piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 14



Rozdział 14
Chloe
 Dwa tygodnie minęły jak...... no jak z bicza strzelił, dziwne porównanie, ale jak na mnie dziwnie normalnie. Minęły strasznie spokojnie, opierając się na posiłkach, treningach i czasie dla siebie. Wolne chwile spędzałam z Loganem, i już nie było żadnego '' to skomplikowane''.  No ale wracając to przyjazdu Rzymian. Nagle zrobiło się strasznie tłoczno, oczywiście nie przyjechało dwustu herosów i legitarjuszy, ktoś musiał zostać bronić w razie wypadku Nowego Rzymu, ale tych pięćdziesięciu wystarczyło by wypełnić obóz herosów.  Więc ogółem mówiąc był chaos, przynajmniej tak mi się wydawało że to jest chaos. No a więc wracając do tego co się wydarzyło. Niestety żadna z drużyn mnie nie chciała, no niby byłam greczynką i teraz mieszkałam w Grecji ale pomyślałam że jak oni mnie nie chcą to może Rzymianie, niby ich lepiej znałam i cztery lata z nimi spędziłam, niestety nie. Ale udało mi się załatwić oglądanie całego widowiska z lotu ptak, dosłownie. Widowisko było przednie, i chyba lepiej mi się oglądało niż walczyło.  W dole wszystko wyglądało nieźle technika Annabeth się sprawdzała choć po chwili dostrzegłam że nie do końca. Raczej wszyscy medycy na orłach byli tam gdzie się toczyły największe starcia, a środek został pozostawiony sobie. Tak było do chwili gdy jeden z synów Apolina zapikował w dół wcześniej wołając medyków. Chcąc wiedzieć co się tam wydarzyło poleciałam za nim. Nie byłam pierwsza, moja siostra zdążyła już przybiec. Przepchałam się bliżej i zobaczyłam jak medycy z obozu Jupitera i Herosów, chyba po raz ostatni tak zgodnie razem pracowali. Na środku leżała Annabeth, miała wbitą włócznie w brzuch. Dosłownie odpływała mamrocząc coś pod nosem, ale nikt chyba nie zwracał na to uwagi. Skupiłam się na tym i tyle co zrozumiałam to Ceres, tyle co to ma dorzeczy? Nie długo  później w tym miejscu byli wszyscy uczestnicy, a córkę Ateny zabrano do obozowego szpitala. No i dopiero w tedy wybuchł chaos. Kogoś ta gra za bardzo wciągnęła i wyszło z tego niezłe kłopoty bo Grecy za czeli mówić że to Legioniści zagrali aż tak nie uczciwie i że to w ich stylu, a Rzymianie darli się iż oni, znaczy my, jesteśmy nie zdyscyplinowani więc to pewnie jakiś kolejny zdrajca z naszych szeregów zrobił coś takiego. Pretorzy starali się ogarnąć w jakiś sposób swoich ludzi, a Jason, Leo i Clariss z Crisem uspokajali Greków. W trakcie, prawie że tej bójki pomiędzy obozami, Piper pociągnęła mnie do wyroczni. Niezbyt rozumiem czemu jej się aż tak śpieszyło no ale biegłyśmy więc nie miałam jak jej się zapytać co to teraz zmieni.
- Rachel!!!- Zawołała moja siostra gdy tylko weszłyśmy do jaskinio-domu, nie ma co klimatycznie.
- Rozumiem że chcesz kolejną przepowiednie.- Wzdychnęła wyrocznia wchodząc do pomieszczenia.
- Chwileczkę kolejną ?- Spytałam.
- Później wytłumaczę.- Odparła szybka, popychając mnie lekko w stronę rudowłosej dziewczyny. Której z ust teraz wychodziła zielony dym.
Aby zmiana trwała, krew przelana,
Słowo dane, nie może być złamane.
Czterech herosów w walce polegnie
Albo zwycięstwo ich świat obiegnie.
Bóg strapiony, przez braci potępiony,
Trudny wybór stawi i przed nim syna postawi.
Nazywany przyjacielem, stał się burzycielem,
Przymierze w starym świecie,
Tymczasowy kres przyniesie.”
Dziwne, choć bywało gorzej. Rachel usiadła przy stoliku który był obok niej, chyba zakręciło się jej w głowie. Moja siostra zaczęła obryć paznokieć mamrocząc coś pod nosem.
- Jak zwykle mogło być jaśniej, miałam głópią nadzieje że coś teraz wyjaśni.- Powiedział nagłos Piper po czym chwyciła mnie za rękę i pośpiesznym krokiem pociągnęła mnie w stronę wyjścia, dodała tylko- Dzięki Rachel!
 Znów biegłyśmy tym razem w stronę Wielkiego Domu, przecież miał być ta narada. W tych okolicznościach sądziłam że na razie  jej nie będzie ale się myliłam. Przyszłyśmy jako ostatnie, na miejscy byli już Leo, Hazel, Frank, Reyna, Jason, Nico i Percy. Powiedziałyśmy im o przepowiedni, i po krótkiej ciszy jako pierwszy odezwał się syn Hadesa.
- Piąty i szósty wers raczej dotyczy mnie to chyba jest jasne.
- Tak tylko pytanie jaką decyzje podejmiesz, albo podjąłeś.- Rzuciła jak zwykle nie ukazując żadnych emocji Reyna. Wszyscy zebrani zwrócili się ku chłopakowi który w tym momencie spuścił głowę. W sali panowała okropna cisz nikt nie ważył się przerwać synowi Hadesa.
- Nie mogę...- Przerwał, pozostawiając nas w niepewności, lecz prawie od razu podniósł twarz na której malował się uśmiech. Nigdy nie widziałam by się szczerzył i już wiem czemu, wygłądał jak psychopata.- sprzeciwić się swojemu ojcu, z miłą chęcią pozabijam swoich przyjaciół i całą resztę, bo on znów ma swoje urojone pomysły.
- Wow, stary nie żartuj, bo ci to nie wychodzi.- Skomentował Valdez.- I nie uśmiechaj się więcej, bo przypomina to jesień średniowiecza.
 Po zebranych przeszedł pomruk śmiechu. Znów zapadła cisza, wszyscy rozmyślali nad przepowiednią lub starali się o tym myśleć. Czułam to, czułam ich spięcie, nikt nie chciał nazwać problemu głośno. A było nim to że mieliśmy przepowiednie a nie wiedzieliśmy co już się dzieje wokół nas i jeśli Annabeth się nie obudzi to chyba się nie dowiemy. I wtedy mi się przypomniało.
- No dobra ale to może spróbujemy połączyć te dwie przepowiednie?
- Jakie dwie przepowiednie?- Spytał się Frank a ja się zorientowałam że lepiej było by gdybym się nie udzielał.
- Piper? Chcesz coś nam powiedzieć?- Dodał Jason który widać było że też nie miał o tym zielonego pojęcia. W tym momencie wszyscy przenieśli wzrok zemnie na moją siostrę.
- No tak bo no.- Odchrząknęła- A więc wczoraj byłam u Elizabeth, i dostałam przepowiednie, pomyślałam że podzielę się tym z wami o tym dziś.- Podniosła wzrok na pozostałych, i kontynuowała.- No więc szło to tak:
 „Czyż pewna tego co zobaczyła?
    A może dawna zmora powróciła?
    Wątpliwości zdrada rozwieje, tego co w herbie ptaka zdrajca nadzieje.
     Wojna odłożona będzie, lecz co się nie odwlecze to nie uciecze.
    Śmierć podziwem się stanie, choć oszustem na wybawienie
pozostawionym zostanie.
- A więc po kolei.- Zaczął Jason.- Czego miałaś być pewna.
Piper usiadła przy stole i opowiedziała całe historię, o tym że widziała mnie i Logana na Katopris, o dziwnych obrazach. To było dziwne, ale plus że się choć trochę łączyło. Przepowiednia mówiła jasno że ktoś zostanie ranny, i dużo opcji kto będzie tą osobą, nie było. Widziałam jak wściekły teraz jest Percy i nie tylko on, moja siostra dobrze tego nie rozegrała. Zaczęła się tłumaczyć
- Wiem że źle wyszło, ale sądziłam że chodzi o mnie.
- Świetnie czyli lepiej się samemu dać zabić.- Podsumował zdenerwowany Jason.
- Ma rację tego, co jest nam powiedziane nie da się ominąć, gdyby to o ciebie chodziło nie wiedzielibyśmy o przepowiedni.- Dodał Percy, który w miarę możliwości ochłoną.
- Prawda o tym nie pomyślałam ale sam powiedziałeś że przyszłości nie oszukasz więc czy jeśli byście wiedzieli pozwolilibyście mi wziąć udział.- Przerwała, i przeleciała wzrokiem po zebranych w sali.- Tak o niczym nie wiedzieliście i wszystko wyszło naturalnie, wiedząc że jeśli to się sprawdzi ja wam raczej niczego nie powiem przekonałam Annabeth by poszła ze mną Clariss, ona nie dała by się zabić, a w obu przepowiedniach jest mowa o zdrajcy.
- Niech będzie czyli to prawda mamy w swoich szeregach kolaboranta, więc wiedząc o tym trzeba jakoś załagodzić konflikt który teraz wybuchł.- Powiedział Leon.- No a w tej pierwszej rymowance jest coś o jakiejś fantastycznej czwórce no nie.
- Mamy już trójkę.- Reszta od razu załapała o kim mówi Hazel no ale ja zrozumiała dopiero po usłyszeniu reszty wypowiedzi.- Znaczy trzeba odnaleźć Nilę, bo Chloe i Logan są już w obozie.
- Chwileczkę my?! Znaczy ja Nila i Logan?!- Spytałam, choć dodałam po krótkiej chwili namysłu- Dobra nieważne, głupie pytanie.
- Posłuchajcie nie mamy już nic więcej, trzeba ściągnąć tu moją siostrę, może ona wie cokolwiek więcej, a teraz musimy zająć się tymi sporami, które wybuchły dzisiejszego popołudnia.- podsumował Percy.- Zresztą nie mam ochoty teraz tu bezsensu ślęczeć, jeśli i tak niczego nie wymyślimy.
- Mówiłeś, że jest we Włoszech tak, to raczej ja ją tam najszybciej odnajdę.- zaoferował swoją pomoc Nico.
- Pomijając pytanie co ona tam robi, no to jeśli znajdziesz Nile to jak każesz jej wrócić, przecież jej nie zmusisz?- Stwierdziła Hazel, po czym twarz syna Hadesa wykrzywiła się w okrutny uśmiech, który znów wszystkich przeraził, a ona spytała błagalnym prawie że tonem.- Powiedz, że jej nie zmusisz ani nic podobnego.
- Nazywaj jak chcesz, siłą, znaczy fizyczną nie, ale mam inne swoje sposoby.- Paskudny uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Przerażasz mnie braciszku.- Powiedziała cicho kładąc rękę na ramieniu Nica, po czym jako pierwsza z Frankiem wyszła z wielkiego domu.                


Nila
Dotarłam do NY i co teraz? Stwierdziłam że nie pamiętam gdzie znajduje się ten przeklęty Obóz Herosów.
-No świetnie Nila - pomyślałam. Miałam nadzieję że w końcu sobie przypomnę. Wyszłam z portu i skierowałam się do centrum miasta. Myślałam że może znajdę jakąś wskazówkę. Niestety nic z tego. Nie znałam za bardzo New York, więc chodziłam gdzie mnie nogi poniosły. W pewnym momencie doszłam do Empire State Building. Kiedy byłam jeszcze w obozie Jupitera, dowiedziałam że właśnie tutaj znajduje się siedziba bogów. Ciekawe czy był tam mój ojciec? A nawet jak był to co miałam po prostu wejść tam i powiedzieć: Siemka już jestem, sorki że zwiałam i że źle cię oceniam? Bez przesady, to byłoby żałosne. Odpaliłam się powolnym krokiem od budynku. Chodziłam jeszcze po mieście, kiedy usiadłam ze zmęczenia na najbliższej ławce. Był początek lipca, więc słońce mocno grzało. Chodziłam po mieście z 2 godziny i wciąż nie wiem gdzie mam iść. Przyglądałam się przechodzący ludziom, ale żaden nie wydawał się być herosem. Westchnęła i oparłam głowę na rękach. Popatrzyłam na tatuaż z obozu Jupiter. Szkoda że nie można go jakoś zakryć czy coś, no trudno. W pewnym momencie zauważyłam dwójkę chłopaków tak koło 25 lat. Siedzieli naprzeciwko mnie. Jeden miał czarne włosy, piękne zielone oczy, bardzo podobne do moich, drugiemu się nie przyglądałam za bardzo, zobaczyłam tylko że ma kule. Spojrzałam na rękę tego pierwszego. Zauważyłam że ma na ręku tatuaż z obozu Jupiter, ale nie mogłam dostrzec czyim był dzieckiem. Nie chciałam podchodzić do nich, głupio by to wyglądało. Wolałam podsłuchać o czym rozmawiali, chociaż wiedziałam że było to niegrzeczne. Wytężyłam słuch.
-Nigdzie jej nie ma, statek przypłyną 2 godziny temu – westchnął chłopak o czarnych włosach. Oparł głowę o ręce i patrzył na chodnik. Widać było że był zawiedziony. Jego kumpel poklepał go po plecach.
-Spokojnie znajdzie się – próbował go pocieszyć. 
-Hmmm, nawet jej nie znam, ale boję się o nią – powiedział zielonooki.
-Nie dziwię się, przecież to twoja siostra. Zastanawia mnie tylko to czemu twój ojciec nic ci o niej nie powiedział.
-Też nie wiem, może on będzie wiedział gdzie jest Nila, ale i tak musimy wracać na Long Island – skamieniałam, gdy usłyszałam swoje imię. Zobaczyłam jak odchodzą w kierunku centrum. „Przecież nie tylko ja mam takie imię” – pomyślałam. Kiedy podsłuchałam ich rozmowę, przypomniało mi się gdzie znajduje się ten przeklęty Obóz Herosów. Zatoka Long Island. No przecież. Wątpiłam że śmiertelny taksówkarz mnie tam zabierze. Musiałam znaleźć jakiś inny środek transportu. Nagle zauważyłam, że coś błyszczy kilka metrów od mnie. Podeszłam i podniosłam przedmiot z chodnika. Była to złota moneta, na jednej stronie była głowa Zeusa, na drugiej Empire State Building. Trzymałam w dłoni drachmę, walutę olimpijską. Wpadłam na pewien pomysł jak dostać się do Obozu. Schowałam monete do kieszeni i ruszyłam przed siebie. Znalazłam jakąś boczną uliczkę, gdzie nie było prawie wcale ruchu. Rozejrzałam się czy nikt mnie nie obserwuje.
-Stethi, o harma dio boles! – powiedziałam po starogrecku, co oznaczało Zatrzymaj się Rydwanie Nienawiści i rzuciłam monetę na asfalt. Normalnie zabrzęczałaby, ale ona wtopiła się w asfalt. Przez chwilę nic się nie działo, lecz po chwili stała przed mną szara taksówka. Wyglądała jakby była z… dymu? Od strony kierowcy otworzyło się okno i wyjrzała starsza kobieta o kościstych i pomarszczonych dłoniach.
-Jaki kurs słodziutka? – zapytała się mnie. Pomyślałam że może jednak to był błąd z wzywaniem tej taksówki.
-Do Obozu Herosów – powiedziałam niepewnie i wsiadłam. Kanapa była stara i podziurawiona. Zamiast pasów bezpieczeństwa był czarny łańcuch. Popatrzyłam na przednie siedzenia. Tak jak się spodziewałam z przodu nie siedziała tylko jedna kobieta, ale aż trzy : Nawałnica, Sekutnica i Wścieklica. To dopiero są dziwne imiona. Kiedy ruszyłyśmy z dość duuużą prędkością, wbiłam się w kanapę. Poszukałam w plecaku złotych drachm. Na szczęście ostały mi się jakieś. Przez cały czas siostry kłóciły się to o to która ma prowadzić, to która powinna mieć oko. Modliłam się do ojca, abym przeżyła tą drogę. W pewnym momencie odwróciła się do mnie jedna z sióstr.
-Ooo kogo my tu mamy, córeczka Posejdona w końcu raczyła wrócić – spuściłam wzrok. Było mi wstyd że uciekłam, ale nie żałowałam tego.
-Radziłabym ci zaopatrzyć się w jakąś zbroję czy coś – powiedziała druga. O co jej chodziło?
-Niby po co? – zapytałam się. Zaczęły się śmiać, ale nie wiedziałam z czego.
-Oj dowiesz się niedługo, jesteśmy na miejscu – powiedziała trzecia. Wiedziałam że nie powiedzą mi o co im chodzi, więc dałam im należytą kwotę i wysiadłam z auta. Trochę zachwiałam się, kiedy stanęłam na ziemi, ale szybko odzyskałam równowagę. Kiedy się odwróciłam nie było już tej przeklętej taksówki. Przed mną rozciągało się wzniesienie, więc zaczęłam się wspinać. Im bliżej szczytu byłam, tym więcej wątpliwości miałam. Czy na pewno tam się nadaję? Jak zareagują inni? Co powie Chloe? Czy znowu będzie tak jak w Obozie Jupiter? Czy spotkam tu mojego brata? Nogi miałam jak z waty kiedy byłam przy samym szczycie. Kiedy weszłam na samą górę, pierwsze co zobaczyłam to smok przy wielkiej sośnie. Podeszłam bliżej i zobaczyłam wspaniały widok. Pola truskawek, boisko do siatkówki, domki poustawiane w kształcie podkowy, arenę do walk, ścianki wspinaczkowe i inne elementy do ćwiczeń, plażę i zatokę. Było słychać śmiechy, rozmowy obozowiczów ubranych w pomarańczowe koszulki. Było tam czuć inną atmosferę niż w Nowym Rzymie. Uśmiechnęłam się do siebie. Ale wraz z optymistycznymi emocjami przyszły i te negatywne. Poczułam wstyd i coś jakby nie zasłużyłam na to wszystko. Chciałam pójść tam, ale coś mnie powstrzymywało. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec w dół zbocza. Nie zauważyłam nikogo, do póki nie wpadłam na jakiegoś chłopaka. Biegłam z dużą prędkością, więc siła uderzenia była na tule silna, że oboje upadliśmy, tyle że ja miałam miękkie lądowanie. Spojrzałam na chłopaka. Miał takie same morskie oczy, podobne rozczochrane włosy, był wysoki o atletycznej budowie. Był to ten sam chłopak, którego widziałam w mieście. Spojrzałam na jego przedramię. Miał tylko jedną kreskę, co oznaczało, że był w Jupiterze tylko rok. Kiedy zobaczyłam symbol jego boskiego rodzica, otworzyłam jeszcze szerzej oczy. Przeniosłam wzrok na jego twarz. Patrzył mi się w oczy i był tak samo zdziwiony jak ja. Chciał już coś powiedzieć, ale ja szybko wstałam  i chciałam jak najszybciej się stąd wynosić. Niestety chłopak był szybszy i złapał mnie za nadgarstek.
-Czekaj - powiedział i odwrócił moją rękę tak żeby widzieć mój tatuaż z symbolem Posejdona. Kiedy zobaczył czyją jestem córką, spojrzał mi głęboko w oczy. Był podobny do mnie. Zabrałam szybko rękę i cofnęłam się na krok i patrzyłam na niego niepewnie. Ten zamiast coś mi zrobić, tak jak większość osób, które spotykałam, uśmiechnął się do mnie.
-W końcu cię znalazłem – powiedział z pewną ulgą – jestem Percy, twój starszy brat. Aaa czyli tak wygląda mój wspaniały braciszek, wybawca Olimpu, jeden z siódemki herosów. Wyglądał na miłego.
-Ty jesteś Nila, prawda? – upewnił się Percy.
-Tak, ja przepraszam, muszę iść – powiedziałam i zaczęłam się wycofywać. Chłopak złapał mnie za rękę.
-Nigdzie nie pójdziesz, nie po to szukaliśmy cię przez miesiąć, abyć teraz po prostu sobie poszła. Chodź oprowadzę cię – powiedział z uśmiechem na twarzy i pociągnął mnie za sobą. Posłusznie szłam za nim. Co chwila odwracał się sprawdzając czy jestem za nim.
-No, nie powiem ale narobiłaś kłopotów dla nas i dla naszego ojca – powiedział i zaśmiał się cicho – ale to chyba u nas rodzinne. Podobno uciekłaś do Włoch, to prawda? – zapytał się mnie.
-Tak, byłam w Toskanii i przepraszam, że byłam dla was problemem – powiedziałam ze skruchą. Mój brat podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, szczerząc do mnie zęby.
-Bez przesady, nie było tak źle. Nie codziennie dowiadujemy się, że jest kolejne dziecko Wielkiej Trójki. I nie codziennie dowiaduję się, że mam młodszą siostrę. No dobra może opowiesz mi coś o sobie?
-A co ja mam opowiadać. Wychowałam się w domu dziecka na zachodnim wybrzeżu, po tym jak zginęła moja matka, Posejdon właśnie tam mnie przeniósł dla mojego bezpieczeństwa. Tam też poznałam moją przyjaciółkę Chlo, córkę Afrodyty …
-Tak, przybyła tu wraz z Loganem, musze przyznać, że jest niezła w walce.
-No właśnie, strasznie się różnimy, ale potrafimy się dogadać. Potem razem poszłyśmy do Obozu Jupiter. Spędziłyśmy tam cztery lata, póki nie kazał mi ojciec udać się właśnie tu. Droga zajęła nam sporo czasu, nie była ani przyjemna, ani bezpieczna. Kiedy dotarliśmy do NY, rozłączyliśmy się, oni poszli do Obozu, a ja popłynęłam do Włoch. Do mojego rodzinnego miasta.
-Jesteś Włoszką? – zdziwił się chłopak.
-Tak, moja mama była z Włoch – opowiedziałam mu jeszcze kilka przygód z podróży przez Stany. Musiałam przyznać, że był całkiem spoko. Nie był jakiś napuszonym ważniakiem, tylko zwykłym chłopakiem. Kiedy doszliśmy do wejścia do Obozu, zatrzymałam się. Percy to zauważył i wyciągnął rękę do mnie. Niepewnie ją złapałam i weszliśmy na teren Obozu. Na szczęście nie pojawił się nad mną żaden trójząb, chociaż i tak już jestem naznaczona.
-Najpierw pójdziemy do Wielkiego Domu. Czekają tam na nas moja dziewczyna, Annabeth, córka Ateny, Grover, mój kumpel satyr i reszta opiekunów oraz Rzymianie – powiedział Percy i zaprowadził mnie do dużego budynku. No super, jeszcze rzymian tu brakuje. Kiedy szłam wraz z moim bratem, zobaczyłam dziewczynę średniego wzrostu, brunetkę o niebiesko-szarych oczach. Włosy miała upięte w kok, a grzywka jak zawsze perfekcyjnie ułożona. Była ubrana w obozowy podkoszulek i dżinsy. W końcu zobaczyłam moją przyjaciółkę, Chloe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz