wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 6



Rozdział 6
Chloe
  Czyli już jasne dlaczego śnił mi się piekielny ogar, jak to go nazwały łowczynie, które w pogoni za potworami, przemierzały ten las. Postanowiły nam pomóc dotrzeć do Oklahoma City. No ale moja kochana przyjaciółka wcześniej również miała świetny pomysł, udowodnić że potrafi się zabić......
Och, gdy biegnie na ciebie pies ważący tonę, to co trzeba zrobić? Ależ to oczywiste, po prostu trzeba zacząć biec na nie go, o tak, poleca Nila Russo. Gdy to zobaczyłam pomyślałam krótko ''Och bogowie'', nawet ogar się zdziwił. Nie ważne, plus taki że spotkałyśmy łowczynie. Z nimi, co jest oczywiste, jesteśmy bardziej z organizowani więc szybciej dotrzemy w wyznaczone miejsce, no ale i tak nie dojdziemy do Oklahomy w godzinę czy nawet w dzień. A do tego musieliśmy się zatrzymać, i rozbić obóz do rana, ponieważ moja przyjaciółka została ranna, no i do padła nas burza. Rozcięte ramie i moja kostka nie stanowiły problemu, ponieważ łowczynie mają nektar, napój bogów który leczy herosów. Więc moim największym zmartwieniem jest to że podczas ucieczki zgubiłam swoją szczęśliwą bransoletkę, skórzane sznurki razem połączone. Nosiłam ją zawsze, nigdy jej nie zdejmowałam, i chyba dlatego nazywam ją '' swoją szczęśliwą bransoletką''. Zobaczyłam Nilę, która wychodziła z namiotu.
- Czegoś szukasz?- Spytała podchodząc w moją stronę.
- Chyba niczego – odpowiedziałam posępnie, wskazując na swój nadgarstek, po czym przestała się rozglądać i przeniosłam wzrok na nią- A co z tobą?
- Zemną?- zmarszczyła brwi- mi nic nie jest, poradziłam sobie.
- Tak, niech ci będzie.- Znów zaczynało padać więc wróciłyśmy do namiotu. Był tam tylko Logan, ponieważ nasze wybawicielki jakby to powiedzieć nie przepadają za mężczyznami. Chodzi o to że trzy boginie złożyły śluby czystości, w tym Artemida, bogini łowów i patronka łowczyń, więc by nią zostać trzeba być kobietą, co jest oczywiste, poniżej osiemnastego roku życia oraz trzeba przyrzec że nie zakocha się w śmiertelniku. I właśnie dla tego, choć bycie nieśmiertelną i polowanie na potwory z dziewczynami które był w miarę okej, było kuszące to gdy zaproponowano nam dołączenie odmówiłyśmy.
- Może wróćmy do tematu twojej zguby bo nie mam ochoty się teraz kłócić.- Zaproponowała Nila.
- Niech ci będzie, ale raczej nie ma o czym mówić.
- A co zgubiłaś?- Wszedł w rozmowę Logan, obok którego usiadłam a moja przyjaciółka naprzeciwko nas, po czym odpowiedziała za mnie.
- Zaginęła jej szczęśliwa bransolet.
- Aaa te sznurki które miałaś, czyli rozumiem że miały jaką wartość sentymentalną dla ciebie.
- No właśnie, od pewnego dnia nawet już nie pamiętam od kiedy …...
- Od dwóch lat.- Wyszłam jej w zdanie, lekko przygaszona, ponieważ już wiedziałam do czego ta rozmowa prowadzi. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam nawet jej, bo to był mój taki wymysł.
-.... No właśnie- kontynuowała przerwaną wypowiedź- nosiłaś tą bransoletkę, i nigdy jej nie zdejmowałaś, tylko dlaczego?
- Oj no to był mój taki wymysł- Coś mi się wydaje że tak łatwo nie odpuści. 
- No cóż trochę dziwny ale nie czepiam się, znajdziemy ci nową.- Pocieszył mnie Logan.
- Nie nie nie- no i tak jak mówiłam ona musi zawsze wszystko wiedzieć.- Chyba nie nosiłaś i nie spałaś z nią bo była twoim widzimisie, masz różnie dziwactwa ale to nie w twoim stylu.
- No nie, ale czy ty zawsze musisz być taka ciekawska?
- W sumie mnie też to zaciekawiło.- No pięknie i on przeciwko mnie. Popatrzyłam w sufit, ale widziałam na twarzy Nili ten uśmiech triumfu, gdy to ja zrobię coś głupiego. Wyciągnęłam do niej prawą rękę, i pokazałam wewnętrzną część nadgarstka na której widniał hebrajski napis. Logan się tylko uśmiechał, ale moją przyjaciółkę to trochę zszokowało.- Ty masz tatuaż! Znaczy nie licząc tego obozowego , nie dziwię się że go zakrywałaś, w Rzymie to raczej nie dozwolone.
- No chyba nie bardzo.- Zgodziłam się bo właśnie dlatego go zakrywałam, by nie mieć problemów, nie dlatego że mi się nie podobał, nie żałowałam tego.
- A co to oznacz.- Spytał się mnie nasz przyjaciel.
- To oczywiste, nienawiść.- Banalne znaczenie, jeśli chodzi o mnie.
- Czyli pewnie potrzebujesz pilnie bransoletki?- Spytała się mnie Nila.
- Nie, czuję się bez niej dziwnie to prawda, ale już nie jesteśmy w Obozie Jupitera, i nie obowiązuje mnie ich dyscyplina.
- Jak chcesz, a tymczasem ja idę się przespać.- Wstała i udała się w stronę swojego śpiwora. Przysunęłam się w stronę paleniska, a Logan również to uczynił. Ale to co zrobił wraz z tym zaskoczyło mnie, zdjął koszulę zastając w samym podkoszulku. Więc musiałam to z komentować, spojrzałam na niego marszcząc czoło i unosząc lekko prawą brew, powiedziałam:
- Jak widzę, gorąco ci.- Uśmiechną się i pokazując mi swoją wewnętrzną część ramienia na którym znajdowały się trzy puste w środku gwiazdy, i które się zmniejszały, po czym dodał:
- Widzisz, coś nas łączy, ale powiedz mi dlaczego znaczenie jest oczywiste?
- Bo ja lubię robić na przekór.
- Aha twoja matka to Miłość, i dlatego akurat to.
- Nie, to mówi wszystko o mnie, jeden wyraz którym można mnie dokładnie opisać- ta odpowiedź za wiele nie tłumaczyła więc przeniosłam wzrok na Logana patrząc mu prosto w oczy, tak jak jest najuczciwiej, i kontynuowałam- miłość i nienawiść przeciwieństwa, są różne lecz zarazem podobne, i tak samo jest ze mną, nie jestem taka jak moje rodzeństwo czy moja matka, Miłość, jestem inna bardziej chłodna, ale tak naprawdę jesteśmy takie same.
Gdy to powiedziałam, Logan raptownie się do mnie nachylił, i pocałował, kładąc dłoń na mojej szyi. Nie powiem że to mi się nie podobało, więc gdy powoli się od mnie odklejał, że tak to nazwę, a jego ręka powędrowała na ziemie tuż obok mnie, odwzajemniłam pocałunek, który stał się trochę bardziej namiętny, obejmując dłońmi tył jego głowy. No cóż lepiej że tą chwilę przerwał nam piorun który uderzył gdzieś w pobliżu a nie któraś z łowczyń, bądź co gorsza Nila, która spała tuż za nami, i o której zapomniałam, gdyby ona to zobaczyła nie dała by mi żyć. 
- Chyba czas się położyć.- Powiedziałam półszeptem, bo wciąż byliśmy na tyle blisko, patrząc w jego niebieckie oczy. Dałam mu całusa, po czym wstałam, i zostawiając go samego przy ognisku kładąc się spać.
  Wyruszyłyśmy o świcie. Ciężko było nadążyć za łowczyniami, zdecydowanie zbyt często zapominały że jesteśmy tylko herosami. Nie wiem ile szłyśmy, ale wiem że dużo przeszłyśmy, zrobiliśmy postój gdy słońce było gdzieś tak na środku nieba, czyli zakładam że jest południe. Zrzuciłam plecak z ramion i padłam ze zmęczenia tam gdzie stałam, a obok mnie usiedli moi przyjaciele, którzy również byli zlani potem jak ja.
- Thalia powiedziała że w takim tempie do Oklahoma City dojdziemy za dwa dni.- Powiedziała ciężko dysząc Nila.
- Tyle że ja takim tempem to wykorkuje.- Odparłam.
- No dobra ale co potem- och ten to zawsze taki przyziemny- tam będzie dopiero połowa drogi.
- Potem wsiądziecie w busa, albo szybciej będzie pociągiem, byle nie samolotem, Zeus nie lubi dzieci Posejdona, no a z Nowego Jorku taksówką dotrzecie na Long Island.- Dosiadła się do nas Thalia, której jako jedynej towarzystwo Logana aż tak nie przeszkadzało.- Gdy będziecie już w Obozie Herosów, to powiedzcie że zjawię się tam pod koniec sierpnia.
- Mam tylko pytanie, czy każdy heros ma tak trudno w świecie śmiertelników, przecież potwory nie powinny tak nas, a już na pewno mnie, wyczuwać.- Twarz córki Zeusa posępniał.
- Nie to prawda, Łaskawe to wysłanniczki Hadesa, a jeśli on się w to miesza to musi mieć jakiś powód, i to dobry.
- Aha czyli w skrócie coś się dzieje.- Wtrąciła się Nila, a ja liczyłam że Thalia powie coś w stylu ''Nie spokojnie, dotrzecie do obozu i Hades da wam spokój'' ale coś sądzę że tak dobrze nie będzie.
- Tak, mam tylko nadzieję że to wszystko nie oznacza kolejnej wojny.- No i się nie myliłam.
- Kolejnej?- Zapytałam zdziwiona, łowczyni wzięła prawą rękę Nili i spojrzała na tatuaż Obozu Jupitera.
- Ach i to wszystko wyjaśnia, przez te pięć lat które wy spędziłyście u Rzymian, panował spokój, a przedtem- zawahała się na moment, po czym kontynuowała- to się zaczęło jeszcze jak nie byłam łowczynią...
- Czyli jak dawno temu?- Przerwała jej Nila.
-  Hymmm można powiedzieć że zaczęło się to wszystko jakieś jedenaście lat temu.
- Och czyli nie jesteś tak stara.- Och bogowie, tam to pytanie było jeszcze trawione ale te już na pewno takie nie było. Ale Thalia się tylko uśmiechnęła kręcąc głową i mówiąc'' Zupełnie jak twój brat'', co skutecznie uciszyło moją przyjaciółkę.
- Tak lecz to ile powinnam mieć lat jest trochę z komplikowane, ale gdybym nie była sosną no i oczywiście gdybym teraz nie była nieśmiertelna miała bym dwadzieścia osiem lat- wolałam po prostu dać jej kontynuować historię, i modliłam się by Nila nie pytała się jej o co chodzi z byciem choinką- no ale wracając do tematu, najpierw sześć lat temu powrócił Kronos, który został pokonany na Olimpie przez Percy'ego i Annabeth, moi przyjaciele, rok później byli Giganci wraz z Gają których pokonała wielka siódemka, ale o tym powinniście słyszeć bo Rzymianie również mają w tej historii swoich bohaterów.
- Yyyy no niby tak ale, jakoś nam się nie złożyło nigdy tego wysłuchać, coś tam wiemy, jacy bohaterzy i tak dalej.- Wyjaśniłam, a raczej spróbowałam wytłumaczyć brak naszej wiedzy.
- No cóż, nie ważne chodzi o to że znów się coś dzieje tyle że mam zgubną nadzieję że nie będzie kolejnego rozlewu krwi.- I znów ta krew, ty że my wiedziałyśmy, wymieniłyśmy z przyjaciółką spojrzenia. Thalia już wiedziała że nie ma co się łudzić na spokój, opuściła głowę.
- Przykro mi ale to co jest pewne to akurat wojna jakiej jeszcze nie było, tyle wiemy od Belerefonta dla którego wypełnialiśmy zadanie.- Objaśniła Nila, której po chwili przypomniało się coś jeszcze.-Och no i jeszcze wiemy tyle że tym razem to my jesteśmy centrum tego wszystkiego.
- Chociaż tyle- chciałam powiedzieć dzięki, ale zrozumiałam o co jej chodziło- och przepraszam to źle zabrzmiało tylko wiecie …..
- Wiemy, i rozumiemy jeśli dobrze rozumuję to tym centrum od jedenastu lat są twoi przyjaciele.- Wtrąciłam się bo nie potrzebowałam by mi to wtedy tłumaczyła.
- Tak, a to naprawdę trudne by mieć na swoich barkach los tych wszystkich ludzi.
- Thalio musimy już ruszać.- Przyszła nas o tym powiadomić Phoebe, wyczuła że coś jest nie tak, spojrzała na łowczynię, lecz nie pytała teraz o co chodzi, zwróciła się do nas z uśmiechem- mam nadzieję że odpoczęliście, zatrzymujemy się dopiero wieczorem.
  Przez trzy dni wędrowaliśmy do Oklahomy, dłużej nie dała bym rady. Ale jestem wdzięczna za to że nam pomogły gdyby nie one zapewne byłybyśmy w połowie drogi, nie wróć... Nili by już nie było, ja bym pewnie gdzieś kuśtykała z Loganem, po prostu było by źle. 
                                   
Nila
       
Droga do Oklahomy nie zaliczała się do najprzyjemniejszych. Musiałam popracować nad swoją kondycją. Tuż przed miastem Łowczynie oznajmiły, że dalej będziemy musieli radzić sobie sami.
-Życzę wam spokojnej podróży do Obozu – powiedziała Thalia. Ruszyliśmy w stronę miasta, kiedy zatrzymała mnie przywódczyni.
-Nila, mogę cię na chwilę prosić? – zapytała mnie. Pokiwałam do niej twierdząco głową.
-Wy idźcie już, zaraz was dogonię – zwróciłam się do moich przyjaciół i podeszłam do dziewczyny. Nie miałam pojęcia co chciała od mnie, więc trochę się przestraszyłam. Wyczuła ona mój lekki strach i uśmiechnęła się do mnie.
-Nie bój się, chcę tylko porozmawiać – powiedziała spokojnie – Chcę wiedzieć dlaczego sama walczyłaś z Piekielnym Ogarem? – zapytała się mnie. Popatrzyłam w jej błękitne oczy. „Jeżeli Zeus też ma takie oczy to nie chcę się z nim spotkać twarzą w twarz” – pomyślałam. Kiedy tak na mnie patrzyła, czułam się mniej pewnie siebie, wyglądała tak władczo.
-Chciałam komuś udowodnić, że umiem walczyć – powiedziałam cicho. Dziewczyna na początku nie zrozumiała o kogo mi chodzi, lecz po krótkiej chwili zrozumiała. Położyła mi rękę na ramieniu.
-Nie musisz nikomu nic udowadniać. Obiecuję, będziesz jeszcze wielkim herosem. Twój brat jest i ty też będziesz.
-Taa, tylko ,że Posejdon jest dumny tylko z niego.
-Na pewno z ciebie też jest. Sama pokonałaś Piekielnego Ogara...
-Sama przy tym prawie nie ginąc – przerwałam jej. Uśmiechnęła się do mnie.
-Pamiętaj, że nie tylko umiejętności są ważne. Jest jeszcze powód dla którego walczysz, a twój jest jak najbardziej słuszny i trzymaj się tego. Trzymaj się Nila – to powiedziawszy poszła do reszty Łowczyń.
-Na razie – powiedziałam i ruszyłam w stronę miasta. Na szczęście po tej stronie miasta był dworzec, na którym spotkałam przyjaciół. Podeszłam do Chloe, która stała przed rozkładem jazdy.
-I jak, o której mamy pociąg? – zapytałam jej. Ta tylko zmrużyła oczy i podniosła jedną brew do góry.
-Za trzy godziny, więc nie jest źle – powiedziała – czyli jutro powinniśmy być w New York.
-A to spoko, mogło być gorzej. Tylko jest jeden problem. Nie mamy wystarczająco kasy na 3 bilety – kiedy to powiedziałam Chloe uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Wiesz co, ja idę załatwić nam bilety, a ty tu zostań i spróbuj nie zginąć – powiedziała i poszła do kasy. Ja w tym czasie patrzyłam się w dal. Zaczęłam rozmyślać, jak to będzie w Obozie, czy znowu będę odrzutkiem, którego wszyscy się boją i nie chcą ze mną przebywać. W między czasie podszedł do mnie Logan. „Oni będą mieli łatwiej. Chociaż może i ja znajdę tam nowych znajomych, może nawet i chłopaka” – pomyślałam. Podczas tych rozmyślań zrobiłam pewnie jakąś dziwną minę, bo Logan zapytał się mnie co jest.
 -Co?-zapytałam jak jakaś nienormalna. – Aaa, nic mi nie jest, spokojnie. Popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Raczej mi nie uwierzył. -No na prawdę nic mi nie jest-próbowałam go przekonać.
 -Nila, nie czuj się gorsza od innych- „o matko, jeszcze będzie mi tu wykładał na temat samooceny, zlitujcie się nad mną”-pomyślałam.
-Logan to nie tak, spokojnie- uśmiechnęłam się do niego. Tej objął mnie jednym ramieniem, ale tak po przyjacielsku.
-Nila, pamiętaj jesteś wyjątkowa – po tych słowach mnie puścił. Byłam mu wdzięczna za te słowa, podniosły mnie troche na duchu. Poczułam w tamtej chwili wyrzuty sumienia, że tak się zachowywałam na początku naszej znajomości.
-Logan, chciałam cię przeprosić, że tak zareagowałam na początku – powiedziałam cicho.
-Nic się nie stało, nie dziwię ci się. Może zaczniemy od nowa ? – zaproponował i wyciągnął do mnię rękę. Uścisnęłam ją. Po krótkim czasie podeszła do nas Chloe.
-Niestety wystąpił mały problem, nie ma z Oklahomy bezpośredniego pociągu do NY, więc jedziemy teraz do Charleston, a stamtąd pojedziemy do naszego celu – powiedziała na jednym wydechu – Jakieś pytania?
-Wszystko jasne, tylko jak zdobyłaś bilety, przecież nie masz pieniędzy? – zapytał Logan. Uśmiechnęłyśmy się do siebie porozumiewawczo.
-A kto by odmówił takiej ładnej dziewczynie – uśmiechnęła się do niego.
-Która ma tak czarujący głos – dodałam i zaczęłyśmy się śmiać. Chłopak nie zrozumiał o co nam chodzi.
-No dobra nieważne, mamy trochę czasu, więc co robimy? – zapytała się Chloe.
-Niedaleko jest bar, możemy na chwilę tam wstąpić i odpocząć – zaproponował Logan. Bar nie był jakiś piecio gwiazdkowy, no ale cóż, czego można było się spodziewać przy stacji kolejowej. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Od razu podszedł do nas kelner.
-Coś podać? – zapytał się nas. Oczywiście Logan musiał się pierwszy wyrwać do odpowiedzi.
- Nie dziękujemy. Niestety nie mamy pieniędzy – powiedział. Wymieniłyśmy z Chloe spojrzenia. Nie lubiłam, jak moja przyjaciółka manipulowała ludźmi, ale czasem trzeba było stłumić własne sumienie.
-No właśnie, jesteśmy głodni, a nie mamy nawet na chleb – użyła swojej czaromowy. Mężczyzna wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.
-Nic się nie stało, zaraz wam coś przyniosę. Oczywiście na koszt firmy – powiedział i pobiegł do kuchni. Przybiłyśmy z Chloe piątkę. Spojrzałyśmy obie na Logana. Patrzył na nas i marszczył czoło.
-Co ty mu zrobiłaś? – zwrócił się do mojej przyjaciółki. Próbowałyśmy zachować powagę, ale nie udało się to nam i zaczęłyśmy się głośno śmiać. Chloe próbowała wytłumaczyć chłopakowi działanie swojej mocy, ale nie byłam pewna czy zrozumiał, bo wciąż się śmiała. Uspokoiłyśmy się dopiero jak przyszedł kelner z całą tacą jedzenia. W czasie posiłku śmialiśmy się, rozmawialiśmy na różne tematy. W końcu weszliśmy w temat rodziny.
-Nila, wiem że Chloe ma ojca i jest on wojskowym, matkę wszyscy znamy, a co z tobą? – zapytał się mnie Logan. Uświadomiłam sobie wtedy, że wciąż nic nie wiem o mojej matce. O ojcu też, ale to nie było ważne.
-No więc, znam tylko ojca, po matce mam tylko nazwisko – powiedziałam smutno. Chłopak chyba pożałował swojego pytania.
-Och, nie wiedziałem, przykro mi. Mam nadzieję, że ją odnajdziesz – powiedział patrząc na mnie smutno. Nie mogłam się przecież wtedy rozpłakać, bo nie wiem co by pomyśleli. Nawet nie chciało mi się.
-No dobra, zasiedzieliśmy się, czas ruszać w dalszą drogę – powiedziałam i wstałam od stołu. Kiedy wyszłam z baru zobaczyłam, że nasz pociąg stoi już przy stacji. Nie czekając na przyjaciół weszłam do jednego z wagonów i wybrałam pierwszy lepszy przedział. Plecak włożyłam na górną półkę, a sama usiadłam przy oknie. Była może 10 rano, więc w nocy powinniśmy być na miejscu. Reszta przyszła tuż przed odjazdem. Przed sobą mieliśmy około 17 godzin jazdy. Krajobraz za oknem wciąż się zmieniał. Zamyśliłam się na chwilę nad całą tą podróżą. Zaraz miała się skończyć, może i jutro byłabym już w obozie, ale... zawsze jest jakieś ale... . Nadciągała burza, czarne chmury powoli płynęły po niebie, a w oddali słychać było grzmoty. Nie podobało mi się to. Taka zmiana pogody nie wróżyła nic dobrego.
-Oj chyba gromowładnemu coś się nie podoba – powiedziała Chloe przerywając chwilę ciszy – raczej nie podoba się mu, że Nila jedzie do Obozu Herosów. Miałam nadzieję, że nie porazi mnie piorunem albo coś gorszego.
-Chyba nie chodzi mu o to – powiedział Logan.
-To niby o co? – zapytała się Chloe. Chłopak popatrzył na mnie marszcząc czoło. Chyba wiedziałam o co mu chodzi.
-Nila, możemy chwilę porozmawiać – powiedział i wyszedł na korytarz. Poszłam w jego ślady. Tuż przed drzwiami powiedziałam Chloe, że zaraz wrócimy. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam Logana stojącego przy oknie. Podeszłam do niego, wyglądał jakby go coś dręczyło. Oparłam się plecami o szybę i spojrzałam mu w oczy.
-Logan co jest ? – zapytałam. Ten na początku nic nie odpowiedział tylko otworzył okno. Chłodny wiatr powiał mi po szyi. Zadrżałam. Coś wisiało w powietrzu, tylko nie wiedziałam co.
-Nila słuchaj, Chloe mówiła mi o twoich ... jakby tu powiedzieć – zaczął, ale nie wiedział jak skończyć. Oczywiście wiedziałam o co mu chodzi.
-Rozumiem, no ale przyznaj mi racje, że to trochę niesprawiedliwe – powiedziałam.
-Masz racje, ale taki nasz los i trzeba się z tym pogodzić. Może dzieci bogów takich jak Hermes czy Afrodyta częściej rozmawiają ze swoimi boskimi rodzicami, a ty albo inne dzieci Wielkiej Trójki muszą radzić sobie same, lecz mają za to większą moc – popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Wiedziałam, że mówi prawdę, chociaż nie podobała mi się ona.
-Ja to wszystko wiem. Chciałabym tylko ... nawet nie wiem czego bym chciała. Może większej troski albo jakieś pochwały. Mniejsza z tym, taki mój los i tyle – uśmiechnęłam się do niego blado.
-Nila, pamiętaj tylko, że oni robią wszystko dla naszego dobra, chociaż my nie zawsze tak uważamy – powiedział odchodząc. Popatrzyłam przez okno. Niebo było ciemne przesłonione chmurami.
-Dla naszego dobra – powtórzyłam słowa Logana i wróciłam do przedziału. Kiedy otworzyłam drzwi, moi przyjaciele przerwali swoją rozmowę. Zapewne rozmawiali o mnie. Usiadłam na swoim miejscu. Wzięłam z plecaka jabłko i zaczęłam je jeść. Chloe poszła w moje ślady i też wzięła coś do jedzenia. Nawet nie wiedziałam kiedy nastała godzina 18. Przez szalejącą na zewnątrz burzę, nie można było określić pory dnia. Wpatrywałam się w krajobraz za szybą.
-Mam pomysł, może teraz prześpimy się, aby mieć siły na jutro. I tak nie mamy co robić – zaproponowała Chloe. Oboje się zgodziliśmy z nią. Siedzenia w przedziale nie należały do najwygodniejszych, no ale lepsze to niż podłoga. Przez długi czas nie mogłam zasnąć, a kiedy w końcu mi się to udało nawiedziły mnie znowu koszmary. „Stałam w jakimś porcie i patrzyłam na statek. W ręku trzymałam bilety, niestety nie dałam rady odczytać dokąd one są. Następnie stałam w jakimś ślepym zaułku. Po architekturze można było domyślić się, że nie jest to Ameryka. Może Włochy albo co. Przy ścianie, naprzeciwko mnie stała ta sama dziewczyna, co śniła mi się przez ostatnie dni. Tym razem powiedziała tylko tyle : „Jesteś pewna?” i znów uśmiechała się kpiąco. I znowu zmieniła się sceneria. I znowu to samo. Widziałam kawałek walki, w której zginęły dwie osoby. Kiedy jedna z nich wbiła drugiej miecz prosto w brzuch, poczułam jakby ktoś oderwał kawałek mojego serca. Kiedy chciałam pobiec do niej, nastała ciemność. Słyszałam tylko te słowa :  Aby zmiana trwała krew przelana, słowo dane nie może być złamane.” I na tym sen mój się zakończył. Za oknem nadal szalała burza. Wcale nie podobał mi się ten sen, a szczególnie ostatnie słowa. Mam przeczucie, że dotyczyły one tej sceny walki, a ta krew to tej dziewczyny. Miałam nadzieję, że nie będzie to Chloe. Spojrzałam na zegarek, było 30 min po północy. Moi przyjaciele nadal spali, więc nie zamierzałam ich budzić. Wstałam, przeciągnęłam się i nie wiedziałam co dalej robić. Postanowiłam więc przejść się po korytarzu. Stanęłam przy oknie i je otworzyłam. Chłodny wiatr owiał moją twarz. Głęboko wciągnęłam powietrze. Czułam się wtedy taka wolna, szczęśliwa, nawet nie wiedziałam czemu. Nawet nie zauważyłam kiedy stanął obok mnie jakiś mężczyzna. Miał może 40 lat. Był wysoki, miał brązowe, krótkie włosy i zielone oczy. Wydawał się nie groźny, więc nadal stałam przy oknie.
-Masz na imię Nila, prawda? – zapytał się mnie mężczyzna. Nie spodobało mi się to. Popatrzyłam na niego podejrzliwie.
-Co pan chce od mnie? – zapytałam oschle. Miałam nadzieję, że nie jest kolejnym potworem.
-Jesteś podobna do swojej matki – powiedział uśmiechając się do mnie – Tylko oczy masz po ojcu. Posejdon, prawda? Coraz bardziej mi się to nie podobało, ale z drugiej strony to była jedyna szansa, aby dowiedzieć się czegoś o mojej matce.
-Znałeś moją matkę ? – zapytałam się.
-Tak, znałem. Była piękną kobietą. Była bardzo dobra, umiała dostrzec w człowieku to czego nawet on w sobie nie widział. Niestety spotkał ją okropny los – posmutniał po tych słowach.
-Co się jej stało? – zapytałam.
-Twoja matka, bardzo dobrze widziała przez Mgłę. Kiedyś, ktoś powiedział jej, że mogłaby zostać wyrocznią. Oczywiście bardzo chętnie zrobiłaby to od razu, ale była z tobą w ciąży. Kiedy się urodziłaś, bardzo się cieszyła. Miała nadzieję, że zostanie z wami twój ojciec, lecz on nie zamierzał tego robić. Twoja matka, Giovanna, pomyślała, że jak zostanie wyrocznią, to będzie bliżej Posejdona. Niestety w drodze do starej wyroczni, miała wypadek. Nikt nie wiem, co jej się dokładnie stało i kto przyczynił się do jej śmierci. Posejdon nawet nie próbował jej chronić, czy nawet ratować. Po śmierci Giovanny, wysłał ciebie do domu dziecka – powiedział to ze szczerym smutkiem w głosie. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Szybko ją otarłam
-Przykro mi że musiałaś usłyszeć to od mnie, ale uważałem, że powinnaś o tym wiedzieć – po tych słowach odszedł. Kiedy zostałam sama pozwoliłam popłynąć kilku łzom. Walnęłam pięścią w ścianę. Nie wiedziałam czy ze złości, czy raczej z bezradności. „ Jak on mógł?” – pomyślałam. Przypomniałam sobie słowa Logana, że robią oni to dla naszego dobra. W tym chyba się pomylił. Poszłam z powrotem do przedziału. Przyjaciele jeszcze spali. Usiadłam przy oknie i podciągnęłam kolana do siebie. Wpatrywałam się w jakiś nieokreślony punkt na podłodze. Nie wiedziałam co mam robić. Moja złudna nadzieja prysła, jak bańka mydlana. Nie pozostawało mi nic innego jak dojazd do tego obozu. Pomyślałam, że przecież to ojciec mi kazał tam jechać. Od razu odechciało mi się tam być. Nie chciałam bym na każde skinienie palca ojca. O nie. Kiedy konduktor oznajmił, że jestem na miejscu, od razu wstałam. Obudziłam tylko Logana i Chloe.
-Jesteśmy na miejscu, idę sprawdzić o której mamy pociąg do New York. Czekam na was na stacji i wyszłam szybkim krokiem z pociągu.           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz