piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 13



Rozdział 13
 Annabeth
  Lubiłam gdy do nas wpadali Rzymianie, mogłam znów spotkać Hazel, Franka i Reyne, tyle że tym razem nie bardzo mi pasowały okoliczności ich wizyty. Przybyli w porze kolacji, więc postanowiliśmy że porozmawiamy o wszystkim dopiero jutro po bitwie o sztandar. Zwykle tradycja polegała na tym że gdy ktoś przybywał do obozu po kolacji odbywała się ta gra, lecz gdy to Rzymscy herosi i legitariusze do nas wpadali graliśmy po śniadaniu a drużyny składały się z najlepszych obozowiczy. No i tak właśnie teraz staliśmy obok siebie czekając na dźwięk który rozpocznie bitwę. Liczyła się dobra zabawa, ale nawet taraz jako przyjaciele zawsze ze sobą rywalizowaliśmy. Taktyka sprzed dwóch tygodni się sprawdziła, oni nie mieli zielonego pojęcia więc postanowiłam użyć jej jeszcze raz. Błąd był taki że jako córka Ateny powinnam dobrze wiedzieć by nie używać dwukrotnie tej samej sztuczki, niestety boleśnie się o tym przekonałam. Wszyscy ruszyliśmy w las, szybko wraz z Piper i tym razem z Clariss odłączyliśmy się od grupy. Znając przeciwnika wiedziałam że jego sztandaru będzie broniło jakiś pięciu dobrych, bardzo dobrych zawodników. Malcolm  ściągnie na siebie tylko dwóch, góra trzech graczy, dlatego kazałam biec z nami córce Aresa, niestety wysłałam ją z moją przyjaciółką. Zauważyłam że coś się nie zgadza, biegnąc powinniśmy widzieć mojego brata i powinnam dostrzec  Claris i Piper. Zatrzymałam się i nic nie słyszałam, tak jakby w lesie nikogo nie było, żadnych odgłosów biegu, żadnego odgłosu walki po prostu cisza. Chciałam ruszyć przed siebie, miejąc nadzieje że wszystko jest w porządku, lecz zatrzymało mnie przeraźliwe ukłucie w boku. Chwyciłam reką za miejsce skąd wychodził ból, i oprócz większego cierpienia poczułam ostrze, które przeszyło mnie na wylot tuż obok pępka. Trzask łamanej włóczni i czucie czyjegoś oddechu na swoim policzku, napastnik stał za mną przybliżając swoje usta do mojego uch.
- Chyba twój plan się nie udał?- Wyszeptał, łapiąc mnie za ramiona bym nie upadła.- Chyba byłem bystrzejszy i przechytrzyłem córkę Ateny, ale nie do końca pomógł mi jeden z twoich przyjaciół. Znając czyjś plan łatwo wysnuć jakąś intrygę, miejąc czas, by zgłębić twoje techniki i nauczyć się tego miejsca, miejąc determinację. Ustawiłem tak wszystkich Rzymian  by pociągnęli za sobą Jasona i Percy'ego, i wystawić tak patrol by zatrzymał twoje przyjaciółki, żeby dotarły tu po wszystkim....
- Dlaczego mi....-Nie była wstanie nic powiedzieć czułam jak uchodzą ze mnie wszystkie siły. Już bym leżała nie mogąc się podnieś gdyby nie to że mój oprawca mnie trzymał.
- Dlaczego ci to mówię?- Cicho się zaśmiał ale zrozumiał moje pytanie tak jak by na wet te pytanie wchodziło w skład jego planu. Przerażało mnie to, jego geniusz oparty wyłącznie na psychopatycznych pociągach.- Bo nie zdąrzą ci pomóc, a po prostu miałbym wyrzuty sumienia gdybyś umarła nie wiedząc za co. Ale wracając do tematu. Nie podoba mi się ta przyjaźń  Grecko Rzymska, Imperium nie ma przyjaciół więc jesteście tylko jego słabością, jesteście przeszkodą na jego drodze  ku chwale, jesteście czymś czego trzeba się pozbyć- to jak to mówił, jakie emocje tym przesyłał, przerażały mnie bardziej niż gdy Percy gadał do tego psa jak do dziecka. Słabe porównanie, ale gdy tak umierałam wysłuchując tego psychopaty, myślałam tylko o glonomóżdzku.- Pozostaną tylko Rzymscy bogowie i tylko Rzymskie Imperium.
    Puścił mnie a raczej odepchną, wylądowałam na plecach, nie mając już sił nawet by zawyć z bólu który mnie ogarną. Widziałam chłopaka który wbił mi włócznię w plecy, choć reszta już mi się rozmazywał. Uklęk przymnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Cóż dokonam tego właśnie w taki sposób, posłurząc cię tobą, Rzymska włócznia w twoich plecach, to wywoła wojnę, ale ty z Hadesu nie będziesz im mogła tego powiedzieć.
 W stał odszedł. A ja leżałam bezsilnie, niczego już nie czując żadnego bólu, nic nie słyszałam , kroków, ptaków, spokój i widok bezchmurnego nieba. To zapamiętałam jako ostatnie.                           
     

 



Nila
No tego się nie spodziewałam. Obudziłam się w środku nocy, nawet nie wiem czemu. Nigdy się nie budziłam tak. Rozejrzałam się po pokoju. Nic mnie nie zaniepokoiło. Spojrzałam na zegarek. 2:48.
-No pięknie, po co ja się budziłam? – zapytałam sama siebie. Położyłam się znowu, ale sen nie chciał przyjść. Czułam że ktoś mnie obserwuje. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Pociągnęłam za klamkę i wyjrzałam na korytarz. Nikogo nie zauważyłam i zamknęłam drzwi.
-Nila, chyba świrujesz – powiedziałam do siebie. Nagle poczułam zimny wiatr na plecach. Przeszły mnie ciarki. Odwróciłam się i zobaczyłam, że mam otwarte okno, chociaż mogłam przysiąść, że jak kładłam się to było zamknięte. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Zobaczyłam rozgwieżdżone niebo, oświetlone główne ulice, pojedyncze osoby, które spacerowały i rybaków, którzy przygotowywali się na łowy. Ogólnie spokojny widok.
-Aaa – krzyknęłam nagle i odsunęłam się kilka kroków do tyłu. W jednej chwili jakby zmaterializował się przed mną na dachu, wysoki chłopak, o czarnych włosach i ciemnobrązowych oczach. Miał przerażającą twarz, bladą, wychudłą. Ubrany był w czarny t-shirt z czaszką i takie same spodnie. W ręku trzymał miecz ze stygijskiego żelaza. Przed mną stał syn Hadesa, boga który jak by to ładnie ująć, nie przepadał za mną. Położył palec na usta, co raczej oznaczało, że mam się zamknąć.
-Nico, co ty tu robisz? – zapytałam się chłopaka. Ten zamiast mi odpowiedzieć, wszedł do pokoju. Rozejrzał się po nim, chyba sprawdzając czy jesteśmy sami. Potem zwrócił się do mnie, no może bardziej rozkazał mi.
-Pakuj się – powiedział patrząc na mnie. Popatrzyłam na niego pytająco, ale on wcale nie chciał mi nic wyjaśnić. Więc skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nie zamierzam się nigdzie pakować, a nawet stąd ruszać – powiedziałam stanowczo.
-Musisz wracać do Obozu, tak jak chciał twój ojciec – powiedział. No i tu mogłam się z nim zgodzić. Powinnam w końcu wrócić.
-No dobra, ale zabieram ze sobą chłopaków? – Nico przybrał pytający wyraz twarzy, więc mu wytłumaczyłam – spotkałam tutaj dwójkę herosów, syna Hefajstosa i syna Nike.
Chłopakowi raczej nie spodobał się ten pomysł.
-Jedziesz, ale sama – powiedział oschle. Nie zamierzałam ich zostawiać, a szczególnie Remusa. Czemu oni nie mogą jechać ze mną?
-W takim razie nie jadę.
-Musisz jechać, jesteś to winna Posejdonowi i Chloe – znaczy Chloe jest w Obozie, całe szczęście.
-Ja wrócę, ale z nimi, przynajmniej z Remusem – upierałam się. Popatrzył na mnie groźnie. Przestraszyłam się trochę, ale nie zamierzałam się poddać.
-Pojedziesz – zaprzeczyłam ruchem głowy – chyba że chcesz żeby coś się stało dla Remusa.- No tego to się przestraszyłam.
-Nic mu nie zrobisz – powiedziałam, ale bez przekonania.
-Nie znasz do czego jestem zdolny – powiedział ponuro – prawie cię zabiłem, nie zapominaj tego. A i nie ma prawa za tobą jechać. Nie wiem jak to zrobisz, ale musi zostać tutaj we Włoszech. Podszedł do mnie i wsadził mi do ręki jakiś papier.
-Jeżeli nie będzie cię w Obozie to … - nie musiał kończyć, dobrze wiedziałam co chciał powiedzieć. Popatrzyłam ostatni raz w jego ciemne oczy i nagle zniknął. Popatrzyłam na to co mi dał. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Trzymałam w dłoni, bilet na prom do New York, z datą dzisiejszą na godzinę 14. Czyli jednak wrócę do Stanów. Podeszłam do okna. Było jeszcze ciemno. Usiadłam na parapecie i zapatrzyłam się na ciemne morze i gwieździste niebo. Przez przypadek zwaliłam coś ręką. Podniosłam i zobaczyłam, że jest to zdjęcie. Byłam na nim wraz z Remusem. Ja stałam i uśmiechałam się do obiektywy, a w tym czasie Remus podbiegł do mnie, objął mnie i pocałował w policzek i przez to mam takie piękne zdjęcie. Pamiętam, kiedy było to robione. To było jakoś kilka dni po przyjeździe do Włoch. Remus zabrał mnie wtedy na zwiedzanie miasta. Poszedł wtedy z nami Pablo. Pokazali mi najbardziej urokliwe zakątki miasta, nauczyli jak poruszać się po nim oraz wszelkie istniejące tu atrakcje. Najbardziej spodobał mi się port, ale nie ten dla statków wycieczkowych, tylko dla małych kutrów rybackich. Robiliśmy mnóstwo zdjęć, wygłupialiśmy się, śmialiśmy. Poczułam pod ręką, jeszcze jakieś zdjęcia. Na jednym byłam wraz z Pablo i robiliśmy jakieś głupie miny. Na drugim byli chłopcy, którzy jak zwykle uśmiechali się. Na następnym byliśmy we trójkę. Znalazłam jeszcze zdjęcie mojej mamy. Przypomniało mi się wtedy, że to właściwie przez Hadesa ona nie żyje. Na dodatek jeszcze i mnie chce zabić. Sądziłam, że bardziej chciał mnie zabić, niż ją, ale ona była łatwiejszym celem. Zastanawiałam się jeszcze jak wytłumaczę dla Remusa, że muszę wyjechać bez niego. Nie zauważyłam nawet kiedy nastał świt, ani nawet że ktoś wszedł do mojego pokoju. Dopiero jak ktoś położył rękę na moje ramię, ocknęłam się. Podniosłam wzrok i zobaczyłam nad mną Remusa, który jak zwykle szczerzył się do mnie. Nachylił się nad mną i delikatnie musnął wargami moje usta. Pomyślałam wtedy, że tego będzie mi brakować. Czułości, poczucia bezpieczeństwa, miłości. Nie chciałam żeby domyślił się że coś jest nie tak, więc też go pocałowałam i uśmiechnęłam się. Nie miałam pojęcia, jak mu to powiedzieć i dziękowałam, że przecież musiał gdzieś dziś wyjść. Pogadaliśmy jeszcze chwilkę na temat balu i chłopak powiedział, że musi już wychodzić i że będzie na 14 w domu. Miałam więc czas aby się spakować i odpłynąć bez pożegnania. Kiedy syn Hefajstosa wyszedł, otworzyłam szafę, wzięłam pierwsze lepsze ubranie i poszłam do łazienki. Po raz kolejny stanęłam przed lustrem. Nie chciałam wracać. Walnęłam pięścią o umywalkę. Na szczęście nic mi się nie stało. „Musisz się poświęcić dla niego” – pomyślałam sobie. Ogarnęłam się ociężale. Wróciłam do pokoju i zaczęłam się pakować. Wyjęłam z szafy najpotrzebniejsze ubrania: koszulę, bluzki, sweter, spodnie, spodenki krótkie i oczywiście sukienkę mamy. Wyjęłam z dna również stary plecak. Zapakowałam do niego ciuchy, kosmetyczkę, zdjęcia i resztę jakiś drobiazgów. Spojrzałam na zegarek. Była 13:18, nie wiedziałam że tak długo się pakowałam. Założyłam na plecy plecak i wyszłam z pokoju. W korytarzu zostawiłam kartkę z podziękowaniami dla rodziców Remusa i pieniądze, które zarobiłam. Chociaż tak mogłam się zrewanżować. Ostatni raz spojrzałam na mieszkanie. Westchnęłam i wyszłam. Wiedziałam, że będę tęsknić. Po drodze wstąpiłam do sklepu, aby kupić coś na drogę. Kiedy doszłam do portu, od razu zobaczyłam mój statek, który miał mnie zawieźć do NY. Ostatni raz spojrzałam za siebie na Włochy i ruszyłam na pokład. Przed samym wejściem ktoś złapał mnie za nadgarstek. „Tylko nie ty” – pomyślałam i odwróciłam się, spoglądając na Remusa. Miał zmartwiony wyraz twarzy. Czułam jakbym miała jakąś gulę w gardle i nie mogła je przełknąć. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa więzły mi w gardle.
-Wyjeżdżasz gdzieś? – zapytał mnie. Patrzył na mnie swymi orzechowymi oczami, musiałam odwrócić wzrok – Pytam się, wyjeżdżasz gdzieś ?! – podniósł trochę głos. Najwyraźniej trochę się zdenerwował. Ja też się wkurzyłam.
-Tak, wracam do Stanów – powiedziała. Posmutniał trochę.
-Do Obozu?
-Tak.
-Czekaj chwilę, to z tobą pojadę – rozweselił się trochę.
-Nie, jadę sama, a ty masz tu zostać – zaczął łamać mi się głos. Wciąż nie patrzyłam mu w oczy. Chłopka wyglądał jakby dostał przed chwilą w twarz.
-Ale, wczoraj chciałaś, co się stało?
-Nic Remus, nieważne, muszę już iść – chciałam już iść, ale znów złapał mnie za rękę.
-Podaj chodź jeden powód.
-Remus, po prostu ja muszę tam jechać. Tam jest moje miejsce, a tu twoje i tyle – głos łamał mi się coraz bardziej. Czemu rozstanie musi tak boleć?
-Nie, coś jest nie tak. Powiedz co to to naprawie – widać było że się nie podda, że mu zależy. Musiałam coś wymyślić, coś co pozwoli mi odejść, wiedząc że nie pójdzie on za mną. Wpadłam na pewien pomysł.
-Remus, muszę jechać sama – próbowałam jeszcze.
-Nie, powiedz czemu masz jechać bez mnie? –nie dał mi wyboru.
-Bo mam chłopaka, który tam na mnie czeka – powiedziałam z łamiącym się już całkowicie głosem. Remus wyglądał na zszokowanego, puścił moją rękę i patrzył mi prosto w oczy. Wątpiłam że mi uwierzył, ale i tak ruszyłam biegiem na pokład. Odwróciłam się raz, jeden jedyny raz i o ten jeden raz za dużo. Kiedy zobaczyłam chłopaka, widziałam że maluje się na jego twarzy smutek, ale i pewna determinacja. Nie wiedziałam wtedy, że będzie zdolny zrobić dla mnie tyle, a ja nawet nie zdążę mu za to podziękować. Kiedy odbiliśmy do brzegu, poczułam w kącikach oczy łzy, które szybko wytarłam. Droga do New York, trwała spokojnie. Bez żadnych sztormów, burz i tym podobnych. Kiedy stanęłam znowu w porcie w NY, nie wiedziałam co mam robić. Miałam tylko jedno wyjście : posłuchać się w końcu ojca i pójść do Obozu Herosów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz