.
-Logan, to jest moja przyjaciółka Nila, córka Posejdona. Nila to jest Logan, syn Hermesa.- przedstawiła nas Chloe.
-Miło mi poznać- i pocałował wierzch mojej dłoni. Hęęę? Na pewno nie jest z naszej epoki.
-Hej, ciebie też miło poznać. Chloe, mogę na słówko? I pociągnęłam ją za kiosk.
-Co ty zamierzasz z nim zrobić? - zapytałam.
-Zabierzemy go do Obozu Herosów. A co ?
- Co ty sobie wyobrażasz? Nie chcę być odpowiedzialna za jego życie, wystarczy mi być za twoje!
-Oj spokojnie, na razie polują na ciebie,ma nie na mnie. Jak mnie ktoś zaatakuje to wtedy będziemy się martwić. Wyluzuj.- i poszła do Logana. Poczłapałam za nią. Po mojej minie, można było stwierdzić, że nie jestem zachwycona nowym towarzystwem. Tak też pomyślał Logan.
- Chyba moja obecność nie jest niczym dobrym, więc może odejdę po prostu.
-Nie, nie spoko, chodźmy już.-powiedziałam i skierowałam się do samochodu. Chloe prowadziła, a obok miejsca kierowcy usiadł Logan. Polubiłam go, ale bez entuzjazmu przyjęłam nowe towarzystwo. Usiadłam z tyłu i oddałam się przemyśleniom. Dlaczego musimy być posłuszni bogom, jeżeli całe życie się nami nie interesują, tylko jak czegoś chcą to odezwą się do nas? Nie chcę tak, chciałabym uciec stąd, gdzieś daleko, gdzieś gdzie nikt mnie nie będzie szukał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz