Rozdział 10
Nila
Nic mi się
nie śniło. Niepokoiło mnie to, ale przynajmniej nie budziła się w środku nocy,
bo widziałam jak ktoś kogoś zabijał. Po przespaniu całej nocy i spożyciu
ambrozji czułam się jak nowo narodzona. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w
którym się znajdowałam. Był to mały pokoik ze ścianami w kolorze błękitu, z
oknem na morze. Obok łóżka stał stolik z lampką nocną i ramką ze zdjęciem.
Wzięłam do ręki i przyjrzałam się temu, co na nim było. Uśmiechał się do mnie
Remus wraz z reszta rodziny. Mimowolnie sama się uśmiechnęłam. Zazdrościłam mu
tego, że ma rodzinę, ma bliskie osoby, które obchodzą się jego losem.
Usłyszałam kroki na zewnątrz wiec odłożyłam ramkę na miejsce. Kiedy zabrałam
rękę do pokoju wszedł Remus ze szklanką soku i kanapką. Miał rozczochrane włosy
jakby dopiero wstał, wyglądał rozkosznie, może i pociągająco. -I jak się spało,
księżniczko? - zapytał się i wyszczerzył zęby. Podszedł do łóżka, położył tacę
na stoliku i położył mi się na nogach. Mimo że było mi trochę ciężko i krew nie
dopływała do nóg to podobało mi się to. Wciąż nie mogłam pojąć tej otwartości
Włochów. Uśmiechnęłam się do niego. -Wyśmienicie, a Tobie jak? - tylko z
grzeczności zapytałam, wcale mnie to nie obchodziło. -Bez ciebie było strasznie
nudno - uśmiechnął się łobuzersko. Wyciągnęłam za głowy poduszkę i walnęłam go
w głowę. Należało mu się. Kiedy zabrałam poduszkę, chłopak wstał i skrzyżował
ręce na piersi. Podniósł jedną brew, co wyglądało dość komicznie zważywszy, że
miał jeszcze przekrzywione okulary. Stał z poważną miną i patrzył mi się prosto
w oczy. - Wiesz, że będziesz musiała ponieść konsekwencje tego co zrobiłaś? I
to poważne - powiedział. Nie wiedziałam, o co mi chodzi, do póki nie sięgnął po
poduszkę. Rzucił ją we mnie, ale szybko schyliłam się i poduszka walnęła w ścianę.
Tym razem ja rzuciłam, ale niestety złapał ją i odrzucił i tym razem trafił.
Wstałam i stanęłam na nogach. Spojrzałam na siebie. Ubrana byłam w jakieś inne
ubrania, białą bluzkę i szare spodenki. Próbowałam sobie przypomnieć kiedy się
przebrałam, ale nic takiego nie kojarzyłam. Jak nie ja się przebrałam, to
znaczy że ktoś to zrobił. Spojrzałam pytająco na Remusa. Chyba zrozumiał
pytanie i już otwierał usta aby coś powiedzieć, ale wtedy ktoś zapukał do
drzwi. Powiedzieliśmy jednocześnie "proszę" i do pokoju weszła mama
chłopaka. W ręku trzymała jakieś ubrania. Popatrzyła na mnie i lekko się
uśmiechnęła. - Oo widzę, że już lepiej się czujesz - powiedziała - Aaa i
przebrałam cię kiedy spałaś, nie martw się, Remusa przy tym nie było -
popatrzyła na mnie życzliwie. Odetchnęłam z ulgą. -Bardzo dziękuję za pani
pomoc - uśmiechnęłam się - to chyba ja już pójdę, gdzie jest moje stare
ubranie? - Było mocno podziurawione i nie nadawało się już do niczego. Mam dla
ciebie nowe ubrania - podała mi kupkę ubrań - a co do twojego pobytu to
pogadamy później. Teraz muszę iść do pracy a dzieci do szkoły. Do zobaczenia
Nila - powiedziała i wyszła z pokoju. Zapomniałam, że trwa jeszcze rok szkolny.
Nigdy nie chodziłam do takiej normalnej szkoły. Kiedy byłam w domu dziecka lekcje
odbywały się w ośrodku, więc coś tam umiałam. Remus też pożegnał się ze mną. -
Do zobaczenia, spróbuj nie zginąć - powiedział z przekąsem i zamknął za sobą
drzwi. "Spróbuj nie zginąć "Taa łatwo powiedzieć. Przypomniało mi się
jak to samo powiedziała do mnie Chloe w San Diego. -Chloe - powiedziałam cicho.
Zastanawiałam się co teraz robi, czy dotarła do obozu, czy też myśli co teraz
robię. Znając ją pewnie nic ją nie obchodzi co się ze mną dzieje. Mimo że była
czasem ostro wkurzająca, tęskniłam za nią, za jej docinkami. Nie żadnych
planów, bo nawet nie wiedziałam, od czego zacząć poszukiwania rodziny.
Wiedziałam tylko jak nazywa się moja matka i tyle. Przecież Włochy są duże,
niekoniecznie musiała mieszkać akurat tu. Nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić
postanowiłam przejrzeć ubrania. Były to wygodne ubrania, takie młodzieżowe.
Wybrałam krótkie dżinsowe spodenki i kremową bluzkę na ramiączka. Z takimi
ubraniami poszłam w poszukiwanie łazienki. Na szczęście była obok. Spojrzałam w
lustro. Nie miałam worów pod oczami, a twarz miałam wypoczętą. Wzięłam szybki
prysznic, rozczesałam te moje włosy, założyłam nowe ubranie i wyszłam z
łazienki. - I co teraz mam do roboty? - i jak na zawołanie usłyszałam obok mnie
szczekniecie. Spojrzałam w dół. Przy mojej stopie stała jakaś włochata brązowa
kulka. Schyliłam się i zobaczyłam, że to mały piesek, chyba shih - tsu. Miała
różową obróżkę, a na głowie kucyk. Wyglądała słodko. Podrapałam ją za uchem i
chyba jej się spodobało, bo zaczęła się łasić. -Słodka jesteś, wiesz? - powiedziałam.
Piper
(Wydarzenie z dwóch tygodni w przód)
Teraz byłam już
pewna że to wszystko dzieje się teraz, i to dosłownie już, oni już tu są
od dwóch tygodni. Muszę wiedzieć coś więcej, zwlekałam z ty ale jutro
przybywają Rzymianie. Elizabeth, wiem że ona wie więcej niż mi powiedział, choć
i tak byłam tego pewna, ale nie wiedziałam jak ją zmusić do gadania.
- Piper!-
Otrząsną mnie męski głos, zwróciłam się kuniemu, była tak zamyślona że poznałam
że to Jason mnie woła.- Gdzie ty tak biegniesz?- Był już blisko ale wiedząc że
to on zawróciłam się na piecie i ruszyłam w stronę kwatery naszej wyroczni.
- Rzymianka i
Grek przybyli, mówiłam ci - zaczekałam aż zrówna ze mną zrówna.- pamiętasz o
czym ci ostatnio powiedziałam.- Skiną głową
- Ale to było z
jakieś dwa tygodnie temu.- Zatrzymał mnie.- Chcesz dowiedzieć się czegoś o
nich, bo jutro przyjeżdzają Rzymianie? Wiec chcesz się spytać czy nie wie
czegoś o tym wszystkim.
O tym co zdarzało mi się widzieć na katopris
zawsze mu mówiłam ale o tym co się ostatnio
wydarzyło z Elizabeth nie po wiedziałam nawet jemu. Nie chciałam go okłamywać,
więc dzięki bogom sam stworzył wersje wydarzeń.
- No
właśnie,- Z irytacją za dałam mu
pytanie.- czy kiedykolwiek katopris pokazał mi coś miłego.
- Yyyy raczej
nie.- Patrzył się na mnie jak na idiotkę, ma racje te pytanie takie było ale i
tym samym wszystko tłumaczyło, i on po chwili się spostrzegł.- Rozumiem,
uważasz że oni są czymś nie miłym, ale no..... czym? Sądzisz że mogą być no nie
wiem wrogami czy coś.
- Nie, raczej
nie, wiemy jeszcze to że z nimi szła córka Posejdona lecz ''rozmyśliła się'' i
postanowiła zwiedzić sobie Włochy.
- No to teraz
już nie rozumiem, skąd wiesz że nie są problemem.- Był wyraźnie zakłopotany,
musiałam mu to wytłumaczyć a to oznaczało że wyjdzie na jaw że nie powiedziałam
mu o ostaniej sytuacji, przez co zapewne będzie na mnie zły.
- Tak tylko mi
się wydaje, więc chcę porozmawiać z Elizabeth.- To nie była prawda gdy
przyszłam do niej jakiś czas temu, tak
wiem że nie można od tak nagle tam przychodzić, i w sumie to pewnie dla tego
się dowiedziałam o tych paru informacjach, była w trakcie malowanie trzeciego
obrazu, na pierwszym były dwie dziewczyny walczące w Erynią, jedną z nich była
Chloe ta sama którą widziałam na sztylecie, a druga to pewnie Nila, na
kolejnym, odrobinę bardziej dziwnym była indianka miejąca szaleńczy uśmiech i
straszniejsze szaleństwo o oczach, stała w porcie podczas sztormu, i to na
pewno nie w Stanach Zjednoczonych. Ale ten ostatni był jeszcze gorszy,
to raczej nie był
efekt końcowy tego obrazu i barw też nie
było, oprócz krwi, widać było tylko białego, może lekko szarowatego, ptaka we
krwi, przebitego na wylot włócznią, gdy mnie zobaczyła szybko zakryła obrazy.
Powiedziałam jej o Chloe i zapytałam o to co namalował, a ona wytłumaczyła mi
dlaczego ja nie powinnam tego widzieć i inni również, powiedziała że nawet
bogowie nie zdradzają całej przyszłości, tak i ona nie może mówić wszystkiego,
nawet jako wyrocznia. Teraz gdy oni tu są i to wszystko się zaczęło chcę usłyszeć
przepowiednie, która jest przygotowana dla mnie. Sądząc po tym ostatnim
obrazie, jakaś jest.
- No to idziemy
razem no nie.- Uśmiechną się do mnie, po czym ruszył przed siebie.
- Nie-
Zatrzymałam go, może zbyt oschłym tonem, bo odwrócił się wyraźnie zaniepokojony.
Zapewne chciał się już zapytać ''Dlaczego'', lecz ja usiłując zabrzmieć
naturalnie uśmiechnęłam się, po czym dodałam.- Chcę z nią porozmawiać nie tylko
o tym, to również moja przyjaciółka.
- No dobra.-
Jason odparł z niesmakiem, więc wspięłam się na palce, i dałam mu całusa, po
czym odszedł. A zza pleców u słyszałam głos dziewczyny.
- Grrrr jesteś
za ciekawa- Odwróciłam się i ujrzałam jej strapioną minę.- Ale jak chcesz.
Po tych słowach rozpoczęła się standardowa
procedura. Po tym jak uleciał zielony dym przemówiła nie swoim głosem:
A może dawna zmora powróciła?
Wątpliwości zdrada rozwieje, tego co w
herbie ptaka zdrajca nadzieje.
Wojna odłożona będzie, lecz co się nie
odwlecze to nie uciecze.
Śmierć podziwem się stanie,choć oszustem na
wybawienie
pozostawionym
zostanie.
I do ciebie wybory te należeć będą, zażegnać
spory lub się pożegnać.”
Przeszły mnie ciarki. Zielona mgła już
opadła, a Elizabeth się ocknęła. Minę miała smutną a słowa skierowała do mnie.
- Nic więcej
nie mogę ci powiedzieć.
Niczego więcej nie potrzebowałam. Zabrzmiał
dźwięk gongu, co o tej porze oznaczało kolację. Udałyśmy się więc razem w
stronę jadalni, żadna z nas nie zamieniła nawet słowa. Przejmowało mnie to i
wiedziałam że będzie mnie o to męczyć Jason, a ja naprawdę dziś nie mam ochoty
o tym mówić, nie dziś.
Nila
Zwiedziłam
trochę mieszkanie Remusa. Nie miałam żadnych planów, co robić. Założyłam buty i
wyszłam z mieszkania. Była może godzina 8 rano, czyli ludzie są w pracy albo
właśnie tam jadą, więc nie było zbytniego ruchu na ulicach. Postanowiłam
zwiedzić okolicę. Chodziłam wąskimi uliczkami i podziwiałam uroki Włoch. Małe
uliczki, kwiaty na balkonach, starożytna architektura, ludzie, którzy wciąż się
uśmiechają. Podeszłam do targowiska z owocami. Wszystko wyglądało przepysznie,
soczyste arbuzy, słodkie melony, orzeźwiające pomarańcze. Sprzedawca był taki
miły, że dał mi kawałek arbuza. Był przepyszny. Chodziłam wciąż po mieście, aż
doszłam do portu. Morze było nadzwyczaj spokojne. Przypomniałam sobie, po co tu
przyjechałam. Chciałam dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie. Kiedy wypływałam
z NY sądziłam, że jakoś dam radę znaleźć, choć wskazówkę, a teraz nie mam
żadnej nadziei, że coś znajdę. Powinnam wrócić do Stanów i dojść w końcu do
tego głupiego Obozu Herosów. Ale nie chciałam, wciąż byłam zła na Posejdona i
nie zamierzałam być mu posłuszna. Ma przecież swojego kochanego syneczka,
mojego obrzydliwie cudownego „braciszka”. Po co Posejdonowi dziecko, które nie
chce robić tego, co mu każą. Dziwię się, że mnie uznał. Niektórzy bogowie nie
przyznają się do swoich dzieci, czemu ze mną tak nie było. O ile życie byłoby
lepsze. Popatrzyłam na tatuaż na ręce, z czterema „kreskami” i symbolem
Posejdona – Neptuna. Przypomniały mi się te całe cztery lata spędzone w Obozie
Jupiter. Rzymski odpowiednik pana mórz, nie cieszył się powodzeniem i
szacunkiem. No dobra szacunkiem może tak, ale tylko z powodu strachu. Czemu ja,
niech ktoś mi w końcu odpowie na to pytanie! Byłam mocno wkurzona. Szybko minął
mi dobry humor, który został zastąpiony gniewem. Zeszłam na plażę kopiąc leżące
mi na drodze kamienie. Zdjęłam buty i stanęłam bosą stopą na piasku. Był
drobny, ciepły, a stopa szybko się zagłębiała coraz głębiej. Ruszyłam wolnym
krokiem w kierunku morza. Szum fal i słony zapach wody trochę mnie uspokoił.
Zanurzyłam stopy w wodzie. Od razu czułam się pełna sił, czułam że mogę zrobić
wszystko. Spojrzałam w dal, przed mną rozciągało się turkusowe morze.
Zastanawiałam się, co robi teraz Chloe i Logan. Ruszyłam wzdłuż brzegu. Bryza
rozwiewała mi włosy, w nozdrzach i ustach czułam sól. Byłam spokojna. Chyba
jestem jak może, w jednej chwili jestem niespokojna, rozwścieczona jak sztorm,
a za chwilę uspokajam się. Szłam tak nie wiem ile. Kilku chłopaków wołało coś
do mnie. Kiedy się do nich odwróciłam uśmiechnęli się do mnie i zaczęli machać,
aby do nich podejść. Może byli przystojni, jak to Włosi, opalenie, umięśnieni z
ciemnymi włosami, ale nie skorzystałam z ich towarzystwa, wolałam być sama.
Krzyknęłam do nich, że może innym razem, a oni, że trzymają mnie za słowo.
Zaczęłam się lekko śmiać. Ruszyłam dalej przed siebie. Nie odczuwałam zmęczenia
ani upływu czasu. Nawet nie zauważyłam, kiedy wpadłam na kogoś. Podniosłam oczy
i spojrzała w orzechowe tęczówki chłopaka, do którego nie wiem co czułam.
Jeszcze.
Remus
W szkole jak
zwykle się nudziłem. Po co komu matma albo historia. Wciąż myślałem o Nili.
Niby zwykła dziewczyna, ale jakoś przykuwała moją uwagę. Kiedy patrzyłem w jej oczy
to tak jakbym patrzył w jej duszę. Chyba prawdziwe jest stwierdzenie, że oczy
są zwierciadłem duszy. Ostatnia była historia, więc liczyłem minuty do dzwonka.
Jako że jestem herosem, trudno mi było siedzieć spokojnie. Kręciłem długopisem
w rękach, kiedy zadzwonił dzwonek. Pomyślałem „wolność”. Wyszedłem z Sali wraz
z moim przyjacielem Pablo. Też jest herosem, synem Nike, bogini zwycięstwa. Był
mniej więcej mojego wzrostu, miodowe oczy i blond włosy. Poznałem go, kiedy
miałem z 7 lat? Nie pamiętam dokładnie. No, więc wracając do mojego
przyjaciela, mieszkał on 3 domy dalej.
-Matko,
myślałem, że nie dożyję do końca lekcji – powiedział przewracając oczami.
-Nooo. Nie wiem
jak można kazać nam aż tak cierpieć – odpowiedziałem. Zaczęliśmy się śmiać. Czasem
zdarzało nam się porozumiewać bez słów.
-No Remi, masz
kogoś na bal? – zapytał się mnie Pablo.
-Ile razy mam
mówić, że masz mnie nie nazywać Remi? – jak ja nienawidzę jak tak do mnie mówi
– Nie jeszcze nie mam, a ty?
- Też nie, ale
jakoś sobie poradzimy. Która może nam odmówić?
-Mi żadna,
tobie, hmmm każda – wyszczerzyłem do niego zęby. Trochę się chyba wkurzył, bo
walnął mnie w ramię. – Oj tylko żartowałem.
-Ty może ta
dziewczyna, którą wczoraj uratowałeś by z tobą poszła? – rano opowiedziałam mu
całą historie jak poznałem Nilę.
-No nie wiem,
nie wiadomo czy zostanie u mnie do tego czasu.
-Ale musisz
mnie z nią zapoznać.
-No oczywiście,
ale może się ciebie przestraszyć – zaczęliśmy się głośno śmiać. Szliśmy wzdłuż
brzegu. Wpatrywaliśmy się w morze. Nagle zauważyłem dziewczynę o ciemnych
włosach, która szła w naszym kierunku. Była za daleko, aby nas rozpoznać.
Wskazałem palcem w jej kierunku.
-Widzisz ją ? –
zapytałem się Pablo. Ten kiwnął głową, że tak – to jest właśnie Nila.
-No całkiem,
całkiem – walnąłem go w bok – Ałł, to bolało. No dobra, bardzo chciałbym ją
poznać, ale muszę spadać. Trzymaj się – i ruszył w miasto. Ja za to ruszyłem w
kierunki Nili. Szła zamyślona, nawet nie zauważyła mnie do póki na mnie nie
wpadła. Uniosła oczy do góry i znowu ujrzałem te piękne oczy. Może nie była ona
taka jak modelka, ale była ładna. Jako że jestem Włochem, jestem dość
impulsywny, najpierw coś robię, a potem myślę. Nachyliłem się nad nią, chciałem
pocałować ją, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się. „Remus, co ty robisz” –
zganiłem się w duchu. Czy taka osoba jak Nila, mogła aż tak ci namieszać w
głowie. Uśmiechnąłem się do niej.
-No hej, jak
tam? – zapytałem się, próbując kryć to co przed chwilą chciałem zrobić. Ona
lekko się uśmiechała i zaczęła opowiadać, co robiła cały dzień. Naszedł mnie
pewien pomysł.
-Wiesz co, może
pomogę ci z walką? Nauczę cię kilku pchnięć, obrony i itp.. Co ty na to ? –
zapytałem się jej.
-Jakbyś mógł,
byłabym ci wdzięczna – uśmiechnęła się do mnie szczerze. Chyba zakochałem się w
jej uśmiechu, może nie tylko w uśmiechu. Od razu ruszyliśmy ćwiczyć. Poszliśmy
za mój dom, bo tam nikt nas nie widział.
-Dobrze, więc
masz jakąś broń ? – zapytałem się. Jak na zawołanie zdjęła z włosów niebieską
spinkę. Parsknąłem śmiechem. Nila uśmiechnęła się do mnie i zaraz trzymała w
ręku miecz. Wytrzeszczyłem na nią oczy.
-Ale jak ,
pytam się jak?!
-A tak, raz
spinka, a raz miecz. Później ci to wytłumaczę, teraz ćwiczmy.
Zaczęliśmy
ćwiczenia. Najpierw takie proste, ale z każdym dniem coraz lepiej jej szło,
więc podniosłem poziom trudności. Kilka razy złapałem się na tym, że patrzę na
nią, kiedy nie musiałem. Kiedy patrzyłem w jej oczy, nie myślałem o niczym, chciałem
tylko tak stać i patrzeć. Niestety odwracała wzrok. Zbliżał się koniec roku i
bal, a ja nie miałem z kim iść. Nawet Pablo znalazł sobie kogoś. Pewnego dnia,
uznałem że wystarczy już takich intensywnych treningów.
-No, sądzę że
już nie dasz się tak łatwo zabić – uśmiechnąłem się do niej. Ona zmarszczyła
brwi.
-Czemu wszyscy
chcą mnie zabić?
-To ty nie
wiesz? – zdziwiłem się. Spojrzała na mnie uważnie.
-Ja nie, ale ty
najwyraźniej tak, więc mów – zagroziła mi.
-Nie mogę –
powiedziałem. Kiedy skończyłem Nila szybko natarła na mnie i przyłożyła mi
miecz do gardła.
-Natychmiast
mów – powiedziała to z taką desperacją, że musiałem złamać słowo mamy.
-No więc, po II
wojnie światowej, wielka trójka zawarła porozumienie, że nie będą mieć więcej
dzieci, bo są za silne. Posejdon złamał przysięgę, czego przykładem jesteś ty i
prawdopodobnie jego bracia, chcą cię tak jakby zgładzić, ale nie mogą osobiście
i wysyłają swoje sługi. Teraz już wszystko wiesz – powiedziałem. Nila przez
cały czas uważnie na mnie patrzyła. Kiesy skończyłem schowała twarz w dłoniach
i zaczęła płakać. Objąłem ją i próbowałem ją pocieszyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz