Nila
Przez całe życie byłam sama, nie miałam nikogo bliskiego, oprócz Chloe oczywiście. A tu nagle takie coś.
-Jestem twoją babcią – powiedziała kobieta. Zszokowała mnie ta informacja.
-Przepraszam, to chyba jakaś pomyłka – uwolniłam się z objęć staruszki i poszłam w kierunku miasta. Nie chciałam znowu się rozczarować. Kobieta poszła za mną. Nie szłam szybko, więc mnie dogoniła.
-Twoja matka nie żyje, miała na imię Giovanna, twoim ojcem jest Posejdon i masz 17 lat – powiedziała staruszka. No dobra teraz w to uwierzyłam.
-Naprawdę? – chciałam się upewnić. Pokiwała głową. Uśmiechnęłam się do niej.
-Cieszę się, że w końcu znalazłam kogoś z rodziny – i przytuliłam swoją babcie. Kiedy odsunęłam się, zobaczyłam że w kącikach jej oczy gromadzą się łzy. Też byłam wzruszona, ale postanowiłam, że nie będę płakać. Znalazłam w końcu rodzinę i co teraz?
-Chodźmy do mnie, opowiem ci wszystko – powiedziała. Zgodziłam się i poszłyśmy do jej domu. Nie znajdował się on daleko. Był urządzony w starym stylu, ciężkie drewniane meble, staroświeckie drobiazgi, wielkie kanapy. Ogólnie mieszkanie było przyjemne, takie ciepłe, rodzinne. Po drodze dowiedziałam się, że babcia ma na imię Clara, mieszka sama. Kiedy weszłyśmy zaprowadziła mnie do salonu, zaproponowała szklankę soku, na co się zgodziłam i poszła do kuchni. W tym czasie przyjrzałam się bliżej pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Zobaczyłam na komodzie ramki ze zdjęciami, więc wstałam i poszłam tam. Na pierwszym zdjęciu była młoda para. Była to chyba moja babcia i dziadek. Kobieta ubrana była w przepiękną długą, białą suknię, z welonem na głowie. Miała takie same włosy jak ja, no może jaśniejsze, ale tak samo gęste i długie. Stojący obok mężczyzna stał w mundurze marynarskim, więc był zapewne marynarzem. Oboje się do mnie uśmiechali. Na kolejnym zdjęciu stała młoda dziewczyna, tak w moim wieku, może rok starsza. Na początku pomyślałam że to ja, ale była to moja mama. Miałam takie same rysy twarzy, kształt oczu, włosy, figurę. Jedyne co nas różniło to kolor oczu, ja miałam morskie, a ona błękitne, wpadający w szary. Była ubrana w miętową sukienkę i uśmiechała się. Szkoda że nigdy jej nie widziałam. Na następnym zdjęciu były trzy osoby. Moja mama, trochę starsza, ale wciąż uśmiechnięta, na rękach trzymała małe dziecko, czyli mnie. Był to rozczulający widok. Wtedy popatrzyłam na ostatnią osobę na fotografii. Był to nie kto inny, jak mój ojciec, Posejdon. Zdziwiłam się, że zapozował do fotografii. Może się co do niego pomyliłam? Nie miałam czasu się zastanowić, bo właśnie przyszła babcia ze szklanka soku. Usiadłyśmy wygodnie na kanapie. Poprosiła mnie, abym opowiedziała coś o sobie. Zgodziłam się, zaczęłam od mojego dzieciństwa w domu dziecka, następnie o obozie Jupiter, potem o drodze do New York i przyjazdu do Włoch. Opowiedziałam tez o Chloe, Loganie, Remusie. Babcia nie przerywała mi, tylko w skupieniu słuchała. Powiedziałam również o tym jak dowiedziałam się o matce. Kiedy skończyłam o tym mówić, odezwała się.
-Ale tak nie było – powiedziała – było zupełnie inaczej. Twoja matka chciała zostać wyrocznią, to prawda, ale Posejdon próbował powstrzymać ją, gdyż jest to bardzo niebezpieczne. Ale ona się uparła. Posejdon do ostatniej chwili próbował ją przekonać. Kiedy szła razem z tobą do Obozu Herosów, towarzyszył jej twój ojciec. Mama trzymała cię na rękach. Byłaś dla niej najcenniejszym skarbem. Dla Posejdona również. Chciał, żebyście wróciły do Włoch, bo w Stanach groziło wam większe niebezpieczeństwo. Po drodze wciąż nakłaniał ją do zmiany decyzji. W czasie drogi moja córka oddała cię na ręce Posejdona, a sama szła przodem. Skręciła w jakąś boczną uliczkę i tam zaatakowały ją Erynie, wysłanniczki Hadesa. Posejdon szybko do niej pobiegł, próbował ją ocalić, ale nie było szans. Ostatnimi jej słowami były : zaopiekuj się naszą córką. I odeszła – skończyła swoją historię. Przez cały czas trzymała mnie za rękę. Po wysłuchaniu jej, cały mój świat się załamał. Czyli Posejdon, nie jest taki zły jak myślałam. Pozostawił mnie na drugim końcu USA, tylko po to, aby mnie chronić. A ja wciąż uważałam go za morką świnię. I co ja mam teraz zrobić? Siedziałam tak może z kilka minut, patrząc na moje buty. Babcia coś jeszcze powiedziała, ale ja już nie słuchałam jej. W pewnym momencie podniosła się i poszła po szklanej szkatułki. Wyjęła z niej coś i przyszła z powrotem do mnie. Wzięła moją dłoń i włożyła mi coś do niej. Chciałam zobaczyć co to. Był to cieniutki łańcuszek, z małym serduszkiem. Na środku był maleńki diamencik w kolorze morza. Był przepiękny. Podniosłam wzrok na babcię. Patrzyła na mnie ze współczuciem.
-Należał do twojej mamy. Poprosiła Posejdona, żeby ci to dać, ale on oddał go mnie. Nie wiem czemu tak zrobił, ale teraz wrócił do właścicielki – powiedziała i zapięła mi go na szyi. Rzuciłam się z ramionami na nią. Wyszeptałam dziękuję. Rozmawiałyśmy jeszcze o wielu sprawach, kiedy dotarło do mnie, że jest już bardzo późno, 22. Już chciałam wyjść, ale przy wejściu zatrzymała mnie, wręczając małą paczuszkę.
-To coś dla ciebie, na pewno ślicznie będziesz w niej wyglądać – powiedziała. Podziękowałam i wyszłam. Do Remusa nie miałam daleko, no tak może z 20 min. Kiedy doszłam do jego domu, zobaczyłam że stoi przy drzwiach z psem jakby kogoś szukał. Uśmiechnęłam się do niego i pomachałam. Przez cały czas miał skupioną twarz, ale kiedy mnie zobaczył trochę się rozluźnił. Wyszedł mi na spotkanie. Kiedy byliśmy wystarczająco blisko, przytulił mnie. Czułam się w jego ramionach tak dobrze, wszystkie troski uciekły w dal. Zbliżył swoje usta do mojego ucha.
-Bałem się o ciebie – wyszeptał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Było to miłe, ze się o mnie tak martwi. Musiałam w tym momencie przyznać sama przed sobą, że zakochałam się w nim. Odsunęłam się od niego troszkę, ale tak żeby trzymał mnie wciąż w ramionach. Popatrzyłam w jego oczy.
-Jakby mi się coś stało, znalazłbyś sobie inną dziewczynę, lepszą – powiedziałam z przekąsem.
-Nie ma lepszej od ciebie – powiedział z uśmiechem na twarzy. Weszliśmy cicho do domu i każdy udał się do swojej sypialni. Ja dostałam ten sam pokój, w którym spałam pierwszej nocy. Położyłam paczkę na łóżku i otworzyłam ją. W środku była ta sama sukienka, którą miała na zdjęciu moja mama. Oraz fotografia jej. Podniosłam sukienkę do góry. Popatrzyłam na nią, była przepiękna. Usłyszałam za sobą gwizdanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Remusa.
-No ładna, ładna – powiedział – może założysz ją na bal?
-Jaki znowu bal?- zdziwiłam się.
-A no właśnie, pójdziesz ze mną na bal końcowo roczny? – zapytał się mnie.
-Oj nie wiem, czy będę miała czas dla ciebie – powiedziałam z żartem.
-Dla mnie nie znajdziesz czasu? – zbliżył się do mnie tak że dzieliły nas centymetry.
-Dla ciebie zawsze – powiedziałam z uśmiechem. Taka była prawda, dla niego zrobię nawet wszystko.
Chloe
Większość osób już się rozchodziło na ognisko. Nigdzie nie widziałam Logana, licząc że spotkam go na miejscu szłam sama. Przebiegła mi krótka myśl, czy jeśli i tak nie jestem obecnie sama, to czy nie pogratulować Annabeth świetnego planu, pogadać z Piper, tylko o czym. Skarciłam się szybko w duchu, i odrzuciłam tą myśl, co było zbędne jak się okazało.
- Hej czy to nie ty zatrzymałaś obronę Aresa.- Usłyszałam wołanie za sobą. Gdy się obróciłam dostrzegłam że wołała mnie Annabeth która trzymała z rękę Percy'ego, była z nim również moja siostra z Jasonem i Leo.
- Na bogów.- Zaczęła moja siostra, wskazując na policzek- Proszę powiedz że sama sobie tego nie zrobiłaś.
- Więcej wiary,-ktoś zza moich pleców ubiegł mnie w odpowiedzi.- jest naprawdę niezła, załatwiła Adama co może nie było wielkim wyczynem, omałoco nie pokonała mnie.- Zmarszczyłam brwi, zapewne robiąc miną jak by obją mnie w pasie seryjny morderca, bo Piper prychnęła i ruszyła mi z pomocą.
- No no wreszcie jakaś córka Afrodyty potrafi walczyć.- Odepchnęła Amadeusza i razem z jej przyjaciółmi w stronę miejsca ogniska. Byłam jej za to bardzo wdzięczna, choć nurtowało mnie jedno.
- Dlaczego wreszcie jakaś córka Afrodyty potrafi walczyć, a ty?- Spojrzała na mnie nie pewnie, znaczy wszyscy spojrzeli.
- Czekaj to ty serio pobiegłaś tam że pomóc Malkolm'owi, ej ale to również znaczy tyle samo że nie wierzyłaś w mój plan.- Oburzyła się córka Ateny.
- Spokojnie kochanie strategie przecież mają zaskakiwać.- Uspokoił ją Percy.- No a wracając do ciebie serio tobie chciało się walczyć.
- Po spędzeniu popołudnia wraz z moim rodzeństwem, nie dziwię się dlaczego to was zaskoczyło.- Zaśmialiśmy się, nie miałam im tego za złe i nie miała ochoty się fochać. Dotarliśmy na ognisko, a ja nigdzie nie widziałam Logana, i strasznie mnie nurtowało gdzie on do cholery jest. Wieczór był okej, dzieciaki od Apolla grały na instrumentach i śpiewały, pogodę tutaj regulował Chiron więc niebo było gwiaździste, ale ja spędziłam sama. Denerwowało mnie to a raczej niepokoiło więc szybciej niż reszta poszłam do domku numer dziesięć, po czym położyłam się na wyznaczonej wcześniej pryczy.
Koszmarów nie miałam chyba że Nile możemy zaliczyć do koszmarów. Pamiętam z niego tyle że przyłożyła jakiemuś chłopakowi w twarz po czym powiedział coś po włosku z tego co się orientuję. Czasem używała tego języka przymnie jak się na mnie zdenerwowała. A ja jestem na tyle bystra by posklejać fakty i domyślić się że ta zakręcona dziewczyna zwiała do Włoch. Będzie trzeba powiedzieć, tak przy okazji, naszym starszym obozowym by przestali jej tu szukać.
Obudziłam się w miarę wcześnie więc pierwsza byłam w łazience. Gdy z niej wyszłam parę osób słało już swoje łóżka a reszta wstawała. Po usłyszeniu gongu, którego usłyszeliśmy o siódmej, poszliśmy na śniadanie, na którym usłyszeliśmy plan dnia. Wyparzyłam Logana, wyglądał normalnie więc kosmici raczej mózgu mu nie wyssali. No ale weź spuść tego chłopaka z oka na moment to ci zaraz gdzieś zniknie. Wrzuciłam resztkę śniadania do paleniska, odwracam się a jego już nie ma. Znów zostałam sama, miała jeszcze sporo czasu do jakiegokolwiek treningu a więc usiadłam na oparciu ławki patrząc jak obozowicze grają w kosza. Moją samotną udrękę ktoś mi przerwał ale nie ta osoba, ba nie ten chłopak na którego liczyłam. Przede mną staną średniego wzrostu szatyn o atletycznej posturze ciała, Amadeusz syn Aresa, czy on się nie odczepi.
- Cześć Chloe, jak pierwsza noc w obozie?- Wspominając ognisko już chciałam powiedzieć samotnie, ale na szczęście w miarę szybko zrozumiałam jak by ty zabrzmiało.
- Normalnie.- Odpowiedz była zwięzła by dać mu do zrozumienia że nie mam ochoty z nim rozmawiać ale on tylko usiadł obok mnie, więc musiałam mu to jakoś klarowniej powiedzieć.- Nie masz jakiegoś treningu czy czegoś?
- Niestety mam.- Spojrzał na mnie uśmiechając się do mnie.- Chyba chcesz się mnie pozbyć, co?
- Nie po prostu raczej jestem już zajęta, a ty od wczoraj.....
- Raczej? To nie brzmi z byt pewnie, a zresztą nie widać tego- Przerwał mi.- prawda lubię cie bo jesteś inna niż reszta córek Afrodyty, ale bardziej jak przyjaciółkę.
Och a to już lepsza wersja naszej znajomości, a więc może nie jest takim dupkiem. Ale uświadomił mi że powinnam się chyba fochnąć na Logana, a może lepiej nie nasz ogólny status to chyba raczej ''to skomplikowane''. Zamyśliłam się nie zauważając że Amadeusz posyła mi pytające spojrzenie chyba się mnie o coś pytał ale ja nie słuchałam. Otrząsnęłam i już chciałam poprosić go by powtórzył lecz on zadał mi pytanie szybciej.
- Nie słuchałaś prawda?
- Nie.- przyznałam się bez bicia.-Przepraszam.
- Trudno, a więc teraz tak szybciej, Camile,- No bez przesady co ja mam być swatką!!- umika mnie a jak ją gdzieś już złapie, to robi się cała czerwona i mówi że musi gdzieś iść. Nie prosił bym cię o pomoc ale no ona jest tak nieśmiała że bez czyjejś pomocy nie mam szans.
- Aha czyli co ja mam zrobić.- Prawda sprawa była nie typowa i po wysłuchaniu całej historii bardziej mnie to rozbawiło niż zezłościło.
- Ej nie śmiej się- Zszedł z ławki i staną przede mną.- wymyśl coś, liczę ma ciebie jak na przyjaciółkę.
- No dobra pogadam z nią.
-Dzięki- Zaczą się oddalać.- lecę na trening.
- Pa, ej ale żeby nie było, ona ci się podoba.- Spojrzał na mnie i podniósł ręce pytając ''co!?''- Wy zawsze komplikujecie, i ostatnimi czasy mam dość spraw typu ''to skomplikowane''.- Zaśmiał się po czym odpowiedział na moje pytanie.
- Tak.
Znikną idąc w kierunku areny, a ja znów zostałam sama lecz tylko przez króciutką chwilę.
- Jakich skomplikowanych spraw.- Wystraszył mnie i o mało co nie spadłam z ławki, ale mnie złapał, a ja zobaczyłam wymuszony uśmiech Logana.
- Gdzie znikłeś?
- Ja?- Spytał się mnie za zdziwieniem ale raczej był to obrażony ton.
- No raczej nie ja, liczyłam że będziesz na ognisku, ale ciebie nie było a ja byłam sama, potem widziałam cię na śniadaniu, ale ty zaraz gdzieś zniknąłeś, więc łaskawie powiedz mi co się dzieje.
- Nic bitwie ty byłaś raczej zajęta a ja zmęczony więc udałem się od razu do swojego domku, no a teraz jestem tutaj, wcześniej raczej nie chciałem ci przeszkadzać.
- Jej brzmisz jak byś był zazdrosny.- Przewróciłam oczami, i dopiero teraz to do mnie dotarło. Szybko odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem na twarzy.- TY JESTEŚ ZAZDROSMY!!! Może troszkę za głośno to powiedziałam, bo w naszą stronę zwróciły się dwie dziewczyny, trudno. Chciałam już wybuchnąć śmiechem, ale przypomniało mi się jak Nila mi mówiła że może czasem nie mam umiaru, a dla niego szczególnie nie chciałam byś wredna i to chyba nie była odpowiednia sytuacja do nabijania się z Logana. Wiec powstrzymałam się śmiechu i …..... no i co ja miałam zrobić? Chyb wartowało by to wytłumaczyć czy coś.
- On poprosił mnie po prostu o pomoc, z z z no nieważne, ale nie żeby no.- Zaczęłam się plątać plątać więc postanowiłam zamilknąć i nadal powstrzymywać się od śmiechu.
- Daj już sobie spokój i po prostu mnie wyśmiej,- Podniósł na mnie wzrok uśmiechając się promiennie, a ja nie wybuchłam jeszcze śmiechem tylko dla tego by dać mu skończyć.- To mi się w tobie podoba.
Wybuchłam śmiechem, wplatając słowa jak '' nie wieże'' czy ''jesteś o niego zazdrosny'' i tak dalej. On też się śmiał ale zapewne nie tak głośno jak ja. Gdy już zaczęło mi przechodzić nachyliłam się do niego kładąc dłoń na jego policzku i pocałowała.
- Oj słodki jesteś.- Powiedziałam cicho patrząc mu w jego błękitne oczy.
- No dobra to teraz powiedz co za skomplikowana sprawa cię trapi?- Spytał siadając obok mnie.
- Oj- Westchnęłam.- Już żadna.
- To dobrze.- Uśmiechną się ale za chwilę na jego twarzy malowała się nie pewność.- Ej, ja, ja?!
- No ja od ciebie nie uciekałam.- Powiedziałam, a on tylko wzruszył ramionami i mnie obją.
Powiedziałam o śnie Percy'emu, o tym że Nili raczej nie ma w NY. Dowiedziałam się że Rzymianie będą za jakieś dwa tygodnie, a Nico powiedział że zjawi się tak jak oni, by wspólnie przedyskutować tą sytuację. Cały ten czas w porównaniu z całą podróżą i mieszkaniem w Obozie Jupitera był sielanką, choć aż tak mnie to nie cieszyło bo to mogło tylko oznaczać ciszę przed burzą.
Nila
Ostatnie dni mijały spokojnie. Spotkałam kilka razy babcię i rozmawiałyśmy o rodzinie. Powiedziała, że kiedy mama był mała, bardzo lubiła pływać statkiem wraz z moim dziadkiem. To chyba, dlatego Posejdon się nią zainteresował. A i co do niego to też zmieniłam opinię. Żałowałam teraz tych słów, jakie wypowiedziałam na jego temat. Powinnam wrócić do Stanów, ale tu była moja rodzina, był Remus. O właśnie, Remus. Oczywiście zgodziłam się z nim iść na ten bal. Nigdy nie byłam na żadnym balu i chciałam zobaczyć jak to wygląda. W tym czasie, kiedy Remus był w szkole, dorabiałam w pobliskiej kawiarni, więc mój budżet trochę się powiększył. Lubiłam tą pracę, poznałam wielu ludzi. Powoli przyzwyczajałam się do otwartości Włochów. Pomagałam również Remusowi przy lekcjach. Zbliżał się koniec roku, a co za tym idzie, też i egzaminy. Moja pomoc wyglądała tak, że robiłam mu notatki i przepytywałam go. Przy okazji i ja trochę się nauczyłam. Opowiedziałam mu o spotkaniu z babcią. Zawsze przed snem zastanawiałam się czy dobrze postąpiłam z Malką, powinnam ją przekonać do zmienienia punktu widzenia, tak jak robiła to Chloe ze mną. Musiałam przyznać, że tęskniłam za córką Afrodyty. Teraz miałam innych znajomych, Remusa i Pablo, który był przyjacielem syna Hefajstosa i był dzieckiem Nike. Był zabawny, miły, dobrze z nim się rozmawiało. Był przystojny, wysportowany, miły, czego chcieć więcej? Ale mi bardziej pasował Remus. Kiedy było mi smutno, potrafili mnie rozśmieszyć. W końcu przyszedł dzień balu. W nocy miałam dziwny sen. Stałam w długiej, białej sukni, podobnej do tej, którą nosiły kobiety w Grecji, pośrodku lasu. Rozejrzałam się, ale nikogo nie widziałam. Nagle zobaczyłam jakąś kartkę przyczepiona do drzewa. Podeszłam do niej. Była przyczepiona do drzewa przez miecz, znaczy miecz wbity w korę wraz z kartką. Kiedy wyjęłam miecz, poczułam ból w okolicach brzucha. Spojrzałam na suknie, która była teraz przesiąknięta krwią, w okolicach brzucha. Wiedziałam że jak wstanę, nic mi nie będzie, no miałam taką nadzieję. Przeniosłam wzrok na kartkę. Był na niej napisany tekst złotymi literami.
„Aby zmiana trwała, krew przelana,
Słowo dane, nie może być złamane.
Czterech herosów w walce polegnie
Albo zwycięstwo ich świat obiegnie.
Bóg strapiony, przez braci potępiony,
Trudny wybór stawi i przed nim syna postawi.
Nazywany przyjacielem, stał się burzycielem,
Przymierze w starym świecie,
Tymczasowy kres przyniesie.”
Kiedy przeczytałam ostatnie zdanie, kartka rozpadła się na tysiąc małych kawałków, a ja się obudziłam. Nie miałam pojęcia, co to miało znaczyć, ale na pewno nic dobrego. Wyglądało mi to na przepowiednie, czy coś takiego. Nie zamierzałam psuć sobie humoru, więc nie zagłębiałam się w przemyśleniach o śnie. Bal miał być o 17, więc miałam sporo czasu. Nie wiedziałam, w czym pójdę. Wyszykowałam się do pracy i wyszłam. Jak zwykle przygotowywałam kawę, herbatę, obsługiwałam klientów i zabawiałam rozmową. Dzień szybko mi minął i wróciłam około 15 do mieszkania. Skierowałam się prosto do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, owinęłam się ręcznikiem i spojrzałam w lusterko. Zobaczyłam w nim młodą dziewczynę o dużych morskich oczach i ciemnych kręconych włosach. Uśmiechała się do mnie. Przez ostatni czas trochę się opaliła i wysmuklała. Patrzyłam na samą siebie. Zmieniłam się trochę, nie tylko z wyglądu, ale i z zachowania. Wyszłam z łazienki i poszłam do swojego pokoju. Stanęłam przed szafą z ubraniami. W czasie swojego pobytu tutaj kupiłam parę ciuchów, ale nic nie było odpowiedniego na taką okazję. Tak myślałam. No chyba, że na bal chodzi się w szortach i podkoszulku. Stałam tak przed szafą w samej bieliźnie chyba z jakieś 30 min. Wtedy przypomniało mi się coś. Zaczęłam przewracać ubrania.
-No gdzie to jest? Gdzie? – mówiłam sama do siebie. W końcu znalazłam. Trzymałam w ręku miętową sukienkę do kolan bez ramiączek.
-Powinna pasować, na taką okazję – uśmiechnęłam się pod nosem. Założyłam sukienkę. Pasowała idealnie. Usiadłam na krześle przed lustrem i zastanawiałam, co zrobić z twarzą. Rzadko kiedy miałam na twarzy makijaż, najczęściej zapominałam o tym albo po prostu mi się nie chciało. Ewentualnie wytuszowałam rzęsy i tyle. Nie dbałam o urodę. Nie miałam dla kogo. Ale teraz musiałam coś zrobić. Wyjęłam tusz do rzęs i nałożyłam go na rzęsy. Wzięłam jeszcze niebieski cień do powiek i nałożyłam na oczy. Jeszcze malinowy błyszczyk na usta. Miałam dość wyraziste usta, więc nie musiałam używać szminek czy coś, wystarczał błyszczyk. Spojrzałam na swoje odbicie. Nie miałam mocnego makijażu, ale i tak podkreślał moja urodę. Założyłam małe kolczyki w kształcie muszelek. Wisiorek, który dostałam od babci ,nigdy nie zdejmowałam, więc i teraz miałam go na sobie. Spojrzałam na zegarek. Była 16:30, czyli akurat się wyrobiłam. Wstałam i poszłam na dół. Przy schodach czekał na mnie Remus. Ubrany był w czarny garnitur i białą koszulę. Wyglądał pociągająco. wygładził włosy, ale nie wyszło mu to za bardzo. Zapatrzyłam się na niego i nie patrzyłam jak idę. I jak to ja, potknęłam się i o mało nie zaliczyłabym gleby, gdyby nie złapał. Uśmiechnął się do mnie, a ja zaczerwieniłam się na twarzy.
-Czy ja muszę być taką niezdarą?
-Ale w twoim przypadku jest to słodkie – powiedział. Nasze twarze znajdowały się w odległości z jakieś 5 centymetrów, więc czułam jego oddech na swoim policzku. Kiedy był dla mnie przyjacielem, czułam się swobodniej w jego ramionach. Ale od pewnego czasu, czułam pewne skrępowanie. Nie chciałam zrobić nic nieodpowiedniego, wcześniej nie przejmowałam się tym jak się przy nim zachowuję, rozluźniałam się przy nim, a teraz byłam dziwnie spięta. Wstałam o własnych nogach. Przed wyjściem zatrzymała nas mama Remusa.
-Czekajcie, zrobię wam pamiątkowe zdjęcie – powiedziała trzymając w ręku aparat. Ustawiliśmy się, a ona zrobiła zdjęcie. Życzyła nam dobrej zabawy. Wyszliśmy i udaliśmy się do jego szkoły. W czasie drogi trochę rozmawialiśmy.
-Mam takie pytanie – powiedział nagle chłopak. Ruchem głowy zachęciłam, żeby mówił dalej.
– Czy nie powinnaś wrócić do New York? Jak dowiedziałaś się, że twój ojciec robił wszystko dla twojego dobra, to może powinnaś pójść do tego Obozu – powiedział patrząc mi w oczy. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
-Czy ty chcesz się mnie pozbyć? – zapytałam się patrząc na niego wyzywająco. On uniósł ręce w geście poddania.
-Nie o to mi chodziło. Sądzę, że powinnaś posłuchać ojca i pójść do tego Obozu, a ja chętnie poszedłbym z tobą – uśmiechnął się do mnie.
-No chyba że, ale na razie nie zamierzam nigdzie wracać – kończąc to zdanie, weszliśmy na teren szkoły. Bal odbywał się na boisku szkolnym. Na środku było miejsce do tańczenia, a naokoło postawione były stoły z różnymi przekąskami. Usiedliśmy na swoich miejscach i zaraz przyszedł do nas Pablo razem ze swoją partnerką, Christiną. Na początku była mowa dyrektora, na temat zakończenia roku szkolnego, o bardzo dobrych wynikach w nauce i itp. Potem zaczął się bal. Młodzież wyszła za stołów i ruszyła na „parkiet”. Patrzyłam jak tańczące pary obijają się o siebie, jak sukienki dziewczyn kręcą się w czasie tańca. Nagle zauważyłam przed sobą rękę. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Remusa.
-Zatańczysz? – zapytał się z pełną elegancją.
-Ale ja nie umiem tańczyć – powiedziałam. Nie wiem czy umiem tańczyć, nigdy nie miałam do tego okazji.
-Na pewno umiesz, no chodź – i złapał moją rękę i zaciągnął na parkiet. Na szczęście na razie były dość szybkie piosenki. Nie szło mi najgorzej, bo nie trzeba mieć tam określonych kroków. Kłopot był kiedy puścili wolną piosenkę.
-Sorki, ale do tego to ja nie zatańczę – przeprosiłam chłopaka i chciałam już odejść, kiedy złapał mnie za rękę.
-Ale to ja prowadzę, nie ty więc będziesz robić to co ja ci karzę – powiedział, szczerząc się do mnie. Położyłam jedną rękę na jego ramieniu, drugą złapałam jego dłoń tak jak mi kazał. On zaś swoją rękę położył mi na talii. Pokazał mi kilka kroków. Nie były trudne, więc szybko się nauczyłam i zaczęliśmy tańczyć. Przez cały czas patrzyłam pod nogi, żeby nie pomylić kroków. Remus podniósł dłonią moją głowę, tak że patrzyłam w jego oczy.
-Nie patrz w dół, tylko na mnie – powiedział. Przestałam patrzeć na stopy i udało mi się nie pomylić kroków. Po skończonym tańcu, chłopak lekko się ukłonił, co przyjęłam cichym chichotem. Tańczyliśmy jeszcze przez kilka tańców. Potem poszliśmy coś zjeść. W pewnym momencie podszedł do mnie jakiś wysoki chłopak. Był atletycznej budowy, czarne włosy, nie przyglądałam się mu bliżej. Zaprosił mnie do tańca. Spojrzałam na Remusa, miał niepewną minę, ale pokiwał głową na znak zgody. Wstałam i poszłam z chłopakiem na parkiet. Położył dłonie na moich plecach, a ja na jego barkach. Zaczęliśmy tańczyć, a on coraz bliżej się do nie przysuwał. W pewnym momiecie, poczułam że jego ręce zniżyły się za mocno w dół. Odsunęłam się od niego trochę i spojrzałam na niego podejrzliwie. Ten wyszczerzył do mnie zęby i przybliżył twarz do mojej.
-Pokaż, na co cię stać – powiedział szeptem i musnął wargami mój policzek. Tego było za wiele. Próbowałam się odsunąć od niego, ale za mocno mnie trzymał. Próbował pocałować mnie w usta, ale odsunęłam twarz. Był coraz bardziej napastliwy i na za dużo sobie pozwalał. Spoliczkowałam go, znaczy próbowałam to zrobić, ale on był szybszy i złapał moją rękę i nie miałam się już jak bronić. Nachylił się, a ja zamknęłam oczy. Nagle poczułam, że mam wolne ręce. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że chłopak leżał na ziemi. Przed mną stał Remus z podwiniętymi rękawami. Wyglądało na to że syn Hefajstosa uwolnił mnie od tego typka, który właśnie się podnosił. Remus chciał jeszcze raz mu przywalić, widziałam jak mu napinają się mięśnie. Nie mogłam dopuścić do tego. Stanęłam przed nim, ale nawet na mnie nie spojrzał. Zobaczyłam że miał żądzę mordu w oczach. Złapałam go za ręce i wtedy na mnie spojrzał.
-Zostaw mnie – warknął. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, ale nie mogłam dopuścić, żeby zrobił krzywdę śmiertelnikowi.
-Nie puszczę cię, dopóki się nie uspokoisz – powiedziałam stanowczo. Ale chyba nie przejął się tym za mocno, bo z łatwością odtrącił mnie i już chciał pójść do tego chłopaka, kiedy dostał z liścia. Otrząsnął się i spojrzał na mnie. Byłam zła na niego.
-Wiesz co ci powiem, nie jesteś wcale lepszy od niego – wskazałam dłonią na chłopaka. Obróciłam się na piecie i wyszłam z terenu szkoły. Nie odwróciłam się, aby zobaczyć jak zareaguje. Poszłam na przystań i popatrzyłam na morze. Było już późno, a słońce dawno zaszło. W kącikach oczy poczułam łzy. Szybko wytarłam je wierzchem dłoni. Usłyszałam za sobą kroki, ale nie chciałam sprawdzać kto to.
-Przepraszam – usłyszałam głos Remusa. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Gniew jeszcze nie opadł.
-Jak mogłeś skrzywdzić zwykłego człowieka? – zapytała z oburzeniem. Chłopak chyba trochę się wkurzył.
-Chciałem ci pomóc, ale najwyraźniej raczej ci przeszkodziłem.
-Ty to nazywasz pomocą?!
-A niby w jaki inny sposób miałem to zrobić? – tu przyznałam mu rację. Gniew całkowicie ze mnie uszedł. W głębi duszy byłam wdzięczna mu za pomoc.
-No dobrze, dziękuję – powiedziałam.
-Byłoby miło jakbyś coś zrobiła.
-Niby co?
-Pocałowała mnie.
-Nie, nie byłoby miło – pomyślałam że jest taki sam jak ten chłopak. Remus podniósł jedną brew do góry.
-Na pewno? – zapytał się. Nie wiedziałam co chce zrobić. Podszedł do mnie, położył dłonie na mojej talii, przybliżył się jeszcze bardziej, tak że widziałam w jego oczach swoje odbicie. Popatrzył jeszcze mi w oczy i pocałował mnie. Jego usta były ciepłe, a mnie przeszła fala gorąca. Czułam się, oj nie wiem jak to opisać, po prostu wspaniale. Remus delikatnie dotknął moich warg, więc przybliżyłam się do niego. Pocałunek nie trwał długo. Kiedy chłopak odsunął się od mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Wciąż patrzyłam w jego oczy, a on w moje. Uśmiechnął się do mnie i znowu delikatnie musnął moje wargi.
-I co, nie miło? – powiedział z przekąsem.
-Hmmm, nie było najgorzej – powiedziałam i uśmiechnęłam się promiennie. Chłopak chyba sądził, że mówię prawdę, bo trochę posmutniała. Przybliżyłam się do niego i tym razem to ja go pocałowałam.
-Będziesz musiał poćwiczyć jeszcze – powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Szybko dogonił mnie Remus. Objął mnie i tak wróciliśmy do jego domu. Byłam szczęśliwa. Nie wiedziałam tylko, że to szczęście będzie trwało tak krótko. Miałam dowiedzieć się jak bolesne są rozstania i ile trzeba poświęcić, dla dobra kogoś, kogo chce się ochronić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz