poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 7



Rozdział 7
Chloe
   Znów trafiamy tam gdzie są problemy, i to jak zwykle w dość nie typowe nieporozumienie.
    Gdy dotarliśmy do Charleston była 1:30 w nocy, i bardzo liczyliśmy na to że będziemy mieć w miarę jak najszybciej pociąg do New York. Niestety my nie zawsze mamy szczęście do takich spraw, w sumie to ta cała podróż która normalnie powinna zająć chwilę nam zajmuje wieczność.
- Musimy czekać na pociąg piętnaście godzin!?- Spytała się oburzona tą sytuacją Nila.
- No niestety tak,- Usiadłam na krześle mając, mając tym samym swoich przyjaciół przed sobą.- To troszkę dziwne że pociągi tak wolno kursują, no nie?
- Nie wiem, u mnie bywało gorzej.- Logan nie był tym wcale przejęty, i w sumie wcale mu się nie dziwię. Razem z moją przyjaciółką która po tych słowach burknęła pod nosem '' No co ty'', za czeli się rozglądać. Ja zobaczyła gazetę na siedzeniu obok, więc jeśli i tak nie mieliśmy nic do roboty, to postanowiłam poczytać o tym coś się dzieje w Charleston. No cóż skończyłam na nagłówku pierwszej stronie, a tylko dlatego że znalazłam odpowiedź na swoje pytanie.- Hej wiecie co, już wiem co jest z tymi pociągami- pokazałam im co przeczytałam.
- No a ja chciałam zaproponować by przejście się i pozwiedzać te miasto.- Powiedziała Nila.
- No ba idziemy tam gdzie jest rozróba.
- Oszalałaś- Podsumowała córka Posejdona.
- Czemu nie, co mamy do roboty?
- No może nic przez jakieś parę godzin- moja przyjaciółka sądziła że jej przerwę więc sama wolała mi pozwolić się wtrącić, ale nie tym razem dam jej dokończyć- ale przez parę dobrych dni mam same problemy, więc może nie mieszajmy się również w cudze niezgodności.
Spojrzałam na Logana by mnie wspomógł, ale on tylko zrobił wielkie oczy po czym dodał.
- Yyy, no wiesz ja chyba również sądzę że to nie najlepszy pomysł.
- Oj no weźcie, co może być tam niebezpiecznego dla herosa, to tylko głupia sprzeczka śmiertelników.
Moi przyjaciele wymienili spojrzenia, po czym poprawiła mnie Nila
- Sprzeczka, barykady, dym, ogień, ty to nazywasz sprzeczką.
- No mniej więcej.- posłałam jej szeroki uśmiech.
- Ja mam lepsze pytanie, Odpuścisz? Czy i tak pójdziesz?- spytał się mnie Logan.
- Nie. Nie ma takiej opcji.
-  A więc idziemy, ale w nic się nie ładujemy.- moja przyjaciółka posłał mu pytające spojrzenie.- Bez sensu jest się z nią teraz o to kłócić, i tak nie da za wygraną. Chyba że chcesz by poszła sama.
- O dobrze gada. Więc idziemy zobaczyć z bliska co się dzieje w tym mieście.
  No od razu nie ruszyliśmy, zaczekaliśmy do rana. Problemu z odnalezieniem tego gdzie są rozróby nie mielibyśmy nawet bez tej gazety. W sumie to troszkę dziwnie z tym wyszło....... bo szybko można było się spostrzec że albo ludzie walczą za co innego albo w ogóle nie wiedzą za co. W sumie bez sensowność tej bijatyki przeraziła Logana, a Nile nie wzruszyło, stwierdziła że to nic nowego. Ale mnie znów się tu coś nie podobało.
- Chloe nie będziemy się w to mieszać.- powstrzymywali mnie.
- Ale coś tu nie gra- upierałam się.
- Więc tym bardziej wracamy stąd, gdzieś gdzie nie ma takiego......
- Chaosu- głos który to wypowiedział był takie nie typowy, budził we mnie tyle emocji naraz.- Nie jest piękny? Śmiertelnicy są jeszcze bardziej podatni na niezgodę niż bogowie, co mnie osobiście zaskoczyło, rozumieć duma, ego i te sprawy.
- Kim jesteś jeśli łaska wiedzieć.- No dobra wcale nie mówiła tego z ironią w glosie ale właśnie wpadliśmy w jakieś bagno a ja nie mam ochoty mieć jeszcze na pieńku z jakimś bogiem, a wydaje mi się że nim jest.
- Ja?- uniosła brwi.- Ja jestem tylko bliźniaczym cieniem mego lepszego brata. I jestem na urlopie dlatego zabawiam się tymi głupimi śmiertelnikami, rzucając pomiędzy nich.....
- Jabłko Niezgody- przerwałam zwracając jej zainteresowanie na siebie.- Jesteś Eris, bliźniacza siostra Aresa  bogini niezgody, chaosu i nieporządku.
- No no a jedna ktoś jeszcze o mnie pamięta.
- Ach więc widzę że czujesz się nie doceniona, i dlatego to wywołałaś.- wtrąciła się Nila.
- Och bez obaw przecież wy tu jesteście więc im pomożecie.
- Słucham? My mamy im pomóc, ty wywołałaś tę kłótnię więc ty ją zakończ.
- No no Nilo widzę że masz charakter, ale to dobrze, może jednak nie będziesz tak bez użyteczna i przydasz się swojemu ojcu.- chciała nas zdenerwować, pobudzić do kłótni, bo taką już ma naturę, wie że moja przyjaciółka i na mamy różne zdania a tymi słowami utwierdzała ją w jej przekonaniach.
- Nie jestem......
- Nie ważne mów dlaczego to niby my mamy coś z tym zrobić.- przerwałam jej by ochłonęła i nie wchodziła w dalszą dyskusję.
- Och to proste, ponieważ jesteście Herosami. Waszym zadaniem jest ratować śmiertelników i sprzątać po nas gdy my się bawimy.- zaczyna i mnie już wkurzać, a kątem oka widziałam że moją przyjaciółkę tym bardziej.- No to jak co wybierasz.- dobrze wiem o jakie jej wybór chodzi, miała ochotę odwrócić się i zostawić to za sobą.
- Co mamy zrobić?- Stanowczo do rozmowy włączył się Logan, tym razem to z nim nie ma się co spierać, i tak im pomoże. To dobrze, tylko on zachował zimną krew w rozmowie z Eris.
- No a więc, to nie do końca tak że sama wywołałam tę awanturę. Ale chodźcie za mną, wytłumaczę wam to na miejscu.- po tych słowach odwróciła się i ruszyła przed siebie, a my za nią.
   Było widno ale droga pomiędzy kamienicami i tak była ponura i troszkę przerażająca. Po jakiś dziesięciu minutach doszliśmy do celu, znaczy prawie ponieważ zostało jeszcze zejść schodami, do jakiejś piwnicy jak sądzę, za boginią chaosu i niezgody, która była lekko nie zrównoważona, jak dla mnie. Na szczęście to tylko parę stopni i korytarz mierzący może jakieś trzy metry, zakończony drzwiami. Tyle że pojawił się mały problem, ja szłam przed ostatnia za mną była Eris, była bo gdy się odwróciłam to za mną nikogo nie było.
- Yyyy mamy problem.- zwróciłam uwagę swoich przyjaciół.
- Gdzie ona jest.- spytała z pogardą w głosie Nila.- zaprowadziła nas tu i co?
- Nie wiem ale raczej sugestia jest jasna.- podeszłam do drzwi i bez pukani szarpnęłam za klamkę.
  Drzwi były otwarte, więc weszliśmy do środka. Wnętrze było ponure, promienie słoneczne wpadały przez brudne lufciki, które znajdowały się pod sufitem, który nisko. Betonowe ściany i parę starych obdartych mebli wraz z łóżkiem, które oznaczało że ktoś musi tu mieszkać.
- Witam.- odskoczyłam do tyłu, rozejrzałam się po pomieszczeniu lecz jej nie zauważyłam.- Czego potrzebujecie?
- Yyyyy no właśnie nie wiemy.- cóż powiedziałam jej prawdę. Nie miałam pojęcia czego od niej chce, nawet nie wiedziałam kim ona jest.- Przysłała nas tu Eris...
- Och a więc inaczej. Powiedzcie czego chce od was moja matka a ja spróbuje wam pomóc.- posłała nam ciepły uśmiech, a ja jej zaczęłam współczuć rodziców.
- No chodzi o te rozróby w mieście.
- Ochhh, no to nie powinno sprawić wam problemu- podeszła do szafy, i wyciągnęła z niej dolną szufladę, po czym postawiła ją na stole. A mnie zatkało gdy zobaczyłam jej zawartość.- No ale tak w ogóle jestem Malka, pomagam herosom, co do wyposażenia, oczywiście za pewną cenę, ale jeśli was przysyła Eris to raczej nie wypada mi pobierać opłat.
- Yyyy mamy strzelać do śmiertelników!!- oburzyłam się.
- Nie nie, to broń na spiżowe kule, zabij tylko potwory.
- Wow, tego jeszcze nie widziałam, wiesz miecze, włócznie, łuki, ale nie pistolet.
- Tak rozumiem to też mam, no i więcej tego, tyle że tam.- wskazała palcem za siebie gdzie znajdowały drzwi.- No ale dorzeczy, nie było by takiej wielkiej afery gdyby do zabawy mojej matki nie wtrąciła się Lamia, która uwodzi mężczyzn, by ich zjeść zazwyczaj, no lecz teraz stało się troszkę inaczej.
- Aha i my mamy ją zabić i wszystko będzie okej?- podsumowała Nila.
- No resztę rozprostuje Eris.
- Niby dlaczego ma to zrobić.- spytała.
- Bogowie nigdy nie okazują że herosi są im potrzebni, wywołała spory konflikt. No może nie taki jak wojna Trojańska przez którą teraz pracuje u Hermesa w dziale obsługi klienta, ale znów narozrabiała i musi to szybko posprzątać.
- No okej, ale dlaczego sama, tam nam tego nie powiedziała tylko zaciągnęła do ciebie.
-  Bo jak już mówiła oni nie proszą o pomoc, a zresztą Lamię nie tak łatwo zabić, radzę wam to zrobić z odpowiedniej odległości, no i radzę nie zbliżać się do niej temu przystojniaczkowi.- Załadowała magazynek do broni wsunęła w kaburę, po czym dodała.- Mam nadzieję że umiecie się posługiwać bronią polną. No a teraz idźcie stąd.
Wzięłam broń po czym wyszliśmy stamtąd. Na zewnątrz oddałam ją Loganowi ponieważ zapewne strzelał lepiej niż my, po czym ruszyliśmy w stronę naszego problemu. Musieliśmy odnaleźć  potwora, zabić go, i zdążyć na pociąg który mieliśmy za cztery godziny, a to niewiele.  

Nila
Jak  dostaliśmy broń, od razu zwróciliśmy się w kierunku wyjścia. Chloe i Logan poszli przed mną. Kiedy i ja miałam wychodzić, dziewczyna złapała mnie za rękę. Odwróciłam się do niej i popatrzyłam na nią. Miała indiańskie rysy twarzy, złote oczy. Kogoś mi przypominała tylko nie pamiętałam kogo. Patrzyła mi się prosto w oczy. Nagle jej usta wykrzywiły się w uśmiech.
-Jesteś córką Posejdona, jednego z Wielkiej Trójki? – było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
-Tak, a co i ty chcesz mnie zabić? Jak tak to ustaw się w kolejce, bo kilka osób też chce się mnie pozbyć – powiedziałam, ściągając brwi. Malka roześmiała się cicho.
-Nie, no coś ty. Zastanawiam się tylko jak to jest mieć tak ważnego ojca – odpowiedziała. Prychnęłam.
-Chyba gorzej być nie mogło ... – chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale się powstrzymałam – nieważne. Dziewczyna przyjrzała mi się uważnie i znów wstąpił na jej twarz uśmiech.
-Nie denerwuje cie czasem postawa bogów wobec ich dzieci? Że nie interesują się nami póki nie jesteśmy im potrzebni – nie odpowiedziałam, co ona odebrała za przyznanie jej racji, więc kontynuowała – Pomyśl jaki świat byłby lepszy, gdybyśmy to my nim rządzili, co ty na to ? – powiedziała podnosząc jedną brew do góry. Przez chwilę pomyślałam, że to kusząca propozycja, ale zaraz zmieniłam zdanie.
-Raczej nie, dzięki ale muszę już spadać, do zobaczenia – powiedziałam wychodząc. Pobiegłam szybko po schodach do swoich przyjaciół. Usłyszałam jeszcze za sobą krótkie pa, ale bez żadnej życzliwości. Kiedy do nich dotarłam poszliśmy szukać tej całej Lamii.
-Dałam dla Logana ten pistolet. Z naszej trójki to raczej tylko on umie strzelać – powiedziała Chloe. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam. Nie trudno było znaleźć tego potwora. Po jakiś 10 min zobaczyliśmy, że ludzie biegnął z jakiegoś placu krzycząc coś o jakieś kobiecie.
-To pewnie tam – powiedział Logan.
-Nie, no co ty – powiedziała z sarkazmem moja przyjaciółka i pobiegła w stronę tego placu. My też pobiegliśmy. Na środku placu stała kobieta. Była wysoka, miała długie włosy w kolorze ciemnego blondu, szare oczy. Trzeba było przyznać, była piękna. Musieliśmy wymyślić jakiś plan. Zaciągnęłam ich za jakiś budynek i nachyliłam się do nich.
-No więc tak, Lamia działa w szczególności na mężczyzn, więc Logan musi stać jak najdalej od niej. Ty Chloe będziesz go pilnować, a ja w tym czasie spróbuję ją jakoś zabić – powiedziałam szeptem – jakieś pytania?
-Czy to kolejny twój akt samobójczy, Nila?- zapytała mnie Chloe. Popatrzyłam na nią spode łba.
-Haha, śmieszne bardzo – powiedziałam – jak nie będę sobie radzić – wtedy zwróciłam się do Logana – strzelisz w nią z pistoletu, dasz radę – popatrzyłam na chłopaka.
-A jak nie trafię ? – zapytał. To było niestety możliwe.
-No to wtedy ułatwisz sprawę dla Hadesa – uśmiechnęłam się blado.
-Jak ja kocham twoje poczucie humoru – powiedziała Chloe. Nie mieliśmy dużo czasu, za niecałe 4 godziny mamy pociąg. Wyszłam za budynek i uświadomiłam sobie, że nie miałam żadnej strategii.
Zobaczyłam jak wabi do siebie jakiegoś młodego chłopaka. Nie przyglądałam się mu bardziej, bo nie było na to czasu. Lamia chciała go zabić. Puściłam się biegiem w jej kierunku. Po drodze zdjęłam spinkę, która zmieniła się w mój miecz. Chłopak był kilka kroków od niej. Trzymała w ręku krótki miecz. Wskoczyłam między nimi w ostatniej chwili i zablokowałam atak. Lamia zaskoczona odeszła o krok. Chłopak, który był niedoszłą ofiarą otrząsnął się szybko. Popatrzył na nas i stał.
-Uciekaj! Już ! – warknełam. Na szczęście posłuchał i pobiegł wraz z innymi osobami. Niestety chwilę mojej nieuwagi wykorzystała Lamia. Popchnęła mnie i straciłam równowagę. Usłyszałam za sobą jej śmiech. Szybko poderwałam się na nogi i zaatakowałam. Nie spodziewała się tego i zablokowała cios dopiero przy twarzy, więc patrzyłyśmy sobie w oczy. Wykrzywiła swoje w usta w uśmiech. Zwiększyła nacisk na mój miecz i odepchnęła mnie.
-O córeczka Posejdona – powiedziała – Hmhmhm, wiesz co twój ojciec jest całkiem, całkiem, jakby nie siedział cały czas w wodzie to byłoby z niego niezłe ciacho – ciągnęła. Tego było już za wiele. To, że nie przepadam za swoim ojcem, nie oznacza, że chcę słuchać takich uwag. Nie wiele myśląc, rzuciłam się na Lamie. Szybko odskoczyła i przecięłam powietrze mieczem. Próbowałam trafić ją w brzuch, a najlepiej w serce, ale była szybsza i unikała moich ciosów albo z łatwością je odparowywała.  Chociaż była w długiej sukience, to poruszała się z taką łatwością, jakby w ogóle nie krępowała jej ruchów. Nie wiem ile trwała ta walka, ale byłam cała zlana potem. Moja przeciwniczka była wciąż pełna sił. Popatrzyłam na zegarek. Była już 16, czyli za 30 min mieliśmy pociąg. Musiałam szybko działać. Pobiegłam na nią z wymierzonym mieczem. Niestety domyśliła się co zamierzam zrobić. Wytrąciła mi z ręki broń i popchnęłam tak, że upadłam znowu, teraz na plecy. Siła uderzenia była dość silna i jęknęłam. Nie podniosłam się sama. Podeszła do mnie Lamia i popatrzyła z góry.
-Szkoda, że muszę cię zabić – uśmiechnęła się złośliwie – Oj czekaj, nie wcale nie szkoda. Złapała mnie za szyję, wbiła długie paznokcie i skórę i pociągnęła do góry. Nie wyglądała na silną, ale dała radę podnieść mnie tak na 40 cm nad ziemią. Próbowałam się uwolnić, ale miała mocny uścisk. Zaczynało mi brakować powietrza, którego domagały się moje płuca. Kopnęłam ja w brzuch i na chwilę rozluźniła uścisk, więc łapczywie wciągnęłam powietrze. Nie miałam szans, aby ją wtedy pokonać. Pomyślałam wtedy, że to koniec. Zamknęłam oczy. Wtedy usłyszałam świst, coś jakby pocisk przy moim lewym uchu. Upadłam i otworzyłam oczy. W miejscu w którym przed chwilą stała Lamia, była tylko kupka złotego pyłu i pocisk ze spiżu. Kompletnie zapomniałam, że Logan ma pistolet. Odwróciłam się w kierunku moich przyjaciół, wciąż ciężko oddychając. Zobaczyłam Chloe, która krzyczała na Logana. Ale nie to przykuło moją uwagę. W ręku trzymała pistolet. Czyli to ona strzelała. Próbowałam wstać, ale nogi miałam ja z waty i znowu wylądowałam na ziemi. Zmusiłam się jednak do podejścia do nich. Usłyszałam końcówkę ich sprzeczki.
-Co ty sobie wyobrażasz ?! Kazałam ci przecież siedzieć jak najdalej od niej, co nie ?! – krzyczała Chloe. Logan tym razem nie stał bezradnie.
-Musiałem się przecież wychylić! Chciałem pomóc Nili! – powiedział podniesionym głosem.
-Taa, sam przy tym złapać się w jej sidła. No brawo za pomysł, jesteś lepszy niż ona biegnąca na Piekielnego Ogara!
-Ej, ja tu jestem – powiedziałam strasznie cicho, ale na szczęście mnie zobaczyli. Chloe popatrzyła jeszcze na zegar. Była 16:20. Mało czasu.
-Mamy mało czasu, więc ruchy – powiedziała córka Afrodyty i ruszyła w kierunku dworca. Wyglądałam chyba jakbym miała zaraz zemdleć czy coś, bo Logan wciąż stał przy mnie i patrzył na mnie.
-Dasz radę iść ? –zapytał się. Popatrzyłam w jego oczy. Może i był na swój sposób pociągający, ale nie w moim typie. Nie wiadomo czemu miałam słabość do chłopaków w okularach. Zmusiłam się do uśmiechu.
-Spoko, dam radę – i na potwierdzenie zrobiłam krok do przodu. I oczywiście przeceniłam swoje możliwości i o mało się nie wywróciłam, gdyby nie złapał mnie Logan w ostatniej chwili.
-No widać, że dasz radę – uśmiechnął się do mnie i wziął na barana. Tym razem skorzystałam z pomocy. Idąc do przyjaciół wzięłam miecz i wtedy przypięłam go w postaci spinki do włosów. Szybko dogoniliśmy Chloe. Kiedy nas zobaczyła, ściągnęła brwi, ale nic nie powiedziała. Chyba nie podobało jej się, że Logan mnie niesie. Ten z kolei próbował złapać jej spojrzenie. „Co się dzieję między tą dwójką”- pomyślałam. Wpadliśmy do pociągu w ostatniej chwili. Zajęliśmy wolny przedział i usiedliśmy.
-Dzięki Logan, miło z twojej strony – podziękowałam mu. Ten tylko kiwnął głową.
-Chloe, możemy pogadać ? – zapytał łagodnie. Ta tylko prychnęła i odwróciła się od niego. Nie chciałam się mieszać.
-Chloe, ty strzeliłaś wtedy do Lamii, prawda? – zapytałam przyjaciółki.
-Tak, a co ? Dobrze strzelam, nie ? – rozchmurzyła się chociaż na chwilę. Oczywiście byłam dumna z niej, że tak bezbłędnie, prawie, strzeliła. Ale nie powiedziałabym jej tego.
-Taa, o mało mi ucha nie rozwaliłaś – powiedziałam z uśmiechem. Potem rozmawialiśmy na temat Obozu Herosów.
-Ciekawie jak wygląda – rozmyślała Chloe.
-Podobno będziemy mieszkać, każdy w swoim domku, znaczy każdy bóg ma swój domek, w którym mieszkają ich dzieci – powiedziałam. Logan pokiwał głową, na znak że mam rację.
-Uhhh, czyli będę z jakimiś lalusiami – westchneła moja przyjaciółka – Chociaż, lepsze takie towarzystwo, niż żadne. – tu popatrzyła na mnie.
-Ej, przecież mam podobno brata – oburzyłam się.
-A no przecież, jakiś wielki heros. Ciekawe jaki jest – powiedziała Chloe. Rozmawialiśmy jeszcze co będziemy robić jak tam trafimy. Byłam strasznie zmęczona, więc położyłam się spać. Śniły mi się znów te same sny, ale coraz bardziej wyraźnie. Chloe obudziła mnie jak byliśmy już w New York. Była może 4 czy 5 rano. Słonce właśnie wschodziło. Zaszliśmy na śniadanie na dworzec. Przy posiłku, śmialiśmy, rozmawialiśmy, żartowaliśmy itp.
-No to nasza podróż już się kończy – powiedziała Chloe. Nie wiedziała jak bardzo się myli. Popatrzyłam przez okno i czułam, że tak szybko nie pojawię się w Obozie. I jak zwykle miałam rację, niestety.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 6



Rozdział 6
Chloe
  Czyli już jasne dlaczego śnił mi się piekielny ogar, jak to go nazwały łowczynie, które w pogoni za potworami, przemierzały ten las. Postanowiły nam pomóc dotrzeć do Oklahoma City. No ale moja kochana przyjaciółka wcześniej również miała świetny pomysł, udowodnić że potrafi się zabić......
Och, gdy biegnie na ciebie pies ważący tonę, to co trzeba zrobić? Ależ to oczywiste, po prostu trzeba zacząć biec na nie go, o tak, poleca Nila Russo. Gdy to zobaczyłam pomyślałam krótko ''Och bogowie'', nawet ogar się zdziwił. Nie ważne, plus taki że spotkałyśmy łowczynie. Z nimi, co jest oczywiste, jesteśmy bardziej z organizowani więc szybciej dotrzemy w wyznaczone miejsce, no ale i tak nie dojdziemy do Oklahomy w godzinę czy nawet w dzień. A do tego musieliśmy się zatrzymać, i rozbić obóz do rana, ponieważ moja przyjaciółka została ranna, no i do padła nas burza. Rozcięte ramie i moja kostka nie stanowiły problemu, ponieważ łowczynie mają nektar, napój bogów który leczy herosów. Więc moim największym zmartwieniem jest to że podczas ucieczki zgubiłam swoją szczęśliwą bransoletkę, skórzane sznurki razem połączone. Nosiłam ją zawsze, nigdy jej nie zdejmowałam, i chyba dlatego nazywam ją '' swoją szczęśliwą bransoletką''. Zobaczyłam Nilę, która wychodziła z namiotu.
- Czegoś szukasz?- Spytała podchodząc w moją stronę.
- Chyba niczego – odpowiedziałam posępnie, wskazując na swój nadgarstek, po czym przestała się rozglądać i przeniosłam wzrok na nią- A co z tobą?
- Zemną?- zmarszczyła brwi- mi nic nie jest, poradziłam sobie.
- Tak, niech ci będzie.- Znów zaczynało padać więc wróciłyśmy do namiotu. Był tam tylko Logan, ponieważ nasze wybawicielki jakby to powiedzieć nie przepadają za mężczyznami. Chodzi o to że trzy boginie złożyły śluby czystości, w tym Artemida, bogini łowów i patronka łowczyń, więc by nią zostać trzeba być kobietą, co jest oczywiste, poniżej osiemnastego roku życia oraz trzeba przyrzec że nie zakocha się w śmiertelniku. I właśnie dla tego, choć bycie nieśmiertelną i polowanie na potwory z dziewczynami które był w miarę okej, było kuszące to gdy zaproponowano nam dołączenie odmówiłyśmy.
- Może wróćmy do tematu twojej zguby bo nie mam ochoty się teraz kłócić.- Zaproponowała Nila.
- Niech ci będzie, ale raczej nie ma o czym mówić.
- A co zgubiłaś?- Wszedł w rozmowę Logan, obok którego usiadłam a moja przyjaciółka naprzeciwko nas, po czym odpowiedziała za mnie.
- Zaginęła jej szczęśliwa bransolet.
- Aaa te sznurki które miałaś, czyli rozumiem że miały jaką wartość sentymentalną dla ciebie.
- No właśnie, od pewnego dnia nawet już nie pamiętam od kiedy …...
- Od dwóch lat.- Wyszłam jej w zdanie, lekko przygaszona, ponieważ już wiedziałam do czego ta rozmowa prowadzi. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam nawet jej, bo to był mój taki wymysł.
-.... No właśnie- kontynuowała przerwaną wypowiedź- nosiłaś tą bransoletkę, i nigdy jej nie zdejmowałaś, tylko dlaczego?
- Oj no to był mój taki wymysł- Coś mi się wydaje że tak łatwo nie odpuści. 
- No cóż trochę dziwny ale nie czepiam się, znajdziemy ci nową.- Pocieszył mnie Logan.
- Nie nie nie- no i tak jak mówiłam ona musi zawsze wszystko wiedzieć.- Chyba nie nosiłaś i nie spałaś z nią bo była twoim widzimisie, masz różnie dziwactwa ale to nie w twoim stylu.
- No nie, ale czy ty zawsze musisz być taka ciekawska?
- W sumie mnie też to zaciekawiło.- No pięknie i on przeciwko mnie. Popatrzyłam w sufit, ale widziałam na twarzy Nili ten uśmiech triumfu, gdy to ja zrobię coś głupiego. Wyciągnęłam do niej prawą rękę, i pokazałam wewnętrzną część nadgarstka na której widniał hebrajski napis. Logan się tylko uśmiechał, ale moją przyjaciółkę to trochę zszokowało.- Ty masz tatuaż! Znaczy nie licząc tego obozowego , nie dziwię się że go zakrywałaś, w Rzymie to raczej nie dozwolone.
- No chyba nie bardzo.- Zgodziłam się bo właśnie dlatego go zakrywałam, by nie mieć problemów, nie dlatego że mi się nie podobał, nie żałowałam tego.
- A co to oznacz.- Spytał się mnie nasz przyjaciel.
- To oczywiste, nienawiść.- Banalne znaczenie, jeśli chodzi o mnie.
- Czyli pewnie potrzebujesz pilnie bransoletki?- Spytała się mnie Nila.
- Nie, czuję się bez niej dziwnie to prawda, ale już nie jesteśmy w Obozie Jupitera, i nie obowiązuje mnie ich dyscyplina.
- Jak chcesz, a tymczasem ja idę się przespać.- Wstała i udała się w stronę swojego śpiwora. Przysunęłam się w stronę paleniska, a Logan również to uczynił. Ale to co zrobił wraz z tym zaskoczyło mnie, zdjął koszulę zastając w samym podkoszulku. Więc musiałam to z komentować, spojrzałam na niego marszcząc czoło i unosząc lekko prawą brew, powiedziałam:
- Jak widzę, gorąco ci.- Uśmiechną się i pokazując mi swoją wewnętrzną część ramienia na którym znajdowały się trzy puste w środku gwiazdy, i które się zmniejszały, po czym dodał:
- Widzisz, coś nas łączy, ale powiedz mi dlaczego znaczenie jest oczywiste?
- Bo ja lubię robić na przekór.
- Aha twoja matka to Miłość, i dlatego akurat to.
- Nie, to mówi wszystko o mnie, jeden wyraz którym można mnie dokładnie opisać- ta odpowiedź za wiele nie tłumaczyła więc przeniosłam wzrok na Logana patrząc mu prosto w oczy, tak jak jest najuczciwiej, i kontynuowałam- miłość i nienawiść przeciwieństwa, są różne lecz zarazem podobne, i tak samo jest ze mną, nie jestem taka jak moje rodzeństwo czy moja matka, Miłość, jestem inna bardziej chłodna, ale tak naprawdę jesteśmy takie same.
Gdy to powiedziałam, Logan raptownie się do mnie nachylił, i pocałował, kładąc dłoń na mojej szyi. Nie powiem że to mi się nie podobało, więc gdy powoli się od mnie odklejał, że tak to nazwę, a jego ręka powędrowała na ziemie tuż obok mnie, odwzajemniłam pocałunek, który stał się trochę bardziej namiętny, obejmując dłońmi tył jego głowy. No cóż lepiej że tą chwilę przerwał nam piorun który uderzył gdzieś w pobliżu a nie któraś z łowczyń, bądź co gorsza Nila, która spała tuż za nami, i o której zapomniałam, gdyby ona to zobaczyła nie dała by mi żyć. 
- Chyba czas się położyć.- Powiedziałam półszeptem, bo wciąż byliśmy na tyle blisko, patrząc w jego niebieckie oczy. Dałam mu całusa, po czym wstałam, i zostawiając go samego przy ognisku kładąc się spać.
  Wyruszyłyśmy o świcie. Ciężko było nadążyć za łowczyniami, zdecydowanie zbyt często zapominały że jesteśmy tylko herosami. Nie wiem ile szłyśmy, ale wiem że dużo przeszłyśmy, zrobiliśmy postój gdy słońce było gdzieś tak na środku nieba, czyli zakładam że jest południe. Zrzuciłam plecak z ramion i padłam ze zmęczenia tam gdzie stałam, a obok mnie usiedli moi przyjaciele, którzy również byli zlani potem jak ja.
- Thalia powiedziała że w takim tempie do Oklahoma City dojdziemy za dwa dni.- Powiedziała ciężko dysząc Nila.
- Tyle że ja takim tempem to wykorkuje.- Odparłam.
- No dobra ale co potem- och ten to zawsze taki przyziemny- tam będzie dopiero połowa drogi.
- Potem wsiądziecie w busa, albo szybciej będzie pociągiem, byle nie samolotem, Zeus nie lubi dzieci Posejdona, no a z Nowego Jorku taksówką dotrzecie na Long Island.- Dosiadła się do nas Thalia, której jako jedynej towarzystwo Logana aż tak nie przeszkadzało.- Gdy będziecie już w Obozie Herosów, to powiedzcie że zjawię się tam pod koniec sierpnia.
- Mam tylko pytanie, czy każdy heros ma tak trudno w świecie śmiertelników, przecież potwory nie powinny tak nas, a już na pewno mnie, wyczuwać.- Twarz córki Zeusa posępniał.
- Nie to prawda, Łaskawe to wysłanniczki Hadesa, a jeśli on się w to miesza to musi mieć jakiś powód, i to dobry.
- Aha czyli w skrócie coś się dzieje.- Wtrąciła się Nila, a ja liczyłam że Thalia powie coś w stylu ''Nie spokojnie, dotrzecie do obozu i Hades da wam spokój'' ale coś sądzę że tak dobrze nie będzie.
- Tak, mam tylko nadzieję że to wszystko nie oznacza kolejnej wojny.- No i się nie myliłam.
- Kolejnej?- Zapytałam zdziwiona, łowczyni wzięła prawą rękę Nili i spojrzała na tatuaż Obozu Jupitera.
- Ach i to wszystko wyjaśnia, przez te pięć lat które wy spędziłyście u Rzymian, panował spokój, a przedtem- zawahała się na moment, po czym kontynuowała- to się zaczęło jeszcze jak nie byłam łowczynią...
- Czyli jak dawno temu?- Przerwała jej Nila.
-  Hymmm można powiedzieć że zaczęło się to wszystko jakieś jedenaście lat temu.
- Och czyli nie jesteś tak stara.- Och bogowie, tam to pytanie było jeszcze trawione ale te już na pewno takie nie było. Ale Thalia się tylko uśmiechnęła kręcąc głową i mówiąc'' Zupełnie jak twój brat'', co skutecznie uciszyło moją przyjaciółkę.
- Tak lecz to ile powinnam mieć lat jest trochę z komplikowane, ale gdybym nie była sosną no i oczywiście gdybym teraz nie była nieśmiertelna miała bym dwadzieścia osiem lat- wolałam po prostu dać jej kontynuować historię, i modliłam się by Nila nie pytała się jej o co chodzi z byciem choinką- no ale wracając do tematu, najpierw sześć lat temu powrócił Kronos, który został pokonany na Olimpie przez Percy'ego i Annabeth, moi przyjaciele, rok później byli Giganci wraz z Gają których pokonała wielka siódemka, ale o tym powinniście słyszeć bo Rzymianie również mają w tej historii swoich bohaterów.
- Yyyy no niby tak ale, jakoś nam się nie złożyło nigdy tego wysłuchać, coś tam wiemy, jacy bohaterzy i tak dalej.- Wyjaśniłam, a raczej spróbowałam wytłumaczyć brak naszej wiedzy.
- No cóż, nie ważne chodzi o to że znów się coś dzieje tyle że mam zgubną nadzieję że nie będzie kolejnego rozlewu krwi.- I znów ta krew, ty że my wiedziałyśmy, wymieniłyśmy z przyjaciółką spojrzenia. Thalia już wiedziała że nie ma co się łudzić na spokój, opuściła głowę.
- Przykro mi ale to co jest pewne to akurat wojna jakiej jeszcze nie było, tyle wiemy od Belerefonta dla którego wypełnialiśmy zadanie.- Objaśniła Nila, której po chwili przypomniało się coś jeszcze.-Och no i jeszcze wiemy tyle że tym razem to my jesteśmy centrum tego wszystkiego.
- Chociaż tyle- chciałam powiedzieć dzięki, ale zrozumiałam o co jej chodziło- och przepraszam to źle zabrzmiało tylko wiecie …..
- Wiemy, i rozumiemy jeśli dobrze rozumuję to tym centrum od jedenastu lat są twoi przyjaciele.- Wtrąciłam się bo nie potrzebowałam by mi to wtedy tłumaczyła.
- Tak, a to naprawdę trudne by mieć na swoich barkach los tych wszystkich ludzi.
- Thalio musimy już ruszać.- Przyszła nas o tym powiadomić Phoebe, wyczuła że coś jest nie tak, spojrzała na łowczynię, lecz nie pytała teraz o co chodzi, zwróciła się do nas z uśmiechem- mam nadzieję że odpoczęliście, zatrzymujemy się dopiero wieczorem.
  Przez trzy dni wędrowaliśmy do Oklahomy, dłużej nie dała bym rady. Ale jestem wdzięczna za to że nam pomogły gdyby nie one zapewne byłybyśmy w połowie drogi, nie wróć... Nili by już nie było, ja bym pewnie gdzieś kuśtykała z Loganem, po prostu było by źle. 
                                   
Nila
       
Droga do Oklahomy nie zaliczała się do najprzyjemniejszych. Musiałam popracować nad swoją kondycją. Tuż przed miastem Łowczynie oznajmiły, że dalej będziemy musieli radzić sobie sami.
-Życzę wam spokojnej podróży do Obozu – powiedziała Thalia. Ruszyliśmy w stronę miasta, kiedy zatrzymała mnie przywódczyni.
-Nila, mogę cię na chwilę prosić? – zapytała mnie. Pokiwałam do niej twierdząco głową.
-Wy idźcie już, zaraz was dogonię – zwróciłam się do moich przyjaciół i podeszłam do dziewczyny. Nie miałam pojęcia co chciała od mnie, więc trochę się przestraszyłam. Wyczuła ona mój lekki strach i uśmiechnęła się do mnie.
-Nie bój się, chcę tylko porozmawiać – powiedziała spokojnie – Chcę wiedzieć dlaczego sama walczyłaś z Piekielnym Ogarem? – zapytała się mnie. Popatrzyłam w jej błękitne oczy. „Jeżeli Zeus też ma takie oczy to nie chcę się z nim spotkać twarzą w twarz” – pomyślałam. Kiedy tak na mnie patrzyła, czułam się mniej pewnie siebie, wyglądała tak władczo.
-Chciałam komuś udowodnić, że umiem walczyć – powiedziałam cicho. Dziewczyna na początku nie zrozumiała o kogo mi chodzi, lecz po krótkiej chwili zrozumiała. Położyła mi rękę na ramieniu.
-Nie musisz nikomu nic udowadniać. Obiecuję, będziesz jeszcze wielkim herosem. Twój brat jest i ty też będziesz.
-Taa, tylko ,że Posejdon jest dumny tylko z niego.
-Na pewno z ciebie też jest. Sama pokonałaś Piekielnego Ogara...
-Sama przy tym prawie nie ginąc – przerwałam jej. Uśmiechnęła się do mnie.
-Pamiętaj, że nie tylko umiejętności są ważne. Jest jeszcze powód dla którego walczysz, a twój jest jak najbardziej słuszny i trzymaj się tego. Trzymaj się Nila – to powiedziawszy poszła do reszty Łowczyń.
-Na razie – powiedziałam i ruszyłam w stronę miasta. Na szczęście po tej stronie miasta był dworzec, na którym spotkałam przyjaciół. Podeszłam do Chloe, która stała przed rozkładem jazdy.
-I jak, o której mamy pociąg? – zapytałam jej. Ta tylko zmrużyła oczy i podniosła jedną brew do góry.
-Za trzy godziny, więc nie jest źle – powiedziała – czyli jutro powinniśmy być w New York.
-A to spoko, mogło być gorzej. Tylko jest jeden problem. Nie mamy wystarczająco kasy na 3 bilety – kiedy to powiedziałam Chloe uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Wiesz co, ja idę załatwić nam bilety, a ty tu zostań i spróbuj nie zginąć – powiedziała i poszła do kasy. Ja w tym czasie patrzyłam się w dal. Zaczęłam rozmyślać, jak to będzie w Obozie, czy znowu będę odrzutkiem, którego wszyscy się boją i nie chcą ze mną przebywać. W między czasie podszedł do mnie Logan. „Oni będą mieli łatwiej. Chociaż może i ja znajdę tam nowych znajomych, może nawet i chłopaka” – pomyślałam. Podczas tych rozmyślań zrobiłam pewnie jakąś dziwną minę, bo Logan zapytał się mnie co jest.
 -Co?-zapytałam jak jakaś nienormalna. – Aaa, nic mi nie jest, spokojnie. Popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Raczej mi nie uwierzył. -No na prawdę nic mi nie jest-próbowałam go przekonać.
 -Nila, nie czuj się gorsza od innych- „o matko, jeszcze będzie mi tu wykładał na temat samooceny, zlitujcie się nad mną”-pomyślałam.
-Logan to nie tak, spokojnie- uśmiechnęłam się do niego. Tej objął mnie jednym ramieniem, ale tak po przyjacielsku.
-Nila, pamiętaj jesteś wyjątkowa – po tych słowach mnie puścił. Byłam mu wdzięczna za te słowa, podniosły mnie troche na duchu. Poczułam w tamtej chwili wyrzuty sumienia, że tak się zachowywałam na początku naszej znajomości.
-Logan, chciałam cię przeprosić, że tak zareagowałam na początku – powiedziałam cicho.
-Nic się nie stało, nie dziwię ci się. Może zaczniemy od nowa ? – zaproponował i wyciągnął do mnię rękę. Uścisnęłam ją. Po krótkim czasie podeszła do nas Chloe.
-Niestety wystąpił mały problem, nie ma z Oklahomy bezpośredniego pociągu do NY, więc jedziemy teraz do Charleston, a stamtąd pojedziemy do naszego celu – powiedziała na jednym wydechu – Jakieś pytania?
-Wszystko jasne, tylko jak zdobyłaś bilety, przecież nie masz pieniędzy? – zapytał Logan. Uśmiechnęłyśmy się do siebie porozumiewawczo.
-A kto by odmówił takiej ładnej dziewczynie – uśmiechnęła się do niego.
-Która ma tak czarujący głos – dodałam i zaczęłyśmy się śmiać. Chłopak nie zrozumiał o co nam chodzi.
-No dobra nieważne, mamy trochę czasu, więc co robimy? – zapytała się Chloe.
-Niedaleko jest bar, możemy na chwilę tam wstąpić i odpocząć – zaproponował Logan. Bar nie był jakiś piecio gwiazdkowy, no ale cóż, czego można było się spodziewać przy stacji kolejowej. Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Od razu podszedł do nas kelner.
-Coś podać? – zapytał się nas. Oczywiście Logan musiał się pierwszy wyrwać do odpowiedzi.
- Nie dziękujemy. Niestety nie mamy pieniędzy – powiedział. Wymieniłyśmy z Chloe spojrzenia. Nie lubiłam, jak moja przyjaciółka manipulowała ludźmi, ale czasem trzeba było stłumić własne sumienie.
-No właśnie, jesteśmy głodni, a nie mamy nawet na chleb – użyła swojej czaromowy. Mężczyzna wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.
-Nic się nie stało, zaraz wam coś przyniosę. Oczywiście na koszt firmy – powiedział i pobiegł do kuchni. Przybiłyśmy z Chloe piątkę. Spojrzałyśmy obie na Logana. Patrzył na nas i marszczył czoło.
-Co ty mu zrobiłaś? – zwrócił się do mojej przyjaciółki. Próbowałyśmy zachować powagę, ale nie udało się to nam i zaczęłyśmy się głośno śmiać. Chloe próbowała wytłumaczyć chłopakowi działanie swojej mocy, ale nie byłam pewna czy zrozumiał, bo wciąż się śmiała. Uspokoiłyśmy się dopiero jak przyszedł kelner z całą tacą jedzenia. W czasie posiłku śmialiśmy się, rozmawialiśmy na różne tematy. W końcu weszliśmy w temat rodziny.
-Nila, wiem że Chloe ma ojca i jest on wojskowym, matkę wszyscy znamy, a co z tobą? – zapytał się mnie Logan. Uświadomiłam sobie wtedy, że wciąż nic nie wiem o mojej matce. O ojcu też, ale to nie było ważne.
-No więc, znam tylko ojca, po matce mam tylko nazwisko – powiedziałam smutno. Chłopak chyba pożałował swojego pytania.
-Och, nie wiedziałem, przykro mi. Mam nadzieję, że ją odnajdziesz – powiedział patrząc na mnie smutno. Nie mogłam się przecież wtedy rozpłakać, bo nie wiem co by pomyśleli. Nawet nie chciało mi się.
-No dobra, zasiedzieliśmy się, czas ruszać w dalszą drogę – powiedziałam i wstałam od stołu. Kiedy wyszłam z baru zobaczyłam, że nasz pociąg stoi już przy stacji. Nie czekając na przyjaciół weszłam do jednego z wagonów i wybrałam pierwszy lepszy przedział. Plecak włożyłam na górną półkę, a sama usiadłam przy oknie. Była może 10 rano, więc w nocy powinniśmy być na miejscu. Reszta przyszła tuż przed odjazdem. Przed sobą mieliśmy około 17 godzin jazdy. Krajobraz za oknem wciąż się zmieniał. Zamyśliłam się na chwilę nad całą tą podróżą. Zaraz miała się skończyć, może i jutro byłabym już w obozie, ale... zawsze jest jakieś ale... . Nadciągała burza, czarne chmury powoli płynęły po niebie, a w oddali słychać było grzmoty. Nie podobało mi się to. Taka zmiana pogody nie wróżyła nic dobrego.
-Oj chyba gromowładnemu coś się nie podoba – powiedziała Chloe przerywając chwilę ciszy – raczej nie podoba się mu, że Nila jedzie do Obozu Herosów. Miałam nadzieję, że nie porazi mnie piorunem albo coś gorszego.
-Chyba nie chodzi mu o to – powiedział Logan.
-To niby o co? – zapytała się Chloe. Chłopak popatrzył na mnie marszcząc czoło. Chyba wiedziałam o co mu chodzi.
-Nila, możemy chwilę porozmawiać – powiedział i wyszedł na korytarz. Poszłam w jego ślady. Tuż przed drzwiami powiedziałam Chloe, że zaraz wrócimy. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam Logana stojącego przy oknie. Podeszłam do niego, wyglądał jakby go coś dręczyło. Oparłam się plecami o szybę i spojrzałam mu w oczy.
-Logan co jest ? – zapytałam. Ten na początku nic nie odpowiedział tylko otworzył okno. Chłodny wiatr powiał mi po szyi. Zadrżałam. Coś wisiało w powietrzu, tylko nie wiedziałam co.
-Nila słuchaj, Chloe mówiła mi o twoich ... jakby tu powiedzieć – zaczął, ale nie wiedział jak skończyć. Oczywiście wiedziałam o co mu chodzi.
-Rozumiem, no ale przyznaj mi racje, że to trochę niesprawiedliwe – powiedziałam.
-Masz racje, ale taki nasz los i trzeba się z tym pogodzić. Może dzieci bogów takich jak Hermes czy Afrodyta częściej rozmawiają ze swoimi boskimi rodzicami, a ty albo inne dzieci Wielkiej Trójki muszą radzić sobie same, lecz mają za to większą moc – popatrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Wiedziałam, że mówi prawdę, chociaż nie podobała mi się ona.
-Ja to wszystko wiem. Chciałabym tylko ... nawet nie wiem czego bym chciała. Może większej troski albo jakieś pochwały. Mniejsza z tym, taki mój los i tyle – uśmiechnęłam się do niego blado.
-Nila, pamiętaj tylko, że oni robią wszystko dla naszego dobra, chociaż my nie zawsze tak uważamy – powiedział odchodząc. Popatrzyłam przez okno. Niebo było ciemne przesłonione chmurami.
-Dla naszego dobra – powtórzyłam słowa Logana i wróciłam do przedziału. Kiedy otworzyłam drzwi, moi przyjaciele przerwali swoją rozmowę. Zapewne rozmawiali o mnie. Usiadłam na swoim miejscu. Wzięłam z plecaka jabłko i zaczęłam je jeść. Chloe poszła w moje ślady i też wzięła coś do jedzenia. Nawet nie wiedziałam kiedy nastała godzina 18. Przez szalejącą na zewnątrz burzę, nie można było określić pory dnia. Wpatrywałam się w krajobraz za szybą.
-Mam pomysł, może teraz prześpimy się, aby mieć siły na jutro. I tak nie mamy co robić – zaproponowała Chloe. Oboje się zgodziliśmy z nią. Siedzenia w przedziale nie należały do najwygodniejszych, no ale lepsze to niż podłoga. Przez długi czas nie mogłam zasnąć, a kiedy w końcu mi się to udało nawiedziły mnie znowu koszmary. „Stałam w jakimś porcie i patrzyłam na statek. W ręku trzymałam bilety, niestety nie dałam rady odczytać dokąd one są. Następnie stałam w jakimś ślepym zaułku. Po architekturze można było domyślić się, że nie jest to Ameryka. Może Włochy albo co. Przy ścianie, naprzeciwko mnie stała ta sama dziewczyna, co śniła mi się przez ostatnie dni. Tym razem powiedziała tylko tyle : „Jesteś pewna?” i znów uśmiechała się kpiąco. I znowu zmieniła się sceneria. I znowu to samo. Widziałam kawałek walki, w której zginęły dwie osoby. Kiedy jedna z nich wbiła drugiej miecz prosto w brzuch, poczułam jakby ktoś oderwał kawałek mojego serca. Kiedy chciałam pobiec do niej, nastała ciemność. Słyszałam tylko te słowa :  Aby zmiana trwała krew przelana, słowo dane nie może być złamane.” I na tym sen mój się zakończył. Za oknem nadal szalała burza. Wcale nie podobał mi się ten sen, a szczególnie ostatnie słowa. Mam przeczucie, że dotyczyły one tej sceny walki, a ta krew to tej dziewczyny. Miałam nadzieję, że nie będzie to Chloe. Spojrzałam na zegarek, było 30 min po północy. Moi przyjaciele nadal spali, więc nie zamierzałam ich budzić. Wstałam, przeciągnęłam się i nie wiedziałam co dalej robić. Postanowiłam więc przejść się po korytarzu. Stanęłam przy oknie i je otworzyłam. Chłodny wiatr owiał moją twarz. Głęboko wciągnęłam powietrze. Czułam się wtedy taka wolna, szczęśliwa, nawet nie wiedziałam czemu. Nawet nie zauważyłam kiedy stanął obok mnie jakiś mężczyzna. Miał może 40 lat. Był wysoki, miał brązowe, krótkie włosy i zielone oczy. Wydawał się nie groźny, więc nadal stałam przy oknie.
-Masz na imię Nila, prawda? – zapytał się mnie mężczyzna. Nie spodobało mi się to. Popatrzyłam na niego podejrzliwie.
-Co pan chce od mnie? – zapytałam oschle. Miałam nadzieję, że nie jest kolejnym potworem.
-Jesteś podobna do swojej matki – powiedział uśmiechając się do mnie – Tylko oczy masz po ojcu. Posejdon, prawda? Coraz bardziej mi się to nie podobało, ale z drugiej strony to była jedyna szansa, aby dowiedzieć się czegoś o mojej matce.
-Znałeś moją matkę ? – zapytałam się.
-Tak, znałem. Była piękną kobietą. Była bardzo dobra, umiała dostrzec w człowieku to czego nawet on w sobie nie widział. Niestety spotkał ją okropny los – posmutniał po tych słowach.
-Co się jej stało? – zapytałam.
-Twoja matka, bardzo dobrze widziała przez Mgłę. Kiedyś, ktoś powiedział jej, że mogłaby zostać wyrocznią. Oczywiście bardzo chętnie zrobiłaby to od razu, ale była z tobą w ciąży. Kiedy się urodziłaś, bardzo się cieszyła. Miała nadzieję, że zostanie z wami twój ojciec, lecz on nie zamierzał tego robić. Twoja matka, Giovanna, pomyślała, że jak zostanie wyrocznią, to będzie bliżej Posejdona. Niestety w drodze do starej wyroczni, miała wypadek. Nikt nie wiem, co jej się dokładnie stało i kto przyczynił się do jej śmierci. Posejdon nawet nie próbował jej chronić, czy nawet ratować. Po śmierci Giovanny, wysłał ciebie do domu dziecka – powiedział to ze szczerym smutkiem w głosie. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Szybko ją otarłam
-Przykro mi że musiałaś usłyszeć to od mnie, ale uważałem, że powinnaś o tym wiedzieć – po tych słowach odszedł. Kiedy zostałam sama pozwoliłam popłynąć kilku łzom. Walnęłam pięścią w ścianę. Nie wiedziałam czy ze złości, czy raczej z bezradności. „ Jak on mógł?” – pomyślałam. Przypomniałam sobie słowa Logana, że robią oni to dla naszego dobra. W tym chyba się pomylił. Poszłam z powrotem do przedziału. Przyjaciele jeszcze spali. Usiadłam przy oknie i podciągnęłam kolana do siebie. Wpatrywałam się w jakiś nieokreślony punkt na podłodze. Nie wiedziałam co mam robić. Moja złudna nadzieja prysła, jak bańka mydlana. Nie pozostawało mi nic innego jak dojazd do tego obozu. Pomyślałam, że przecież to ojciec mi kazał tam jechać. Od razu odechciało mi się tam być. Nie chciałam bym na każde skinienie palca ojca. O nie. Kiedy konduktor oznajmił, że jestem na miejscu, od razu wstałam. Obudziłam tylko Logana i Chloe.
-Jesteśmy na miejscu, idę sprawdzić o której mamy pociąg do New York. Czekam na was na stacji i wyszłam szybkim krokiem z pociągu.           

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 5




Chloe
  Następny przystanek, Colorado Springs. Źle wybrałam drogę, przez co o mało nie zrobiliśmy nadprogramowych kilometrów. Miałam zamiar, głupi pomysł, jechać przez Arizone, następnie z Nowego Meksyku skierować się w stronę stanu Colorado.
   Nila spała, więc sama decydowałam o kierunku naszej podróży, więc wybrałam jak wybrałam.
Spojrzałam na naszego nowego kolegę i coś sobie uświadomiłam...
- To niesamowite jak to wszystko się zmieniło.- Mówił to z wyraźnym zakłopotaniem.
- No tak tak, rozumiem że to dla ciebie nowość, ale musimy cię przebrać, bo w tych ciuchach raczej nie wtopisz się w tłum.- Zatrzymałam się przed pierwszym lepszym sklepem gdzie mogliśmy dostać jakieś ubrania, po czym powiedziałam.- Dobra, szybka akcja, wchodzimy do sklepu wybieram pierwsze lepsze ubrania i buty pasujące na ciebie, płacę, ty idziesz za mną i nie marudzisz.- spojrzałam na niego robiąc przerwę sprawdzając czy nie ma nic do dodania, mruknął tylko pod nosem- Jak do dziecka.- przewróciłam oczami ignorując jego męskie ego, po czym uzupełniłam plan.- Wracamy do auta i ruszamy dalej w drogę, tylko jest małe ''ale'', musi pójść nam to na tyle szybko i cicho by Nila się nie obudziła.      
    Logan spojrzał na mnie marszczą brwi, zadając pytanie- Czemu ona  ma się przez ten czas nie obudzić? Co ty kombinujesz?
-Och, nic takiego chcę po prostu ją strolować- posłałam mu łobuzerski uśmieszek, i wtedy dotarło do mnie że on mnie nie zrozumiał, bo nie jest z tej epoki.- Wprawić w zakłopotanie.
Wysiedliśmy z auta. Logan udał się w stronę drzwi sklepowych i tam na mnie zaczekał a ja, no cóż musiałam wziąć forsę mojej koleżanki. Podeszłam do niego i podałam kolejny powód dlaczego musimy się śpieszyć, klepiąc go w klatkę piersiową.- A do tego musimy wykorzystać środki pieniężne Nili, bo moje yym jakby to powiedzieć zaginęły na plaży w San Francisco.- Mrugnęłam do niego i weszłam do środka. Idąc przez sklep w stronę przymierzalni wzięłam pierwszy lepszy zwykły biały podkoszulek, bordowo-czarną koszulę w kratkę, czarne dżinsy i trampki. Nie musiałam patrzeć na rozmiar ani szukać czegoś w czym będzie dobrze wyglądać, plus bycia córką Afrodyty z góry wiedziałam, że to co mu wybrałam będzie okej i on będzie w tym wyglądać  okej, więc od razu poszłam płacić. Wyszłam ze sklepu, i co? Miałam racje jego nowe ubranie było idealnie dopasowane.- A co zrobiłeś ze swoimi starymi ciuchami?- Zapytałam kierując się w stronę auta.
- Zostawiłem w przymierzalni, dopasowując się do was, a przy najmniej do tego co już mi opowiedziałaś.- Rozłożył ręce uśmiechając się, po czym wsiadł do samochody, no i teraz chociaż na pierwszy rzut oka nie wygląda jakby był z lat czterdziestych dwudziestego wieku.
-No szybko się uczysz chłoptasiu.- Nila wciąż spała więc postanowiłam, że nie będę je budzić pytając czy ona czegoś nie potrzebuje ze sklepu i po prostu ruszyliśmy dalej w drogę.- No to teraz prosto do  Colorado Springs.
-Czekaj czekaj, jaką niby drogą chcesz się tam dostać?- wyjął mapę, a ja powiedziałam mu swój jakże genialny plan.- Chloe to jest niepotrzebna droga, lepiej będzie jeśli pojedziemy przez Utah, no a z tam tąd do Colorado.- Patrząc na mapę gdy staliśmy na światłach, doszło do mnie że on ma rację.
-No cóż, punkt dla Logana.- Powiedziałam uśmiechając się do niego, i zastosowując się do jego wskazówki. Do kolejnego przystanku mamy jakieś parę godzin drogi, powinniśmy być tam z rana. Rozmawiałam z synem Hermesa, wszystko mu tłumacząc, cel naszej podróży i problemy jakie mamy z Hadesem. Och jako herosi i tak nie możemy używać telefonów i tym podobnych, więc nie wgłębialiśmy się w te tematy. Gdy zasnął, dostrzegłam jak to do chrzanu jest być kierowcą. Jechałam tak w ciszy może ze cztery godziny, dopóki Nila się nie obudziła.- No to gdzie jesteśmy?
- W Utah.- Odpowiedziałam na pytanie, jeszcze zaspanej i przeciągającej się przyjaciółki.
-Hmm, no to może teraz ja poprowadzę,a ty się odpoczniesz co?-  Zaproponowała, wypatrując czegoś za oknem. A ja nawet nie odpowiadając zjechałam na pobocze i wysiadłam z auta, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Ona zrobiła to samo.- Wiesz co, zaczyna mnie to coraz bardziej wkurzać- zaczęła- rozumiem że oni muszą zajmować się ważnymi sprawami, bo są bogami, ale to nie jest powód by traktować swoje dzieci jak, coś co jest na ich każde skinienie palca.- Zaczyna trochę przesadzać, ale rozumiem ją i jej żal do naszych boskich rodziców.
- No tak, ale my nie możemy nic z tym zrobić, kijem rzeki nie zawrócisz.- Starałam się ją pocieszyć.
- Och zawrócę nawet bez kija.- Mruknęła pod nosem, uśmiechając się.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło, lecz sama widzisz coś kosztem czegoś, jesteś córką Pana Mórz, masz siłę, panujesz nad wodą, ale nie możesz mieć od tak ojca.- Słabe i ckliwe, ale prawdziwe.
- Tyle że ja tego nie chcę – no i teraz zaczęła się zachowywać jak dziecko, które chce lizaka- ja nawet nie jestem dobra w walce, ty owszem, ty to lubisz, ale u mnie to nie ta bajka.
- Świetnie, ale my nie mamy tu nic do powiedzenia tak już jest i tyle- przestałam już mówić pobłażliwie, przestałam mieć ochoty wysłuchiwać jak się użala i narzeka na swój los, nie mieliśmy na to czasu, ona chociaż nie urodziła się w 1920 roku- a teraz musimy dostać się do Obozu Herosów, bo tam jest nasze miejsce, dla takich jak my.- Przesunęłam się i udałam na tylne siedzenie, rozkładając się wygodnie, by odpocząć na ile to możliwe.
- Dla takich jak my.- Powtórzyła cicho pod nosem i usiadła za kierownicą.- Wow, a on przypadkiem nie był inaczej ubrany, no tak bardziej nienormalnie.- Jak widać nowy styl naszego nowego przyjaciela nie obszedł jej uwadze, ale ja tylko uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.- Ty w sumie i lepiej, nie będzie się rzucał w oczy, ale mam przez to rozumieć że wydałaś na niego swoje ostatnie pieniądze.- Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Może jeszcze coś do mnie mówiła, orientując się co ten uśmiech znaczy, ale usnęłam i jej nie słyszałam.
  Znów koszmary. Najpierw ciemność oraz spadanie. To strasznie irytujące czuć że jest się bezwładnym, nic nie móc dostrzec, bo jest się spowitym mrokiem oraz te uczucie że powinno się być teraz gdzie indziej, że coś powinno się zrobić. Okropność, tylko co to oznacza, bo mam nadzieją że nie tkwienie na łąkach Asfodelowe gdy umrę, i mam nadzieję że nie w bliskiej przyszłości. I nagle, coś nowego, ale również irytującego, nie spadam i widzę to co mnie otacza. Lecz nie mogę się ruszyć, stoję tak po prostu w lesie, wokół mnie same drzewa. Po chwili było słychać coraz głośniejszy szelest, coś się do mnie zbliżało i to bardzo szybko. Ptaki uciekają, co powoduje we mnie chęć zrobienia tego samego ale nie mogę, wszystkie wnętrzności mi się wyrywają, a ja już nie słyszę szelestu, tylko łamanie drzew. Gdy w końcu ukazuje mi się wielkie, bydle. Czarny pies, tyle że ten miał z jakieś dwa metry na czterech łapach. I właśnie rozpędzony biegł prosto na mnie. Chciałam uciekać, ale nie mogłam czułam się tak jakbym próbował wbić się mur. Byłam pewna że ten potwór mnie stratuje, więc zamknęłam oczy. Ale nagle wszystko ucichło, słyszałam tylko, jakby węszenie. Gdy odważyłam się by spojrzeć przed siebie, ujrzałam wielki psi pysk który mnie obwąchuje, po myślałam sobie '' Dobra piesku, może mam na sobie czerwoną bluzę, ale nie jestem hydrantem, więc......
-  i̱ allagí̱ égine chyméno aíma, dedoméno̱n léxi̱ den boreí na spásei.- Bydle przemówiło, a mówiąc to, a raczej tego nie robiąc, bo nie poruszał przy tym pyskiem, okrąrzył mnie przyglądając mi się.
- Ale pora nie ta, ma droga- Czy ten pies rymuje bo ja coś tego nie czuję?- Pan mój rozkaz wydał, lecz jeszcze nie twa pora.- Po tych słowach wszystko znikło a ja słyszałam to co powiedział po grecku tylko dlaczego nie mogę tego zrozumieć, przecież znam grekę jako córka Afrodyty.
   Obudziłam się, podrywając się nagle i uderzając głową w dach auta, mówiąc na głos.- Aby zmiana trwała krew przelana, słowo dane nie może być złamane.- Zrozumiałam już te słowa tylko co one oznaczają, bo z krwią to raczej kojarzy mi się śmierć.
- Yyyy, Chloe wszystko okej?- Zapytała się mnie Nila, wymieniając zaniepokojone spojrzenia z Loganem, który dodał- Co ci się śniło?
- Och to co zawsze.
- Aha czyli, bo ja jestem nowy i …...
- Las- przerwałam mu- śni mi się las.
- No a to co powiedziałaś, no i tak w ogóle co ty powiedziałaś, bo nie zawsze wyraźnie mówisz?- Dociekali, tym razem moja przyjaciółka próbowała czegoś się dowiedzieć. Ale ja tylko wzruszyłam ramionami, nie mam ochoty im o tym teraz opowiadać.- No cóż trudno, jesteśmy już w Colorado Springs, i jest godzina dziewiąta, zanim się obudziłaś przejrzałam nasze finanse- mówiąc to spojrzała wymownie na mnie- i spostrzegłam że kończą się nam pieniądze, więc idziemy do supermarketu kupić TANIE żarcie.
- Aha czyli śmieci, bo twoja kasa się kończy.- powiedziałam to uśmiechając się szeroko do niej.
- No ale tak się zastanawiam co się stało z twoimi pieniędzmi Chloe?- Logan siedział cicho i wydaje mi się że próbował wyłapać czy się naprawdę sprzeczamy czy tylko się droczymy.
- Musisz się nauczyć, a raczej przyzwyczaić że my zawsze tak ze sobą rozmawiamy a do tego się przezywamy, większość ludzi teraz tak się do siebie odzywa, no oczywiście nie do nieznajomych.
- Aha, to nie miłe.
- Och teraz już nic nie jest miłe.- przewróciłam oczami i wyszłam z samochodu.
  Udaliśmy się na zakupy. Jami frykasy z puszki, to właśnie kupiliśmy, ponieważ ta żywność jest najwygodniejsza, jeśli chodzi o podróż, i najtańsza. Całych pieniędzy nie wydaliśmy, ale Nila ma rację, możemy mieć problem pod tym względem. Auta za darmo, na wodę nie jeżdżą, benzyna kosztuje i jak tak dalej pójdzie nie będziemy mieli za co jej kupić. Razem z Loganem zostawiliśmy Nilę w kolejce do kasy, uznaliśmy że sobie poradzi, a zresztą ostatnio coś się nie dogadywałyśmy.
To dziwne ale lubiłam z nim przebywać tak samo jak z moją przyjaciółką, tyle że ja ją znam od dziecka, razem się wychowałyśmy, a jego od paru dni, no i jest dosyć stary, znaczy powinien być, nie ważne. Oparliśmy się o auto, po czym zapytał:
- Co usłyszałaś we śnie Chloe?- Patrzył na mnie tymi swoimi łagodnymi i pełnymi spokoju oczami, i on miał niby być żołnierzem, czy on w ogóle potrafi walczyć? Był dla mnie bardziej jak syn Afrodyty, a nie Hermesa, jakby używał mówiąc czarmowy.
-  i̱ allagí̱ égine chyméno aíma, dedoméno̱n léxi̱ den boreí na spásei.- No i efekt jego głosu również był podobny, co do mojej zdolność, och trudno, to przez to że on jest taki... w sumie sama nie wiem jaki. Spojrzałam ma niego i zobaczyłam że zmarszczył brwi patrząc się na mnie z zaniepokojeniem.
- Nie dobrze, jak na mój gust to brzmi jak część przepowiedni, którą dostają herosi gdy wyruszają na misję, albo jeśli mają do odegrania ważną rolę w przyszłości.
- Świetnie, jeszcze nie potarłyśmy do obozu a już mam wyrok, przelewanie krwi to raczej coś jedno znacznego.- Powiedziałam to nieco zbyt żałośnie, bo Logan mnie objął i powiedział:
- Spokojnie one zawsze są dwuznaczne, i nigdy nie spełniają się w ten oczywisty sposób....
- Och gołąbeczki, no no Chloe nie spodziewałam się aż takiego podobieństwa do mamusi.- No i właśnie teraz moja kochana przyjaciółka darła się do nas niosąc zakupy i próbując mnie z denerwować, ale Logan  nie zwracał na nią uwagi, przytulił mnie mocniej i powiedział do ucha tak by ona tego nie usłyszałam- Więc jeśli nie mamy całej przepowiedni, a one i tak zawsze są na opak, to nie musimy tego mówić Nili, niech będzie to naszym sekretem.- Po czym mnie puścił i powiedział do naszej przyjaciółki która już stała przed nami z szerokim uśmiechem- Chloe opowiedziała mi o swoim ojcu, znaczy o tym że ją zostawił, no i wydało mi się to smutne.
- Tak a przecież wiemy już że Logan jest trochę...- zawahałam się, by użyć odpowiedniego określnika- wrażliwy.- Nila spojrzała na nas podejrzanie ale raczej żartobliwie, po czym stwierdziła:
- No w to mogę uwierzyć, a wy się tak nie tłumaczcie bo naprawdę sobie coś pomyślę .- Coraz bardziej zaczynam się sobie dziwić dlaczego zrobiło mi się głupio i zaczęła obawiać się by ona sobie czegoś nie pomyślała, przecież znam ją na tyle by wiedzieć że sobie żartuje, bo ma taką okazję. Nie ważne, ale po tej sytuacji Logan coraz bardziej mnie intrygował i sądzę, że trochę mi zajmie nim rozgryzę go do końca. Może jednak nie jest taki babski, spokojny i słaby, na jakiego się wydaje, a do tego jest synem Hermesa, patrona podróżnych, kupców, złodziei. W obozie Jupitera widziałam jego braci, strojących żarty cwaniaków, ale on jest inny, on uosabia hermesowe cechy lepiej, nie zdradzając ich. Jest bystry szybko łapie się i relacjach ludzkich i sytuacjach, dlatego wie jak do nich mówić, jak ich przekonać, co jest cechą kupców, patrząc na jego budowę, wysportowany, umięśniony, wysoki lecz zgrabny, sądzę że mógłby być świetnym złodziejem.
- Puk, Puk, jak widzisz czekamy aż raczysz posadzić swój tyłek za kierownicą, bo mamy jeszcze sporo drogi przed sobą.- Wyrwała mnie z zamyślenia Nila, ale to prawda siedzieli już w środku, więc ruszyłam w stronę drzwi od samochodu. Odpaliłam auto i spytałam:
- No to jaki kierunek obejmujemy?
- Sądzę że Kanzas, Mizuri, Kentaki, Wirginia, Pensylwania no i New York.- Zaproponował, a Nila tylko potaknęła wyglądając przez szybę. A ja obrałam taki kurs. Ale co do niego to jaki by nie był, nie jest dobrze, bo wydaje mi się że coraz bardzie mnie do niego ciągnie, ponieważ jest ciężki do rozszyfrowania.
   No i było zbyt spokojnie. Odkąd opuściliśmy Colorado Springs jechał za nami jakiś ciemny jeep. Od razu wydało mi się to dziwne, ale dopóki jesteśmy na autostradzie to za bardzo nic nie mógł zrobić. Najwyraźniej on to wiedział i postanowił coś z tym zrobić, zepchnąć nas na jakąś boczną drogę gdzie prawie nie było ruchu.
- Chyba mamy problem.- Powiedziała Nila, przechodząc na siedzenie obok.- CHLOE GAZU!!!
Dwa razy powtarzać nie musiała, zobaczymy ile te auto wyciągnie.- Sie robi, ale coś nie sądzę żeby to byli śmiertelnicy i żebyśmy dały radę ich zgubić.
- Świetnie, ale jak na razie to obijają nam tyły, a na tyle jestem ja.- To prawda, nieźle nią tam miotało.
- Okej, najpierw się od nich odklejmy, a potem pomyślimy co z nimi zrobić.- I przyśpieszyłam. To wcale nie takie proste, nasze auto nie jest świetnym samochodem, a szczególnie gdy ma do czynienia za znacznie większym, które chce nas staranować. Było coraz gorzej, tylne szyby były wybite, a z jedną moja przyjaciółka miała zderzenie czołowe i to dosłownie. Na szczęście nic się jej nie stało, ale jedno było pewne musieliśmy coś wymyślić, i to szybko a ja wiedziałam tylko tyle.- Musimy ich załatwić, i może macie jakieś propozycję?
- Dobra, a więc jeśli jest aż tak źle, i jeśli i tak nie mamy wyjścia, a musimy się ich pozbyć to ja się może do nich pofatyguję, co?- Zaproponowała Nila, po czym swoim mieczem wywaliła szyberdach. A ja spojrzałam na Logana by ją powstrzymał, jednak on odwrócił się do niej i powiedział.- Dobra gdy już będziesz na ich dachu, czyli gdy wyskoczysz ty Chloe- przeniósł wzrok na mnie i gdy dostrzegł moją minę zrozumiał że i tak mu przerwę więc zamilkł.
- O czym ty... a raczej wy mówicie, to jest chory pomysł i od kiedy to wy tacy zgodni.
- No a może masz jakiś lepszy pomysł, bo mogę się stąd nie ruszać i zostać zgnieciona.
- Ale …..- protestowałam, a raczej próbowałam bo nie miałam żadnego pomysłu.- no dobra niech wam będzie, więc mów dalej Loganie.
- A więc gdy ona wyskoczy ty hamuj i tyle, potem co będzie to będzie.- Wcale mnie to nie przekonywało, ale już nie było odwrotu. Nila zaczęła wychodzić, z mieczem w ręku, po czym przeszła na jeepa, co nie było trudne, nie licząc tego że jechałyśmy stoosiemdziesiąt na godzinę. Wbiła ostrze rozcinając dach,  ja zaczęłam hamować i widziałam jak kierowca czarnego pojazdu zamienia się w pył. Tyle że problem był następujący, nie ma kierowcy nie ma kto prowadzić samochodu, więc kierownica zaczęła luźno się obracać, i to akurat w naszą stronę. Zaczeliśmy dachować  i nie wiem co się dalej działo.
- Nic ci nie jest.- Byłam w strasznym szoku, więc słowa Logana nie do końca do mnie docierały.- Chloe musimy stąd wyjść, więc nic ci nie jest?
- Nie, jest chyba okej.- Rozpięłam pasy i tak jak on zaczęłam wychodzić z samochodu. To były Erynie i im pozbieranie zajęło znacznie mniej czasu niż nam i już na nas nacierały. Wtedy do mnie dotarło że mój przyjaciel który stoi bezbronnie po drugiej stronie za chwile zostanie rozszarpany.
- LOGAN, ŁAP.- Krzycząc to rzuciłam mu jeden ze swoich sztyletów. On chwycił go, wykonując unik i wyjmując broń z pochwy i wbijając ją w plecy potwora. Oczywiście ja zamiast zając się swoją, przyglądałam się Loganowi, ale w miarę szybko się ocknęłam i zdążyłam nie dać się zabić.
Znalazłam się za plecami Eryni, wykonałam pchnięcie, ale ona nie dała się tak łatwo zabić, odparowałam z łatwością jej kontratak, i nagle zamieniła się w proch. A ja schowałam swój sztylet do pochwy i spojrzałam na mojego przyjaciela, który stał teraz naprzeciwko mnie spode łba - Poradziłam bym sobie sama.
- Okej, zapamiętam to sobie, ale stwierdziłem że tak będzie szybciej- zaczął się rozglądać, a  mi się przypomniało o mojej przyjaciółce. Odwróciłam się, ale nigdzie nie mogłam jej dostrzec. Podbiegłam do jeepa, ale tam też nie było po niej żadnego śladu, chyba nie mogła się rozpłynąć. Już miałam krzyczeć jej imię gdy szarpną mnie Logan, i zabrał mnie z drogi.- Chyba nie chcę wiedzieć co by było gdyby tego siana tu nie było.- Powiedział gdy pomagał Nili wstać z siana. A ja wybuchłam śmiechem.
- A ciebie co tak śmieszy?- Spytała, nieco urażona.
- Och bogowie latające algi, w sosie z siana.- Przestałam się śmiać i tylko się do niej uśmiechałam .
- No, ale masz rację tego jeszcze nie było i sądzę że mój brat tego nie robił.- Odwzajemniła uśmiech, lecz na krótko ponieważ zauważyłyśmy że nasz przyjaciel się od nas oddala.- Hej Logan, a ty gdzie się bez nas wybierasz?
Odwrócił się, rozłożył ręce i powiedział.- Bez was nigdzie, ale raczej dalej naszym samochodem nie pojedziemy, więc trzeba zabrać co potrzebne i ruszać na wschód.
- No mam nadzieję że z naszymi zapasami nie jest tak źle, już idziemy ci pomóc.- Dodała Nila, ruszyłyśmy w jego stronę ale on nas zatrzymał mówiąc byś my przeszukały jeepa. Nie protestowałyśmy, zapewne policja może zjawić się w każdej chwili, a w tym drugim aucie może być przydatnego. Niestety nic a nic tam nie było. Nie mogliśmy się poruszać drogą, więc zaczęliśmy przemierzać las. Przeszliśmy parę kilometrów aż zaczęło się robić ciemno, i nagle Logan stanął i zaczął się rozglądać.- Tu chyba będzie dobrze.
- Czyli zatrzymujemy się?- Spytałam z nadzieją w głosie, ponieważ opadłam już z sił.
-  Tak do rana, a na razie musimy rozpalić nie duże ognisko i coś zjeść.- Po tych słowach zrzucił plecak z ramion, i jeszcze raz obejrzał okolicę.
- No ale czy to dobry pomysł rozpalać ogień, czy dym nas nie zdradzi?- zapytała podejrzanie Nila.
- Ale przed kim? Erynie zabiliśmy, a zresztą jesteśmy na tyle daleko od drogi że nie będzie z niej widać go widać.
No to jest logiczne uzasadnienie, a zresztą jestem tak zmęczona że nie mam ochoty sprzeczać się z wojskowym w takich sprawach jak ta. A więc również zdjęłam plecak i usiadłam na na ziemi.
- Ale moglibyśmy jeszcze przejść, każdy kilometr się liczy, no nie? A nie jest jeszcze tak późno.- Niestety miała racje my nie mieliśmy czasu a było jeszcze wcześnie, lecz nie mamy wyjścia musimy się zatrzymać.
- Nila- powiedziałam żałośnie a ona zwróciła się w moją stronę zaniepokojona.-  ja już dzisiaj nigdzie nie pójdę, nie dam rady.- Nie dociekała, i położyła swój ekwipunek koło naszego.
- Dobra to co do ognisk ja pójdę nazbierać drewna.- Nawet nie czekała na zezwolenie po prostu odwróciła się i poszła. Logan zabrał się za robienie miejsca na ognisko.
- Co z twoją nogą, raczej złamana ani skaleczona nie jest, nie przeszła byś tyle.- powiedział nie przerywając swojego zajęcia. Podczas dachowania musiało się z nią coś stać, a ten marsz tylko pogorszył sprawę. Odwinęłam nogawkę.
- Spuchnięta, ale to tylko nadwyrężenie, nie bolała tak na początku.
Logan usiadł, a dzieliła nas wygrzebana dziura na ognisko.- Oby.- Powiedział, a pokrótce dołączyła do nas Nila, po czym zabrała się za układanie stosu z gałęzi.
- Świetnie a czym to rozpalimy.- Powiedział, po czym usiadła koło mnie.
- Zapalniczką- Którą syn Hermesa wyciągną z kieszeni, zajęło my to chwilę zanim patyki zajęły się ogniem.- Dobrze dziewczęta, radzę się przespać, jutro musimy dojść do jakiej kolwiek cywilizacji.
W tym momencie nie interesowała mnie już reszta rozmowy, niech robią co chcą. Ja po prostu oparłam się po swój plecak i zasnęłam.         

Nila
Miałam bardzo dziwny sen. Śniło mi się, że stoję w porcie i trzymam w ręku bilety, niestety nie mogłam rozczytać dokąd. Następnie zobaczyłam dziewczynę. Była wysoka, miała długie, brązowe włosy, w które wplecione były pióra. Trochę dziwne, no ale każdy ma swój styl. Oczy miała koloru złota. Miała indiańskie rysy twarzy. Nic nie mówiła, tylko patrzyła się prosto na mnie trochę wyzywająco. I znowu zmieniła się sceneria, która mnie przeraziła. Stałam pośrodku ... nawet nie wiem czego, ale to nie jest ważne. Zobaczyłam na ziemi dziewczynę w kałuży krwi. Chciałam do niej podbiec, ale nie mogłam ruszyć się z miejsca. Następnie nastąpiła ciemność. Usłyszałam tylko głosy, które mówiły : i̱ allagí̱ égine chyméno aíma, dedoméno̱n léxi̱ den boreí na spásei. To było chyba po grecku. Nie zrozumiałam tego. Obudziłam się, ale nie otwierałam jeszcze oczu. Co to miało oznaczać? Powinnam dopisać naukę greki do listy rzeczy, które muszę zrobić przed śmiercią. "Kurde, przecież ja znam greke! " Postanowiłam jednak otworzyć oczy. Zamiast drzew i słońca, przed oczami ukazała mi się stopa Chloe. Jak ona mnie denerwuje...
-Chloe, zabieraj ze mnie swoje stopy-krzyknęłam. Nic, zero reakcji. -No może to poskutkuje- i smyrnełam ją po stopie. Jak to dobrze, że ma łaskotki, znaczy dobrze dla mnie. Reakcja była natychmiastowa. Zabrała stopę, ale zbyt gwałtownie i zrobiła fikołka, trafiając przy tym na drzewo. Zaczęłam się śmiać. Chloe już bardzo przytomna podniosła się i podeszła do mnie.
-I z czego się śmiejesz, wodoroście?-powiedziała trochę wnerwiona, ale powoli jej przechodziło. Dobrze wiedziała, że nienawidzę, gdy ktoś mówi na mnie wodorost i itp.
-Z twojego pięknego przewrotu, pięknisiu-musiałam się jej odpłacić. Oczywiście nie była mi dłużna.
-Ja przynajmniej nie śmierdzę jak pozostawione na słońcu algi.
-Ja nie śmierdzę!
-Taa jasne, kupię ci na urodziny perfumy, tylko jakieś silne.
-Przynajmniej mam jakąś moc.
-Taa, po tatusiu, który się nie interesuje tobą, bo ma już doskonałego synka. Po tym już nie wytrzymałam. Skupiłam się na wodzie i posłałam w kierunku Chloe strumień, który powalił ja na ziemię. Byłam pewna, że nic sobie nie zrobiła, bo strumień nie był silny. Córka Afrodyty wypluła z ust resztki wody. Była cała morka.
-Tylko na tyle cię stać?-było to wyzwanie. Nie chciałam walczyć, bo było pewne, że przegram. Mierzyłyśmy się wzrokiem.
-Dziewczęta uspokójcie się – prosił Logan.
-Oj zamknij się – powiedziałyśmy równocześnie. Wyczuł chyba co może się za chwilę stać, więc stanął między nami.
-Przemocą, nic nie wskóracie i mówi wam to żołnierz. Uspokójcie się – tym razem mu się udało. Odwróciłam się i pobiegłam w stronę lasu. Musiałam przemyśleć kilka rzeczy. Znalazłam strumyk, przy którym usiadłam. Objęłam nogi rękami i zapatrzyłam się w wodę. Zawsze mnie to uspokaja. „Co się dzieje między mną a Chloe? Ostatnio wciąż się kłócimy, nawet o byle co. Denerwuje mnie, ale jest jedyną bliską mi osobą. Muszę jakoś naprawić nasze relacje, nie wiem jeszcze jak”-pomyślałam. Była może 12, może po. Nie wiedziałam, gdzie, no dobra wiedziałam gdzie mam jechać, ale wciąż nie wiedziałam po co. Na dodatek jeszcze te sny, co one mogły oznaczać? Postanowiłam pójść do Chloe i przeprosić ją. Wstałam i rozejrzałam się dookoła.
-No brawo Nila, zgubiłaś się i co teraz? Czy ja zawsze muszę być taka nierozgarnięta? Postanowiłam więc iść wzdłuż strumyka. Szłam tak nie wiem, kilka godzin, straciłam rachubę czasu. Słońce powoli zachodziło. Nie miałam najmniejszego pojęcia jak wrócić. Oparłam się o drzewo. Byłam zmęczona i głodna i w dodatku nie wiedziałam gdzie jestem. Rozejrzałam się dookoła. Spostrzegłam krzak z jeżynami. Zerwałam kilka i usiadłam z powrotem pod drzewem.
-No przynajmniej Hades nie będzie się musiał starać, umrę przez własną głupotę-pomyślałam jedząc kolejny owoc. Usłyszałam za sobą szelest liści. Natychmiast wstałam, trzymając w reku miecz. Nic nie widziałam. Nagle krzaki obok mnie zaczęły się ruszać. Skierowałam miecz w tamtą stronę. Byłam gotowa walczyć. Wszystkie zmysły były skupione, a mięśnie napięte. Po chwili krzaki znieruchomiały. Podniosłam miecz gotowa zaatakować. Z krzaka wyskoczył ... mały biały króliczek. Odetchnęłam spokojnie.
-Córko Posejdona-usłyszałam za sobą. Od razu odwróciłam się z wymierzonym mieczem. Nikogo tam nie było, tylko rzeczka. Pomyślałam, że wariuję.
-No świetnie Nila, słyszysz już głosy, oby tak dalej to zamknął cię w psychiatryku-powiedziałam do siebie i ruszyłam w dalszą drogę.
-Córko naszego pana- znowu ten sam głos. Rozejrzałam się i nikogo nie zobaczyłam.
-Nilo- teraz to była już przesada.
-Gdzie jesteś?-krzyknęłam w las. Żadnej odpowiedzi. Spojrzałam w wodę. Zobaczyłam w niej dwie rybki. Były koloru fioletowego i ... uśmiechały się do mnie? Podeszłam bliżej. Uklękłam przy brzegu i spojrzałam w oczy rybie. „Serio Nila wariujesz”
-Panienko w końcu-usłyszałam. Mówiła do mnie ryba.
-Wy mnie rozumiecie?
-Tak panienko, chcemy pomóc pani dostać się do przyjaciół.-powiedziała jedna z nich.
-No super, rozmawiam z rybami. Czy coś jeszcze mnie dziś zaskoczy?-oj niestety tak.
Violet i Plum, bo tak miały na imię owe rybki dały mi wskazówki jak wrócić.
-Dziękuję wam za pomoc, jak będę mogła się jakoś odwdzięczyć to mówcie.
-Och, panienka nie musi. Niech tylko pamięta, że jej ojciec troszczy się o nią.
-Taa, bardzo się troszczy-powiedziałam z sarkazmem – Może powiecie,że mnie kocha jeszcze?
-Ale to prawda, to on nas do panienki wysłał.- no tego to się nie spodziewałam.
-W takim razie podziękujcie mu i żegnajcie.
-Żegnaj i powodzenia.-wstałam i ruszyłam tak jak mi powiedziały. Zdziwiłam się, że ojciec  wysłał do mnie pomoc. Może jeszcze da mi na 18-stkę prezent? No dobra bez przesady. Doszłam dość szybko do przyjaciół. Chloe chodziła w kółko trochę zdenerwowana. Ukryłam się za drzewem i obserwowałam ją. W ręku trzymała swój sztylet.
-Spokojnie, znajdzie się, nie martw się-próbował uspokoić ją Logan.
-Siedź cicho. A jak jej się coś stało. Na przykład zaatakował ją jakiś potwor, albo ten jej cały Nico...
-Kto to Nico?-przerwał jej chłopak.
-Oj nieważne. Może leży tam gdzieś i umiera albo co. Czy ona musi być taka ...
-No jaka ?- zapytałam się stając za nią. Odwróciła do mnie. Jej twarz nic nie wyrażała. Uśmiechnęłam się do niej.
-Taka, taka...- próbowała coś wymyślić.
-Dobrze wiem, że się o mnie martwiłaś.
-Wcale nie-zaprzeczyła.
-Okropnie się martwiła-powiedział Logan. Chloe spojrzała ostro na chłopaka, który skurczył się  w sobie. Roześmiałam się. Następnie spoważniałam trochę.
-Chloe, przepraszam cię za wszystko. Nie wiem co dzisiaj we mnie wstąpiło-przegryzłam wargę i popatrzyłam w oczy przyjaciółki. Ona również na mnie patrzyła.
-Ja ciebie też przepraszam. Zgoda ?
-Zgoda- i przybiłyśmy sobie piątki. Za pierwszym razem nie trafiłyśmy, więc zaczełyśmy się śmiać. Straciliśmy jeden dzień podróży, więc ruszyliśmy w drogę. Wędrowaliśmy kilka godzin, opowiadając Loganowi o naszym świecie.
-Sorry, ale ja jestem trochę zmęczona, zróbmy tutaj postój.-poprosiła Chloe. Wszyscy czuliśmy, że dalej nie dojdziemy, więc rozbiliśmy się na niewielkiej polance. Postanowiliśmy rozpalić ognisko. Poszłam poszukać jakiś gałęzi. Kiedy schylałam się po jedną z nich, usłyszałam znów szelest liści. Szybko wyprostowałam się i rozejrzałam dookoła. Nikogo nie było, ale przeczucie, że coś się za chwilę stanie nie opuściło mnie. Wróciłam do Chloe. Ułożyłam patyki w kształt podobny do ogniska i usiadłam obok tego. Już zabierałam się do rozpalania, gdy obok mnie usiadł Logan.
-Może lepiej ja to zrobię-powiedział. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Uśmiechnął się do mnie.-Jesteś przecież córką pana mórz, a woda i ogień niekoniecznie idą w parze.
-Masz racje, znajdę sobie jakieś inne zajęcie-uśmiechnęłam się i poszłam przygotować coś do jedzenia. Nie było to jakaś wyszukana kolacja, o nie, ale zawsze jakaś. Po posiłku usiedliśmy koło ogniska i opowiadaliśmy sobie straszne historie. Nie za dużo usłyszeliśmy z opowieści Chloe, gdyż zaniepokoiło nas coś. Było słychać coraz głośniejsze sapanie. Nie było to sapanie człowieka tylko czegoś większego. Siegnełam po spinkę i po chwili trzymałam miecz. Chloe trzymała swój sztylet, drugi zaś dała dla Logana. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Popatrzyłam w ciemność, z której wydobywał się dźwięk. Próbowałam coś dostrzec. Nagle ujrzałam parę czerwonych oczu.
-Wiać!-krzyknęłam i całą trójką pobiegliśmy w jednym kierunku. Za nami skoczyło ogromne bydle, znaczy pies. Był cały czarny, ślina kapała mu z pyska, a oczy utkwione miał w nas. Nie miał raczej ochoty na zabawę, chyba że zabawą można nazwać zabicie nas, to wtedy tak. Mimo jego wielkich rozmiarów poruszał się dość szybko. Nie mieliśmy szans, aby go pokonać, więc biegliśmy dalej ile sił w nogach.
-To Piekielny Ogar, pochodzi z Hadesu-powiedział Logan.
-W takim razie to wszystko wyjaśnia-powiedziałam. Nie patrzyłam na niego, ale byłam pewna, że miał pytający wyraz twarzy.
-Jakby Ci tu powiedzieć, pan podziemi za bardzo nas nie lubi-wyjaśniłam.
-Mówiąc za bardzo nas nie lubi, znaczy po prostu, że chce nas zabić, a szczególnie tę o to Nilę-powiedziała jeszcze Chloe.
-A no przecież, mówiłaś mi Chloe-powiedział. Potwór był coraz bliżej. Gwałtownie skręciliśmy w prawo i ukryliśmy się za drzewem. Wszyscy ciężko dyszeliśmy. Naszym jedynym planem była ucieczka.
-Zamierzasz całe życie uciekać?-usłyszałam w głowie głos ojca. Nie był już troskliwym tatusiem-Jesteś moją córką, powinnaś być odważna, stawiać czoła swoim problemom. Nie wykazałaś się na razie ani odwagą, ani inteligencją.
-No to patrz-odpowiedziałam w myślach. Wiedziałam, że Chloe nie pozwoli mi samej walczyć, musiałam użyć podstępu.
-Słuchajcie, musimy się rozdzielić, wtedy nie będzie wiedział gdzie biec i może odpuści sobie-powiedziałam.
-No wątpię, że odpuści-powiedziała córka Afrodyty.
-Musimy spróbować i tak nie mamy innego planu-poparł mnie Logan. Byłam mu wtedy bardzo wdzięczna.
-No dobra, każdy biegnie w innym kierunku-powiedziałam. Za nami było słyszeć ciężkie kroki. Nie mieliśmy dużo czasu.- Na trzy. Raz, dwa , TRZY- każdy pobiegł. Chloe prosto, Logan w prawo, a ja w lewo prosto na Piekielnego Ogara. Zamachałam się przed nim swoim mieczem.
-No dawaj, pokaż na ile cię stać i pobiegłam. Nie wiedziałam gdzie biegnę, ale najważniejsze, że z dala od reszty. „Pies” biegł za mną. Zobaczyłam przed sobą polanę. Pomyślałam, że to będzie idealne miejsce. Niestety potknęłam się o jakąś gałąź i wylądowałam na ziemi. Piekielny ogar przygwoździł mnie bardziej do ziemi, aż syknęłam z bólu.
-I na co mam niby patrzeć?-i znów mój ojciec. Złapałam miecz i wbiłam go w łapę potwora. Natychmiast ją zabrał. Niestety rozciął mi przy tym prawe ramię. Znów syknęłam. Rękaw koszuli szybko przesiąkł krwią. Mój przyjaciel ogarek, jak go potem nazwałam, szybko się pozbierał i znów rzucił się na mnie. Próbowałam utrzymać w ręku miecz. Nie miałam za wielkich szans na pokonanie go. Ale musiałam. Spróbowałam wbić mu miecz w pierś lecz on szybko odskoczył. Nasza walka wyglądała mniej więcej tak : ja machałam mieczem, próbując wbić go gdziekolwiek, a ogar odbiegał. Miał plan na początku mnie zmęczyć, a jak nie będę miała już sił, po prostu mnie zabić. Nie mogłam na to pozwolić. Też miałam plan, trochę szalony, ale mogło się udać. Pobiegła prosto na ogara, który nie spodziewał się tak samobójczego aktu. Stał on nieruchomo co umożliwiło mi wspięcie się na jego grzbiet. Skapnął się wtedy co chcę zrobić i próbował mnie zrzucić. Próbowałam się utrzymać, ale było to trudne zadanie. „Teraz albo nigdy”-pomyślałam i wbiłam miecz w kark Ogara. Usłyszałam krótki skowyt. Zeskoczyłam na ziemię i zrobiło mi się żal tej bestii. Wykorzystała jednak ona moją nieuwagę i pogłębiła pazurem ranę na moim ramieniu. Ogar zmienił się w złoty pył, a ja  upadłam na ziemię. Próbowałam uspokoić bicie serca. Podźwignęłam się na zdrowej ręce. Nie wiem czy to była prawda, czy już miałam zwidy, ale zobaczyłam przed sobą wilki i grupę dziewczyn w wieku tak od 12-15 lat, w srebrnych bluzkach. Nie widziałam nigdzie Chloe i Logana. Podeszła do mnie jedna z nich. Wyglądała na przywódczynie. Miała może 16 lat, błękitne oczy i mnóstwo piegów. Przestraszyłam się trochę. Zauważyła to ta dziewczyna.
-Mam na imię Thalia, jestem Łowczynią, córką Zeusa. Chcę ci pomóc, nie bój się mnie.-powiedziała.
- Gdzie są moi przyjaciele?-zapytałam szeptem, bo głośniej nie dałam rady. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
-Zupełnie jak twój brat, poświęcisz wszystko dla przyjaciół. Są bezpieczni, zaraz cię do nich zabiorę.-opowiedziała. -Nie bój się – powiedziała jeszcze Thalia. Popatrzyłam w jej oczy. Pokiwałam głową i zemdlałam.