Rozdział 6
Chloe
Czyli już jasne
dlaczego śnił mi się piekielny ogar, jak to go nazwały łowczynie, które w
pogoni za potworami, przemierzały ten las. Postanowiły nam pomóc dotrzeć do
Oklahoma City. No ale moja kochana przyjaciółka wcześniej również miała świetny
pomysł, udowodnić że potrafi się zabić......
Och, gdy biegnie na ciebie
pies ważący tonę, to co trzeba zrobić? Ależ to oczywiste, po prostu trzeba
zacząć biec na nie go, o tak, poleca Nila Russo. Gdy to zobaczyłam pomyślałam
krótko ''Och bogowie'', nawet ogar się zdziwił. Nie ważne, plus taki że
spotkałyśmy łowczynie. Z nimi, co jest oczywiste, jesteśmy bardziej z
organizowani więc szybciej dotrzemy w wyznaczone miejsce, no ale i tak nie
dojdziemy do Oklahomy w godzinę czy nawet w dzień. A do tego musieliśmy się
zatrzymać, i rozbić obóz do rana, ponieważ moja przyjaciółka została ranna, no
i do padła nas burza. Rozcięte ramie i moja kostka nie stanowiły problemu,
ponieważ łowczynie mają nektar, napój bogów który leczy herosów. Więc moim
największym zmartwieniem jest to że podczas ucieczki zgubiłam swoją szczęśliwą
bransoletkę, skórzane sznurki razem połączone. Nosiłam ją zawsze, nigdy jej nie
zdejmowałam, i chyba dlatego nazywam ją '' swoją szczęśliwą bransoletką''.
Zobaczyłam Nilę, która wychodziła z namiotu.
- Czegoś szukasz?- Spytała
podchodząc w moją stronę.
- Chyba niczego –
odpowiedziałam posępnie, wskazując na swój nadgarstek, po czym przestała się
rozglądać i przeniosłam wzrok na nią- A co z tobą?
- Zemną?- zmarszczyła brwi-
mi nic nie jest, poradziłam sobie.
- Tak, niech ci będzie.- Znów
zaczynało padać więc wróciłyśmy do namiotu. Był tam tylko Logan, ponieważ nasze
wybawicielki jakby to powiedzieć nie przepadają za mężczyznami. Chodzi o to że
trzy boginie złożyły śluby czystości, w tym Artemida, bogini łowów i patronka
łowczyń, więc by nią zostać trzeba być kobietą, co jest oczywiste, poniżej
osiemnastego roku życia oraz trzeba przyrzec że nie zakocha się w śmiertelniku.
I właśnie dla tego, choć bycie nieśmiertelną i polowanie na potwory z
dziewczynami które był w miarę okej, było kuszące to gdy zaproponowano nam
dołączenie odmówiłyśmy.
- Może wróćmy do tematu
twojej zguby bo nie mam ochoty się teraz kłócić.- Zaproponowała Nila.
- Niech ci będzie, ale raczej
nie ma o czym mówić.
- A co zgubiłaś?- Wszedł w
rozmowę Logan, obok którego usiadłam a moja przyjaciółka naprzeciwko nas, po
czym odpowiedziała za mnie.
- Zaginęła jej szczęśliwa
bransolet.
- Aaa te sznurki które
miałaś, czyli rozumiem że miały jaką wartość sentymentalną dla ciebie.
- No właśnie, od pewnego dnia
nawet już nie pamiętam od kiedy …...
- Od dwóch lat.- Wyszłam jej
w zdanie, lekko przygaszona, ponieważ już wiedziałam do czego ta rozmowa
prowadzi. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam nawet jej, bo to był mój taki wymysł.
-.... No właśnie-
kontynuowała przerwaną wypowiedź- nosiłaś tą bransoletkę, i nigdy jej nie
zdejmowałaś, tylko dlaczego?
- Oj no to był mój taki
wymysł- Coś mi się wydaje że tak łatwo nie odpuści.
- No cóż trochę dziwny ale
nie czepiam się, znajdziemy ci nową.- Pocieszył mnie Logan.
- Nie nie nie- no i tak jak
mówiłam ona musi zawsze wszystko wiedzieć.- Chyba nie nosiłaś i nie spałaś z
nią bo była twoim widzimisie, masz różnie dziwactwa ale to nie w twoim stylu.
- No nie, ale czy ty zawsze
musisz być taka ciekawska?
- W sumie mnie też to
zaciekawiło.- No pięknie i on przeciwko mnie. Popatrzyłam w sufit, ale
widziałam na twarzy Nili ten uśmiech triumfu, gdy to ja zrobię coś głupiego.
Wyciągnęłam do niej prawą rękę, i pokazałam wewnętrzną część nadgarstka na
której widniał hebrajski napis. Logan się tylko uśmiechał, ale moją
przyjaciółkę to trochę zszokowało.- Ty masz tatuaż! Znaczy nie licząc tego
obozowego , nie dziwię się że go zakrywałaś, w Rzymie to raczej nie dozwolone.
- No chyba nie bardzo.-
Zgodziłam się bo właśnie dlatego go zakrywałam, by nie mieć problemów, nie
dlatego że mi się nie podobał, nie żałowałam tego.
- A co to oznacz.- Spytał się
mnie nasz przyjaciel.
- To oczywiste, nienawiść.-
Banalne znaczenie, jeśli chodzi o mnie.
- Czyli pewnie potrzebujesz
pilnie bransoletki?- Spytała się mnie Nila.
- Nie, czuję się bez niej
dziwnie to prawda, ale już nie jesteśmy w Obozie Jupitera, i nie obowiązuje
mnie ich dyscyplina.
- Jak chcesz, a tymczasem ja
idę się przespać.- Wstała i udała się w stronę swojego śpiwora. Przysunęłam
się w stronę paleniska, a Logan również to uczynił. Ale to co zrobił wraz z tym
zaskoczyło mnie, zdjął koszulę zastając w samym podkoszulku. Więc musiałam to z
komentować, spojrzałam na niego marszcząc czoło i unosząc lekko prawą brew,
powiedziałam:
- Jak widzę, gorąco ci.-
Uśmiechną się i pokazując mi swoją wewnętrzną część ramienia na którym
znajdowały się trzy puste w środku gwiazdy, i które się zmniejszały, po czym
dodał:
- Widzisz, coś nas łączy, ale
powiedz mi dlaczego znaczenie jest oczywiste?
- Bo ja lubię robić na
przekór.
- Aha twoja matka to Miłość,
i dlatego akurat to.
- Nie, to mówi wszystko o mnie, jeden wyraz
którym można mnie dokładnie opisać- ta odpowiedź za wiele nie tłumaczyła więc
przeniosłam wzrok na Logana patrząc mu prosto w oczy, tak jak jest
najuczciwiej, i kontynuowałam- miłość i nienawiść przeciwieństwa, są różne lecz
zarazem podobne, i tak samo jest ze mną, nie jestem taka jak moje rodzeństwo
czy moja matka, Miłość, jestem inna bardziej chłodna, ale tak naprawdę
jesteśmy takie same.
Gdy to powiedziałam, Logan
raptownie się do mnie nachylił, i pocałował, kładąc dłoń na mojej szyi. Nie
powiem że to mi się nie podobało, więc gdy powoli się od mnie odklejał, że tak
to nazwę, a jego ręka powędrowała na ziemie tuż obok mnie, odwzajemniłam
pocałunek, który stał się trochę bardziej namiętny, obejmując dłońmi tył jego
głowy. No cóż lepiej że tą chwilę przerwał nam piorun który uderzył gdzieś w
pobliżu a nie któraś z łowczyń, bądź co gorsza Nila, która spała tuż za nami, i
o której zapomniałam, gdyby ona to zobaczyła nie dała by mi żyć.
- Chyba czas się położyć.- Powiedziałam
półszeptem, bo wciąż byliśmy na tyle blisko, patrząc w jego niebieckie oczy.
Dałam mu całusa, po czym wstałam, i zostawiając go samego przy ognisku kładąc
się spać.
Wyruszyłyśmy o świcie. Ciężko było nadążyć za
łowczyniami, zdecydowanie zbyt często zapominały że jesteśmy tylko herosami.
Nie wiem ile szłyśmy, ale wiem że dużo przeszłyśmy, zrobiliśmy postój gdy
słońce było gdzieś tak na środku nieba, czyli zakładam że jest południe.
Zrzuciłam plecak z ramion i padłam ze zmęczenia tam gdzie stałam, a obok mnie
usiedli moi przyjaciele, którzy również byli zlani potem jak ja.
- Thalia powiedziała że w
takim tempie do Oklahoma City dojdziemy za dwa dni.- Powiedziała ciężko dysząc
Nila.
- Tyle że ja takim tempem to
wykorkuje.- Odparłam.
- No dobra ale co potem- och
ten to zawsze taki przyziemny- tam będzie dopiero połowa drogi.
- Potem wsiądziecie w busa,
albo szybciej będzie pociągiem, byle nie samolotem, Zeus nie lubi dzieci
Posejdona, no a z Nowego Jorku taksówką dotrzecie na Long Island.- Dosiadła się
do nas Thalia, której jako jedynej towarzystwo Logana aż tak nie
przeszkadzało.- Gdy będziecie już w Obozie Herosów, to powiedzcie że zjawię się
tam pod koniec sierpnia.
- Mam tylko pytanie, czy
każdy heros ma tak trudno w świecie śmiertelników, przecież potwory nie powinny
tak nas, a już na pewno mnie, wyczuwać.- Twarz córki Zeusa posępniał.
- Nie to prawda, Łaskawe to
wysłanniczki Hadesa, a jeśli on się w to miesza to musi mieć jakiś powód, i to
dobry.
- Aha czyli w skrócie coś się
dzieje.- Wtrąciła się Nila, a ja liczyłam że Thalia powie coś w stylu ''Nie
spokojnie, dotrzecie do obozu i Hades da wam spokój'' ale coś sądzę że tak
dobrze nie będzie.
- Tak, mam tylko nadzieję że
to wszystko nie oznacza kolejnej wojny.- No i się nie myliłam.
- Kolejnej?- Zapytałam
zdziwiona, łowczyni wzięła prawą rękę Nili i spojrzała na tatuaż Obozu
Jupitera.
- Ach i to wszystko wyjaśnia,
przez te pięć lat które wy spędziłyście u Rzymian, panował spokój, a przedtem-
zawahała się na moment, po czym kontynuowała- to się zaczęło jeszcze jak nie
byłam łowczynią...
- Czyli jak dawno temu?-
Przerwała jej Nila.
- Hymmm można powiedzieć że zaczęło się to
wszystko jakieś jedenaście lat temu.
- Och czyli nie jesteś tak
stara.- Och bogowie, tam to pytanie było jeszcze trawione ale te już na pewno
takie nie było. Ale Thalia się tylko uśmiechnęła kręcąc głową i mówiąc''
Zupełnie jak twój brat'', co skutecznie uciszyło moją przyjaciółkę.
- Tak lecz to ile powinnam
mieć lat jest trochę z komplikowane, ale gdybym nie była sosną no i oczywiście
gdybym teraz nie była nieśmiertelna miała bym dwadzieścia osiem lat- wolałam po
prostu dać jej kontynuować historię, i modliłam się by Nila nie pytała się jej
o co chodzi z byciem choinką- no ale wracając do tematu, najpierw sześć lat
temu powrócił Kronos, który został pokonany na Olimpie przez Percy'ego i
Annabeth, moi przyjaciele, rok później byli Giganci wraz z Gają których
pokonała wielka siódemka, ale o tym powinniście słyszeć bo Rzymianie również
mają w tej historii swoich bohaterów.
- Yyyy no niby tak ale, jakoś
nam się nie złożyło nigdy tego wysłuchać, coś tam wiemy, jacy bohaterzy i tak
dalej.- Wyjaśniłam, a raczej spróbowałam wytłumaczyć brak naszej wiedzy.
- No cóż, nie ważne chodzi o
to że znów się coś dzieje tyle że mam zgubną nadzieję że nie będzie kolejnego
rozlewu krwi.- I znów ta krew, ty że my wiedziałyśmy, wymieniłyśmy z
przyjaciółką spojrzenia. Thalia już wiedziała że nie ma co się łudzić na
spokój, opuściła głowę.
- Przykro mi ale to co jest
pewne to akurat wojna jakiej jeszcze nie było, tyle wiemy od Belerefonta dla
którego wypełnialiśmy zadanie.- Objaśniła Nila, której po chwili przypomniało
się coś jeszcze.-Och no i jeszcze wiemy tyle że tym razem to my jesteśmy centrum
tego wszystkiego.
- Chociaż tyle- chciałam
powiedzieć dzięki, ale zrozumiałam o co jej chodziło- och przepraszam to
źle zabrzmiało tylko wiecie …..
- Wiemy, i rozumiemy jeśli
dobrze rozumuję to tym centrum od jedenastu lat są twoi przyjaciele.-
Wtrąciłam się bo nie potrzebowałam by mi to wtedy tłumaczyła.
- Tak, a to naprawdę trudne
by mieć na swoich barkach los tych wszystkich ludzi.
- Thalio musimy już ruszać.-
Przyszła nas o tym powiadomić Phoebe, wyczuła że coś jest nie tak, spojrzała na
łowczynię, lecz nie pytała teraz o co chodzi, zwróciła się do nas z uśmiechem-
mam nadzieję że odpoczęliście, zatrzymujemy się dopiero wieczorem.
Przez trzy dni wędrowaliśmy do Oklahomy,
dłużej nie dała bym rady. Ale jestem wdzięczna za to że nam pomogły gdyby nie
one zapewne byłybyśmy w połowie drogi, nie wróć... Nili by już nie było, ja bym
pewnie gdzieś kuśtykała z Loganem, po prostu było by źle.
Nila
Droga do Oklahomy nie
zaliczała się do najprzyjemniejszych. Musiałam popracować nad swoją kondycją. Tuż
przed miastem Łowczynie oznajmiły, że dalej będziemy musieli radzić sobie sami.
-Życzę wam spokojnej podróży
do Obozu – powiedziała Thalia. Ruszyliśmy w stronę miasta, kiedy zatrzymała
mnie przywódczyni.
-Nila, mogę cię na chwilę
prosić? – zapytała mnie. Pokiwałam do niej twierdząco głową.
-Wy idźcie już, zaraz was
dogonię – zwróciłam się do moich przyjaciół i podeszłam do dziewczyny. Nie
miałam pojęcia co chciała od mnie, więc trochę się przestraszyłam. Wyczuła ona
mój lekki strach i uśmiechnęła się do mnie.
-Nie bój się, chcę tylko
porozmawiać – powiedziała spokojnie – Chcę wiedzieć dlaczego sama walczyłaś z
Piekielnym Ogarem? – zapytała się mnie. Popatrzyłam w jej błękitne oczy. „Jeżeli
Zeus też ma takie oczy to nie chcę się z nim spotkać twarzą w twarz” –
pomyślałam. Kiedy tak na mnie patrzyła, czułam się mniej pewnie siebie,
wyglądała tak władczo.
-Chciałam komuś udowodnić, że
umiem walczyć – powiedziałam cicho. Dziewczyna na początku nie zrozumiała o
kogo mi chodzi, lecz po krótkiej chwili zrozumiała. Położyła mi rękę na ramieniu.
-Nie musisz nikomu nic
udowadniać. Obiecuję, będziesz jeszcze wielkim herosem. Twój brat jest i ty też
będziesz.
-Taa, tylko ,że Posejdon jest
dumny tylko z niego.
-Na pewno z ciebie też jest. Sama
pokonałaś Piekielnego Ogara...
-Sama przy tym prawie nie
ginąc – przerwałam jej. Uśmiechnęła się do mnie.
-Pamiętaj, że nie tylko
umiejętności są ważne. Jest jeszcze powód dla którego walczysz, a twój jest jak
najbardziej słuszny i trzymaj się tego. Trzymaj się Nila – to powiedziawszy poszła
do reszty Łowczyń.
-Na razie – powiedziałam i
ruszyłam w stronę miasta. Na szczęście po tej stronie miasta był dworzec, na
którym spotkałam przyjaciół. Podeszłam do Chloe, która stała przed rozkładem
jazdy.
-I jak, o której mamy pociąg?
– zapytałam jej. Ta tylko zmrużyła oczy i podniosła jedną brew do góry.
-Za trzy godziny, więc nie
jest źle – powiedziała – czyli jutro powinniśmy być w New York.
-A to spoko, mogło być
gorzej. Tylko jest jeden problem. Nie mamy wystarczająco kasy na 3 bilety –
kiedy to powiedziałam Chloe uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Wiesz co, ja idę załatwić
nam bilety, a ty tu zostań i spróbuj nie zginąć – powiedziała i poszła do kasy.
Ja w tym czasie patrzyłam się w dal. Zaczęłam rozmyślać, jak to będzie w
Obozie, czy znowu będę odrzutkiem, którego wszyscy się boją i nie chcą ze mną
przebywać. W między czasie podszedł do mnie Logan. „Oni będą mieli łatwiej. Chociaż
może i ja znajdę tam nowych znajomych, może nawet i chłopaka” – pomyślałam. Podczas tych rozmyślań zrobiłam pewnie jakąś dziwną minę, bo Logan
zapytał się mnie co jest.
-Co?-zapytałam jak jakaś nienormalna. – Aaa,
nic mi nie jest, spokojnie. Popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Raczej
mi nie uwierzył. -No na prawdę nic mi nie jest-próbowałam go przekonać.
-Nila, nie czuj się gorsza od innych- „o
matko, jeszcze będzie mi tu wykładał na temat samooceny, zlitujcie się nad
mną”-pomyślałam.
-Logan to
nie tak, spokojnie- uśmiechnęłam się do niego. Tej objął mnie jednym ramieniem,
ale tak po przyjacielsku.
-Nila, pamiętaj jesteś
wyjątkowa – po tych słowach mnie puścił. Byłam mu wdzięczna za te słowa,
podniosły mnie troche na duchu. Poczułam w tamtej chwili wyrzuty sumienia, że
tak się zachowywałam na początku naszej znajomości.
-Logan, chciałam cię
przeprosić, że tak zareagowałam na początku – powiedziałam cicho.
-Nic się nie stało, nie
dziwię ci się. Może zaczniemy od nowa ? – zaproponował i wyciągnął do mnię
rękę. Uścisnęłam ją. Po krótkim czasie podeszła do nas Chloe.
-Niestety wystąpił mały
problem, nie ma z Oklahomy bezpośredniego pociągu do NY, więc jedziemy teraz do
Charleston, a stamtąd pojedziemy do naszego celu – powiedziała na jednym
wydechu – Jakieś pytania?
-Wszystko jasne, tylko jak
zdobyłaś bilety, przecież nie masz pieniędzy? – zapytał Logan. Uśmiechnęłyśmy
się do siebie porozumiewawczo.
-A kto by
odmówił takiej ładnej dziewczynie – uśmiechnęła się do niego.
-Która ma
tak czarujący głos – dodałam i zaczęłyśmy się śmiać. Chłopak nie zrozumiał o co
nam chodzi.
-No dobra
nieważne, mamy trochę czasu, więc co robimy? – zapytała się Chloe.
-Niedaleko jest bar, możemy
na chwilę tam wstąpić i odpocząć – zaproponował Logan. Bar nie był jakiś piecio
gwiazdkowy, no ale cóż, czego można było się spodziewać przy stacji kolejowej. Usiedliśmy
przy jednym ze stolików. Od razu podszedł do nas kelner.
-Coś podać? – zapytał się
nas. Oczywiście Logan musiał się pierwszy wyrwać do odpowiedzi.
- Nie dziękujemy. Niestety
nie mamy pieniędzy – powiedział. Wymieniłyśmy z Chloe spojrzenia. Nie lubiłam,
jak moja przyjaciółka manipulowała ludźmi, ale czasem trzeba było stłumić
własne sumienie.
-No właśnie, jesteśmy głodni,
a nie mamy nawet na chleb – użyła swojej czaromowy. Mężczyzna wpatrywał się w
nią jak zahipnotyzowany.
-Nic się nie stało, zaraz wam
coś przyniosę. Oczywiście na koszt firmy – powiedział i pobiegł do kuchni. Przybiłyśmy
z Chloe piątkę. Spojrzałyśmy obie na Logana. Patrzył na nas i marszczył czoło.
-Co ty mu zrobiłaś? – zwrócił
się do mojej przyjaciółki. Próbowałyśmy zachować powagę, ale nie udało się to
nam i zaczęłyśmy się głośno śmiać. Chloe próbowała wytłumaczyć chłopakowi
działanie swojej mocy, ale nie byłam pewna czy zrozumiał, bo wciąż się śmiała. Uspokoiłyśmy
się dopiero jak przyszedł kelner z całą tacą jedzenia. W czasie posiłku
śmialiśmy się, rozmawialiśmy na różne tematy. W końcu weszliśmy w temat
rodziny.
-Nila, wiem że Chloe ma ojca
i jest on wojskowym, matkę wszyscy znamy, a co z tobą? – zapytał się mnie
Logan. Uświadomiłam sobie wtedy, że wciąż nic nie wiem o mojej matce. O ojcu
też, ale to nie było ważne.
-No więc, znam tylko ojca, po
matce mam tylko nazwisko – powiedziałam smutno. Chłopak chyba pożałował swojego
pytania.
-Och, nie wiedziałem, przykro
mi. Mam nadzieję, że ją odnajdziesz – powiedział patrząc na mnie smutno. Nie
mogłam się przecież wtedy rozpłakać, bo nie wiem co by pomyśleli. Nawet nie
chciało mi się.
-No dobra, zasiedzieliśmy się,
czas ruszać w dalszą drogę – powiedziałam i wstałam od stołu. Kiedy wyszłam z
baru zobaczyłam, że nasz pociąg stoi już przy stacji. Nie czekając na przyjaciół
weszłam do jednego z wagonów i wybrałam pierwszy lepszy przedział. Plecak
włożyłam na górną półkę, a sama usiadłam przy oknie. Była może 10 rano, więc w
nocy powinniśmy być na miejscu. Reszta przyszła tuż przed odjazdem. Przed sobą
mieliśmy około 17 godzin jazdy. Krajobraz za oknem wciąż się zmieniał. Zamyśliłam
się na chwilę nad całą tą podróżą. Zaraz miała się skończyć, może i jutro
byłabym już w obozie, ale... zawsze jest jakieś ale... . Nadciągała burza,
czarne chmury powoli płynęły po niebie, a w oddali słychać było grzmoty. Nie
podobało mi się to. Taka zmiana pogody nie wróżyła nic dobrego.
-Oj chyba gromowładnemu coś
się nie podoba – powiedziała Chloe przerywając chwilę ciszy – raczej nie podoba
się mu, że Nila jedzie do Obozu Herosów. Miałam nadzieję, że nie porazi mnie
piorunem albo coś gorszego.
-Chyba nie chodzi mu o to –
powiedział Logan.
-To niby o co? – zapytała się
Chloe. Chłopak popatrzył na mnie marszcząc czoło. Chyba wiedziałam o co mu
chodzi.
-Nila, możemy chwilę
porozmawiać – powiedział i wyszedł na korytarz. Poszłam w jego ślady. Tuż przed
drzwiami powiedziałam Chloe, że zaraz wrócimy. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam
Logana stojącego przy oknie. Podeszłam do niego, wyglądał jakby go coś
dręczyło. Oparłam się plecami o szybę i spojrzałam mu w oczy.
-Logan co jest ? – zapytałam.
Ten na początku nic nie odpowiedział tylko otworzył okno. Chłodny wiatr powiał
mi po szyi. Zadrżałam. Coś wisiało w powietrzu, tylko nie wiedziałam co.
-Nila słuchaj, Chloe mówiła
mi o twoich ... jakby tu powiedzieć – zaczął, ale nie wiedział jak skończyć. Oczywiście
wiedziałam o co mu chodzi.
-Rozumiem, no ale przyznaj mi
racje, że to trochę niesprawiedliwe – powiedziałam.
-Masz racje, ale taki nasz
los i trzeba się z tym pogodzić. Może dzieci bogów takich jak Hermes czy
Afrodyta częściej rozmawiają ze swoimi boskimi rodzicami, a ty albo inne dzieci
Wielkiej Trójki muszą radzić sobie same, lecz mają za to większą moc –
popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Wiedziałam, że mówi prawdę,
chociaż nie podobała mi się ona.
-Ja to wszystko wiem. Chciałabym
tylko ... nawet nie wiem czego bym chciała. Może większej troski albo jakieś
pochwały. Mniejsza z tym, taki mój los i tyle – uśmiechnęłam się do niego
blado.
-Nila, pamiętaj tylko, że oni
robią wszystko dla naszego dobra, chociaż my nie zawsze tak uważamy –
powiedział odchodząc. Popatrzyłam przez okno. Niebo było ciemne przesłonione
chmurami.
-Dla naszego dobra –
powtórzyłam słowa Logana i wróciłam do przedziału. Kiedy otworzyłam drzwi, moi
przyjaciele przerwali swoją rozmowę. Zapewne rozmawiali o mnie. Usiadłam na
swoim miejscu. Wzięłam z plecaka jabłko i zaczęłam je jeść. Chloe poszła w moje
ślady i też wzięła coś do jedzenia. Nawet nie wiedziałam kiedy nastała godzina
18. Przez szalejącą na zewnątrz burzę, nie można było określić pory dnia. Wpatrywałam
się w krajobraz za szybą.
-Mam pomysł, może teraz
prześpimy się, aby mieć siły na jutro. I tak nie mamy co robić – zaproponowała
Chloe. Oboje się zgodziliśmy z nią. Siedzenia w przedziale nie należały do
najwygodniejszych, no ale lepsze to niż podłoga. Przez długi czas nie mogłam
zasnąć, a kiedy w końcu mi się to udało nawiedziły mnie znowu koszmary. „Stałam
w jakimś porcie i patrzyłam na statek. W ręku trzymałam bilety, niestety nie
dałam rady odczytać dokąd one są. Następnie stałam w jakimś ślepym zaułku. Po
architekturze można było domyślić się, że nie jest to Ameryka. Może Włochy albo
co. Przy ścianie, naprzeciwko mnie stała ta sama dziewczyna, co śniła mi się
przez ostatnie dni. Tym razem powiedziała tylko tyle : „Jesteś pewna?” i znów
uśmiechała się kpiąco. I znowu zmieniła się sceneria. I znowu to samo. Widziałam
kawałek walki, w której zginęły dwie osoby. Kiedy jedna z nich wbiła drugiej
miecz prosto w brzuch, poczułam jakby ktoś oderwał kawałek mojego serca. Kiedy
chciałam pobiec do niej, nastała ciemność. Słyszałam tylko te słowa : Aby zmiana trwała krew przelana, słowo dane
nie może być złamane.” I na tym sen mój się zakończył. Za oknem nadal szalała
burza. Wcale nie podobał mi się ten sen, a szczególnie ostatnie słowa. Mam
przeczucie, że dotyczyły one tej sceny walki, a ta krew to tej dziewczyny. Miałam
nadzieję, że nie będzie to Chloe. Spojrzałam na zegarek, było 30 min po
północy. Moi przyjaciele nadal spali, więc nie zamierzałam ich budzić. Wstałam,
przeciągnęłam się i nie wiedziałam co dalej robić. Postanowiłam więc przejść
się po korytarzu. Stanęłam przy oknie i je otworzyłam. Chłodny wiatr owiał moją
twarz. Głęboko wciągnęłam powietrze. Czułam się wtedy taka wolna, szczęśliwa,
nawet nie wiedziałam czemu. Nawet nie zauważyłam kiedy stanął obok mnie jakiś
mężczyzna. Miał może 40 lat. Był wysoki, miał brązowe, krótkie włosy i zielone
oczy. Wydawał się nie groźny, więc nadal stałam przy oknie.
-Masz na imię Nila, prawda? –
zapytał się mnie mężczyzna. Nie spodobało mi się to. Popatrzyłam na niego
podejrzliwie.
-Co pan chce od mnie? –
zapytałam oschle. Miałam nadzieję, że nie jest kolejnym potworem.
-Jesteś podobna do swojej
matki – powiedział uśmiechając się do mnie – Tylko oczy masz po ojcu. Posejdon,
prawda? Coraz bardziej mi się to nie podobało, ale z drugiej strony to była
jedyna szansa, aby dowiedzieć się czegoś o mojej matce.
-Znałeś moją matkę ? –
zapytałam się.
-Tak, znałem. Była piękną
kobietą. Była bardzo dobra, umiała dostrzec w człowieku to czego nawet on w
sobie nie widział. Niestety spotkał ją okropny los – posmutniał po tych
słowach.
-Co się jej stało? –
zapytałam.
-Twoja matka, bardzo dobrze
widziała przez Mgłę. Kiedyś, ktoś powiedział jej, że mogłaby zostać wyrocznią. Oczywiście
bardzo chętnie zrobiłaby to od razu, ale była z tobą w ciąży. Kiedy się
urodziłaś, bardzo się cieszyła. Miała nadzieję, że zostanie z wami twój ojciec,
lecz on nie zamierzał tego robić. Twoja matka, Giovanna, pomyślała, że jak
zostanie wyrocznią, to będzie bliżej Posejdona. Niestety w drodze do starej
wyroczni, miała wypadek. Nikt nie wiem, co jej się dokładnie stało i kto
przyczynił się do jej śmierci. Posejdon nawet nie próbował jej chronić, czy
nawet ratować. Po śmierci Giovanny, wysłał ciebie do domu dziecka – powiedział
to ze szczerym smutkiem w głosie. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Szybko
ją otarłam
-Przykro mi że musiałaś
usłyszeć to od mnie, ale uważałem, że powinnaś o tym wiedzieć – po tych słowach
odszedł. Kiedy zostałam sama pozwoliłam popłynąć kilku łzom. Walnęłam pięścią w
ścianę. Nie wiedziałam czy ze złości, czy raczej z bezradności. „ Jak on mógł?”
– pomyślałam. Przypomniałam sobie słowa Logana, że robią oni to dla naszego
dobra. W tym chyba się pomylił. Poszłam z powrotem do przedziału. Przyjaciele
jeszcze spali. Usiadłam przy oknie i podciągnęłam kolana do siebie. Wpatrywałam
się w jakiś nieokreślony punkt na podłodze. Nie wiedziałam co mam robić. Moja
złudna nadzieja prysła, jak bańka mydlana. Nie pozostawało mi nic innego jak
dojazd do tego obozu. Pomyślałam, że przecież to ojciec mi kazał tam jechać. Od
razu odechciało mi się tam być. Nie chciałam bym na każde skinienie palca ojca.
O nie. Kiedy konduktor oznajmił, że jestem na miejscu, od razu wstałam. Obudziłam
tylko Logana i Chloe.
-Jesteśmy
na miejscu, idę sprawdzić o której mamy pociąg do New York. Czekam na was na
stacji i wyszłam szybkim krokiem z pociągu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz