Rozdział
14
Chloe
Dwa tygodnie minęły jak...... no jak z
bicza strzelił, dziwne porównanie, ale jak na mnie dziwnie normalnie. Minęły
strasznie spokojnie, opierając się na posiłkach, treningach i czasie dla
siebie. Wolne chwile spędzałam z Loganem, i już nie było żadnego '' to
skomplikowane''. No ale wracając to
przyjazdu Rzymian. Nagle zrobiło się strasznie tłoczno, oczywiście nie
przyjechało dwustu herosów i legitarjuszy, ktoś musiał zostać bronić w razie
wypadku Nowego Rzymu, ale tych pięćdziesięciu wystarczyło by wypełnić obóz
herosów. Więc ogółem mówiąc był chaos,
przynajmniej tak mi się wydawało że to jest chaos. No a więc wracając do tego
co się wydarzyło. Niestety żadna z drużyn mnie nie chciała, no niby byłam
greczynką i teraz mieszkałam w Grecji ale pomyślałam że jak oni mnie nie chcą
to może Rzymianie, niby ich lepiej znałam i cztery lata z nimi spędziłam,
niestety nie. Ale udało mi się załatwić oglądanie całego widowiska z lotu ptak,
dosłownie. Widowisko było przednie, i chyba lepiej mi się oglądało niż
walczyło. W dole wszystko wyglądało
nieźle technika Annabeth się sprawdzała choć po chwili dostrzegłam że nie do
końca. Raczej wszyscy medycy na orłach byli tam gdzie się toczyły największe
starcia, a środek został pozostawiony sobie. Tak było do chwili gdy jeden z
synów Apolina zapikował w dół wcześniej wołając medyków. Chcąc wiedzieć co się
tam wydarzyło poleciałam za nim. Nie byłam pierwsza, moja siostra zdążyła już
przybiec. Przepchałam się bliżej i zobaczyłam jak medycy z obozu Jupitera i
Herosów, chyba po raz ostatni tak zgodnie razem pracowali. Na środku leżała
Annabeth, miała wbitą włócznie w brzuch. Dosłownie odpływała mamrocząc coś pod
nosem, ale nikt chyba nie zwracał na to uwagi. Skupiłam się na tym i tyle co
zrozumiałam to Ceres, tyle co to ma dorzeczy? Nie długo później w tym miejscu byli wszyscy
uczestnicy, a córkę Ateny zabrano do obozowego szpitala. No i dopiero w tedy wybuchł
chaos. Kogoś ta gra za bardzo wciągnęła i wyszło z tego niezłe kłopoty bo Grecy
za czeli mówić że to Legioniści zagrali aż tak nie uczciwie i że to w ich
stylu, a Rzymianie darli się iż oni, znaczy my, jesteśmy nie zdyscyplinowani
więc to pewnie jakiś kolejny zdrajca z naszych szeregów zrobił coś takiego.
Pretorzy starali się ogarnąć w jakiś sposób swoich ludzi, a Jason, Leo i Clariss
z Crisem uspokajali Greków. W trakcie, prawie że tej bójki pomiędzy obozami,
Piper pociągnęła mnie do wyroczni. Niezbyt rozumiem czemu jej się aż tak
śpieszyło no ale biegłyśmy więc nie miałam jak jej się zapytać co to teraz
zmieni.
- Rachel!!!- Zawołała moja siostra gdy
tylko weszłyśmy do jaskinio-domu, nie ma co klimatycznie.
- Rozumiem że chcesz kolejną
przepowiednie.- Wzdychnęła wyrocznia wchodząc do pomieszczenia.
- Chwileczkę kolejną ?-
Spytałam.
- Później wytłumaczę.- Odparła szybka,
popychając mnie lekko w stronę rudowłosej dziewczyny. Której z ust teraz
wychodziła zielony dym.
„Aby zmiana trwała,
krew przelana,
Słowo
dane, nie może być złamane.
Czterech
herosów w walce polegnie
Albo
zwycięstwo ich świat obiegnie.
Bóg
strapiony, przez braci potępiony,
Trudny
wybór stawi i przed nim syna postawi.
Nazywany
przyjacielem, stał się burzycielem,
Przymierze
w starym świecie,
Tymczasowy kres przyniesie.”
Dziwne, choć bywało gorzej. Rachel
usiadła przy stoliku który był obok niej, chyba zakręciło się jej w głowie.
Moja siostra zaczęła obryć paznokieć mamrocząc coś pod nosem.
- Jak zwykle mogło być jaśniej, miałam
głópią nadzieje że coś teraz wyjaśni.- Powiedział nagłos Piper po czym
chwyciła mnie za rękę i pośpiesznym krokiem pociągnęła mnie w stronę wyjścia,
dodała tylko- Dzięki Rachel!
Znów biegłyśmy tym razem w stronę Wielkiego
Domu, przecież miał być ta narada. W tych okolicznościach sądziłam że na
razie jej nie będzie ale się myliłam.
Przyszłyśmy jako ostatnie, na miejscy byli już Leo, Hazel, Frank, Reyna, Jason,
Nico i Percy. Powiedziałyśmy im o przepowiedni, i po krótkiej ciszy jako
pierwszy odezwał się syn Hadesa.
- Piąty i szósty wers raczej dotyczy
mnie to chyba jest jasne.
- Tak tylko pytanie jaką decyzje
podejmiesz, albo podjąłeś.- Rzuciła jak zwykle nie ukazując żadnych emocji
Reyna. Wszyscy zebrani zwrócili się ku chłopakowi który w tym momencie spuścił
głowę. W sali panowała okropna cisz nikt nie ważył się przerwać synowi Hadesa.
- Nie mogę...- Przerwał, pozostawiając
nas w niepewności, lecz prawie od razu podniósł twarz na której malował się
uśmiech. Nigdy nie widziałam by się szczerzył i już wiem czemu, wygłądał jak
psychopata.- sprzeciwić się swojemu ojcu, z miłą chęcią pozabijam swoich
przyjaciół i całą resztę, bo on znów ma swoje urojone pomysły.
- Wow, stary nie żartuj, bo ci to nie
wychodzi.- Skomentował Valdez.- I nie uśmiechaj się więcej, bo przypomina to
jesień średniowiecza.
Po zebranych przeszedł pomruk śmiechu. Znów
zapadła cisza, wszyscy rozmyślali nad przepowiednią lub starali się o tym
myśleć. Czułam to, czułam ich spięcie, nikt nie chciał nazwać problemu głośno.
A było nim to że mieliśmy przepowiednie a nie wiedzieliśmy co już
się dzieje wokół nas i jeśli Annabeth się nie obudzi to chyba się nie dowiemy.
I wtedy mi się przypomniało.
- No dobra ale to może spróbujemy
połączyć te dwie przepowiednie?
- Jakie dwie przepowiednie?-
Spytał się Frank a ja się zorientowałam że lepiej było by gdybym się nie
udzielał.
- Piper? Chcesz coś nam powiedzieć?-
Dodał Jason który widać było że też nie miał o tym zielonego pojęcia. W tym
momencie wszyscy przenieśli wzrok zemnie na moją siostrę.
- No tak bo no.- Odchrząknęła- A więc
wczoraj byłam u Elizabeth, i dostałam przepowiednie, pomyślałam że podzielę się
tym z wami o tym dziś.- Podniosła wzrok na pozostałych, i kontynuowała.- No
więc szło to tak:
„Czyż pewna tego
co zobaczyła?
A może dawna zmora powróciła?
Wątpliwości zdrada rozwieje, tego co w herbie
ptaka zdrajca nadzieje.
Wojna odłożona będzie, lecz co się nie
odwlecze to nie uciecze.
Śmierć podziwem się stanie, choć oszustem
na wybawienie
pozostawionym zostanie.
- A więc po kolei.- Zaczął Jason.- Czego miałaś być pewna.
Piper usiadła przy stole i opowiedziała całe historię, o
tym że widziała mnie i Logana na Katopris, o dziwnych obrazach. To było dziwne,
ale plus że się choć trochę łączyło. Przepowiednia mówiła jasno że ktoś
zostanie ranny, i dużo opcji kto będzie tą osobą, nie było. Widziałam jak
wściekły teraz jest Percy i nie tylko on, moja siostra dobrze tego nie
rozegrała. Zaczęła się tłumaczyć
- Wiem że źle wyszło, ale sądziłam że chodzi o mnie.
- Świetnie czyli lepiej się samemu dać zabić.- Podsumował
zdenerwowany Jason.
- Ma rację tego, co jest nam powiedziane nie da się ominąć,
gdyby to o ciebie chodziło nie wiedzielibyśmy o przepowiedni.- Dodał Percy,
który w miarę możliwości ochłoną.
- Prawda o tym nie pomyślałam ale sam powiedziałeś że
przyszłości nie oszukasz więc czy jeśli byście wiedzieli pozwolilibyście mi
wziąć udział.- Przerwała, i przeleciała wzrokiem po zebranych w sali.- Tak o
niczym nie wiedzieliście i wszystko wyszło naturalnie, wiedząc że jeśli to się
sprawdzi ja wam raczej niczego nie powiem przekonałam Annabeth by poszła ze mną
Clariss, ona nie dała by się zabić, a w obu przepowiedniach jest mowa o
zdrajcy.
- Niech będzie czyli to prawda mamy w swoich szeregach
kolaboranta, więc wiedząc o tym trzeba jakoś załagodzić konflikt który teraz
wybuchł.- Powiedział Leon.- No a w tej pierwszej rymowance jest coś o jakiejś
fantastycznej czwórce no nie.
- Mamy już trójkę.- Reszta od razu załapała o kim mówi
Hazel no ale ja zrozumiała dopiero po usłyszeniu reszty wypowiedzi.- Znaczy trzeba
odnaleźć Nilę, bo Chloe i Logan są już w obozie.
- Chwileczkę my?! Znaczy ja Nila i Logan?!- Spytałam, choć
dodałam po krótkiej chwili namysłu- Dobra nieważne, głupie pytanie.
- Posłuchajcie nie mamy już nic więcej, trzeba ściągnąć tu
moją siostrę, może ona wie cokolwiek więcej, a teraz musimy zająć się tymi
sporami, które wybuchły dzisiejszego popołudnia.- podsumował Percy.- Zresztą
nie mam ochoty teraz tu bezsensu ślęczeć, jeśli i tak niczego nie wymyślimy.
- Mówiłeś, że jest we Włoszech tak, to raczej ja ją tam
najszybciej odnajdę.- zaoferował swoją pomoc Nico.
- Pomijając pytanie co ona tam robi, no to jeśli znajdziesz
Nile to jak każesz jej wrócić, przecież jej nie zmusisz?- Stwierdziła Hazel, po
czym twarz syna Hadesa wykrzywiła się w okrutny uśmiech, który znów wszystkich
przeraził, a ona spytała błagalnym prawie że tonem.- Powiedz, że jej nie
zmusisz ani nic podobnego.
- Nazywaj jak chcesz, siłą, znaczy fizyczną nie, ale mam
inne swoje sposoby.- Paskudny uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Przerażasz mnie braciszku.- Powiedziała cicho kładąc rękę
na ramieniu Nica, po czym jako pierwsza z Frankiem wyszła z wielkiego
domu.
Nila
Dotarłam do NY i co teraz? Stwierdziłam że nie pamiętam gdzie znajduje się ten przeklęty Obóz Herosów.
-No świetnie Nila - pomyślałam. Miałam nadzieję że w końcu sobie przypomnę. Wyszłam z portu i skierowałam się do centrum miasta. Myślałam że może znajdę jakąś wskazówkę. Niestety nic z tego. Nie znałam za bardzo New York, więc chodziłam gdzie mnie nogi poniosły. W pewnym momencie doszłam do Empire State Building. Kiedy byłam jeszcze w obozie Jupitera, dowiedziałam że właśnie tutaj znajduje się siedziba bogów. Ciekawe czy był tam mój ojciec? A nawet jak był to co miałam po prostu wejść tam i powiedzieć: Siemka już jestem, sorki że zwiałam i że źle cię oceniam? Bez przesady, to byłoby żałosne. Odpaliłam się powolnym krokiem od budynku. Chodziłam jeszcze po mieście, kiedy usiadłam ze zmęczenia na najbliższej ławce. Był początek lipca, więc słońce mocno grzało. Chodziłam po mieście z 2 godziny i wciąż nie wiem gdzie mam iść. Przyglądałam się przechodzący ludziom, ale żaden nie wydawał się być herosem. Westchnęła i oparłam głowę na rękach. Popatrzyłam na tatuaż z obozu Jupiter. Szkoda że nie można go jakoś zakryć czy coś, no trudno. W pewnym momencie zauważyłam dwójkę chłopaków tak koło 25 lat. Siedzieli naprzeciwko mnie. Jeden miał czarne włosy, piękne zielone oczy, bardzo podobne do moich, drugiemu się nie przyglądałam za bardzo, zobaczyłam tylko że ma kule. Spojrzałam na rękę tego pierwszego. Zauważyłam że ma na ręku tatuaż z obozu Jupiter, ale nie mogłam dostrzec czyim był dzieckiem. Nie chciałam podchodzić do nich, głupio by to wyglądało. Wolałam podsłuchać o czym rozmawiali, chociaż wiedziałam że było to niegrzeczne. Wytężyłam słuch.
Dotarłam do NY i co teraz? Stwierdziłam że nie pamiętam gdzie znajduje się ten przeklęty Obóz Herosów.
-No świetnie Nila - pomyślałam. Miałam nadzieję że w końcu sobie przypomnę. Wyszłam z portu i skierowałam się do centrum miasta. Myślałam że może znajdę jakąś wskazówkę. Niestety nic z tego. Nie znałam za bardzo New York, więc chodziłam gdzie mnie nogi poniosły. W pewnym momencie doszłam do Empire State Building. Kiedy byłam jeszcze w obozie Jupitera, dowiedziałam że właśnie tutaj znajduje się siedziba bogów. Ciekawe czy był tam mój ojciec? A nawet jak był to co miałam po prostu wejść tam i powiedzieć: Siemka już jestem, sorki że zwiałam i że źle cię oceniam? Bez przesady, to byłoby żałosne. Odpaliłam się powolnym krokiem od budynku. Chodziłam jeszcze po mieście, kiedy usiadłam ze zmęczenia na najbliższej ławce. Był początek lipca, więc słońce mocno grzało. Chodziłam po mieście z 2 godziny i wciąż nie wiem gdzie mam iść. Przyglądałam się przechodzący ludziom, ale żaden nie wydawał się być herosem. Westchnęła i oparłam głowę na rękach. Popatrzyłam na tatuaż z obozu Jupiter. Szkoda że nie można go jakoś zakryć czy coś, no trudno. W pewnym momencie zauważyłam dwójkę chłopaków tak koło 25 lat. Siedzieli naprzeciwko mnie. Jeden miał czarne włosy, piękne zielone oczy, bardzo podobne do moich, drugiemu się nie przyglądałam za bardzo, zobaczyłam tylko że ma kule. Spojrzałam na rękę tego pierwszego. Zauważyłam że ma na ręku tatuaż z obozu Jupiter, ale nie mogłam dostrzec czyim był dzieckiem. Nie chciałam podchodzić do nich, głupio by to wyglądało. Wolałam podsłuchać o czym rozmawiali, chociaż wiedziałam że było to niegrzeczne. Wytężyłam słuch.
-Nigdzie
jej nie ma, statek przypłyną 2 godziny temu – westchnął chłopak o czarnych
włosach. Oparł głowę o ręce i patrzył na chodnik. Widać było że był
zawiedziony. Jego kumpel poklepał go po plecach.
-Spokojnie
znajdzie się – próbował go pocieszyć.
-Hmmm,
nawet jej nie znam, ale boję się o nią – powiedział zielonooki.
-Nie
dziwię się, przecież to twoja siostra. Zastanawia mnie tylko to czemu twój
ojciec nic ci o niej nie powiedział.
-Też
nie wiem, może on będzie wiedział gdzie jest Nila, ale i tak musimy wracać na
Long Island – skamieniałam, gdy usłyszałam swoje imię. Zobaczyłam jak odchodzą
w kierunku centrum. „Przecież nie tylko ja mam takie imię” – pomyślałam. Kiedy
podsłuchałam ich rozmowę, przypomniało mi się gdzie znajduje się ten przeklęty
Obóz Herosów. Zatoka Long Island. No przecież. Wątpiłam że śmiertelny
taksówkarz mnie tam zabierze. Musiałam znaleźć jakiś inny środek transportu.
Nagle zauważyłam, że coś błyszczy kilka metrów od mnie. Podeszłam i podniosłam
przedmiot z chodnika. Była to złota moneta, na jednej stronie była głowa Zeusa,
na drugiej Empire State Building. Trzymałam w dłoni drachmę, walutę olimpijską.
Wpadłam na pewien pomysł jak dostać się do Obozu. Schowałam monete do kieszeni
i ruszyłam przed siebie. Znalazłam jakąś boczną uliczkę, gdzie nie było prawie
wcale ruchu. Rozejrzałam się czy nikt mnie nie obserwuje.
-Stethi, o harma dio boles! –
powiedziałam po starogrecku, co oznaczało Zatrzymaj
się Rydwanie Nienawiści i rzuciłam monetę na asfalt. Normalnie zabrzęczałaby,
ale ona wtopiła się w asfalt. Przez chwilę nic się nie działo, lecz po chwili
stała przed mną szara taksówka. Wyglądała jakby była z… dymu? Od strony
kierowcy otworzyło się okno i wyjrzała starsza kobieta o kościstych i
pomarszczonych dłoniach.
-Jaki
kurs słodziutka? – zapytała się mnie. Pomyślałam że może jednak to był błąd z
wzywaniem tej taksówki.
-Do
Obozu Herosów – powiedziałam niepewnie i wsiadłam. Kanapa była stara i
podziurawiona. Zamiast pasów bezpieczeństwa był czarny łańcuch. Popatrzyłam na
przednie siedzenia. Tak jak się spodziewałam z przodu nie siedziała tylko jedna
kobieta, ale aż trzy : Nawałnica, Sekutnica i Wścieklica. To dopiero są dziwne
imiona. Kiedy ruszyłyśmy z dość duuużą prędkością, wbiłam się w kanapę.
Poszukałam w plecaku złotych drachm. Na szczęście ostały mi się jakieś. Przez
cały czas siostry kłóciły się to o to która ma prowadzić, to która powinna mieć
oko. Modliłam się do ojca, abym przeżyła tą drogę. W pewnym momencie odwróciła
się do mnie jedna z sióstr.
-Ooo
kogo my tu mamy, córeczka Posejdona w końcu raczyła wrócić – spuściłam wzrok.
Było mi wstyd że uciekłam, ale nie żałowałam tego.
-Radziłabym
ci zaopatrzyć się w jakąś zbroję czy coś – powiedziała druga. O co jej
chodziło?
-Niby
po co? – zapytałam się. Zaczęły się śmiać, ale nie wiedziałam z czego.
-Oj
dowiesz się niedługo, jesteśmy na miejscu – powiedziała trzecia. Wiedziałam że
nie powiedzą mi o co im chodzi, więc dałam im należytą kwotę i wysiadłam z
auta. Trochę zachwiałam się, kiedy stanęłam na ziemi, ale szybko odzyskałam
równowagę. Kiedy się odwróciłam nie było już tej przeklętej taksówki. Przed mną
rozciągało się wzniesienie, więc zaczęłam się wspinać. Im bliżej szczytu byłam,
tym więcej wątpliwości miałam. Czy na pewno tam się nadaję? Jak zareagują inni?
Co powie Chloe? Czy znowu będzie tak jak w Obozie Jupiter? Czy spotkam tu
mojego brata? Nogi miałam jak z waty kiedy byłam przy samym szczycie. Kiedy
weszłam na samą górę, pierwsze co zobaczyłam to smok przy wielkiej sośnie.
Podeszłam bliżej i zobaczyłam wspaniały widok. Pola truskawek, boisko do
siatkówki, domki poustawiane w kształcie podkowy, arenę do walk, ścianki
wspinaczkowe i inne elementy do ćwiczeń, plażę i zatokę. Było słychać śmiechy,
rozmowy obozowiczów ubranych w pomarańczowe koszulki. Było tam czuć inną
atmosferę niż w Nowym Rzymie. Uśmiechnęłam się do siebie. Ale wraz z
optymistycznymi emocjami przyszły i te negatywne. Poczułam wstyd i coś jakby
nie zasłużyłam na to wszystko. Chciałam pójść tam, ale coś mnie powstrzymywało.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec w dół zbocza. Nie zauważyłam nikogo,
do póki nie wpadłam na jakiegoś chłopaka. Biegłam z dużą prędkością, więc siła
uderzenia była na tule silna, że oboje upadliśmy, tyle że ja miałam miękkie
lądowanie. Spojrzałam na chłopaka. Miał takie same morskie oczy, podobne
rozczochrane włosy, był wysoki o atletycznej budowie. Był to ten sam chłopak,
którego widziałam w mieście. Spojrzałam na jego przedramię. Miał tylko jedną
kreskę, co oznaczało, że był w Jupiterze tylko rok. Kiedy zobaczyłam symbol
jego boskiego rodzica, otworzyłam jeszcze szerzej oczy. Przeniosłam wzrok na
jego twarz. Patrzył mi się w oczy i był tak samo zdziwiony jak ja. Chciał już
coś powiedzieć, ale ja szybko wstałam i
chciałam jak najszybciej się stąd wynosić. Niestety chłopak był szybszy i
złapał mnie za nadgarstek.
-Czekaj
- powiedział i odwrócił moją rękę tak żeby widzieć mój tatuaż z symbolem
Posejdona. Kiedy zobaczył czyją jestem córką, spojrzał mi głęboko w oczy. Był
podobny do mnie. Zabrałam szybko rękę i cofnęłam się na krok i patrzyłam na
niego niepewnie. Ten zamiast coś mi zrobić, tak jak większość osób, które
spotykałam, uśmiechnął się do mnie.
-W
końcu cię znalazłem – powiedział z pewną ulgą – jestem Percy, twój starszy
brat. Aaa czyli tak wygląda mój wspaniały braciszek, wybawca Olimpu, jeden z
siódemki herosów. Wyglądał na miłego.
-Ty
jesteś Nila, prawda? – upewnił się Percy.
-Tak,
ja przepraszam, muszę iść – powiedziałam i zaczęłam się wycofywać. Chłopak
złapał mnie za rękę.
-Nigdzie
nie pójdziesz, nie po to szukaliśmy cię przez miesiąć, abyć teraz po prostu
sobie poszła. Chodź oprowadzę cię – powiedział z uśmiechem na twarzy i
pociągnął mnie za sobą. Posłusznie szłam za nim. Co chwila odwracał się
sprawdzając czy jestem za nim.
-No,
nie powiem ale narobiłaś kłopotów dla nas i dla naszego ojca – powiedział i
zaśmiał się cicho – ale to chyba u nas rodzinne. Podobno uciekłaś do Włoch, to
prawda? – zapytał się mnie.
-Tak,
byłam w Toskanii i przepraszam, że byłam dla was problemem – powiedziałam ze
skruchą. Mój brat podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, szczerząc do mnie
zęby.
-Bez
przesady, nie było tak źle. Nie codziennie dowiadujemy się, że jest kolejne
dziecko Wielkiej Trójki. I nie codziennie dowiaduję się, że mam młodszą
siostrę. No dobra może opowiesz mi coś o sobie?
-A
co ja mam opowiadać. Wychowałam się w domu dziecka na zachodnim wybrzeżu, po
tym jak zginęła moja matka, Posejdon właśnie tam mnie przeniósł dla mojego
bezpieczeństwa. Tam też poznałam moją przyjaciółkę Chlo, córkę Afrodyty …
-Tak,
przybyła tu wraz z Loganem, musze przyznać, że jest niezła w walce.
-No
właśnie, strasznie się różnimy, ale potrafimy się dogadać. Potem razem
poszłyśmy do Obozu Jupiter. Spędziłyśmy tam cztery lata, póki nie kazał mi
ojciec udać się właśnie tu. Droga zajęła nam sporo czasu, nie była ani
przyjemna, ani bezpieczna. Kiedy dotarliśmy do NY, rozłączyliśmy się, oni
poszli do Obozu, a ja popłynęłam do Włoch. Do mojego rodzinnego miasta.
-Jesteś
Włoszką? – zdziwił się chłopak.
-Tak,
moja mama była z Włoch – opowiedziałam mu jeszcze kilka przygód z podróży przez
Stany. Musiałam przyznać, że był całkiem spoko. Nie był jakiś napuszonym
ważniakiem, tylko zwykłym chłopakiem. Kiedy doszliśmy do wejścia do Obozu,
zatrzymałam się. Percy to zauważył i wyciągnął rękę do mnie. Niepewnie ją
złapałam i weszliśmy na teren Obozu. Na szczęście nie pojawił się nad mną żaden
trójząb, chociaż i tak już jestem naznaczona.
-Najpierw
pójdziemy do Wielkiego Domu. Czekają tam na nas moja dziewczyna, Annabeth,
córka Ateny, Grover, mój kumpel satyr i reszta opiekunów oraz Rzymianie –
powiedział Percy i zaprowadził mnie do dużego budynku. No super, jeszcze
rzymian tu brakuje. Kiedy szłam wraz z moim bratem, zobaczyłam dziewczynę
średniego wzrostu, brunetkę o niebiesko-szarych oczach. Włosy miała upięte w
kok, a grzywka jak zawsze perfekcyjnie ułożona. Była ubrana w obozowy
podkoszulek i dżinsy. W końcu zobaczyłam moją przyjaciółkę, Chloe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz