sobota, 27 września 2014

Rozdział 1

Remus
Przybyłem do obozu dawno temu czy żałuję, że tu jestem? Sam nie wiem, raczej nie. Pamiętam dzień kiedy tutaj dotarłem. Przyleciałem do New York wraz z Pablo i udaliśmy się na wzgórze herosów. Kiedy była u mnie Nila, powiedziała mi gdzie dokładnie znajduje się obóz. Przyjechałem tam dla niej, tylko dla niej. Chciałem wyjaśnić wszystko, co było dla mnie niezrozumiałe. Niestety nie zdążyłem. Żałowałem, że nie powstrzymałem jej wtedy, kiedy wsiadała na prom, może inaczej potoczyłyby się nasze losy. Tak więc kiedy doszliśmy do obozu, wszędzie wypatrywałem Nili, ale jej nigdzie nie widziałem. Wszyscy w obozie mieli przygnębione miny, byli smutni. Zastanawiałem się co się takiego stało. Nagle zauważyłem Chloe, przyjaciółkę mojej dziewczyny. Podszedłem do niej wraz z przyjacielem i położyłem jej rękę na ramieniu. Odwróciła się w moją stronę i zobaczyłem w jej oczach ból, przygnębienie.
-Hej, gdzie jest Nila? – zapytałem się. Dziewczyna odwróciła wzrok i zacisnęła wargi. Nie wiedziałem o co chodzi. – Coś z nią nie tak? – popatrzyła na mnie.
-Jesteś Remus, prawda? Chłopak Nili – powiedziała.
-Tak, to mój przyjaciel Pablo – wskazałem ręką na syna Nike – co jest z Nilą? – byłem lekko zaniepokojony.
-Ona…- zaczęła Chloe – ona nie żyje – powiedziała patrząc mi prosto w oczy. Otworzyłem szerzej oczy. Nie mogłem w to uwierzyć, jak ona mogła umrzeć? Córka Afrodyty wszystko nam wyjaśniła, że to była część przepowiedni. Czemu akurat ona?
-Ale jest pewna nadzieja, że ona jeszcze żyje, ale bardzo mała, więc musimy iść dalej – mówiąc to poszła przed siebie. Popatrzyłem na swojego przyjaciela. Położył mi rękę na ramieniu i popatrzył na mnie tymi swoimi złotymi oczami.
-Przykro mi, ale ona ma racje, trzeba iść dalej – powiedział i poszliśmy zwiedzać obóz. Przez kilka dni byłem mocno przygnębiony, ale z każdym dniem było lepiej. A teraz po sześciu latach.... to przykre ale ona już chyba jest po prostu przyszłością. Była moją pierwszą miłością ale trwała zdecydowanie za krótko by nie móc iść dalej. I tak właśnie teraz od roku miałem dziewczynę. Była wysoka, o długich nogach, ciemnych prostych włosach i niebieskich oczach. Córka Tychę, bogini przypadku, szczęścia. Przyznam że naprawdę się w niej zakochałem. Właśnie szedłem przez obóz, kiedy ktoś nagle zasłonił mi oczy dłońmi.
-Zgadnij kto to? – usłyszałem przy uchu. Złapałem za jej nadgarstki, odwróciłem się i pocałowałem swoją dziewczynę w usta. Kiedy oddaliłem się od niej, zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Przeszliśmy się po obozie rozmawiając i śmiejąc się. W sumie to przez ten rok dzięki niej byłem tak szczęśliwy. Doszliśmy nad zatokę i usiedliśmy przy brzegu. Przed sobą mieliśmy domki dla starszych obozowiczów. Mieszkałem w jednym z nich. Póki co, sam, Rose mieszkała jeszcze w obozie. Zapatrzyłem się w wodę, przypomniała mi o pewnej osobie. Córka Tyche, przytuliła się do mnie, ale ja myślałem zupełnie o kimś innym. Nie wiem dlaczego w tam tej chwil przypomniało mi się Włoszech, sześć lat temu, kiedy wszystko układało się jak najlepiej. Rozmyślanie przerwał mi kolejny atak potworów. Od kilku tygodni wciąż nas atakują. Pobiegłem bronić obozu, a moja dziewczyna została przy brzegu. Nie interesowała się walką, to nie było dla niej, tak to tłumaczyła. Wraz z kilkoma obozowiczami odparliśmy atak. Kiedy wracałem do siebie spotkałem Annabeth która również wracała do swojego mieszkania ze swoim synkiem. Zamieniliśmy ze sobą kilka słów, na temat jak się czujemy, co tam słychać no i o ostatnich atakach.
-Mam nadzieję, że Percy niedługo wróci – powiedziała i udała się do siebie. Ja również poszedłem do swojego domu. Nie miałem ochoty spotkać się znowu z Rose. Czasem denerwowało mnie w niej ta bierność i sprawie ataku na obóz. Była przeciwieństwem Nili, która była gotowa stanąć do walki i nawet zapłacić życiem za kogoś. Kurczę może dlatego że była mają pierwszą miłością porównałem do niej Rose, ale to nie w porządku. Położyłem się na łóżku i zacząłem rozmyślać. Percy z Nico udali się do Hadesu jakiś czas temu, więc niedługo powinni wrócić. Ciekawe co to za broń ma Hades, że dzięki niej ma obalić Zeusa. Miałem nadzieję, że Percy szybko ją zdobędzie i przyniesie do obozu. Nazajutrz miałem poznać ową „broń”, której nikt się nie spodziewał, a w szczególności ja.
Chloe
 Czy może mi ktoś powiedzieć jak można złamać nogę nie docierając na pole bitwy. Spacerowaliśmy rozmawiając z Loganem po obrzeżach lasu a plaży, gdy przybiegł do nas jeden z synów Hermesa by powiedzieć że potwory znów za atakowały. Chłopak pobiegł jeszcze po Remusa, bo oprócz naszej trójki ze starszych herosów byli jeszcze tylko Clarisse, Jason i Annabeth. Więc ruszyliśmy biegnąc przez las, no i niestety jak przystało na drzewa muszą mieć korzenie, o które ja musiałam się potknąć. Moja stopa dziwnie się wykrzywiła, co ja mówię, cała noga aż do kolana przybrała dziwny kształt.
- Ohoho Demeter dzisiaj nie licz na moje frytki!- Krzyknęłam wymachując pięścią w niebo odgrażając się bogini. Bo co ja mogę robić w tak bez sensownej chwili, jeśli nie żartować.
- Ymm to raczej najlepiej nie wygląda.- Rzucił błyskotliwą uwagę syn Hermesa, kucają obok mnie.
- No co ty kochanieńki, jest okej nogi zawsze mają taki kształt.- Powiedziałam z ironią, do której on jeż przywykł.
- Zaniosę cię do synów Apolla jest nam bliżej do nich niż do Willa w Mieście Herosów.
- A potwory? Przydasz się im tam.- Zaprotestowałam, choć mój protest był irracjonalny.
- Masz rację, a ty po czekasz to aż ktoś po ciebie przyjdzie albo sama się tam podpełzasz, o albo nie może pomożesz nam walczyć z potworami, bo czym jest dla ciebie złamana noga w paru miejscach.- On zdecydowanie za szybko się uczy.- W obozie jest masa herosów a do tego są jeszcze legitariusze, przecież znasz Clarisse parę potworów posłuży jej jako chwilka relaksu.
 To była prawda jeśli poznało się bliżej córkę Aresa to była naprawdę fajną osobą, ale jak przystało na nią i jej rodzeństwo kochali walczyć. Logan zaniósł mnie no do takiego jakby obozowego szpitala a raczej to w porównaniu do tego co było w mieście raczej było czymś w rodzaju obozowej pielęgniarki. Nie często zdarzało się, że ktoś z tego korzystał lecz czasem nie wszystkie rany da się od razu wyleczyć ambrozją, tak jak złamanie nogi zapewne będzie mi jeszcze doskwierać i zrastać się przez jakieś trzy dni. Dla tego właśnie były tu tylko dwa pokoje z razem licząc czterema łóżkami, no i jeszcze było coś w rodzaju, jakby to się nazywało w normalnym świecie, pokoju zabiegowego, w którym ostatnio zawsze był któryś z synów Apolla. Niestety akurat tym razem było tu pusto. Logan położył mnie na podłużnym stole przy jednej ze ścian, po czym podszedł do szafek po drugiej stronie by wziąć z nich ambrozję. Po za tym miejscem mieli ją tylko ci herosi, nie licząc starszych, którzy przebywali za obozem. Bo wiecie niestety nie można jej od tak przyjmować w nadmiernych ilościach.
-Proszę.- Powiedział wręczając mi batonik z ambrozją.- Pójdę po grupowego siódemki by, no, naprostował ci nogę.
 Logan opuścił pomieszczenie. Pożywienie bogów nie działało natychmiast więc ból stawał się co raz silniejszy. Dopiero gdy weszła Annabeth zdałam sobie sprawę że o moment mojego feralnego upadku minęło już ponad dwadzieścia minut.
- Co ci się stało?- Spytała gdy zobaczyła moją nogę.- Nie wiedziałam cię jak zaatakowały nas te cyklopy.
- Nie bo nawet nie zdążyłam tam dojść, zaczepiłam się o korzeń gdy biegłam.
- Nie ma to jak złamać nogę biegnąc na ratunek, no nie?- Annabeth się zaśmiała, ale przerwała to chłopak który właśnie wbiegł.
- Masz nektar albo ambrozję?- Spytał się córki Ateny.
- Och racja po to tu przeszłam.- Zreflektowała się, po czym szybko wyjęła z szafki termos i podała chłopakowi który od razu wybiegł.
- Coś się komuś stało?- Zaniepokojona zwróciłam się do Annabeth.
- Nie, drobne zadraśnięci- Uspokoiła mnie.- jak na herosa.
- Rozumiesz coś z tego?- Spytałam już w pełni poważna. Spojrzała na mnie pytająco choć, jestem pewna że zrozumiała moje pytanie.- Czterech herosów, ale jakich, ja, Logan i kto? Jaka zmiana? Jakie przymierze? Co się stało z Nilą i czemu teraz? Czemu po sześciu latach?- Zaczęłam się gorączkowo wypytywać, a ona podeszła i położyła rękę na moim ramieniu by mnie uspokoić.
- No wiesz z przepowiedniami jest tam że większość wychodzi w praniu, no a co do czwórki to jeszcze jest Remus.- Starał się mi choć troszkę wyjaśnić.
- Chwilka jak to on, dlaczego?
- Nico nam wytłumaczył że to on jest tym czwartym.- Wyjaśniłam.- Wydaje mi się że jaka zmiana to dowiemy się później, dużo później, a co do „Przymierze w starym świecie,Tymczasowy kres przyniesie.”- Gdy wyrecytowała ostatnie dwa wersy zamyśliła się na chwile.- Myślałam nad tym długo, czytałam wszelkie książki, jakie mogły by mi pomóc w wyjaśnieniu o jakie przymierze może chodzić, i nic.
- Nic ci nie przeszło do głowy?- Pytałam dociekliwie, widząc że jest pochłonięta myślami.
- Tylko to co wydarzyło się dwanaście lat wcześniej.- Ponagliłam ją by mówiła dalej, nie zważając już na swoją nogę i na ból.- W tedy walczyliśmy z Gają, ale wtedy też Hera pozamieniała przywódców obozów i no noże z małymi problemami, no ale od tamtej pory współpracujemy z Rzymianami, a wyprawa wtedy była do Grecji czyli starego świata.
- To by miało sens, tylko przecież i tak nadal nasze relacje z nimi nie są na pewno idealne, po tym co zrobił Cezar jeszcze bardziej się pogorszył, od tam tego momentu nie ufamy już w ogóle sobie.
- Dlatego właśnie myślałam że chodziło o Nilę, przecież na dobrą sprawę wtedy byłyście tak samo Rzymskie co i Greckie, sądziłam że to będzie ta zmiana, ale tylko się pogorszyło.- Annabeth patrzyła mi w oczy, kręcąc lekko głową.- Naprawdę nie wiem, nie wiem co stało się z Nilą, co to za zmiana, dlaczego teraz i co to za broń ma Hades, ale wiem że zaczyna się wojna i musimy zacząć działać, bo jeśli tego nie zrobimy potem możemy zacząć walczyć z dwoma wrogami.
- Z dwoma?
- Jest jeszcze Cezar, być może jest po stronie Hadesa, ale......- Przerwała.- nie wydaje mi się żebe tak było, sądzę że Hades po prostu czeka na jego ruch, być może nawet ułatwia mu wykonanie go by móc zaatakować gdy Olimpijczycy będą osłabieni naszymi sporami.
 Do pomieszczenia wszedł James z Loganem. Spojrzałam pytająco jeszcze na Annabeth bo nie rozumiałam końca jej zdanie. Co nasze wojny mają do Olimpu?

- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy im potrzebni.- Powiedziała kładąc rękę na moim ramieniu, po czym udała się do wyjścia.- Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie, bo może będzie trzeba się wybrać niedługo na misję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz